Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2016, 11:04   #3
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Na nowym piętrze

Słowa latarnika okazały się wypowiedziane wielce optymistycznym tonem. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę postawę drugiego latarnika w tym zestawieniu. Mierzący około 170 centymetrów wzrostu osobnik odziany był w czerń. Nawet jego jasna twarz skryta była pod chustą, na której namalowana była dolna szczęka szkieletu. Jedynie oczy i kawałek blond włosów pozwalały się zobaczyć z zewnątrz. Osobnik ten stał obok kobiety. Dość ładnej, jeśli można było to powiedzieć po wojowniczce odzianej w zbroję płytową.
- Uczty po zdanym teście… taaa. - Quen Xun po wydostaniu się z czwartego piętra wyraźnie stracił na poczuciu humoru, a jego towarzyska dusza została stłamszona i wyrzucona w kąt. A może to jedynie była kwestia opadów. Latarnik nie lubił, gdy coś na niego padało, chociaż z drugiej strony deszcz był lepszy od krwi.
- Kupić ci coś? - Ansara zagadała do Quena, gdy tylko związała opaskę na szyi.
- Nie… Ta pogoda wpędzi mnie w depresję. Chodźmy już stąd. - zwrócił się do swojej towarzyszki.
- Czy wiesz, dokąd? - spytała się Ansara, która co prawda usłyszała pytanie włócznika, lecz nie wyglądało na to, by pałała się do współpracy, jeśli Quen nie wyrażał zainteresowania ofertą.
Blondyn przez chwilę zerkał na zakupioną przez łowczynię mapę.
- Zabudowania są tutaj… - wskazał palcem punkt. - Więc jak najdalej od nich… Tam. - wskazał palcem na horyzont w bliżej nieokreślonym punkcie.
- A wiesz, co tam jest? - spojrzała ze zdziwieniem na latarnika. Ansara za dobrze znała Quena na punkcie szalonych pomysłów.
- Drzewa? - ni to spytał, ni to stwierdził. - Lubisz drzewa.
- Nie mam nic przeciwko nim.
- To idziemy. - latarnik przeciągnął się. Zachowywał się, jakby nie do końca kontaktował z rzeczywistością. - Ktoś idzie z nami? - spytał raczej z grzeczności.
Toporniczka spoglądała z lekką dozą powątpiewania. Niemniej Quen nie miał więcej szczęścia od Yina, do którego zgłosiła się mała dziewczynka. Ta chyba bała się Ansary, bo nie chciała do niej podchodzić, jakby ta miała w najmniej spodziewanym momencie rozszaleć się i porąbać ją na kawałki. Zakapturzeni zerknęli na dwójkę przyjaciół, ale i oni chyba nie przejawiali większej dozy zainteresowania niż poprzednio.
- Cieszy mnie to. - rzucił bez najmniejszej dozy sarkazmu w głosie, wręcz się cieszył taką decyzją. Po czym ruszył w deszcz. Nie miał za bardzo pomysłu, w którą stronę iść więc szedł prosto. Dopóki nie zlokalizuje kolejnego schronienia przed deszczem lub ten deszcz nie przestanie padać.
- I jak siostra, może być? - zwrócił się do Ansary, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu pozostałych pod dachem regularnych. - Co prawda trudno się przez to oddycha, ale przynajmniej nie widać moich blizn. - chłopak zsunął z twarzy chustę i uśmiechnął się. Zaprezentował też podrapania na swojej twarzy. Trzy biegły wzdłuż lewego policzka, trzy kolejne przez nos.
- Może być, bardziej pasuje ci to wszystko - skinęła głową Ansara, zerkając na regularnych, którzy pozostawali pod dachem. - Nie poczekamy, aż chociaż przestanie padać? - zaproponowała.
- Ale gdzie indziej. O tutaj. - wskazał na jakieś zadaszenie. - Jakoś ostatnio nie lubię przebywać w tłumie większym niż trzy osoby.
Dwójka przyjaciół odeszła od pozostałych regularnych. Niemniej nie opuściła ich całkowicie, tak więc Quen miał pewien komfort odizolowania się od reszty. Gorzej, gdy ktoś zdecyduje się do niego dołączyć i się nie odczepi… no, ale od czego miał Ansarę?
- Chciałabym, by przestało padać. Trochę boli mnie w barku - wskazała na bark, w który porządnie oberwała od Novema na ostatnim teście.
- Pokaż. - latarnik wyjął z kieszeni dwie sześciościenne kostki do gry. Były czarne w czerwone kropki. Pełniły one funkcję jego latarni. Quen szukał w ranie jakichś elementów wspólnych z tymi, które zdobył w czasie walki z Novemem. Miał nadzieję nie znaleźć niczego.
Ansara zdjęła ostrożnie naramiennik oraz ściągnęła chustę, niezbyt przejmując się resztą regularnych. Rany po walce z Novemem wyglądały na opuchnięte, jak Quen sprawdził dokładniej, to zaczęły ognić się w barku - na ciemnofioletowo.
- Alice, możesz coś na to poradzić?” - chłopak spytał się swojej przymusowej współlokatorki. Wiedział, że po przeżyciach na czwartym piętrze ona również nie była w formie, ale bał się o swoją siostrę.
Otrzymał odpowiedź przeczącą. Alice umiała leczyć wyłącznie z Yortseda, a obrażenia u Ansary nie były jego dziełem.
- Musimy znaleźć jakiegoś lekarza. Eh, Setzer by się przydał. Pokaż no mapę, Przeskanuję ją latarniami i poszukam najbliższego lekarza. Zrobię wszystko by ci to usunąć. - chłopak uśmiechnął się lekko.
Ansara słabo się uśmiechnęła i podała chłopakowi mapę.
Latarnie krążyły nad nią wte i we wte, starając się zrobić model 3D piętra. Quen w tym czasie manualnie wyszukiwał najbliższego lekarza, czy też nawet szpital, jeśli była taka potrzeba.
- Czemu tego nie zaleczyli na tamtym piętrze? Co oni kurde współpracowali z tą pokraką? - marudził pod nosem.
Toporniczka westchnęła i wzruszyła ramionami - skrzywiła się przy tym, jak ruszyła zranionym barkiem. Tymczasem Quenowi udało się zrobić model piętra 3D i połączyć się z siecią. Pewnie budka posiadała hotspot. Niestety, wyszła na jaw kolejna wada tego Piętra, która nie występowała na Czwartym - wszędzie było daleko, do lekarzy też. Najbliższy wymagał porządnie wytrenowanego Zafarę w kwestii tworzeniu portalu do punktu oddalonego o dobrą godzinę drogi…jego odrzutową deskorolką.
Quen zaczął kląć na czym świat stoi. Dostało się każdemu rankerowi, którego poznał na czwartym piętrze, wszystkim, których nie poznał i jeszcze paru innym. Regularni też nie byli bezpiecznie przed bluzgami latarnika.
- Wytrzymasz? Do lekarza jest… daleko.
- Wytrzymam - mruknęła Ansara. - Pójdziesz mi po coś do picia?
- No spoko. Wodę, czy coś bardziej wymyślnego?
- Co chcesz - odparła bardziej obojętnie toporniczka.
- Kieruj się w tamtą stronę. - pokazał stronę, w którą był lekarz. [i] - dogonię cię.
Chłopak schował kości do kieszeni, założył na twarz maskę i ruszył kupić dziewczynie picie. Po drodze minął “dzikusa”, który ogłaszał wcześniej nabór do drużyny - miał już dwóch chętnych do drużyny. Jednakże Quen miał co innego na głowie niż kumplowanie się z kim popadnie. Ruszył do psowatego.
- Dobry, poproszę dwie duże butelki wody. - zwrócił się do sprzedawcy. - Jest jakiś sposób, by szybko dostać się do lekarza? - zapytał.
Pies zainteresował się tym drugim, podając dwie butelki wody po… 5 kredytów w sumie.
- A co się dzieje?
- Mojej koleżance zaogniła się rana, którą zdobyła na teście na 4 piętrze. Boję się, że to coś poważniejszego. - wyznał chłopak.
- Wrrrr… - zastanowił się pies. Z białego ATSa ozdobionego kośćmi wyjął parę biletów i specjalny długopis, oraz wytrzasnął skądś kawałek papieru, na którym pociągnął pisadłem raz. - Tutaj masz opis, jak trafić do lekarza. A to bilety do portalobusa. Hau. Musisz zejść na dół - wskazał drogę prowadzącą na dół. - Potem skręcasz tam - pokazał, że po zejściu z góry ma udać się na prawo. - Będzie taka budka podobna co ta, tyle że błękitna. Tam jest dwójka drzwi. Wchodzisz do pierwszych po tej stronie - wskazał na swoją prawą łapę. - Tam jest taka tafla. Pokaże ci się otwór na takie bilety - pokazał mu bilecik. - Potem piszesz nazwę przystanku, gdzie chcesz się znaleźć. Musisz to wpisać - wskazał na podkreślone pismo na karteczce.
Cytat:
przystanek: Ulica Strzelista
<o, pies="" nawet="" pokusił="" się="" o="" nagryzmolenie="" mapy="" z="" tym="" przystankiem="">
</o,>
- Hau, zrozumiałeś?
- Najpierw w dół, później w prawo. Niebieska budka. Pierwsze drzwi od prawej, wsadzić bilety w otwór, wpisać “Ulica Strzelista”. - latarnik powtórzył najważniejsze informacje. - Tak, zrozumiałem. Dziękuję.
- Hauhau! Dokładnie - potwierdził psowaty.
- W takim razie dziękuję bardzo za pomoc. - Quen ruszył biegiem za Ansarę, by podzielić się z nią dobrą informacją. Następnie korygując kierunek, marszu ruszył na przystanek.
Ansara ruszyła się dość leniwie z miejsca i udała się za Quenem w kierunku, który on wyznaczył. W tym czasie nie zadawała mu pytań, dokąd się udają i po co.

Gdy dotarli do przystanku, latarnik postępował zgodnie z wytycznymi psa. Wsadził bilety w odpowiedni otwór i napisał nazwę przystanku. Teraz pozostało czekać. Pomieszczenie zalała fala niebieskawego delikatnego światła. Ansara wyszła z pomieszczenia - wówczas wyszło na to, że faktycznie zostali przeniesieni do bardziej zaludnionego miejsca. Pies również dobrze wyrysował mapę do ośrodka medycznego. Dziewczyna zdawała się w tym momencie nie spieszyć do lekarza, co więcej w tym momencie bardziej interesowała ją....grupka dzieci bawiąca się zabawką podobną do hula-hopa niż sam szpital, wobec którego nie wyrażała ciepłych emocji.
- Już się lepiej czuję - oznajmiła Ansara, po czym nogi ją gdzieś poniosły. To, co było dziwne, to to, że dziewczyna wcale nie studiowała dogłębnie mapy, a mimo to bezbłędnie trafiła… do lodziarni, oddalonej o paręset metrów, w której kupiła sobie duży kubełek lodów z owocami. Quen był pewien, że nie było to możliwe, żeby Ansara o takim miejscu wiedziała… chyba.
- Ej, bez takich. - chłopak zwrócił się do swojej siostry z wyrzutami. - Idziemy do szpitala, a nie obżerać się lodami. To ci na tuszę źle zrobi.
- Kiedy już się lepiej czuję. Mam ci to zademonstrować? - spytała wyzywającym tonem, konsumując lody.
- Taa, to skąd wiedziałaś, gdzie jest lodziarnia? - latarnik skierował ręce za swoje plecy i przywołał liść swego ducha. Tak na wszelki wypadek.
- Nie wiem, nogi same mnie tutaj poniosły - przyznała się szczerze Ansara, która nadal konsumowała lody.
Niespodziewanie też odezwał się Srebrzatek.
- Też chciałbym loda. O smaku trawy cytrynowej. Kupisz miiiiiii? - prosił błagalnie latarnika.
- I to uważasz za objaw zdrowia? Jak zjesz, idziemy do lekarza. Choćbym miał cię tam siłą zaciągnąć. - Quen podszedł do lady i zamówił dwie porcje lodów. Jedne dla Srebrzatka, trochę mniejsze i drugie dla siebie, trochę większe o smaku toffi. Zaczął je jeść, bacznie przyglądając się Ansarze.
- Wiem, że to nienormalne, przynajmniej w moim przypadku - Ansara westchnęła, pałaszując lody. Ciekawe, kiedy to z niej zrobiła się taka ich wielbicielka… wcześniej preferowała cokolwiek z mięsem. - i to, że polubiłam lody. Mam takie głupie wrażenie, jakbym ich już dawno nie jadła… to głupie i niepokojące zarazem - dodała, wyznając Quenowi.
- Dlatego powinien zobaczyć cię lekarz. Zanim zaczniesz mieć ochotę zabijać wszystkich dookoła.
- To zjem lody i pójdziemy.
Srebrzatek usiadł na stole i podczas konsumpcji deseru spytał Quena.
- To robota Novema?
- Nie wiem. Równie dobrze nasza Ansara może wracać do bycia człowiekiem. Chociaż sam w to wątpię.
Ansara na ten temat nic nie powiedziała, bardziej skupiała się na konsumpcji deseru. Kiedy zjadła lody, niechętnie powstała z miejsca, ale zamierzała dotrzymać umowy z Quenem.
- Jak chcesz ze mną iść do lekarza, to się pospiesz. Mogę jeszcze zdążyć, zmienić zdanie.
Latarnik wstał, razem z kubełkiem lodów i pokierował się razem z toporniczką w stronę lekarza. W drodze spałaszował słodycze, zaś Ansara znowu niechętnie wchodziła do budynku, niemniej tym razem nie uciekła. W przychodni nie siedziało zbyt wiele ludzi stworzeń. Znalazł się tu… worek z nogami i oczami (ciekawe, czy z kotem w środku?), facet w garniaku co zamiast głowy z karku wyrastała mu kula kłębiastego, gryzącego w oczu dymu czy niebieskowłosy dyndas w kraciastej koszuli i dżinsach. Quen szukał gabinetu, a Ansara usiadła w pobliżu ożywionego worka i spoglądała ze znudzeniem na przybyłe stwory. Latarnik znalazłszy odpowiedni pokój i odpowiednią okazję, poprowadził koleżankę do lekarza. W gabinecie Ansara znowu zaczęła się dziwnie zachowywać, nie chcąc za pierwszym razem ściągnąć naramiennika, a gdy to zrobiła, musiała walczyć dyskretnie z drgającą ręką, która miała ochotę cisnąć kawałkiem zbroi w medyka. Toporniczka spoglądała przepraszającym spojrzeniem na Quena, jakby chciała niewerbalnie się tłumaczyć, że sama nie wie, co z nią się dzieje. Lekarz niespecjalnie się zamartwił zachowaniem Ansary, jakby nie raz miał z takim przypadkiem do czynienia. Oprócz tego, że wyczyszczono ranę toporniczce, to Ansara dostała receptę na antybiotyki i skierowanie do jeszcze innego lekarza.
- Wiesz, w sumie to nigdy cię tak nagiej nie widziałem jak w chwili, gdy zdjęłaś naramiennik. No, no, całkiem, całkiem ciałko. - skomentował Quen, by poprawić humor półorczycy. - No to idziem do kolejnego lekarza. Im szybciej to załatwimy, tym większa szansa, że głowę urwiesz mi jako Ansara, a nie Novem.
Kobieta spojrzała na Quena dość ostro. W tym momencie wzrosło prawdopodobieństwo, że to Ansara oderwie mu głowę od karku - być może w akompaniamencie Novema.
- No czyli wiemy, na czym stoimy. I bardzo dobrze. I nie przejmuj się ślicznotko. Wolę Nethę, oczywiście bez obrazy. - rzucił chłopak. - To idziemy. Lekarz… o ja pierdole, jak można tak pisać? - Quen musiał posłużyć się swoimi latarniami, by odczytać skierowanie.
Ansara wzięła kartkę do ręki. Również zgodziła się co do charakteru pisma, że było słabo czytelne, niemniej ATS i tak ułatwiał robotę, gdy szło o odczytanie tych esów-floresów. W tak zwanych normalnych warunkach mogliby mieć o wiele trudniej lub nawet niemożliwie.
- Mamy to na jutro… na rano - oznajmiła, odszyfrowując z trudem pismo. - Adres też podali… dobra. Chyba możemy zająć się innymi sprawami, bo skoro podali taki termin, to chyba nas nie przyjmą wcześniej. Zajmijmy się czymś ciekawszym od latania po lekarzach. Znudziło mi się to już na czwartym piętrze - dodała, skalpując Quena spojrzeniem.
- Ciesz się, że nie latałaś w roli pacjenta. Teraz nadrobisz. - zrewanżował się chłopak. - To co, szukamy noclegu w okolicy, a po lekarzu wynosimy się na zadupie, czy co?
- Wynosimy się na zadupie - zadecydowała Ansara. - po lekarzu - dodała z tonem, który świadczył o tym, że Ansara nie miała najmniejszej ochoty zapoznawać się z lekarzami.
- No już, już. Bo pomyślę, że się ich boisz.
- Z tego, co wiem, to bardziej boisz się mnie niż ja lekarzy.
- Quen i Ansara nie pożrą się ze sobą? - zapytał szeptem latarnika zaniepokojony srebrzysty duszek.
- Tylko idiota, by się ciebie nie bał. - rzucił chłopak - Nie martw się Srebrzatek. Co najwyżej ona pożre mnie. - wredny uśmiech pojawił się na odsłoniętej twarzy.
- Ciebie? Ani trochę nie wyglądasz smakowicie - zakpiła sobie z niego Ansara. - To, co teraz robimy?
- I dobrze, że wyglądam na niejadalnego, bo taki jestem. - odgryzł się latarnik. - Proponuję rozejrzeć się za jakimś noclegiem i przespać się do jutra, bo i tak nic ciekawszego nie mamy do roboty.
- Ja nie znam tego piętra - oświadczyła Ansara, pomimo że sama chwilę temu zaciągnęła się do lodziarni. - może poszukaj czegoś w bazie?
- Wątpię, czy jest tutaj dostęp do internetu. Chodź, poszukamy w tradycyjny sposób. - rzucił Quen, ruszając do wyjścia.

Dwójka towarzyszy rzuciła się na naprawdę głębokie i szerokie wody. Czym innym było posiadać nielimitowany dostęp do sieci - i to pewnie darmowy, a czym innym teraz okazało się szukanie, gdzie popadnie - na własną rękę i odpowiedzialność.
Quen pokręcał głową, ale gdzie nie spojrzał, nie widział budynku, który odgrywałby rolę hotelu czy jakiejś bazy noclegowej - bądź nie posiadał umiejętności, które pozwoliłyby mu dostrzec prawdę zapisaną w murach budynków. Ansara też takowej nie posiadała, co więcej, dalej było to dla niej dziwne, że ją pociągnęło do lokalu, który pierwszy raz na oczy widziała, a jednocześnie wydawał się jej znajomy.
Baza noclegowa musiała znajdować się w innym miejscu.
- Właśnie przestałem lubić to miejsce. No cóż, trzeba bardziej tradycyjnie. Przepraszam bardzo, gdzie tutaj jest jakiś hostel lub coś w tym stylu? - spytał pierwszą nadarzającą się osobę.
- Przepraszam, ale nie wiem.
A czyli piętro turystyczne. No to było ciekawie.
- Chodź, poszukamy jakiejś informacji, może gdzieś jest.
Informacja też nie chciała tak rosnąć jak grzyby po deszczu.
Trafili z czwartego Piętra prosto pod rynnę czy rynsztok piątego Piętra.
Lecz na szczęście udało im się znaleźć, to co chcieli akurat po drodze, kiedy Ansarze zaczęło się nudzić. Z tego, co już wiedzieli to to, że na danym Piętrze dominowała architektura, która Quenowi przypominała domy bogatych “górali” - bądź mieszkańców gór, jak kto wolał określić to poprawnie politycznie.
[media]http://www.robgont.com/content-images/slider-1.jpg[/media]
Quen dowiedział się, że dom nazywa się Willa Fiony.
- No w końcu. Pewnie zabulimy majątek, ale przynajmniej do lekarza nie będziemy mieli w cholerę daleko. Idziemy? - zwrócił się do Ansary.
- Idziemy, bo nie chce mi się szukać dalej.
No i poszli. Quen pierwszy. Zatrzymał się przed drzwiami, szukając dzwonka, domofonu lub kołatki. Znalazło się wszystko, włącznie z imieniem Willi na domofonie. Znajdowało się też tam imię Thomas. Quen niewiele myśląc, nacisnął na przycisk przy Fionie. Na jego spotkanie wyszła miło wyglądająca blondynka.

[media]http://img14.deviantart.net/f0af/i/2004/239/0/3/aerith___housewife.jpg[/media]

Tak samo wysoka jak Quen. Miała lekko falowane włosy sięgające pasa i szczupłą figurę. Uroczo wyglądała seledynowej sukience sięgającej kolan oraz w kuchennym fartuchu. Czuło się trochę bardziej jak w domu, jak tak Quen spojrzał na tę urodziwą panią.
- Dzień dobry, szukacie noclegu. Proszę, zapraszam do środka - i nawet miło zapraszała do środka. Robiła dobre wrażenie, nawet Ansara nie raczyła ją obrzucać podejrzliwym wzrokiem.
- Dzień dobry. - Quen odruchowo się ukłonił przed kobietą. - Tak, szukamy. Jeden pokój z dwoma łóżkami. - poprosił chłopak, gdy był już w środku. Dom był ładny, pewnie też drogi. Chociaż może stanie się cud.
- Proszę tędy - przeszli przez korytarz i po schodach na półpiętro. Z tego, co Quen zauważył wnet, jak i Ansara, to to, że domostwo było utrzymane niezwykle schludnie.
Pokój, do którego ich zaprowadziła, był piękny i posiadał wiele niepotrzebnych mebli.

[media]http://www.zwiedzaczek.com.pl/wp-content/uploads/images/pokoj-na-wynajem-w-zakopanem.jpg[/media]

Quen jakoś był sceptycznie nastawiony do tego miejsca, w przeciwieństwie do Ansary. Co oznaczało, że właśnie tutaj spędzą noc. Chociaż jakby Quen się uparł, mógłby zawsze spać na dworze… w końcu, balkon też się znalazł. Choć bez leżaka. Ale koc, jakby chłopak się uparł, mógł zabrać z łóżka i przespać się na balkonie…
Biedne kredyty…
- Mam nadzieję, że nie mają na wyposażeniu Yortseda ani Novema - wymruczała Ansara, ładując się na łóżko jak na połacie śniegu. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby w tym materacu zaczęła zataczać aniołki.
- Za taką cenę to bardziej bym obstawiał bardziej przystojnych onych i cycate one. - Quen również położył się na łóżku. Głową w dół. Nie chciał myśleć o kredytach, które tutaj prześpi. - Mam nadzieję, że dalej masz ochotę mieszkać w dziczy, a nie w takich luksusach.
- Nnnn… - Ansara wtuliła się w poduszki i kołdry. - Po so? - wyburczała.
Chłopak podniósł lekko głowę do góry, przyglądając się łowczyni.
- Co po co? Nie mów mi, że chcesz tutaj zostać? A zresztą. Jak znajdziemy jakąś robotę, możemy zamieszkać i tutaj. Wiesz, zachowujesz się jak mała dziewczynka. - rzucił, pokazując jej język.
- A co, nie mogę? - odburknęła, nie przejmując się nader uszczypliwością chłopaka. Położyła się na łóżku, na nieco zmiecionej kołdrze. Poleżała tak chwilę, po czym zreflektowała się i pościeliła łóżko. Burknęła coś do siebie pod nosem, po czym rzuciła do chłopaka. - Pamiętaj, że ja też mam kredyty. Jakby co, możemy podzielić się kosztami wynajmu na pół.
- A możesz, nie mam zamiaru ci bronić. To nawet urocze. - odparł latarnik - No podzielimy się na pół. Ale i tak roboty trzeba poszukać. W końcu trza latarnie ulepszyć i parę innych rzeczy też kupić.
- Nie mam pomysłu na robotę. Chyba że jakaś ochrona… Hmm... - zaczęła się nad czymś zastanawiać. Pewnie nad robotą.
- Co hmm? Będziesz łapała przestępców i ich składała, by mieścili się w damskiej torebce? - chłopak prychnął, powstrzymując śmiech. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić swojej siostry z damską torebką. No, chyba że uszytą ze skór jej przeciwników.
- Najpierw musiałabym mieć damską torebkę. Najdzie się jakiś gad, to można byłoby sobie odpicować torebkę z jego skóry. A potem… hmmm - tutaj spojrzała na Quena… z jakąś taką grozą w oczach…
- Co potem… czemu się tak na mnie patrzysz? Ja nie jestem gadem. Nie mam ogona.
- A skąd pomysł, że ja o tym gadzie teraz? - uśmiechnęła się wrednie. - Myślałam sobie, Xun, czy dałbyś radę zmieścić się w takiej torebce, w razie, jakbyś mnie wkurzył.
- Wiesz, taka brutalność nie przystoi kobiecie. No, chyba że te cycki to na pokaz. - wskazał na zbrojny biust kobiety.
- A ta zbroja to myślisz, że to, dlatego że lubię się w niej przeglądać? - zripostowała na odpowiedź chłopaka.
- A skąd mam wiedzieć? Zresztą jestem facetem. Widzę twoje cycki, a nie zbroję, która je otacza.
- Nie, ta zbroja jest po to, żeby przeciwnik miał możliwość przejrzeć w niej swój ryj po raz ostatni w życiu.
- A… a możesz ją… nie wiem zdematerializować? Jakbyś tak założyła, jakąś zwiewną sukienkę z dużym dekoltem, to przeciwnik pewnie by się też gapił, tylko nie mógł ruszyć, bo byłby zbyt zapatrzony.
- Nie mogę zdematerializować zbroi.
- A zdjąć? Zainwestowalibyśmy w kieszeń na zbroję.
- Nie za bardzo, nie za długo.
- Czemu? To jakaś rasowa cecha? Tak jak u S-Drowa? - dopytywał się chłopak. Nie często miał okazję dowiedzieć się czegoś o Ansarze.
- O S-Drowie mówiłeś, że jest żelaznym człowiekiem, a u mnie nikogo takiego nie było. Nie cecha rasowa. Bardziej... osobista. - wyjaśniła mgliście Ansara.
- Klątwa? Znaczy, jak nie chcesz, to nie musisz mówić.
- Tak, to klątwa. Dlatego idę na górę poprosić Boga o zdjęcie jej. Wówczas nie będę skazana na tę zbroję - westchnęła Ansara. - To magiczna zbroja, która chroni moje ciało przed… hmm, rozpadem - mruknęła. - Długa historia i nie na teraz. Może później ci opowiem.
- Ok. - chłopak przeskoczył na jej łóżko i przytulił ją. Jakoś czuł, że tak powinien zrobić. - Ważne, że pod spodem masz też serce, a nie tylko mięśnie.
- Mam normalne ciało, odliczając to, że po zdjęciu tej zbroi mogę zacząć się rozpadać na pył czy coś - mruknęła Ansara. Też go przytuliła - nawet niezbyt silnie, żeby mu nie połamać kości.
- No to nie wolno jej zdejmować. Nie chcę, byś się rozpadła na pył. Pomimo że jesteś straszna, to i tak cię lubię.
- Mogę zdjąć, ale nie na długo, bo zaczynam się rozpadać.
Quen lekko pstryknął ją w nos.
- Nie przerywaj, jak cię komplementuję. - burknął.
- Doceniam to.
- Ty taka silna byłaś od urodzenia, czy przez klątwę? - spytał jeszcze, podkładając rękę pod swoją głowę i przyglądając się twarzy Ansary.
- Zawsze byłam silna.
- Twoja matka musiała mieć przesrane, jak siedziałaś w jej no… w brzuchu. - zaśmiał się chłopak.
Ansara machnęła na to ręką, nie wiedząc za bardzo, co na to odpowiedzieć.
- Dobra, Xun, idźmy zapłacić za nocleg. Na ile bierzemy?
- Na ile nas stać, silna księżniczko. - Quen znów się zaśmiał. - A może straszna księżniczko? Jak wolisz? – zapytał, wstając z łóżka kobiety.
- Nie księżniczkuj mi tu - Ansara pacnęła lekko metalową dłonią w głowę Quena. - Najwyżej potem przemyślimy opcję spania na ławce w parku albo pod jakimś mostem, jak wyjdzie za dużo na naszą Kieszeń.
- Dobrze, dobrze pani rycerz w lśniącej zbroi… e nie, bo to by robiło ze mnie księżniczkę. Mniejsza o to. Nie na ławce. W lesie pod drzewem. To chodźmy.
- I tak jesteś taką moją małą księżniczką… e, nie, małym księciem?
- Jestem za biedny na księcia. I nie musisz mnie ciągle ratować. Sam też potrafię o siebie zadbać… czasami.
- A czasem muszę ja ciebie ratować i tak w koło - dopowiedziała Ansara. - Książę - dodała, udając S-Drowa z czwartego piętra. Po jej minie widać było, że ją to bawiło.
- Nie, nie, nie. To wcale nie jest zabawne. Zaraz pójdę na zakupy i kupię ci kieckę, którą założę na twoją zbroję.
- To zdecydowanie kiepski pomysł, Książę.
- Osz, ty! - chłopak rzucił się na nią. Znał swoje możliwości w kwestii siłowania się z Ansarą, ale jego celem były włosy kobiety. Zamierzał zrobić z nich warkoczyki. No i wiedział, że rzucanie się na Ansarę nie było zbyt mądrym pomysłem przy jej sile, niemniej reakcja Quena tak ją rozbawiła, że nawet i już by się dorwał do jej włosów. Ale nic z tego. Nawet przy chwilowym wytrąceniu równowagi zdążyła w ostatniej chwili złapać jego rękę.
Chłopak wiedział, co to oznaczało.
Potem obserwował świat z perspektywy zwiniętego dywanika, który ktoś niósłby pod pachą.
Całe szczęście, że Quen żył i nic mu się nie stało, pomijając, że został zatrzaśnięty w imadle w postaci okutej zbroją ręki Ansary i za dużo fikać nie mógł. Potem Ansara zeszła po schodach z Quenem pod pachą jak gdyby nigdy nic. Fiona obserwowała z lekkim zdziwieniem tę scenerię.
- To poskromienie złośnicy - wytłumaczyła Ansara na szybko.
- Nieudana próba poskromienia złośnicy, bo złośnica właśnie mnie pod pachą niesie. - dodał chłopak. - Chcieliśmy zapłacić za pokój.
Ktoś zaśmiał się z tej scenerii. Cichy śmiech dochodził z biura, do którego się udawali. Biuro zaś zarządzał kto inny.

[media]http://41.media.tumblr.com/5a15b7313739e35df3f59519fad79f2c/tumblr_nx6ctm4xry1srovwqo6_1280.png[/media]

- Zapraszam tutaj - z pomieszczenia tego rozbrzmiewał przyjemny dla ucha baryton.
Za biurem siedział młodzieniaszek o niebieskich włosach, który wyglądał na niewiele starszego od Quena, a może i byłby jego rówieśnikiem. Niemniej w Wieży trudno było stwierdzić, kto jaki tak naprawdę może mieć rzeczywisty wiek, skoro rankerzy potrafili żyć tysiące w przeliczeniu na rachubę czasu z jego świata, a wielu z nich wcale nie wyglądało na starców czy babcie.
Widać było, że chłopak jest zadbany, chociaż na pewno był szczupły, czy też chudy, prawdopodobnie jednak uprawiał dużo sportu, co sprawiało, że na nadwagę nie mógłby narzekać. Może nawet bliżej mu było przez tą chudość do niedowagi. Daleko mu było do pakerów, wydawał się zbyt wydelikacony. Włosy, które sięgały mu do karku, lekko skręcały mu się na końcach.
Na paru palcach prawej ręki miał parę pierścionków, wśród nich był chyba sygnet, ale Quen i Ansara stali zbyt daleko, by mogli się temu przyjrzeć. Poza tym wyglądał zwyczajnie, odziany w kraciastą czerwono-białą koszulę i szare dżinsy.
- Więc państwo zamawiają pokój 22, na jaki okres czasu?
- A ile za noc mamy płacić? - spytał latarnik, dalej będąc pod pachą półorczycy.
- Za całą dobę 200 kredytów, wliczając w to media, internet i wodę - odparł, zerkając ze zdziwieniem na trzymanie Quena pod pachą. Wtedy Ansara postawiła blondyna na nogi. Quen dostrzegł, że Ansarę trochę zdziwiła cena wynajmu. “Nie tak drogo” - szepnęła.
- Na początek dziesięć nocy. - stwierdził blondyn.
- W sumie 2000 kredytów - potwierdził niebieskowłosy, zapisując coś w księdze srebrzystym długopisem - tego samego rodzaju, co dostawał każdy regularny, co rozpoczął wspinaczkę, w akademii dla regularnych.
Quen zapłacił, korzystając ze swojego ATSa.
- A jeszcze mam pytanie. Gdzie możemy się rozejrzeć za jakąś pracą? Ja jestem latarnikiem, a ona łowczynią. - spytał chłopak.
- Niektórzy powiedzieliby, że w Urzędzie Pracy. Ale może mógłby pan sprecyzować, w czym dokładniej chciałby pan pracować? Bo mój jeden znajomy szukał latarnika do pracy przy hurtowni danych - odparł niebieskowłosy dyndas. Chwilę przyjrzał się łowczyni. - Nie wiem natomiast, co by było dla łowców ciekawego. Sam nie za bardzo się tym interesowałem - przyznał.
- Byłbym zainteresowany pracą w hurtowni. Może mnie pan skontaktować z tym znajomym? - spytał chłopak. - A dla ciebie sistra poszukamy czegoś na mieście.
Młodziak podsunął Quenowi wizytówkę z danymi kontaktowymi do kolegi.
- Chyba trzeba będzie, poszukać gdzie się da - Ansara wzruszyła ramionami.
- Dziękuję. - zwrócił się do mężczyzny, po czym skierował się z powrotem do swojego pokoju. - To już jutro, po wizycie u lekarza poszukamy coś dla ciebie. Dzisiaj napiszę do tego gościa i rozeznam się w ofercie.
- Niech będzie - mruknęła Ansara. - Potrzebuję kupić sobie porządny topór. Przydałoby się, żeby Novemopodobni mi go nie mogli zjeść. Ewentualnie przydałoby się nauczyć tworzyć z shinso. Mniej kłopotu - zastanawiała się na głos. - Tak… Xun, skoro tutaj masz sieć… sprawdzisz mi, jak się tworzy broń z shinso czy coś?
- No nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko siostra. - lekko uderzył ją w bok, co miało zastąpić ukłucie pod żebra. - No i płaszcz mam ci kupić.
Ansara niemal nie poczuła tego ciosu.
- Płaszczem nie pogardzę - zgodziła się odnośnie zakupu. - No, dzięki brachu - pacnęła go po głowie łapą, bynajmniej nie po to, żeby go sprać. Miało to być lekkie poszturchanie; z powodu siły Ansary nie było znów takie łagodne.
- Ej, ostrożniej. Z twoją siłą to mi głowę urwiesz. - poskarżył się chłopak. Gdy znaleźli się z powrotem w pokoju, Quen przywołał swoją bazę operacyjną. Jako że nigdy nie lubił pracować nad jedną sprawą naraz, na jednym ekranie wystukał kontakt do pracodawcy, na drugim zaczął szukać informacji o tworzeniu broni z shinso.
Pracodawca niestety nie odpowiadał. Najwyraźniej już spał lub był zajęty. Informacje o tworzeniu broni z shinso znalazły się dość szybko. Quen zapisał je w pamięci latarni, by mieć do nich dostęp w każdej sytuacji i pokazał je Ansarze. Kobieta potrzebowała trochę czasu na przestudiowanie instrukcji i zapewne jeszcze więcej na nauczenie się tego. Chłopak po chwili zastanowienia uznał, że jemu też się przyda taka zdolność. Jednak trochę zmodyfikowana. By mógł tworzyć kusze i deskolotkę.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline