Wysoki mężczyzna zatrzymał się na moment, uważnie wsłuchując się w odgłosy otaczającego go lasu. Wolał nie zostać zaskoczony przez żadne z zamieszkujących leśne ostępy zwierząt.
Spojrzał na Dietera, lecz ten również nie widział dokoła niczego niepokojącego.
- Na brodę Taala... Jeśli to zawiedzie, będziemy musieli iść do Bestii w odwiedziny - powiedział Ernst.
Mówiący odziany był w skórzaną, nieco podniszczoną kurtę, brązowe spodnie wpuszczone były w wysokie, sięgające kolan skórzane buty.
Opalona twarz wskazywała na to, że dość często wystawiana była na wiatr i słońce. Długie, ciemne włosy prosiły się o grzebień, i czasami, wbrew woli właściciela, spadały na czoło.
O dziwo - broda i wąsy były bardziej zadbane, niż włosy...
Mężczyzna uzbrojony był nieco nietypowo, jak na myśliwego - o ile muszkiet można było jakoś uznać, o tyle miecz i tarczę dość trudno było uznać za typowe wyposażenie człowieka, który spędza czas przemierzając bory i lasy.
Bestia polowała na ludzi pomiędzy Ferlangen, a Obelstein. Było to drapieżne stworzenie wielkości rosłego byka (o czym świadczyły zniszczenia oraz głębokie odciski stóp), które zostawiało ślady pasujące do ogromnego wilka.
Z bykiem Ernst by sobie poradził bez niczyjej pomocy, ale z wilkopodobną bestią nie zamierzał ryzykować. Odo Horn spróbował, a potem udało się odnaleźć tylko niektóe kawałki jego ciała.
Ucz się na błędach, najlepiej cudzych, powtarzał Ersntowi jego dziad, a były żołnierz, obecnie łowca bestii, zwykle słuchał tej dziadkowej mądrości. Nie bardzo wiedział co prawda, co nieżyjący już Hans Schatz powiedziałby na temat polowania na bestie w ogóle i na Bestię w szczególności, ale ideę zachowania ostrożności z pewnością by poparł.
- Trzy dni to nie tak dużo - odparł Dieter Dashauer, starszy od swego towarzysza o dobrych kilka lat. - Nigdzie się nam nie spieszy. Mamy co jeść i co pić, a klatka to bezpieczniejszy sposób, niż uganianie się za Bestią po lesie.
- Na upartego można by się zamknąć w środku - zażartował Ernst. - Bylibyśmy bezpieczni.
Ruszyli dalej, z każdym krokiem coraz czujniejsi, bowiem ścieżka, jedna z paru, którymi Bestia lubiła się poruszać, była coraz bliżej.
Hałas, jaki rozległ się przed nimi, mógł oznaczać tylko jedno - coś uruchomiło pułapkę, jednak hałasowi nie towarzyszył wściekły ryk Bestii.
- Na wszystkie demony - zaklął Dieter, po czym ostrożnie ruszył sprawdzić, co za ptaszek wpadł w ich sidła.
Ernst pospieszył za nim. |