wszyscy
Dhalia i Jill podkradły się tyłem do rozległej jaskini wypełnionej po brzegi skonstruowaną przez Hope machinerią. Ułożyły się płasko na skale i z wysokości obserwowały scenę.
Pierwszą zauważyli Hope. Dziewczynka śmiała się i dokazywała w zabawie z...
trzema insektoidalnymi robotami sięgającymi jej połowy uda. Te, jakby w odzewie na jej zaczepki składały się w coś na kształt kulek i sunęły po kamiennej podłodze otaczając ją pętlami, to doturlając się do niej to znów uciekając. A mała śmiała się jeszcze głośniej i goniła je w tym niedorzecznym berku.
- Kurwa – zaklęła szpetnie Jill odbezpieczając strzelbę. - Teraz albo nigdy, Dhalio. Musimy ją stąd zabrać.
Na środku posklejanego z elektroniki nasypu trwał za to pan Love, pod długim połyskującym słupem, którego iglica biegła w stronę nieosłoniętego sufitem nieba. Z głośników wmontowanym w elektroniczną masę, z tych samych z których niedawno płynęła audycja z Orbitala, teraz dochodziła rozmowa.
- Dragon 1, this is Dragon 5, do you copy?
I tak kilka razy aż ktoś zaregował.
- Słyszę cię Dragon 1, czysto i wyraźnie.
- Dzieje się coś dziwnego. Nieprawdopodobnego. Siergiej... Ja myślę, że ktoś z ziemi chce nawiązać z nami łączność!
- Skąd... - mężczyznę najwyraźniej zamurowało. - Jesteś pewna?
- Dostałam właśnie prośbę o autoryzację. Proszą o dostęp do naszego serwera aby przesłać dane odnośnie sytuacji na ziemi, pytają też... o nasze zasoby. Ludzkie i materialne, tu na stacji.
- Dragon 1, zachowaj ostrożność. Odbierz plik z danymi ale nie udzielaj żadnego dostępu, zaraz do ciebie idę, spotkamy się na mostku, bez odbioru.
Siedzący w kwiecie lotosu Love poruszył się nagle. Otworzył jaskrawoniebieskie oczy, rozejrzał się dookoła. Dhalia zobaczyła supeł kabli zwisający ze złącza na tyle jego czaszki.
W tym czasie frontowym wejściem wdarli się ludzie Setha, a przynajmniej pozostająca przy życiu ich garstka. Kawałek za nimi kuśtykał Portner prowadzący zanoszącą się kaszlem Monikę.
- Wreszcie mamy przyjemność z panem Bogiem? - rzucił drwiącym głosem Brigsby opierając kolbę strzelby na ramieniu. Obrzucił nienawistnym spojrzeniem Love'a medytującego pod gigantyczną anteną. - Ha! Nawet połowę krzyża już postawili, zaoszczędzi nam to roboty!
Trzy pająkowate roboty poturlały się na front, w jedną schludną linię. Osiadły na tylnych kończynach, z przednich wyrosły niewielkie pistoletowe lufy. Z obu stron posypały się kulę, nie trwało to jednak długo bo robaczki szybko pierzchły na boki, rozbiegły się na różne strony i poznikały im z oczu.