Sarnai ogarnęła spojrzeniem pole bitwy i parsknięciem skwitowała całość. Okiem rzuciła na żywych, sprawdzając czy cali, czy ofiar wśród nich nie ma. Powiodła spojrzeniem i po Tremere, na koniec omiatając spojrzeniem Koenitza.
“Jeszcze chwila" - odliczała w myślach - "jeszcze podniecenie walką nie opadło. Za chwilę zaczną się kolejne niesnaski i kłótnie.”
Skierowała się ku tej samej stronie, z której na plac wpadła, odchodząc cicho w stronę obozu, do swoich.
Nie zdążyła się oddalić jednak wystaraczająco szybko, by nie zostać zaczepiona przez Lecroixa. Francuz zapytał uprzejmie.- Czhy to roshsądne thak samwej sie oddalhacz?
- Nicz nie ształo sze tobie, ani mnie jaksze szła tu. Całysz jako wice - stwierdziła raczej niż spytała. - Tegho typu kręatury to… nie są phroblemem. Kolłek w plecy… to klłophot. Przed frogiem z przodu sie obhronie...-wyjaśnił wampir.
Sarnai pokiwała głową. - Ja bes konia. Czas wraczacz.
- Zafsze… moszna sie na kohnia we dwóch fsiąść.- stwierdził po namyśle Marcel. - I za tarcze szłuszycz? - spytała nieco ironicznie Sarnai. - To ja rahczej za twohją.- zażartował nieśmiało Francuz.- Oczywiffiście nie wąthpię że niezwychcieżona z ciebie wojhowniczka.
- Wincz wszadajm na konia i wraczajmy… - stwierdziła dziewczyna spoglądając na wampira. - Chyba, sze żosztacz khcesz tu, czekającz. Ja po moich wraczam.
- Damy pszodhem? - zapytał uprzejmie Marcel wskazując konia, na którym tu przyjechał.- I pefnie lepiej jeszdzisz niż jha.
I widząc dwóch rycerzy Koenitza wjeżdzających na groblę dodał.- Chybha bedzie… mmy… miecz eskohtę.
Sarnai wspięła się z wdziękiem na konia i rękę do maga wyciągnęła by pomóc mu wsiąść.
- Tym lepiej… bacz sze nie benciesz mnie muszał - powiedziała z kamienną miną, że trudno orzec było czy mówi poważnie, czy krotochwile urządza.
Francuz tylko pokiwał głową, starając się utrzymać na wierzchowcu siedząc za Sarnai. - Tszymaj sze sie - Sarnai sarknęła na wampira i ręce jego poprowadziła, mocniej zaciskając je wokół swojej talii. - waszmoszcz. Inaczej w baknach szukacz mi cze pszyjcie. - to mówiąc pięty lekko w koński bok wbiła i zacmokała na zwierzę, kroku bestii nieco przyspieszając by dwóch rycerzy w czas dogonić. |