Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2016, 21:57   #47
Bergan
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość
Lucyna:
Idź do szkoły magii, mówili. Będziesz bogata, wychwalana pod niebiesiech i zero trudu w życiu, mówili. Te słowa chyba straciły rację bytu w momencie, gdy Partridge wziął dżentelmeński zamach swoim krzesłem i Ci przypieprzył...

Partridge:
Mama zawsze Ci mówiła takie oto słowa, gdy przybiegałeś do niej z płaczem niosąc wieść, że dzieci się z Ciebie śmieją i rzucają psimi kupkami: "Zrobiliśmy Cię z tatą po pijaku, w sumie jesteś totalną wpadką. Czy zatem wyśmiewanie Cię przez bandę gówniarzy jest czymś gorszym?". Byłeś za mały i zbyt smarkaty, aby zrozumieć głębie tych słów, ale gdy dorosłeś...zrozumiałeś, że...dalej ich nie rozumiesz. Matka zawsze była surowa, nieobliczalna i rżnęła się z każdym ze służby. Tata nie inaczej - też rżnął się z tymi samymi osobami co matka, ponieważ raz Ci rzekł: "Matka się mi nie daje, to bzykanie z jej kochankami daje mi poczucie jakbym ją bzykał".
Dorośli byli dziwni.
Dlatego też, wychowany w wiecznym braku miłości i patologii wyższych sfer, nie potrafiłeś wyjść z martwego ciągu samobłazeństwa i niskiej samooceny. To dla odmiany wpływało na Twoje działania prowadzone na oślep (do tego te uszkodzone rogówki...), tak samo było w tym przypadku. Po co było szybko położyć Lucynę na ziemi i zdusić ten lokalny pożar na jej ubraniach? Po co było nakryć ją paltem, płaszczem, skórą niedźwiedzia (znając życie akurat byś trafił na taką, co jeszcze by do niedźwiedzia należała)? Złapałeś za pierwszy lepszy przedmiot, zamach i trach! Trafiłeś i to jak! O kurwa...w rękach został Ci kawałek tego czegoś, pomacałeś te resztki...krzesło poszło w cholerę. Coś obumarło w Twojej duszy ulepionej z pianki do pieczenia na ognisku, prawdopodobnie w wyniku zbyt wysokiego promieniowania cieplnego bólu, zgryzoty oraz obumierających szarych komórek.

Lucyna:
Na boga kanapek z serem pleśniowym, cóż za kretyn! Nie dość, że przyładował Ci z całej pety w zadek, to jeszcze wykoperciłaś się na twarz. Ile jeszcze tych poniżeń połączonych z pobrudzonymi i pozlepianymi rzęsami? Podniosłaś się powoli...wzięłaś 10 wdechów...tyle samo razy zaciskałaś dłonie w pięści i rozprostowywałaś palce...powoli obróciłaś się w kierunku elfa- spokojna jak jezioro na dnie morza...i przyładowałaś mu w pysk w stylu "Zasłona zupa" (jako kobieta mająca gdzieś gotowanie i wystrój wnętrz zastanawiałaś się co ma jedno do drugiego).



Poczułaś ulgę, że podjęłaś tak pokojowe rozwiązanie, a nie coś zahaczającego o aborcję wykonaną poprzez eutanazję połączoną z torturami.
W sumie to masz ochotę na lody czekoladowe zagubione w bitej śmietanie...

Partridge:
O kuffa...ale zabofało...tak famo, gfy kun kopfnął Fię w pyfk. Chyfa Lufyna wyffnęła Ci ófemkę, któffa nie chciacha Ci się wyffnąć...Fów za ulcha...


Partridge, Lucyna:
Po krótkiej wymianie celulozowo-białkowej klapnęliście obydwoje na ziemi, czując, że żyjecie (ból tak bardzo uświadamia człowiekowi fakt, że posiada miejsca, o których istnieniu nawet mózg nie zdaje sobie sprawy). Jędrek spojrzał na Was, chuchnął po ostatnim grzydlu paliwokoniaku, a butelkę wyrzucił za siebie. W wyniku zbicia się butelki i dotarcia tlenu do oparów doszło do niewielkiej eksplozji. Goblin, jakby nigdy nic, zagryzł szczurem polanym majonezem i kierując kawałek mięcha w Waszą stronę rzekł:

- Jesteśta chyba najlepiej zgranym zespołem na tym wszechświecie, ni kuta! Jakby u nas tak szła współpraca to zakończyłyby się wojny domowe, bo nie byłoby się komu po pyskach prać - dokończył szczuszaszłyka i oblizał brudne paluchy. - Słuchajta, może chceta przejść przez ziemie orkasów naszom kopalnią? Ciepło, metanu prawie nie ma, bo kilka razy wybuchło, a do tego trasa prowadzi pod bagniskami, na których czai się z zyliard pojebanych niebezpieństw. Serialnie, zagrożenia o wiele mniejsze niż na powierzchni. Poręczenie dam, bo szwagier jest głównym inżynierem, więc nikt Was nie skroi - ani na szmal, ani do zupy. Naradźta się, bo zara mi się fajrant się kończy i muszę wracać do Mordoru na nocną wachtę.

Tymi słowami zakończył swoją wypowiedź, zagasił grilla siuśkami (na początku promile spowodowały wzniecenie pożaru, ale potem już jakoś poszło...). Zaczęło capić niemiłosiernie, Lucyna już poczuła, że jej włosy zachodzą na plecy od nasączenia tymże niecnym aromatem, za to Partridge'owi krew poszła z nosa.

Wasz pierwszy wybór! Czy podejmiecie dobrą decyzję? Czy to oby nie jest pułapka goblina, który chce dostać za Was premię? Czy przejście do bagien jest rzeczywiście tak niebezpieczne, bo mieszkają tam korporacyjne suki oczekujące na Waszą porażkę, aby zyskać w oczach Peona Siepacza (czyt. kierownika sekcji). Czy Partridge zmieni skarpetki, a Lucyna nauczy się pole dance'a w kisielu? Wielkie wybory, wielka odpowiedzialność, wielkie zmiany ustawodawcze w rzeczywistości pachnącej ponczkami smażonymi na zużytym oleju nie wymienianym po przejechaniu 50 000 km2.
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!

Ostatnio edytowane przez Bergan : 07-04-2016 o 08:26.
Bergan jest offline