Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2016, 20:07   #136
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Południowy gościniec, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


W lesie zapanowała dziwna cisza, przerywana przez szum okolicznych drzew, których konary łagodnie kołysały się na wietrze. Ptactwo, które wcześniej wesoło śpiewało, znalazło sobie schronienie w pobliskiej ścianie zarośli, która wznosiła się na kilka metrów, kompletnie przesłaniając widoczność. Na całe szczęście wraz z upływem nocy deszcz ustał i ścieżka przed nimi nie była aż tak zabłocona jak wcześniej, chociaż poranna rosa wciąż zaścielała trawę i liście, lśniąc w promieniach wschodzącego słońca niczym drobne kryształki.
Albert Schulz stał przez chwilę nieruchomo, przyglądając się uważnie klatce i jej najbliższemu otoczeniu. Ruszył w jej stronę wolnym krokiem, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kolejnych pułapek, które mogły być ukryte pod stertą liści, które o tej porze roku zaczynały coraz częściej spadać z drzew. Podobnie uczynili towarzyszący mu chłopi; ostrożnie podążyli tuż za nim, rozglądając się po okolicy z nieufnością wymalowaną na twarzach.
Adar szybko obszedł klatkę szukając w niej słabych punktów, lecz owych nie znalazł. Konstrukcja była solidna i dodatkowo wzmocniona u podstawy, aby nadać jej większego ciężaru, zupełnie tak jakby przygotowana została na dużego zwierza. Uwięziony wewnątrz Klaus miał ogromne szczęście, że nie spadła mu na głowę, bo nie byłoby co po nim zbierać. Stojący nieopodal Dziadek Rybak zaproponował, aby podkopać klatkę i był to prawdopodobnie najlepszy pomysł, gdyż ta okazała się zbyt ciężka dla rannej i zmęczonej drużyny, o czym chłopi szybko się przekonali. Nie mając innego wyjścia, chwycili za łopatę, którą otrzymali od Kasimira i wzięli się do roboty.
Wciąż wilgotny od deszczu grunt, okazał się nadzwyczaj łatwy w przekopaniu. Łopata grabarza pomimo licznych śladów użytkowania była bardzo solidna i bez trudu poradziła sobie z tym zadaniem. Dziura pod klatką powiększała się z każdą chwilą i niewiele brakowało, a byłaby wystarczająco duża żeby łowca mógł się przez nią prześlizgnąć, kiedy nagle za ich plecami las groźnie zaszumiał. Coś spłoszyło ptactwo, które całą chmarą wyleciało z pobliskich zarośli. Przez moment dało się słyszeć tylko skrzek oddalających się wron i szum drzew, których liściaste gałęzie poruszały się wraz z wiatrem.
Chłopi niemalże natychmiast odsunęli się od klatki, zostawiając łopatę wbitą w stercie spiętrzonej ziemi, która usypana była tuż obok wyrwy. Klaus wciąż był uwięziony, skazany na wielokroć bezlitosny kaprys losu, dlatego nie mając innego wyjścia, zdecydował się sięgnąć po swój wierny, myśliwski łuk. Na cięciwę nałożył strzałę i naciągnął broń do granic swych możliwości, tak iż zatrzeszczała w proteście. Spodziewając się nadejścia kolejnych zastępów bestii z puszczy, łowca wycelował w ścianę piętrzących się zarośli, znajdujących się na prawo od ścieżki, jakieś dziesięć metrów od niego. Zamierzał walczyć do ostatniej kropli krwi, niczym dziki zwierz zapędzony w kozi róg. Podobnie postąpiła reszta jego kompanów; chwycili za oręż i stanęli pomiędzy klatką, a ścianą kosodrzewiny, gotów bronić uwięzionego towarzysza.
Strach na nowo powrócił i zagościł na surowych, chłopskich obliczach. Wciąż mieli przed oczami spotkanie z gigantycznymi pająkami i Krwawą Turzycą, która odebrała im dwóch, znanym im od kołyski kompanów. Byli ranni, poobijani i pomimo stosunkowo spokojnej nocy, wciąż zmęczeni. Magnus nie był nawet w stanie uciekać, nie kiedy jego noga przypominała na wpół zaropiały, krwawy ochłap. Nie spał zbyt wiele, trawiony przez silną gorączkę. Był wykończony i chwiał się na nogach z każdym krokiem. Na całe szczęście nie zaistniała potrzeba odcięcia rannej kończyny, więc drwal był w stanie iść dalej, podpierając się na swym kunsztownie wykonanym, oburęcznym mieczu.
W głowie uwięzionego w klatce Klausa, pojawiała się wizja uciekających w popłochu kompanów, zostawiających go na pastwę bestii z lasu, lecz szybko odrzucił od siebie tą absurdalną myśl. Zawsze trzymali się razem i nigdy nie porzucili nikogo na pewną śmierć. Dowiodły temu wydarzenia z ostatniej doby, gdzie wielu kompanów balansowało na skraju śmierci, a mimo to wszyscy wspierali się nawzajem, troszcząc się o te najsłabsze ogniwa.


Zarośla przed nimi zatrzęsły się gwałtowniej, a potem równie nagle ucichły. Chłopi stali niemalże nieruchomo, przyglądając się im z intensywnością, której nie powstydziłby się drapieżny sokół, polujący na królika. Po skroni spłynęły pierwsze krople potu, które powoli zaczęły formować drobny strumyczek, płynący wzdłuż lica. Zaciśnięte na rękojeści miecza palce poruszyły się nerwowo, szukając pewniejszego chwytu, a przyśpieszony oddech zamieniał się w parę tego mroźnego poranka. Zarośla ponownie zadrżały; uginające się młode drzewka i wystające gałęzie, poruszały się coraz gwałtowniej, nieuchronnie zbliżając się w ich kierunku.
Schulz chwycił oburącz za swój poszczerbiony miecz, ugiął kolana i wznosząc go na wysokość swojej głowy, skierował ostrze w stronę krzaków, gotów zaatakować w chwili wyłonienia się intruzów. Stojący tuż obok Magnus uczynił podobnie. Zatoczył szeroki łuk w powietrzu wspaniałą klingą, która odpowiedziała charakterystycznym świstem, po czym przełożył ją przez bark, gotów okręcić się na pięcie i wyprowadzić szybki cios. Oczy Dziadka Rybaka zaświeciły się fioletowoczarnym blaskiem, gdy sięgał wgłąb swego umysłu po jedno z bardziej przerażających zaklęć, a uwięziony w klatce Klaus uspokoił oddech, gotów do wypuszczenia strzały. Adar i Severus stali obok siebie, wpatrzeni w zarośla przed sobą. Ich dłonie spoczywały mocno zaciśnięte na orężu i odrobinę drżały; wiedzieli, że kolejnego starcia z hordą zwierzoludzi ta drużyna nie przetrwa. Nie musieli nawet zwerbalizować swych obaw, wystarczyła tylko krótka wymiana spojrzeń, która mówiła więcej niż słowa. Tylko Katarina stała spokojnie, wiedząc, że jeśli znowu przyjdzie jej walczyć, to da z siebie wszystko. Całkowicie odda swe ciało i umysł nieskrępowanej potędze Chaosu, a wszystko to w zamian za życie swych towarzyszy. Ofiara godna uwagi, obok której nawet Tzeentch, Pan Przemian, nie przeszedłby obojętnie…


Zarośla przed nimi gwałtownie ugięły się, a potem zostały rozsunięte, ukazując dwie zmęczone długą podróżą twarze mężczyzn, którzy wyglądali na myśliwych, choć byli od nich zdecydowanie lepiej uzbrojeni. Przez chwilę przyglądali się uważnie chłopom, równie zaskoczeni ich widokiem, co mieszkańcy Krausnick pojawieniem się tropicieli. Groteski temu spotkaniu nadawał fakt, iż Klaus tkwił uwięziony w klatce myśliwych, a obie strony wciąż celowały w siebie bronią i musiała minąć dłuższa chwila ciszy zanim ktokolwiek zdecydował się wykonać pierwszy ruch.
Znajdujący się na przodzie tropiciel spostrzegł uwięzionego człowieka i srogo zaklął pod nosem. Wyszedł z zarośli, ukazując się w pełnej krasie chłopom. Mężczyzna nie miał więcej niż czterdzieści zim, na jego naznaczonej zmarszczkami twarzy, widać było powagę i doświadczenie, które w Lesie Cieni było cenniejsze od wody i chleba. Uzbrojony był w długi myśliwski łuk, który trzymał kurczowo w dłoni oraz miecz, który wciąż tkwił w przypiętej do pasa pochwie. Tropiciel odziany w skórzany kaftan, który skrywał pod długim, sięgającym ziemi płaszczem. Na głowie nosił beret o tym samym kolorze co reszta stroju, czyli jasnozielonym, który doskonale zlewał się z otoczeniem. Kilka pięknych sokolich piór wystawało z nakrycia głowy, którą zdobiły też niewielkie, zwierzęce talizmany, doskonale podkreślając jego rolę w społeczeństwie. Był łowcą potworów.
Za nim stał młodszy, wysoki i dobrze mężczyzna, którego wiek raczej nie przekraczał trzydziestu zim. Miał brązowy oczy; dość długie, czarne włosy i opaloną twarz, a także lekki zarost. Jego ubiór był bardziej poniszczony od kompana, sugerując iż mógł być od niego biedniejszy, lecz przewieszona przez plecy rusznica robiła spore wrażenie i była wiele warta. Miał też dużą, okrągłą tarczę, którą trzymał w lewej dłoni oraz miecz, który znalazł się w prawej. Pomimo stosunkowo młodego wieku, wyglądał równie groźnie co jego towarzysz.

- Wybaczcie, nie sądziliśmy, że ta ścieżka jest uczęszczana jeszcze - odezwał się starszy łowca, po czym ruszył przed siebie unosząc wysoko nogi, aby nie potknąć się o sięgające kolan zarośla i wystające korzenie. Wciąż trzymał w dłoni łuk, lecz skierowany był on ku ziemi.
- Polowaliśmy na bestię, która w ciągu ostatnich kilku tygodni przyczyniła się do śmierci wielu mieszkańców okolicznych wiosek. Ledwo co zdążyliśmy pułapkę zbudować i oddalić się na bezpieczną odległość, a usłyszeliśmy hałas i zobaczyliśmy chmarę ptactwa wylatującego spomiędzy drzew. Nie ukrywam, że spodziewaliśmy się zobaczyć coś zgoła innego, choć widok przyjaznych twarzy w takim miejscu cieszy oczy jeszcze bardziej. Bądźcie powitani - powiedział podchodząc do Schulza, który również opuścił broń. Obaj uścisnęli sobie dłonie, po czym mężczyzna bez słowa wyjaśnienia sięgnął za pazuchę po klucz, którym następnie otworzył klatkę, w której tkwił uwięziony Klaus. Rzucił też ukradkowe spojrzenie na podkop oraz na znajdującą się tuż obok łopatę; na jego twarzy wykwitł grymas rozbawienia.
Tymczasem Albert nie ruszył się z miejsca. Stał tam gdzie był wcześniej, czekając aż drugi łowca potworów w pełni wyłoni się z zarośli, aby móc również się z nim przywitać. Obaj uścisnęli sobie dłonie, lecz tym razem Schulz nie poluźnił uścisku. Przytrzymał on młodego mężczyznę, aby móc się lepiej mu przyjrzeć.
- Ernst?! Kurwa, kopę lat, skurczybyku! Jak tam się trzyma oddział Żelaznych Wilków? Słyszałem, że zaciągnęli waszych do ganiania po lasach za niedobitkami - Albert uściskał młodego mężczyznę, klepiąc go po plecach. Ernst przez chwilę wyglądał na zaskoczonego tym nagłym powitaniem przez obcą mu osobę, lecz po chwili przypomniał sobie skąd znał on tą pomarszczoną twarz - Schulz również był żołnierzem Armii Imperialnej.
- Um… Rozwiązali formację, po tym jak część naszych uciekła na widok zmasowanego ataku wroga. Okryliśmy się hańbą, wielu wtedy stracono, ale mi darowano życie. Chcieli mnie wcielić do Kompanii Wolfenburskiej, ale nawiałem - odpowiedział młody mężczyzna, po czym spojrzał po otaczających go twarzach.
- Teraz podróżuję z wioski do wioski i zajmuję się problemami mieszkańców z okoliczną fauną. Da się z tego utrzymać - dodał po chwili.
- A wy? Co was tu sprowadza?



Obóz Ungorów, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Najemnicy ruszyli wąską ścieżką, zgrabnie omijając zastawione przez zwierzoludzi sidła, którymi usłana była droga przed nimi. W tej części lasu było znacznie mniej wielkich drzew, dominowała w przeważającej większości kosodrzewina oraz inne karłowate rośliny, które pozwoliły ludziom Lamberta podejść niepostrzeżenie do obozu ungorów. Kapłan Sigmara wraz z Wilhelmem obeszli polanę, na której rozstawionych było kilka większych szałasów i zatrzymali się w zaroślach naprzeciw ukrytej w krzakach Lexy oraz towarzyszącego jej Kasimira. W samym centrum otoczonego przez zwierzoludzi obozu, znajdował się krąg wbitych w ziemię włóczni oraz naostrzonych bali, które skierowane były do wewnątrz. Umieszczone były tam w jednym celu; miały za zadanie powstrzymać cztery młode i przerażone niewiasty przed ucieczką, które najwyraźniej ungory oszczędziły w celu wykonania jeszcze jednej, przerażającej egzekucji. Trzymały się one blisko siebie, trzęsąc się ze strachu i cicho płacząc w swej bezsilności. Wokół ich prowizorycznego więzienia, dotknięte rozmaitymi mutacjami bestie zaczęły rozkładać suchy chrust. Największy z ungorów, o rogach dłuższych niż reszta jego kompanów, stanął z pochodnią tuż obok ogrodzenia i gardłowym głosem rozkazywał innym w nieznanym najemnikom języku.
W ruchach zwierzoludzi widać było pośpiech. Wpadali oni do szałasów, zbierali na prędko zgromadzone łupy i najpotrzebniejsze rzeczy, które następnie pakowali do wykonanych z wygarbowanej skóry worków. Nie potrzeba było umysłu geniusza, żeby zrozumieć, iż bestie w trybie pilnym zwijają obóz i szykują się do dalszej wędrówki. Pochodnia w ręku największego z nich oraz rozłożony chrust wokół ogrodzenia z uwięzionymi wewnątrz uprowadzonymi kobietami, również nie pozostawiało złudzeń co do ich zamiarów.
Lambert nie mógł do tego dopuścić, lecz to nie on zaatakował pierwszy. Lexa wybiegła z zarośli z dwoma toporami uniesionymi do ataku i spadła na zwróconego tyłem do niej ungora, niczym sokół na swą ofiarę. Cios był tak silny, że rozłupał w pół czaszkę mutanta, która wydała z siebie charakterystyczne chrząknięcie. Kiedy wojowniczka wydobyła z jego głowy ostrze topora, wylewając tym samym płyn mózgowo-rdzeniowy na piasek pod stopami, Kasimir natarł stojącego tuż obok niej stwora i choć jego atak nie zabił z miejsca przeciwnika, to z całą pewnością odczuł on go na sobie i zmusił do panicznej obrony.
Widząc, że reszta najemników rozpoczęła ucztę bez niego, Lambert wbiegł na polanę z imieniem Sigmara na ustach. Ciężki, oburęczny młot zmiażdżył łeb najbliższego ungora i pomknął w stronę następnego, który stał nieopodal swego poprzednika. Ten również nie zdążył choćby krzyknąć; siła uderzenia była tak silna, że rozpruła nadęty do olbrzymich rozmiarów brzuch potwora, wypruwając trzewia na ziemię. Ungor głośno zawył i pochylił się, chcąc za wszelką cenę powstrzymać wylewające się wnętrzności, lecz kolejny cios młota wbił go w piach, kompletnie pozbawionego iskier życia.
Jedna ze stojących nieopodal bestii zakradła się do Lamberta, podnosząc topór z zamiarem opuszczenia go na łysą głowę kapłana, lecz wystrzelona z łuku Wilhelma strzała odszukała swój cel i zatopiła się w gardzieli zwierzoczłeka, zabijając go na miejscu. Hieronim uśmiechnął się ponuro, posyłając krótkie spojrzenie w stronę zarośli skąd nadleciał wybawicielski pocisk, po czym rzucił się na następnego przeciwnika.


Lexa nie marnowała energii na zbytnią finezję w walce. Dość szybko zaroiło się od wrogów wokół nich i zwyczajnie nie było czasu na to. Walczyła brudno, kopiąc, gryząc i sypiąc piachem w oczy. Wykorzystywała każdą nadarzającą się okazję, a mimo to bardzo szybko została zepchnięta z ofensywy do panicznej obrony. Wraz z Kasimirem, który stał tuż obok z toporem i tarczą w dłoniach, kładła pokotem przeciwnika za przeciwnikiem, lecz na każdego zabitego ungora pojawiało się w jego miejsce dwóch kolejnych. Mimo to żadne z nich nie miało zamiaru cofnąć się choćby o krok.
Przez moment, w głowie młodego grabarza pojawiły się wątpliwości, lecz widząc walczącą obok Lexę, która zachowywała się jakby była w transie, atakując niczym młoda lwica i nie bacząc przy tym na znaczną przewagę liczebną wroga, Kasimir zdecydował się stać w miejscu i walczyć do samego końca.
Topór, którego ostrze pokrywały krasnoludzkie runy, okrutnie rozczłonkowywał mutanty, które miały nieszczęście znaleźć się się w jego zasięgu. Młody mężczyzna został kilka razy boleśnie ugodzony, lecz były to na ogół słabe i niepewne ciosy, które pochłonął skórzany pancerz. Burza ostrzy, która rozpętała się wokół walczących wydawała się nie mieć końca, lecz z każdą chwilą opór wrogów słabnął, a ich przewaga liczebna malała.
Lambert ściął z nóg ostatniego przeciwnika, który znalazł się po jego stronę obozu. Tym razem ungory nie miały zamiaru uciekać w popłochu, a zamiast tego postanowiły walczyć do samego końca, co w ich przypadku nie trwało dłużej niż minutę od chwili wyłonienia się najemników z zarośli. Kiedy po południowej stronie obozowiska zabrakło przeciwników, Wilhelm ruszył z pomocą Lexie i Kasimirowi, lecz nim zdążył tam dobiec było już po wszystkim. Kilkanaście stworów leżało zaszlachtowanych jak świnie na piaszczystej ziemi, otaczającej krąg włóczni i bali. Niewiasty z Krausnick zostały uratowane przed śmiercią w płomieniach, a najemnicy nie tylko okryli się chwałą w oczach Sigmara, ale też zdobyli zgromadzone przez zwierzoludzi łupy.

Po uratowaniu przerażonych i wycieńczonych kobiet, Lambert przygotował im napar leczniczy, który natchnął je odrobiną energii niezbędnej do dalszej podróży, po czym udano się na południe, w stronę Gór Środkowych.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline