Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2016, 21:46   #17
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Dwójka nieludzi wraz z towarzyszącą im kobietą uzgodnili ze soba spojrzeniami, że przydało by się postarać być cicho. Niestety powolne kroki Rognira oraz Bazylii tak czy siak odbijały się echem w wąskim korytarzu drażniąc uszy. Ten zakręcał raz w lewo, raz w prawo, aż wreszcie, po jakichś pięciu minutach, otworzył się na sporej wielkości wykutą w kamieniu komnatę długą na dobre pięćdziesiąt metrów i szeroką na dwadzieścia. Wzdłuż ścian stały posągi wszelkiej maści istot, których widok powodował ciarki na plecach, gdyż były to demony wszelkiego rodzaju i kształtu. Ich niepokój zaczął narastać, kiedy świecące fioletowym blaskiem pochodnie osadzone przy posągach zapalały się jakby czując czyjąś obecność, tym samym tworząc ścieżkę do wielkiego łuku znajdującego się na końcu komnaty zaczynającego się na krańcach leżącej naprzeciwko krótszej ściany, a osiągający najwyższą wysokość przy sklepieniu - idealnie na środku. Przypominał on jakiś specyficzny łuk drzwiowy, ale po tych ani śladu. Poza trzeszczeniem magicznych pochodni - panowała głucha cisza.

Rognir po wejściu zaczął rozglądać się za czymś czym mógłby rzucić we wrota. Jego nieludzkie oczy dostrzegły w końcu kawałek odłupanego szpona jednej z demonicznych figur. Zagarnął go z ziemi i cisnął z całej siły w stronę łuku. Nic się nie wydarzyło. Widać wrota, o ile faktycznie tym były, nie działały w tym momencie. To nieco ośmieliło Bazylię, która podeszłą kawałek bliżej. Nie zdążyła jednak zajść daleko gdyż półokr wyminął nazbyt ostrożną kobietę i pewniej zaczął zbliżać się do wrót. Jednak każdy jego krok sprawiał, że czuł się coraz mniej pewnie. Czasami mał wrażenie, iż oczy tych monstrów lekko się poruszają i spoglądają na niego swymi kamiennymi oczami. Mniej więcej po przejściu trzech czwartych długości komnaty usłyszał dziwne kliknięcie, które echem rozległo się po pomieszczeniu.Tylko jego refleks pozwolił mu się schować za kolumną, kiedy rój strzałek przeszył powietrze wszerz komnaty. Pech chciał, że dwie z nich zdołały się wbić w przedramię półorka. Szczęściem rany te były płytkie, choć nieco dokuczliwe.
- Mogło być gorzej - mruknął Rognir, przyglądając się zakrwawionemu przedramieniu. Wyciągnął strzałki i przyjrzał się ich ostrzom. - Brak trucizny - dodał pod nosem, po czym odrzucił je na bok i ruszył dalej korytarzem. Tym razem jednak, półork zaczął się uważniej przyglądać otoczeniu, badać każdy metr kwadratowy posadzki przed sobą, a pomagało mu w tym stylisko topora oburęcznego, którym niczym ślepy, badał podłoże na półtora metra od siebie. Bez większych problemów dotarł już do końca komnaty i przystanął pod przeciwległą ścianą. Dopiero teraz dostrzegł delikatny zarys run wzdłuż łuku, które niestety zupełnie nic mu nie mówiły. Kiedy się rozglądał, zauważył jednak kilka innych ciekawych elementów otoczenia. Po obu stronach pomieszczenia, zaraz przy “drzwiach”, były jakieś przyciski. W posadzce również były jakieś wgłębienia zaraz za posągami, które również do nich prowadziły. Wyglądało to tak, jakby miały rozprowadzać jakąś ciecz...
Bazylia zatrzymała się kiedy Rognir aktywował pułapkę. Jej spojrzenie rozbiegało się gwałtownie szukając zarówno potencjalnych wrogów jak i innych oznak niebezpieczeństwa. Nic się jednak nie wydarzyło. Półork zaś powędrował dalej. Diabelstwo spojrzało niepewnie na kobietę po czym ruszyło za mężczyzną. Bardzo ostrożnie i najlepiej po jego śladach.
Bazylia zatrzymała się również koło łuku aby przyjrzeć się runom.
Język otchłanny diabelstwa zdołał odczytać znaczenie znaków. Był to jakiś rodzaj oznaczenia mającego służyć osobom, które się przez te “drzwi” przemieszczają. Jak się okazało - te “drzwi” wcale nie są “drzwiami”. To był materialny okaz jakichś wrót teleportacyjnych.
Treść run brzmiała: BRAMA 3, OBRĘB 4, POZIOM 2
Czerwona kobieta przeczytała po cichu napis tłumacząc go na wspólny. Spojrzała na półorka, a potem za siebie, na korytarz z którego przyszli.
- Nie wiem, co to oznacza do końca. Nie specjalnie też uśmiecha mi się, że tamci sobie poszli. Głupio zginąć kiedy zasmakowało się odrobiny wolności - przyznała odwracając się z powrotem do przejścia. Dotknęła swojego rogu i pociągnęła za niego przekręcając sobie delikatnie głowę.
- Raźniej po prostu by było - dodała markotnie, podchodząc do przycisku. - Ryzykujemy?
Półork kiwnął głową. Oba przyciski zostały wciśnięte, co wywołało jakiś dziwny odgłos za ścianą przypominający małą lawinę kamieni. Nagle rynny mające coś prowadzić do posągów zaczęły wypełniać się krwią i wpływać do statuł.
Z błyskiem światła łuk, przy którym znajdowali się Rognir oraz Bazylia, zalśnił bladym blaskiem bezdźwięcznie oznajmiając, iż portal stoi otworem. Byłoby pięknie, gdyby nie wyszła z niego jakaś równa Rognirowi wzrostem istota w czarnej szacie zakrywającej całe ciało. Spod kaptura dostrzec można było jedynie czerwone oczy.
Głosem przypominającym niskie warczenie powiedział:
- Podaj hasło.
Bazylia zbladła z przerażenia. Nie dość, że krew, światło to jakaś postać wyszła na zewnątrz. Co gorsza zapytała o hasło. No i świeciły jej się oczy. Diabelstwo sparaliżowało strachem. Nie miała najmniejszego pojęcia jakie hasło podać i skąd mogła by je znać.
- Śmierć - odpowiedział sucho Rognir, po czym odpiął z pasa swój bat i wziął mocny zamach. Długa na kilka metrów broń zatoczyła szeroki łuk w powietrzu i pomknęła z prędkością błyskawicy ku szyi zakapturzonej istoty. Przecięło ją jednak w pół jak ducha nie wyrządzając żadnej krzywdy. Popatrzyła na półorka, splatając ręce przed sobą i wypowiadając w tym samym tonie słowo “Rozumiem”. Następnie zniknęła, a za nią również i portal, pozostawiając zwykłą kamienną ścianę z łukiem i runami.
Znów nastała cisza, ale krew się wciąż lała.
Bazylia się odwróciła do Rognira z mieszanką przerażenia i niedowierzania na twarzy.
- Dlaczego? - wycedziła pół-szeptem. - Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ją zaatakowałeś? Mogliśmy chociaż spróbować zgadnąć to hasło.
- Nie przywitał się ze mną - odpowiedział półżartem Rognir, a na jego zarośniętej twarzy zagościł lekki uśmiech. - Był nieuprzejmy, a hasła i tak nie znałem - wzruszył ramionami, po czym zaczął się wracać korytarzem, którym przybył.
- Nic tu po nas - rzucił za siebie.
Twarz diabelstwa przybrała wyraz totalnego zdziwienia, czy też bezkresnego osłupienia, albo całkowitego niezrozumienia.
- A-ale - wybełkotała Bazylia patrząc bezradnie jak półork odchodzi. - Co?
Słysząc w odpowiedzi ciszę i widząc, że ludzka kobieta również podążyła za Rognirem Bazylia w końcu sama powłóczyła swoje kopyta do przodu. Jej umysł jednak zdawał się nie rozumieć. Motywy zachowania towarzysza przerastały pojmowanie czerwonoskórego diablęcia. Być może strach przed konsekwencjami i śmiercią zasłaniał jej pewne rozwiązania. Być może zwyczajnie była głupia. Jakakolwiek była odpowiedź przysparzała kobietę o ból głowy do tego stopnia, że musiała złapać się za rogi i targnąć swą pustą łepetyną na boki.
Stało się to akurat jak dochodzili do tego samego rozwidlenia przy którym rozdzielili się z tamtymi ludźmi.
- Wygląda na to, że jednak pójdziemy tędy… - jęknęła cicho przeczuwając konflikt jaki może się wywiązać jeśli znów spotkają tamtych ludzi. Oczywiście ich spotkali. Przy kolejnym rozwidleniu. No i było ich więcej.
 
Asderuki jest offline