Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2016, 13:19   #87
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Potężna noga należąca do monstrum o trudnej do opisania prominencji, poruszyła się w górę. Uniosła wysoko, tam gdzie nie sięgał ich wzrok, a potem opadła w dół miażdżąc, gniotąc, burząc. Ludzi, domy, drzewa. Przy wtórze krzyków i łoskotu walących się konstrukcji.
Zniszczenie było przeogromne, niemal nie do opisania, a krew przelewała się pośród gruzów miasta wartkim strumieniem. Szkarłatnym potokiem utraconych żyć.

Uciekali przed nienazwanym monstrum, by skończyć pod gigantyczną stopą, zgnieceni niczym bezbronne robale. Jak zawsze.

Koszmar. Koszmar nawracający co noc i co noc kończący się w ten sposób. Wrażeniem zgniatania przez demoniczną łapę. Miażdżenia.

Spocona pościel. Ukradkowy krzyk, jakże niemęski mimo że wydobywał się przecież z gardeł mężczyzny. Szklanka wody gasząca spragnione usta, lecz nie gasząca rozpalonych myśli.

Ten sam koszmar. Ciągle i ciągle. Cala trójka mężczyzn, którzy mieli pecha stawić czoła nienazwanemu złu w podziemiach pod Carcassonne musiała przeżywać go prawie każdej nocy. Nic więc dziwnego, że byli zmęczeni i pozbawieni energii.

Śledztwo stanęło w martwym punkcie. Co więcej, mieli wrażenie, że są na „cenzurowanym” zarówno władz jak i mecenasa, który zajmował się prawną stroną spadku. Policja, zasłaniając się dobrem śledztwa, trzymała ich z daleka od jakichkolwiek informacji dotyczących postępów w sprawie. Postępów, których nie było. A może nawet już nie było sprawy? Bertrand wyczuł to pierwszy. Drugie dno, zwane powszechnie „korupcją”. Nie raz trafiał już na efekt łapówki wręczonej gdzieś bardzo wysoko, w odpowiednie ręce. Łapówki zapewne niemałej, która pozwoliła przesunąć sprawę morderstwa gdzieś, gdzie nie zajmowała ona tyle miejsca, co handel narkotykami lub kradzionymi dziełami sztuki, których szlaki przemytnicze wiodły właśnie przez Marsylię. Coś w głosie policjantów wzbudzało jego podejrzliwość, włączało brzęczyk alarmowy. Sugerowało, aby nie naciskać, nie drążyć, nie narzucać się. Byli podejrzani o szpiegostwo, przygotowywanie zbrojnego zamachu lub udział w zorganizowanej przestępczości na terenie Hiszpanii. To – przynajmniej przez jakiś czas – koncentrowało na nich niechcianą uwagę służb bezpieczeństwa, chociaż jednocześnie – co było czymś na plus – dawało im również potencjalną protekcję przed kultystami, gdyby ci zechcieli wrócić.

Dlatego też sprawami zdobycia broni, lewych dokumentów umożliwiających im w przyszłości wjazd na teren Hiszpanii i tym podobnymi sprawami zajęła się Carrolyn de Euge. Bezpośrednio i zadziwiająco skutecznie.
Louis de Genefies pochodził z Nantes. Kilka zamiejscowych telefonów pozwoliło ustalić kogoś, kto wydawał się być obiecującym kontaktem. Niejaki Arturo Vaspen. Jego partner. Człowiek, który od kilku tygodni bezskutecznie próbował odszukać zaginionego wspólnika. Był tylko jeden problem. Ów Arturo nie chciał zgodzić się na przyjazd do Marsylii. Już przez telefon brzmiał, jak paranoik. Ale może właśnie dlatego jeszcze żył, a jego przyjaciel… Ottone, Luis Bertrand doskonale wiedzieli, jaki los spotkał nieszczęsnego Louisa.

Po dwóch dniach wspólnych poszukiwań Marc Vernier, Claude i Sophie odszukali informację o znalezionej pod Carcassonne monecie. Było to niezwykle cenne znalezisko zarówno z punktu widzenia historii, jak i ezoteryki. Monetę wybito podczas II wojny punickiej, czyli ok. 200 r..p n.e. Unikat wart fortunę. Pisma okultystyczne, do których trójka badaczy dokopała się z niemałym trudem, wspominały jednak, że monety z wizerunkiem boga-słonia były częścią przymierza, jakie Hannibal zawarł z czymś, co pochodziło spoza czasu i przestrzeni, z czymś demonicznym i złym. Zgodnie z innymi, mniej wiarygodnymi źródłami, monety te były pieczęciami, które poświecone w zakazanym rytuale pozwalały zapanować nad wezwanym demonem. Jeszcze inne, najmniej wiarygodne źródła, mówiły że złota pieczęć była symbolem pradawnego kultu i znakiem zjednania z krwawym bóstwem, którego imienia nie udało się im jednak ustalić.

Najwięcej informacji udało się jednak zdobyć Marcowi Vernierowi w „Zapomnianych kultach” – księdze zdobytej w księgozbiorze przejętym od Castora. Księdze, której lektura spowodowała, że nie wszystko wydawało się Marcowi tak pewnym, jakim wydawało się jeszcze do niedawna. Znaleziona moneta była pieczęcią bóstwa zwanego Chaugnar Faugiem. Odpowiedni rytuał, który Marc znalazł na kartach zakazanej księgi, i można było nawiązać kontakt z czymś, co było posłańcem bóstwa w ich świecie. Ryzykowne przedsięwzięcie, jak wiedział Marc. Wymagające poza monetą lub innym symbolem bóstwa, także ofiary z krwi zwierzęcia i wzniesienia z głazami oraz mieszanek specyficznych ziół, których zdobycie nie stanowiło by w portowym mieście takim jak Marsylia, większego problemu. Marc wiedział jednak, że kiedy zrobi się ten krok i odwoła do plugawych mocy z zakazanych ksiąg, wkracza się na ścieżkę, prowadzącą prosto w czeluść bez dna. Ścieżkę, z której trudno było zawrócić.

Co więcej, znaleziona moneta mogła, zgodnie z księgą, otwierać zapomniane bramy poświęcone bóstwu. To mogło wyjaśniać to, co spotkało Ottona, Bertranda i Luisa w Carcassonne i ich tajemnicze znikniecie oraz pojawienie się na Hiszpańskim wybrzeżu. Wybrzeżu, gdzie wszak armia Hannibala mogła lądować blisko dwa tysiące lat temu. Kto wie?
Wiedząc, jaki skarb znalazł się w ich przypadkowym posiadaniu, mogli być pewni, że gdyby tylko Gonzaga lub Bractwo Krwi dowiedzieli się, że są w jego posiadaniu, zrobiliby wszystko, by ów przedmiot odzyskać.

Mieli już nowe ślady: wątek z plugawym rytuałem i monetą, wątek z detektywem z Nantes oraz – wydający się najważniejszy – ślad prowadzący do małego miasteczka na pograniczu Francji z Hiszpanią, niestety już na terenie tego drugiego kraju. Mieli broń, którą załatwiła de Euge. I pewność, że policja z Marsylii raczej im nie pomoże, a adwokat też traktował ich teraz z wystudiowaną rezerwą robiąc jedynie tyle, ile musiał.

Jedynym oddanym sojusznikiem wydawała się być Charlotte De Voltau , ale i jej wpływami nie dało by się rozwiązać wszelkich problemów.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 19-04-2016 o 16:49. Powód: pomyłka imienia NPC-ki i nazwy w miasta w drugiej części posta
Armiel jest offline