Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2016, 22:29   #20
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=z_evkY46fzI[/media]
Puszcza Lethyru, poranek

Las rozjaśniał się z każdą chwilą, nastroje w grupie pozostawały jednak smętne. Z jednej strony dotarli do czegoś ważnego, z drugiej strony nadal niewiele rozumieli. Trzeba było podjąć jakąś decyzję.
Światło dnia dodało śmiałkom animuszu i śmiałkowie przystąpili do dalszych poszukiwań zwierzyny, lecz poszukiwania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Wyrnona Ścierwojada nie było w tym martwym lesie. Cokolwiek się tu rozegrało, wyraźnie zakończyło się jakiś czas temu. Rozkładające się ciała były rozsiane po całym lesie, naliczyli ich czterdzieści jeden. Wojownicy, łowcy, psy tropiące – wśród których nie znaleźli ogarów Davy'ego – wreszcie dwójka czarodziejów. Jeden z nich, ten, którego śmierć była bardziej interesująca, zdołał napisać palcem po ziemi słowo P U Ł A…

- “Pułapka, jakbyśmy już tego nie wiedzieli” – rzucił ironicznie Dolit.
- “Ciekawe tylko kto ją zastawił...” - dopowiedziała Zehirla.
- “I tak wszyscy umrzemy” - skwitował z chochotem Xaazz.

Tego wieczoru rozbili obozowisko na skraju kniei i podsumowali zebrane informacje. W dniu Łowów wyruszyli do lasu, w którym miał znajdować się Wyrnon Ścierwojad. Wszystkim pamięć o wydarzeniach mających miejsce w lesie niedomaga. Obudzili się razem, z dziwnymi znakami na czołach, sądząc po wielu znakach co najmniej kilka dni od rozpoczęcia Łowów. Prawdopodobnie wszyscy poza nimi ulegli zaklęciu, które ich pozbawiło życia. Znaleźli miejsce, które prawdopodobnie było źródłem zabójczej magii, oraz ślady wskazujące na fizyczną walkę w tym miejscu. Dziwny szyfr na poczerniałym pniaku pozostał niezrozumiały, gdyż Xaazz nie kwapił się dzielić swoją wiedzą z innymi. Stało się jasne, że muszą zasięgnąć informacji w Bezentil…


* * *
Bezentil, kolejny dzień

Niewiele czasu upłynęło, zanim brak wilgotnego poszycia dał im się we znaki. Mimo słońca, zimny wiatr smagał twarz oraz wysuszał oczy i skórę. Już przy bramie zaczęły się problemy. Dwóch strażników uzbrojonych w lekkie skórznie i włócznie zagrodziło im wejście, czyli przerwę w niedbale zbudowanej palisadzie. Chwilę wcześniej wymieniali cicho zdania, teraz ten po prawej, mniejszy, odezwał się do powracających z lasu drwiąco:
- “Proszę, proszę, czy to nie byli uczestnicy Łowów? Macie wiele do wyjaśnienia, zostajecie za...
W mgnieniu oka sztych ostrza Osberna znalazł się przy jego gardle, co skutecznie uciszyło gwardzistę. Wojownik zwrócił się do drugiego, jednocześnie unosząc palec wskazujący lewej ręki ku towarzyszom w geście powstrzymującym.
- “Twojemu koledze odebrało mowę. Czy mógłbyś pan dokończyć? Chcieliście powiedzieć: 'Jesteście zaproszeni', czy tak?”
Większy strażnik wybałuszył oczy, po czym najpierw pokręcił głową na “nie”, potem na “tak”, bełkocąc coś, co mogło znaczyć 'tak, pewnie'. Osbern, trzymając nadal miecz na szyi pierwszego, zaprosił kompanię do środka, na końcu wytrącił jeszcze broń z ręki tamtemu i dołączył do reszty z ledwo widocznym półuśmieszkiem na twarzy.
Obejrzeli się jeszcze chwilę później na tamtych, ale oni stali sztywno, odwróceni do nich plecami.

Davy pierwszy podjął rozmowę.
- “Kiepsko to wygląda, może dobrym pomysłem byłoby rozdzielenie się żeby nie wzbudzać większych podejrzeń? Spotkajmy się w tej gospodzie wieczorem, co?”
Dolit był oburzony.
- Bez przesady! Nie wiadomo, o co im do końca chodzi, w pojedynkę nas łatwiej wyłapać!
- “W dodatku jakoś nie podoba mi się spuszczać Xaazza z oka” - dodał Roley.
- “Pomysł nie jest zły” - powiedziała spokojnie Zehirla - “Ale może dwójki byłyby lepszym rozwiązaniem?”
Jeszcze nie skończyła mówić, a Dolit od razu się ożywił.
- “Świetny pomysł, moja droga, pozwól że dotrzymam ci towarzystwa.”
- “Pójdę z Roley'em” - oznajmił Osbern, a łucznik przytaknął.
- “Noooo dooobra” - jęknął Xaazz - “skoro muszę się włóczyć z tym dziwolągiem Dupim, czy jak ci tam, poświęcę się dla was...”
Pozostała czwórka ze współczuciem popatrzyła na pomysłodawcę.


