Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2016, 00:00   #134
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob natychmiast zwrócił uwagę na “U Triss” nie przez piękne kurtyzany znajdujące się wkoło niego. No… może trochę. Głównie jednak pamiętał o tym, co powiedział Ferat. Triss była osobą trzymającą informacje w tym mieście. Wespół z Clydem i Redem. To jednak Red był docelowym punktem. Niemniej Triss mogła być bardzo przyjemnym punktem tego programu.

We wnętrzu przywitał go obity pluszem przedpokój. Czuł zapach drogich perfum i takiego też tytoniu. Ten ostatni palono z ustawionych na dywanie, wysokich fajek wodnych. Jedna z kobiet, wysoka brunetka poruszająca się zgrabnie na obcasach, natychmiast podążyła w jego kierunku. Była obwinięta tylko w przeźroczystą szatę, spod której dostrzegał rumiane walory.
- Czym możemy służyć? - spojrzała na niego drapieżną czerwienią barwionych soczewek.

Spojrzał na kobietę z przekrzywioną głową wolno przebierając palcami.
- Dobre pytanie. W czym możecie służyć? - odbił piłeczkę.

- Oferujemy kąpiele, masaże lub klasyczne “spotkania”. Gwarantuję że każda opcja cię zadowoli i pozwoli się odprężyć, bez względu na to co zajmuje twoją śliczną głowę.

- A jak z osobami… obsługującymi? - zapytał krótko spoglądając dwuznacznie na rozmówczynię.

- Ja tylko przyjmuję klientów - uśmiechnęła się delikatnie - Obecnie wolne są: Klara, Tracy oraz Julia.

Spojrzał we wskazanym kierunku. Pierwsza z dziewczyn była kruczoczarną niewiastą, chudą jak szkapa. Zwrócił uwagę na srebrny naszyjnik, który spływał jej między lekko zarysowanymi piersiami. Tracy nosiła burzę czerwonych loków. Odwzajemniła spojrzenie, coś na chwilę zabłysło w jej oku. Julia natomiast była nieco przy kości, ale nadal w estetycznej normie. Odznaczała się krótką, blond fryzurą z fioletowymi pasemkami. Jako jedyna wydawała się spoglądać gdzieś poza pomieszczenie i nie interesować klientelą.

Starr spojrzał w stronę brunetki, lecz nie ze względu na jej osobę. Ten naszyjnik sprawił, że zwrócił wzrok w jej kierunku. Ozdoba powieszona była na cienkim łańcuszku. Mieniła się dziesiątkami cykorii. Na oko wyglądało to na solidną robotę, nie podróbę z Pływającego Targu.

- Możemy bliżej? - zapytał z zainteresowaniem.

- Oczywiście, zapraszam - kobieta lekko pociągnęła Jacoba za rękę.
Kiedy tylko zbliżyli się do sofy gdzie siedziała trójka, brunetka wskazała na zjawiskowe trio.

- Dziewczęta, to nasz nowy gość. Chcę abyście wykazały się pełnym profesjonalizmem, jeśli zechce spędzić z którąś czas.

Spojrzała na Starra wyczekująco, acz uprzejmie.
Tym razem Jacob spojrzał dokładniej na błyskotkę i starając się ocenić jej przydatność historyczno-mitologiczną.
Już po chwili zdał sobie sprawę, że nie było przypadkiem zwrócenie uwagi akurat na ten szczegół. Naszyjnik był stary, a przez to istotnie wartościowy. W paru miejscach zauważył zaśniedziałe ślady, które pokryto po prostu srebrną farbą. Kto wie. Może wyłowił go nawet jakiś lurker.

- Piękny wisiorek. Mogę obejrzeć?
Klara spojrzała na stojącą koleżankę, a ta skinęła głową. Z gracją zdjęła biżuterię i podała ją historykowi. Nie mylił się. Charakterystyczna, chropowata powierzchnia zdradzała ciężar wielu lat.

