Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2016, 22:13   #42
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Wszyscy - cd.

Swartka miała rację… Utopce nie traktowały wampirów jako zagrożenie. Mijały je obojętne i to ułatwiało sytuację. Pierwsze z nich zaczęły wkrótce przemykać przez linię Kainitów, pułapka się zamknęła. Atak!
Teraz albo nigdy.
Uderzyli Zach i Koenitz, prawie jednocześnie. Marta po nich, Jaksa też. Cios Zach wyprowadził chwacko i zwinnie… pięknie i celnie. Trafił Milos w kark, ostrze natrafił na opór… duży opór. Czuł Zach jak mu się wygina z jednej z strony z trudem przecinając wyjątkowo zbite i twarde ciało Utopca, z drugiej mając przeciw sobie nadnaturalną siłę Węgra wzmocnioną zastrzykiem krwi. Jednak to posunięcie udało się Milosowi. Łeb Utopca oddzielił się od ciała z głośnym skrzekiem bólu i zaskoczenia. Karabela jednak ledwo ten cios przetrzymała. Oj kiepski był to oręż do rąbania twardego mięsa. Tasak by się przydał, albo ciężki miecz jaki Wilhelm używał. On bowiem swym dwuręcznym mieczem po prostu rozrąbał na pół Utopca. Karabelą może i dałoby się ludzki czerep od ciała oddzielić, ale te potworki okazały się być z twardszej gliny ulepione i możliwe było, że za którym ciosem karabela Zachowa po prostu się złamie grzęznąc w ich ciele.
Atak Marty… okazał się szybki i błyskawiczny. Włócznia wbiła się w ciało zaskoczonego Utopca przeszywają je na wylot i przebijając czarne serce zaskoczonej bestii.

Cichy jęk i skrzek… potwierdził iż cios jej “badyla” okazał się zaskakująco skuteczny i ubił stwora na miejscu.
Jaksa miał nieco mniej szczęścia i popełnił błąd taktyczny, który zaważył na jego losie. Wyprowadzony przez niego cios przemykającego utopca… okazał się… nie do końca udany. Czy to może opóźnienie wywołane tym, że czekał na ataki innych czy też może serce Jaksy sprawiło, że ręka zadrżała mu, gdy wprowadzał niehonorowy cios w plecy potwora? Jakikolwiek był powód, uderzenie nie zdołało zabić Utopca, choć rana po szabli była przerażająco duża. Ale on wtedy zakrzyknął z bólu i… znów… krzyk ów głośny w uszach reszty towarzyszy, okazał się boleśnie i przerażająco głośny w uszach samego Jaksy, powalając go na kolana i czyniąc bezbronnym wobec niedobitego przeciwnika. Widząc jak templariusz upada ręce Zofii zadziałały odruchowo – błyskawicznie napięła łuk i posłała strzałę we wrzeszczącego… Utopca?
Przyglądając się upiornym stworkom dziewczyna stwierdziła, że to nie są chyba Utopce, a Niksy… znane jej z opowieści z rodzinnych stron potworki lubiące grać na instrumentach, śpiewać i tańczyć. Lubiły też one pojawiać się w różnych postaciach, także i takiej, i w każdej topić ludzi. I można je było odpędzić na zawsze niszcząc ich instrumenty. Tylko gdzie one były ukryte?
Strzała, tak jak twierdziła Swartka, na Niksie nie zrobiła wrażenia. Nawet nie zauważył jej tkwiącej między swymi łopatkami.
Zaś sama Swartka rzuciła się jak dzikie zwierzę na jednego z utopców rozrywając jego ciało pazurami i próbując wgryźć się w jego szyję z dzikim śmiechem na ustach. Dobrze się bawiła, chociaż ona.
Niemniej najbardziej widowiskowe podejście zaprezentował Lecroix. Jego dłoń ogarnęły zielone płomienie upiorne w swym blasku, a dłonią tą uderzył w plecy mijającego go Utopca, który… od razu został ogarnięty przez płomienie wyjąc z bólu i przerażenia, pożerany łapczywie przez czerwono żółte zwykłe płomyki… jakby był szczapą drzewa w ognisku. Sam Tremere przerażony uzyskanym efektem odskoczył gwałtownie, by uniknąć poparzeń.

A trzy Utopce odwróciły się uznając Kainitów za zagrożenie. W różnym jednakże stopniu. Zofię ignorowały kompletnie, płonąca dłoń Marcela wywoływała u nich strach, a Tremere najwyraźniej próbował powtórzyć tą sztuczkę. Ci więc nie zostali zaatakowani. Wpierw więc ataki poszły na Milosa, Jaksę oraz Wilhelma. Pierwsze trzy stworki uderzyły na nich. I Milos pierwszy się przekonał o sile drobnych ciałek Utopców, gdy pazury rozorały mu bok zadając bolesną ranę. Gibka Marta uniknęła ciosu. Wilhelm i Jaksa… ich przed ranami ocaliły zbroje. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie… cóż… nieżycie.


Rozbójniczka rękę od włóczni oderwała gwałtownie, pazurzastą prawicą wskazała Diamentowi klęczącego, bezbronnego Jaksę i zawracającego ku niemu topca. Wilka krzykiem poszczuła, resztę towarzyszy omiotła jeno wzrokiem. Nad ubitym potworem, na linii przez nią nakreślonej pyskiem padłym przeskoczyła, ku nowemu przeciwnikowi szarżując. W biodrach się skręciwszy, po ślepiach go szponami chlasnęła.

Dźwięki walki dobiegły Sarnai już z daleka…
Okrzyki bólu, świst broni…
Czarna wilczyca nadchodziła od strony bagien. Czujna, skupiona, rozglądała się wokół mierząc okolicę spojrzeniem żółtawych ślepi.
Wirująca w walce Szalona Wilczyca zadała cios, obaj Ventrue skupieni na utopcach i Jaksa zadający cios od tyłu. Pomiędzy nimi Swartka, walcząca dziko, z radością.
Sarnai oceniła sytuację na polu walki i wstrzymała kroku. Uznała, że na razie nie trzeba było im kolejnego na placyku. Wilczyca przysiadła na zadzie, kładąc uszy po sobie i wciągając mocno powietrze. Niuchała zapachy ghuli, utopców i basiora Martowego. Gotowa była by skoczyć na pomoc gdyby taka potrzeba zaszła.

Węgier zdusił przekleństwo kiedy szpony maszkary zorały mu bok aż po same żebra. Karabela okazała się zbyt krucha w starciu z utopcami, nieszczęśliwie mógł ją zamienić jedynie na parę noży zatkniętych za pas, kalkulacja nie wydawała się korzystna. Trzy potwory ruszyły na niego Martę i Koenitza, kolejne trzy minąć ich chciały by dojść do żywych. Zach słyszał za swoimi plecami oddech Miki, którego ostrze, na rozruch przecięło dwakroć powietrze. Dla odmiany przed jego nosem szczerzył się w pozbawionym ust uśmiechu brzydal, któremu winny był kontuzję. Ciął na odlew, ponownie na wysokość karku, poprzednio ta taktyka zaskutkowała. Jak się z nim rozprawi ruszy wesprzeć żywych, ich siła może być na potwory niewystarczająca.

– Trzymaj się od niego z daleka! – zanim wilk Gangrelki doskoczył do Jaksy, Zofia już była u jego boku. Dzierżąc buzdygan który podarował jej Borucki, zamachnęła się na potworka.
– Panie Koenitz, nie wydaje mi się żeby to były Utopce! – krzyknęła do Tyrolczyka, walcząc z Utopcem. [/i] – Myślę. że to są Niksy! [/i]
Wilhelm nie odpowiedział. Nie czas był na to… skupiony na walce rycerz, bronił się przed potworem i atakował go. Niksy czy Utopce… nie miało to znaczenia jeśli da się zabić.
W międzyczasie Zofia spojrzała na templariusza.
– PANIE KRZYŻAK, CZY WSZYSTKO Z PANEM W PORZĄDKU?! – zakrzyknęła, szturchając go butem.

Wilczyca podniosła się widząc zmieniającą się sytuację na placu. Warknęła cicho i prychnęła z irytacji i złości. Po chwili w miejscu wadery zjawiła się postać Sarnai. Tatarka ruszyła szybko by ludzi przed stworami obronić. Zauważywszy otwarcie przy Marcelu pobiegła, szybko, lekko. Po drodze mocy krwi używając by dłonie swe w broń zamienić. Poczuła kły i pazury wysuwające się, poczuła śpiew bestii szykującej się na taniec… Biegła z dzikim uśmiechem na ustach, by skoczyć i ciąć pazurami pierwszego z utopców najbliżej żywych znajdującego się.
Pojawienie się na polu czarnej wilczycy nie wzbudziło przerażenia, ani zaskoczenia wśród walczących Kainitów. Nie mieli wszak na to czasu, nie zwrócili też większej uwagi gdy wilczyca zmieniła się w małą tatarkę z ostrymi pazurami gotową rozszarpać owe pokraczne stwory zbliżające do ludzi. Rycerze Koenitza stali w szyku, zakuci w zbroje nie wzruszeni i gotowi do boju.. z dwuręcznymi mieczami w dłoniach. Utopce nie robiły na nich najwyraźniej żadnego wrażenia.
Zofia uzbrojona w ciężki buzdygan rzuciła się z krzykiem w kierunku ogłuszonego dźwiękami zakonnika i próbującego się do niego dobrać potworka. I udało się jej. Cios rozwalił łeb bestii zabijając ją na miejscu.
Wilhelm również zdołał się rozprawić z atakującym go potworkiem siłę swoją i ciężar miecza do ubicia wykorzystując. Odrąbany łeb i kawałek kończyny po ziemi się potoczył. Swartka swego rozerwała na strzępy wesołym spojrzeniem kolejnego potworka do zabicia szykując. Za nic miała fakt, że zraniona w bark została i jej szatka jedynie na słowie honoru się trzymała.
Atak nożami… do czego to przyszło Zachowi. Jednak furia wywołana palącym gniewem i bólem wystarczyła, by pożądanie poharatać ciało Utopca. I to tak poważnie że błagający matulę i ojczulka o przerażenie potworek próbował się z trudem wycofać do bagna i schować w toni wodnej. Milos mu nie pozwolił, dożynając cofającą się bestyję.
A tuż obok atakując szponami Marta starła się z kolejnym. Miała wrażenie że pazurami drzewo skrobie, bo twarde były mięśnie i skóra Utopca. Udało się go jednak rozszarpać, choć nie bez trudu. Ją również capnął pazur potwora, paskudną raną znacząc jej udo, zanim kolejnym atakiem go nie dobiła.
Tremere widząc, że sam nie atakowany znów sięgną po wrodzoną swemu klanowi magię i zapalił ogień… tuż nad głową jednego ze stworów. Zielony płomyk opadł na jego łeb jak Duch Święty w Biblii i zapłonął zmieniając się w żywy ogień pochłaniający utopca gwałtownie, bo nie tylko twardzi jak pieńki byli, ale i podobnie płonęli. Sarnai wreszcie mogła zetrzeć się z wrogiem wykorzystując swą siłę pazurów do poszarpania przeciwnika lecz nie poszło jej za dobrze, ot… pech zwykły… zaczepiła stopą o wystające resztki dawnych murów i pazury jedynie naznaczyły Utopca lekko. Niemniej rycerze Wilhelmowi oraz bożogrobcy rzucili się razem na potwora i mieczami roznieśli go na strzępy… korzystając przy tym z faktu, że potwór próbował pomacać pazurami ciało Tatarki. Niecelnie na szczęście.
Ostatni zginął pospołu od oręża huncwotów Zofii i oręża Miki. Nie zdołali mu co prawda zadać śmiertelnego ciosu, ale przycisnęli w miejscu na tyle, by Swartka dopadła go od tyłu i z rozpędu popchnęła prosto w ogniste objęcia płonącego stosu… po czym wampirzyca czmychnęła w panice, gdy ferwor walki u niej opadł, a paniczny strach przed ogniem wziął górę.
 
corax jest offline