Zehirla & Dolit

Czarodziejka od razu stwierdziła, że najwygodniej będzie zapytać u źródła, czyli w świątyni Malara.
Po dłuższym spacerze umilanym rozmową o niczym dotarli na znany im plac świątynny, na którym znaleźli starszego mężczyznę w szarych szatach, malującego nowy run na kamiennej płycie.
- Gdzie znajdziemy arcykapłana, panie? - zagaiła Yazumrae.
Człowiek powoli, z wyraźnym wysiłkiem uniósł głowę znad posadzki.
- “Pojechali, pani.”
- “Wszyscy?” - spytał jej towarzysz.
- “Ja jestem na to za stary...”
- “A można wiedzieć gdzie pojechali?”
- “Można...”

Wyciąganie informacji ze starca było bardzo powolne, męczące, i nie dało konkretnych odpowiedzi, mimo starań obojga. Kapłani wyjechali w jakiejś pilnej sprawie, o której starszy jegomość praktycznie zapomniał, ale powiedział, że lada dzień wrócą i wtedy arcykapłan zapewne ich przyjmie. Zachęcił do pozostania w zajeździe “Pod Gronostajem”, wreszcie spojrzał w niebo i stwierdził, że już późno i ma dużo pracy. Przedstawił się jako Callehon, świątynny posługasz i pożegnał się…


Roley & Osbern

Skierowali się ku Gronostajowi, by zasięgnąć języka miejscowych. Znaleźli gospodę, jednak była ona kilkukrotnie mniejsza, niż ją zapamiętali podczas ostatniego pobytu. W środku zastali kilku myśliwych zajadających gulasz z warzywami oraz, za szynkwasem, czytającego obszerne zwoje właściciela Jinthosa, który skinął im głową na wejściu, jednak nie zdawał się ich rozpoznać. Były za to dwa rosłe psy, które wydawały się dziwnie znajome...

Przysiedli się do pozostałych gości, zamówili jedzenie po wyjątkowo niskiej cenie, co właściciel tłumaczył ostatnimi Wielkimi Łowami, które już zdążyły uzyskać miano “krwawych łowów”. Ponoć nikt z kilkudziesięciu przybyłych obcych nie wrócił, ale miejscowi bardzo nad nimi nie płakali, nikt tu nie przepadał za nimi. Tylko Jinthos zdawał się okazywać jakieś współczucie, chociaż kto go wie, czy naprawdę go to ruszało, czy obchodziła go jedynie własna kiesa. A ta ostatnio zapewne przybrała nieźle na wadze. W każdym razie z wielkich zapasów elfa przygotowanych z myślą o zakończeniu Łowów nie ubyło prawie nic, a lepiej jedzenie oddać półdarmo, niż zostawić, żeby zgniło.
Z tego powodu klienteli w Gronostaju nie brakowało, jak dzień upływał ludzi przybywało, a pierwsze pijackie śpiewy zaczęły się długo przed zapadnięciem zmroku.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=hjAHUkIfK24[/media]

Pierwszą atrakcją wieczoru, a właściwie późnego popołudnia, była drobna piegowata dziewczyna, która zagrała na harfie piękną balladę, podczas której nawet najbardziej gadatliwe mordy ucichły w niemym zachwycie. Nawet gdy skończyła grać, cisza trwała jeszcze kilka sekund, a wtedy ryczące owacje i stukot kufli zagłuszyły wszystko. Artystka kierując się do wyjścia nachyliła się obok siedzącego Roleya, podnosząc coś z podłogi, i wręczyła łowcy zgubę.
- “Chyba pan to upuścił, proszę!” - powiedziała i zniknęła w tłumie zanim Roley zdążył odpowiedzieć.




Karteczka była zmięta, po rozwinięciu przeczytał wiadomość napisaną ozdobnym pismem.
Mój pokój po ostatnim występie. Weż przyjaciół. I przyjaciółkę.”

Podał kartkę Osbernowi marszcząc czoło, on po kilku sekundach skinął głową.



Xaazz & Davy

Wszyscy się rozeszli, a niziołek z czarną owcą ich grupy nadal stali na środku piaszczystej drogi.
- "I co teraz, panie Wszystkowiedzący?"
- "Idziemy na cmentarz, mój głupiutki przyjacielu."
Xaazz nie żartował, naprawdę zaczął rozpytywać o miejsce grzebania zmarłych w Bezentil. Twierdził, "Po czym lepiej poznać, co się dzieje, niż po ostatnich przegranych?" Cmentarz był zlokalizowany około milę za miastem, była to zbiorowa mogiła - kurhan porośnięty gęstą żółtawą trawą, jakby ciała zmarłych jednocześnie użyźniały i zatruwały okoliczną glebę. Xaazz zarządził postój i rozsiadł się na zboczu pagórka, zachęcając towarzysza do tego samego.
- "Teraz czekamy. Ktoś przyjdzie pod wieczór, ludzie lubią cmentarze późną porą" - rzekł czarownik takim tonem, jakby komentował piękną pogodę - "Odpoczywaj, mały, mamy kilka godzin wolnego."


I rzeczywiście, upłynęło kilka godzin zanim coś się stało, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, przyszły dwie kobiety w prostych lnianych szatach. Starsza, wysoka i żylasta, mogła mieć koło pięćdziesiątki, młodszą, delikatniejszą i ładniejszą, od niedawna można było uważać za dorosłą. Szły nie rozmawiając, niosąc wieńce kolorowych kwiatów. Dopiero widok Xaazza wyciągniętego na mogile sprowokował tęższą kobietę. Po krótkiej i emocjonalnej wymianie zdań dwójka towarzyszy dostała cenną informację.

Niedawno pochowano tu kilku strażników, próbujących zatrzymać jakiegoś niebezpiecznego człowieka w brązowym płaszczu, który przeszedł przez Bezentil drugiego dnia ostatnich Łowów i wyruszył na zachód, kradnąc najlepszego ogiera w stajni.



* * *
Wszyscy, Pod Gronostajem

Spotkali się niedługo po zapadnięciu zmroku, dzieląc się zdobytymi informacjami. Davy z radością powitał swoje psy, a raczej one jego, na co niektórzy zareagowali dziwnymi pomrukami. Jinthos z uśmiechem poklepał niziołkowi po plecach, nie bacząc na nich, zazdroszcząc mu jego wrodzonego szczęścia. Wszyskie wiadomości wzbudziły zainteresowanie, jednak najbardziej zagadkowa pozostała wiadomość od harfistki. Wieczór minął głośno. Towarzysze odpoczęli w miłym towarzystwie tak odmiennym od przesiąkniętego śmiercią lasu. Przygoda dni poprzednich prawie poszła w niepamięć. Prawie. Po połnocy występ zakończył rubaszny żartowniś, który bardzo upodobał sobie dowcipy o krasnoludach. Szczęśliwie dla niego żadnego w zajeździe nie było.

Nadszedł czas proponowanego spotkania. Część nerwowo, część niecierpliwie, wstali od swojego stołu, zapytali karczmarza o pokój harfistki i udali się do niego. Na pukanie Roleya odpowiedziało piskliwe “Chwileczka!”, a następnie “Proszę!”. Weszli. Był to prosty, ale spory pokój z dwoma pustymi łóżkami i trzema drewnianymi twardymi krzesłami. W kącie stała harfa, na małym stoliku postawiono lampę oliwną, a okna szczelnie zasunięto belą bordowego materiału. Dziewczyna siedziała na jednym z krzeseł zapraszając nerwowo do środka.

Drzwi się zamknęły, a gospodyni nie traciła czasu.
- “Poznaję was, byliście na Łowach” - mówiła szybko, ledwo wymawiając zrozumiale słowa - “Ja jestem Lily i chcę wam pomóc. Widziałam, jak wchodziliście rano do miasta… Tu są jakieś kłopoty… wielkie kłopoty. Wszyscy zginęli, a Wyrnon zniknął. To jawna obraza Malara, a przynajmniej tak twierdzili kapłani. Chwilowo ich nie ma, wszyscy pojechali na jakieś zgromadzenie, ale wrócą lada dzień, a jeśli wtedy dowiedzą się, że żyjecie, marny wasz los. Oni nie zadają pytań, oni…” - głos jej się załamał i ukryła twarz w dłoniach.
Po chwili niezręcznej ciszy kontynuowała.
- Oni chcą go dostać i nie dbają o obcych, którzy mogą coś wiedzieć. Zabiją was próbując zdobyć informacje, których nie macie, a na tym nie poprzestaną! Musimy uciekać!

 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 05-04-2016 o 00:39.
Ryder jest offline