Cyrkonie były za małe żeby coś na nich wygrawerować. Jednocześnie był prawie pewny, że takich naszyjników już się nie produkuje. Istniała duża szansa że ten pochodzi ze starego świata.
Podobne egzemplarze wyławiano na południu, na Morzu Srebrnym. Nie był jednak w stanie określić dokładnych koordynatów. Z pewnością oryginalny właściciel miał dukatów jak polarnik lodu albo był lurkerem. Co jednak byłoby to dziwne, bo ci zazwyczaj trzymają się na uboczu i nie zachodzą do burdeli.

- Moje piękne panie - zaczął z promiennym uśmiechem i oddał Klarze jej własność.
- Skąd taki piękny klejnot się tu wziął?

Klara wypięła pierś i uśmiechnęła się przebiegle.
- Pochodzę z Betelgezy.

- A wiecie czym jest ten wisior? - zapytał przygryzając koniuszek języka z uśmiechem.

- To prezent. Od jednego z klientów...

- ...których informacji ani personaliów nie zdradzamy - ucięła nagle czarna, wpijając czerwone oczy w Jacoba.

- Oh… Z całą pewnością - odparł Jacob uśmiechając się bardzo szeroko.

- Tracy - zwrócił się do rudowłosej.

- Twoje spojrzenie jest… Magnetyczne. Co byś chciała mi powiedzieć?

Dziewczyna lekko drgnęła niczym uczniak wywołany do tablicy.
- Nie lubię dużo mówić. Mój język lepiej się sprawdza w innych sprawach - zachichotała.

- Julio, wydajesz się nieobecna. Żadnych negatywnych uwag w związku z tym, poproszę - zwrócił się początkowo do kurtyzany, zaś później do brunetki przedstawiającej ofertę.
- Mogę znać powód?

Tamta wymusiła ukłon. Wyuczonym tonem odpowiedziała:
- Mylisz się panie. Wizyta tak wytwornego mężczyzny to dla nas zaszczyt.

Jacob roześmiał się.
- Z całą pewnością - odparł i mrugnął do Tracy.

- Wszystkie jesteście wspaniałe, ale przybyłem tu do kogoś wyżej postawionego - wbił wzrok w czerwonooką.

- Rozumiem że był pan umówiony.

- Nie - odparł bezpośrednio z pewnością siebie.
- Ale mogę też poszukać osławionego Reda. A znajdę - uśmiechnął się rozbawiony sytuacją.

Kobieta przez chwilę wytrzymała spojrzenie Coopera. Jej usta zwęziły się w cienką linię.
- Proszę za mną.

Wyszli z przedpokoju do wąskiego korytarza. Mijając rzędy drzwi Jacob zwrócił uwagę na jedno miejsce, z którego dochodziły ożywione odgłosy rozmów. Przysiągłby że doszły go również dźwięki ruletki oraz brzdęk kapsli.

- Ufam że przychodzi pan z istotnymi kwestiami. Szefowa ceni swój czas - czarna grzywka odwróciła się na chwilę w stronę mężczyzny.

- Moja droga, tego nigdy nie jest się pewnym. Równie dobrze Triss może już wszystko wiedzieć. Ale w razie czego biorę to na siebie - mrugnął do niej.
Właścicielka przyjęła Jacoba bezpośrednio w swoich komnatach. Panował w nich półmrok rozświetlany tylko oliwną lampą. Widział jedynie zarysy dużego łoża z baldachimem oraz łukowate okna przyozdobione teraz rozgwieżdżonym firmamentem nieba. Postać Triss kryła się w cieniu. Była starszą jak na ten lokal kobietą, z wciąż widocznymi śladami dawnej urody. Jej kibić oplatała ciemna suknia, na zaczesane do tyłu włosy założyła diadem. Po jej ręku przechadzał się metalowy konstrukt - czarny jak onyks pająk. Gdy tylko drzwi zamknęły się za Jacobem, Triss podeszła bliżej.
- Słucham.

Jacob skłonił się dwornie.
- Pani, Clyde i Red. Główne źródła informacji na Antigui. Przybyłem do Pani właśnie z tego powodu. Z powodu informacji, które niewątpliwie Pani ma, a być może udałoby mi się jakąś zwiększyć Pani arsenał - powiedział rozglądając się za czymś, co przedstawiałoby dla niego jakąś wartość. Czyli przedmiotu z duszą. Z historią i legendą.

Od razu spostrzegł olejny obraz przedstawiający pierwsze rozruchy na morzu podczas Przewrotu Zbożowego. Z trudem rozpoznał kilka scenę z kilkoma statkami, które otwierały do siebie ogień. Był co prawda bardziej koneserem historii niż sztuki. Wiedział jednak, że utalentowani malarze potrafili ukryć w swoich dziełach wiele podtekstów, które były cennymi źródłami informacji o dawnych wydarzeniach.

- Proszę mi powiedzieć - odezwała się po dłuższej pauzie Triss - czemu miałabym się przyznawać do takiego stanu rzeczy? Zakładając że pańskie słowa są prawdą. Posiadałabym wtedy swoich informatorów, czyż nie tak? Nie potrzebowałabym kolejnego, który równie dobrze mógłby okazać się hanzyckim agentem. Oczywiście, mówiąc w ramach czysto hipotetycznej sytuacji.

- Hipotetycznie mogłoby tak być - odparł z szerokim uśmiechem.
- Gdyby Pani hipotetycznie była osobą, za która Panią biorę, to równie dobrze mógłbym nie mieć do powiedzenia nic, czego by pani nie wiedziała, ale… Jak często rozmawia Pani z geniuszem? - zapytał z rękami złączonymi za plecami.

Triss ujęła między palce wąską lufkę. Następnie wznieciła ogień miniaturową zapalniczką. Śliwkowy zapach rozniósł się po całym wnętrzu.
- Rzadko. Szanuję swoich klientów, ale nie nazwałabym ich inteligentami. Jak mniemam uchodzisz za jednego z nich.

- Jestem najlepszy na świecie - odparł z radosnym śmiechem.

Kącik fioletowych ust kobiety uniósł się ku górze. Jacob zrozumiał, że lubiła tego typu wyzwania.
- Powiedz zatem coś o tym obrazie, któremu się tak przyglądałeś.

Wyszczerzył się.
- Oh, to proste… Choć na sztuce się nie znam. Oceniam historyczne przedsięwzięcie. Przewrót Zbożowy. Jest to Operacja w Zatoce Albion z roku 1059 - wypalił z pewnością siebie nie mając absolutnie pojęcia jaka to była bitwa. Wiedział tylko, iż jest to początek Przewrotu, więc mógł strzelać, zaś bezpieczniej było obstawiać opcję, w której wygrały Wolne Miasta.

- Tamten liniowiec to “La Dama Negra” pod banderą Wolnych Miast. Ciekawa strategicznie operacja. Tamte okręty pierwotnie wystawiły się na atak z “La Dama Negra” na czele. Ten za nim to “Chevalier”. Piękna jednostka wodowana dwa lata wcześniej. Ten pod banderą Hanzy, to “Chwała Grzegorza Wielkiego”. Właśnie za jego plecami, mniej więcej tu, gdzie my stoimy powinny nadpływać korsarskie okręty dowodzone przez Jima Morrisona zwanego Posępnym Kochasiem na “Jeźdźcu Sztormu” będącym najstarszym okrętem, jaki brał udział w bitwie. Pogoda była… No cóż, z grubsza taka, jak na obrazie, ponieważ tu jest częściowe zachmurzenie, zaś wtedy niebo było czyste, a morze gładkie. Moim zdaniem to dla nadania dramatyzmu sytuacji, ale kto by zrozumiał artystów? Na “Damie” kapitanem był wtedy Mario Buardoli, zaś na “Chwale” Albert Cortez zwany też Szalonym. Hanza nie spodziewała się wzięcia w młot i kowadło. W tej bitwie zostali pokonani. Ba… Zmiażdżeni - zakończył ubierając swoje kłamstwo w prawdę historyczną. Nie wiedział czy to ta bitwa, lecz konsekwentnie się jej trzymał.

Triss w tym czasie przeszła się po pokoju. Wreszcie obróciła głowę przez ramię. Światło księżyca mdło oświetliło jej zapadnięte policzki i bystre oczy.
- Istotnie. Wiele wiesz o historii. Aczkolwiek to malowidło powiesiłam tylko dlatego, że lubię czasem popatrzeć na brutalne, pełne krwi sceny. Tyle mi zostało na stare lata - zaśmiała się, jednak w zdawkowy sposób - Domyślam się że gdybym zapytała cię o rodowód psa pana Corteza, odpowiedziałbyś mi jednym zdaniem. A o tym jak oflankowano wtedy hanzytów mógłbyś napisać całą książkę. Ale geniusz to coś więcej. Jest nim również umiejętność wybierania istotnych informacji względem określonego rozmówcy. Zatem jeśli chcesz, abym podzieliła się przydatną ci wiedzą, musisz odpłacić mej osobie tym samym.

Przerwała na chwilę. Metalowy konstrukt zeskoczył z jej ręki, żeby złożyć się w równą kostkę.
- Złoto także wchodzi w rachubę. W tym mieście nie można być przesadnie wybrednym.

Cooper uśmiechnął się przebiegle.
- Pies Corteza nazywał się “Rambo” i był rodowitym wilczurem z hodowli Corvus. Konkretnie z Minkar. Był szkolony specjalnie w celu przygotowania go do podróży morskich. Jego umaszczenie było… hmm… był szarobury z jasnym żabotem pod szyją. Aczkolwiek istnieją niejasne przesłania, iż owe świadectwo było sfałszowane przez niejakiego Guntera Gutenberga z Algorab. Aczkolwiek ja nie jestem przekonany co do tej opinii. Prawdopodobieństwo jest niskie, ponieważ Cortez rzadko zapuszczał się w głąb lądu, zaś Algorab jest daleko. Niemniej chętnie zobaczyłbym to świadectwo. Znam styl Guntera, więc myślę, że potrafiłbym jednoznacznie rozstrzygnąć autentyczność pochodzenia Rambo. Miał pewien… schemat, choć był całkiem niezłym fałszerzem. Jeśli ich nie ma, to znaczy, że jest autentyczne. Wiele powiedziałby sam papier oraz tusz, którego użyto. Osobiście obstawiam prawdziwość ze względu na prawdopodobieństwo tego wydarzenia - odparł.

Triss zaśmiała się, tym razem całkiem szczerze. Jej mechaniczny towarzysz lekko drgnął, ale pozostał na swoim miejscu. Burdelmama przekrzywiała głowę z zaciekawieniem.
- Ciekawy z ciebie przypadek, nie powiem. Ale mój czas jest cenny. Mów z czym do mnie przychodzisz. Konkrety.

- Miałaś Pani jakiś czas temu bardzo bogatego, wpływowego gościa i nie mówię o zwykłym bogaczu. Zostawił po sobie prezent wyłowiony na Morzu Srebrnym. Trafiłem? - zapytał przekręcając głowę.

- Cóż. To całkiem możliwe. Czasem klienci poczują coś więcej do naszych dziewczyn i chcą się odwzajemnić czymś ponad standardową opłatę. Ufam swojej gromadce i nie weryfikuję tego. W każdym razie podejrzewam, że mówisz o takim prezencie właśnie.

Spojrzał na sufit, którego jeszcze nie oglądał.
- Ile wie Pani o Doktorach i ich związku z zarażonymi?

- Wiem że w mieście jest jeden, który kolaboruje z chorymi. Nie interesowałam się bliżej tą sprawą i tobie też nie radzę. Są rzeczy których się nie tykam.

- Ha! Ja tykam wyłącznie takie - roześmiał się.
- I niech Pani potraktuje to jako informację.

- Nie omieszkam - chrząknęła - Coś jeszcze?

- Skoro nie chce Pani tykać tego, to… Coś o planach Black Cross na walkę z Hanzą? - zapytał zginając drugi palec, jakby coś wyliczał.

- To ciekawe. Niedawno był tu człowiek, który pytał o rodzinę dla której pracuje Black Cross. Hm - zreflektowała się na chwilę - Choć stwierdzenie, że przyjmują oni czyjekolwiek polecenia byłoby nadużyciem. Cross ma o wiele szersze aspiracje niż przepychanki z Hanzą. Wierz mi.

- Wiem nawet kto - odrzekł ze śmiejącymi się oczami.
- W takim razie, skoro nie z Hanzą, to z kim? Bo słyszałem o dużym przedsięwzięciu z ich strony.

- Niektórzy klienci… ci z dalekich wysp i egzotycznych rejonów mówią o nich jak o strażnikach. Że czegoś pilnują. Tego wątku tym bardziej nie będę ruszać. Każdy kto to robił, w najlepszym wypadku kończył pocięty w rynsztoku. Ci ludzie są bardzo bezwzględni.

Zmrużyła oczy. Taksowała Jacoba, jakby go oceniała.
- Nie myśl że o tobie nie słyszałam. Twoja buźka jest bardziej rozpoznawalna niż ci się wydaje. Problem jest taki że przychodzisz do niewłaściwej osoby. Na tych wodach jest tylko jedna osoba, która zechce odpowiedzieć na pytania tego kalibru.

- W końcu jestem najlepszym na świecie historykiem i mitologiem. Geniuszem w tych kwestiach - przygryzł koniuszek języka z uśmiechem.
- Nie czytuję i nie oddaję się chłamowi wbrew innym oddającym się jak kurwy, bożkom fałszywych prawd. Bez urazy. Nie miałem na myśli kurtyzan. Robią kawał… dobrej roboty - jego wzrok nieco rozpłynął się na chwilę.
- Nawet wiem kim jest ten ktoś. Red.

- Zgadza się. Normalnie jest dla mnie konkurencją. Ale opuścił wyspę.

Wyglądało na to, że Triss nieco się waha. W końcu jednakże podeszła do sekretarzyka, gdzie leżał fragment żółtego papirusu. Tylko chwilę skrobała na nim kilka cyfr i podała je Jacobowi.

- Współrzędne. Ode mnie tego nie dostałeś.
Podeszła do Starra vis-a-vis. Dopiero w tym momencie dostrzegł na ile jej uroda oparła się biegu lat.

- Zobacz się z nim jeśli się nie boisz. Ale uważaj panie Cooper. Z takimi pytaniami pchasz się wprost do paszczy Lewiatana.

- Ja niczego nie dostałem! - powiedział chowając karteczkę i mrugnął zalotnie do kobiety, po czym skłonił się w wyrazie podziękowania i ruszył do wyjścia.

Nie ufał jej do końca, ale też nie miał powodu jej nie ufać. Niemniej ostrożności nigdy za wiele. Należało najpierw sprawdzić czy nie idzie wprost w łapy Black Cross lub Hanzy.

Miał zamiar zajrzeć do co ciekawszych pokoi wycofując się w przypadku nakrycia ze złorzeczeniem na ustach i niepocieszeniem na twarzy, że znowu zabłądził.
Przynajmniej raz mu się to przyda. Gdy zajrzy do pokoju hazardzistów.

Tuż przed wyjściem miał zamiar ukradkiem wcisnąć Tracy liścik z propozycją spotkania i mrugnąć do niej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline