Jatka zaskoczyła wszystkich. Włącznie z Portnerem, który przecież spodziewał się oporu. Ale idąc w kolumnie najemników wypatrywał między skałami pokrak Faith. A tu… Cholerny mech hybrydowy… Nawet przez chwilę o tym wcześniej nie pomyślał. Jakby podświadomie za pewnik wziął rewelację Beswicka o mutantach…
Zasłonę znalazł jeszcze zanim o niej pomyślał. Szybki rzut oka… Rodriguez szczęśliwie też. I sukinsyn nie zapomniał przy tym o Monice. Portner mógł skupić się na wirujących w powietrzu ostrzach i terkotaniu miniguna...
Ludzie Setha ogniem odpowiedzieli z opóźnieniem. Faith zdążyła rozchlastać kilkoro betelczyków. Zdawała się nie wybierać swoich celów w jakiś specjalny sposób. Decydowała chyba bliskość i prawdopodobieństwo trafienia. Czuła się pewnie…
A potem Bob przełamał jej hegemonię ładując w metaliczne bebechy dwucalowy pocisk. Mech zachwiał się. A zaraz potem poleciały serie z broni maszynowej. Portner miał tylko chwilę na wybranie stron.
W dupie miał dawnych kompanów. Krecha na wszystkich. Nie z zemsty. Za zasługi. Nie żeby jemu, czy Monice się nie należały. Roztaczane w przypływie wizji śmierci romantyczne wizje miały w sobie teraz tyle realizmu co świat sprzed końca. Tornado dwojga przyjaciół. Bzdura. Ale wszystko po kolei. Najpierw Seth. Brigsby nadal miał ze sobą prochy Moniki na wypadek gdyby te z plecaka nic nie dały. I Portner planował go zwyczajnie wykrwawić z ludzi. A potem Love i Faith. Problem polegał na tym, że napuszczanie na siebie przeciwników niesie za sobą oczywiste ryzyko…
Faith przegrywała. Po wstępnej rzeźni, jej działko słabo sprawdzało się w ostrzale zasłoniętych najemników, a na dystans trzymał ją sztucer Boba. Portner bez żalu zaczął wywalać w nią magazynek…
- Aiden!
Eddie? Chłopak mimo słyszalnej w głosie paniki, właśnie przemieszczał się między kamieniami, osłaniając się ostrzałem.
Portner pokazał mu gestem by ten się schował, ale nie odniosło to skutku. Kurwa mać. W ułamek sekundy podjął decyzję i ostrzeliwując się zmienił zasłonę kierując się do chłopaka…
***
- Co ty tu w ogóle robisz???! - syknął uchylając się pod pryskającymi z boku załamu odłamkami jakie wzbiła seria z miniguna. Młody zaczął coś szybko opowiadać. Słabo go słuchał, biorąc jego słowa za kolejny napad paniki. W końcu przerwał mu w połowie słowa - Słuchaj mnie. Tam na dole został cały konwój Setha. Bez obstawy. Uruchom co możesz i zbierz ilu się Bethelczyków, niech stąd spierdalają. Gdzieś tam musi też być Dhalia. I Fala zniknęła mi z oczu… Dasz sobie radę chłopaku. A potem czekajcie na nas z Rothsteinem. Koniecznie żywym. Jeśli… - kolejna seria obróciła połowę ich zasłony w piach i zmusiła obu do padnięcia plackiem na skały. Aiden syknął boleśnie i wykaszlawszy pył, spojrzał na prawą rękę, po której zaczęła suto ciec krew. Ciężka giwera zawisła mu bezwładnie w dłoni. A potem huknął granat. Jeden… drugi…
Zgrzyt poharatanych mechanizmów oznajmił kolejną przemianę. Faith. Suka zwiała.
- Co to kurwa było??? - Rodriguez podnosił się ze swojego załomu oglądając z wkurwem w oczach cięcie na boku, które przy okazji rozpieprzyło mu ukochany pas amunicyjny.
Portner wcisnął Eddiemu damę karową do łap.
- Spierdalaj - syknął.
Po czym wstał ciężko.
- Cholera… Widziałem już ją w Bethel. Byłem pewien, że jest mutantką. Ona i Love. Pierdolniętą mutantką.
- Jebany Moloch - Seth splunął pod buty i zmienił magazynek. Nieźle oberwał.
Straty były większe. Piach gryźli Wielebny, Sam i Dell. I wszyscy Bethelczycy poza Rothsteinem i Eddiem. Najlepiej trzymał się Bob który jeszcze teraz zafundował Faith na pożegnanie uszkodzenie jednego z odnóży. Trzy sekundy. Tyle minęło czasu między wystrzałem, a potknięciem mecha. Ospowaty snajper uśmiechnął się. A Eddie i Portner patrzyli na jeszcze jednego trupa. Teksańczyk.
Rodriguez miał już w nosie pilnowanie i trzymanie Moniki na dystans od Portnera. Wcisnął mu ją i zaczął łatać bebech.
Szczęka Portnera zacisnęła się mocno. Smród choroby był mocno wyczuwalny. Popatrzyli sobie w oczy, choć Aiden nie był pewien, czy jej spojrzenie było świadome. Jeszcze godzina. Może dwie. Nie więcej. Uda się. Uda.
A jak nie to jak mu bóg miły, oboje odejdą stąd z wieeeeeeeelkim hukiem.
Pozwolił jej zawisnąć na swoim prawym ramieniu. Lewym przeładował wyciągniętego z martwych rąk Wielebnego, karabin Rugera.
- Faith chroni Love’a. Trzeba ją dobić. - stwierdził.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |