Teoria z poniedziałkiem potwierdziła się, innego wyjaśnienia Ortega znaleźć nie potrafiła. Ok... może prócz własnej głupoty, lecz do tej nie zamierzała się przyznawać nawet w myślach.
Jej wina była oczywista, mogla więc ją zwalić na kogo chciała, choćby na Morrisona - on zawsze stanowił idealny obiekt do wieszania najczarniejszych myśli, tudzież słownych wycieczek i niechęci. Gdyby każdy negatyw jaki Sam wysyłała w jego kierunku coś ważył, facetowi już dawno rozdupcyłby się kręgosłup.
- Kurwa mać - burknęła widząc jak w jej kierunku podąża para kojotów czy tam innego psiego cholerstwa. Cholera raczyła wiedzieć, zaś monterka słowo biologia kojarzyła tylko ze słyszenia. Szarpnęła za rewolwer, próbując go wyciągnąć z kabury.
- Kurwa mać! - warknęła czując jak broń nieznośnie powoli wysuwa się na zewnątrz. W głowie na szybko układała plan. Wpierw strzelić do tego bliższego psa, potem do dalszego i nie marnować kul na pierdoły i...
- Morrison! - wydarła japę, cofając się pół kroku. Skoro już żołnierz udawał ochronę, niech się poczuje do obowiązków. Czemu do jasnej cholery znowu wszystko miało spaść na głowę Sam?
Przynajmniej wedle jej wyliczeń.