Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2016, 21:31   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wpatrywanie się w zabitą dechami witrynę sklepową nie sprawiło, że zaczęła wyglądać lepiej niż w pierwszych paru minutach tej czynności. Eden pozwoliła sobie na długie westchnienie wyrażające sporą dozę zniechęcenia. Gdzie podziały się cudowne w swej różności i blasku neony? Gdzie ów krwisty blask żądzy wnikający pewnie przez okna jej biura i rzucający sugestywne cienie na pościel w sypialni? Można było w nim odpocząć, pozbierać myśli i spokojnie ułożyć plan działania na kolejny dzień, czy raczej w większości przypadków, noc. Przede wszystkim zaś skóra pachniała czystością po relaksującej kąpieli, a brzuch nie zwijał się w węzły z głodu, a wypełniał go ciepły płyn w kolorze złotego bursztynu. Vegas… Za jakie grzechy trafiła do tej zapomnianej przez diabła i cywilizację dziury? Pytanie oczywiście miało całkiem pokaźną liczbę odpowiedzi, których wymienienia zajęłoby nie jedną ani nie dwie noce, a na które udzielenie których zwyczajnie nie miała ochoty. Trzeba było ruszyć dupę i zatroszczyć się o to by ta otrzymała najlepszą dostępną obsługę. Dość już czasu gniła w fotelu cadillaca.

Przeciągnęła się, sprawdziła gnata i swój ukochany nóż, poprawiła ubranie i mocniej naciągnęła czarne rękawiczki. Może i nie było to Vegas, ale cholera przynajmniej wyglądać będzie najlepiej jak się da w zaistniałej sytuacji. Nie żeby jej zależało na robieniu wrażenia u tubylców ale klasa miała swoje znaczenie. Może nie dla nich, ale z pewnością dla niej. I nie obchodziło jej co pieprzył Szajba, jej standardy pozostawały wysokie bez względu na miejsce, w którym się znajdowała. To, że była to zapyziała dziura wręcz wymuszało niejako by były one nawet nieco wyższe.

Sprawdziła wzrokiem otoczenie, które zdawało się wręcz niepokojąco ciche. Brakowało tu tłumów przemieszczających się z jednego kasyna do drugiego i z kasyna do burdelu. Kolejność niekoniecznie musiała się zgadzać. Zamiast tego był smród plastiku i wszędobylski mrok, który zaczynał jej działać na nerwy już jakiś czas temu. Był tak cholernie nienaturalny w swej naturalności, że aż miała ochotę kazać Diabłowi włączyć reflektory. Ot, co by pokazać kto tu rządził. Oczywistością było jednak to, że tego nie zrobi i nie zrobiła. Zachcianki były zachciankami, jednak to rozsądek brał górę gdy w grę wchodziła kwestia utrzymania się przy życiu. Nie, żeby wietrzyła zagrożenie kryjące się na każdym kroku, takiej paranoi jeszcze się nie nabawiła, jednak ostrożność wypadało zachować.

Jako pierwsza sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi. Nie całkiem oczywiście, ot tyle co by się wysiąść dało. Oparła dłoń o dach i rozejrzała się ponownie, marszcząc nos gdy pełna siła odoru palonego plastiku uderzyła ją w nozdrza. Cóż, przynajmniej coś śmierdziało gorzej niż ona, co względnie mogła uznać za plus dla tego miejsca. Niestety był to także minus i to porządny. Tych z kolei i tak nie brakowało. Wizja kąpieli i czystej pościeli jakoś wyjątkowo nabierała prędkości na swej drodze prowadzącej do ucieczki w siną dal. Uderzyła lekko w dach poganiając obu towarzyszy tej piekielnej podróży by także raczyli ruszyć dupy i wystawili swoje twarzyczki na działanie cuchnącego powietrza.

Diabieł pozostał na miejscu, grzebiąc jeszcze za czymś w schowku kierowcy, za to jej ulubiony Light wyskoczył z samochodu niczym nakręcany sprężynką. Gdyby tylko mógł i miał większą widownię, pewno strzeliłby obcasami albo wywinął koziołka. Lub tak jak teraz kliknął papierośnicą i po chwili odpalił fajka benzynową zapalniczką. Zaciągnął się porządnie, a jego twarz ozdobił zadowolony grymas. Widocznie palony plastik nie robił na nim wrażenia. Rozejrzał się ciekawie po najbliższej okolicy, zawieszając wzrok na baropodobnym tworze.
- Ciemno, co nie? - uśmiechnął się przyjemnie, wyciągając w stronę Eden kolekcję równych niczym spod linijki fajek - Może niech Nate zaparkuje mniej na widoku. Nie wiemy kogo wyprzedziliśmy, a lepiej się tego dowiedzieć za bezpieczną osłoną. Załatw lokum na noc, żarcie, kąpiel. Ja się zajmę zapasami i mechanikiem. Pilnuj swojego pieska i za godzinę widzimy się tam. Zastrzeżenia, sugestie? - spytał, przypominając w tym nieśmiałego uczniaka… ale to była kolejna z jego póz.
Miała ochotę przewrócić oczami ale się powstrzymała, ograniczając do skinięcia głową. Po fajki nie sięgnęła udając, że ich nie widzi. Tyle by było pieprzenia o tym, że stracił przedostatniego… No cóż, nie była to istotna sprawa, a oczekiwanie szczerości po kimś takim jak Szajba było zbyt bliskie naiwności by Eden się na to skusiła. Podobnie jak nie miała ochoty wysilać się by przypominać Light’owi o tym, że ma uważać. Zamiast tego skupiła wzrok na zadechowanej witrynie sklepu. Kąpiel? Żarcie? Lokum? Optymista się jej trafił…
- Zobaczę co się da zrobić - odpowiedziała w końcu z milutkim uśmiechem, który współgrał z jego pozą. - Jakieś szczególne życzenia? - dopytała, opierając się nieco wygodniej o drzwi auta.
- Barman nazywa się Ted Barney. Katolik, patriota. Typowy Teksańczyk - kliknęła zamykana papierośnica, zaś młody chłopak obrócił głowę w kierunku wymieniających głośne uwagi, podchmielonej grupki miejscowego elementu, grzejącego się przy jednym z koksowników sto-sto pięćdziesiąt metrów od nich. Chyba się o coś pokłócili, bo w powietrzu zawisło parę wiązanek, a ludzie złapali się za łby niczym w parodii filmów o bokserach jakie Eden oglądała kiedyś w domu. - Pieprzona prowincja - prychnął przez zaciśnięte zęby, standardowo nie wspominając skąd zna Barney’a, czy widział go wcześniej, a może usłyszał o nim w jednym z poprzednich miast. Ewentualnie znów ją w coś wkręcał. Ciężko było stwierdzić, zaś panujący dookoła mrok letniej nocy nie pomagał w identyfikacji subtelnych zmian w mimice twarzy dzięki którym dałaby radę go rozszyfrować. Z drugiej strony on tak samo widział ją. Może dlatego nie za bardzo chciał rozmawiać? Miała wrażenie, że chce się jej pozbyć i zbywa obracając się by ruszyć w swoją stronę po wyjątkowo krótkiej wymianie zdań.
O co chodziło temu chłystkowi… Eden z chęcią by poświęciła chwilę, lub nawet dwie na to by go podręczyć korzystając z wyraźnie niekorzystnych dla niego okoliczności. A może tu chodziło o coś zupełnie innego? Co tak naprawdę Szajba robił w tym miejscu? Gdzie mu się aż tak spieszyło, że darował sobie swoją zwyczajową, wyjątkowo wkurwiającą gadkę i ograniczył tylko do rzucenia suchymi faktami. Nie, żeby tęskniła za jego paplaniem, ale ta sytuacja wydała się jej ciut bardziej drażniąca. Drażniła tak bardzo, że Aniołek odruchowo zsunęła dłoń do rękojeści. Ruch ten był dla niej absolutnie naturalnym i powtarzał się dość często więc nie powinien wzbudzić zainteresowania Light’a. To, że tym razem to on był powodem tego, że palce kobiety przesunęły się po kaburze, pozostało jej słodką tajemnicą. Wbrew sobie pozwoliła mu iść sobie w diabły, śledząc go wzrokiem tak długo jak była w stanie. Wściekłe psy pokroju młodego Light’a należało oswajać powoli. To, że w razie nieudanego procesu oswajania należało je likwidować, poszerzyło nieco uśmiech jaki błąkał się na jej ustach. Pomarzyć nie zaszkodzi, nawet jeżeli marne były szanse na spełnienie tych marzeń.
Z głową pełną pytań, na które wciąż nie miała odpowiedzi, pochyliła się by zerknąć do wnętrza cadillaca.
- Słyszałeś? - Wyszczerzyła ząbki do Diabła, który to uśmiech był tak uroczo nieszczerzy, że można się było na niego niemalże nabrać. Niemalże…
Odpowiedziało jej spojrzenie i mina obrazująca jasno nieme stwierdzenie “serio laska?”. Za dobrze się znali aby podobne subtelności robiły już na którymś z nich wrażenie.
- Schowam brykę i dołączę do ciebie. Nie ma co zostawać na widoku - mruknął z wybitnie niezadowoloną miną, a uważnie błądzące po okolicy oczy zdradzały zdenerwowanie. Jemu też nie podobała się ta sytuacja.

Skinęła głową, nie gubiąc uśmiechu, który zyskał nieco na autentyczności jednak nie na tyle by można było powiedzieć, że Eden była w tej chwili zadowolona. O nie, to by zdecydowanie było za dużo. Nie widząc sensu w dalszym wystawianiu tyłka i wciskaniu głowy do wnętrza samochodu, wycofała się i wyprostowała, a następnie lekko trzasnęła drzwiami by je zamknąć. Diabeł wyjątkowo nie przepadał za brutalnym traktowaniem jego czterokołowej kochanki, a Aniołek nie widziała powodu by sprawiać mu tą przykrość i skrzywdzić to jego cacko bardziej niż już dostało w dupę.
Nie czekając aż wykona swoją robotę, ruszyła w stronę tutejszej wymówki dla nadania lokalowi miana baru. No bo do cholery tak to barem było jak wychodek w Vegas elegancką toaletą. Skąd ci ludzie brali pomysły na to jak odpowiednio sprzedać klientowi swoje usługi. Co prawda klient wielkiego wyboru w tym wypadku nie miał ale standardy pasowałoby jakieś zachować…

Nie było tak, że myśl o podążeniu śladami Szajby nie przyszła jej do głowy. Przyszło jej także to, by zasięgnąć wpierw języka zanim wrypie się w gówno, które być może młody Light ją pakował. Problem polegał na tym, że była głodna… Kurewsko głodna, brudna i wymęczona, a ta cholerna rudera dawała pewien cień nadziei dla jej zbolałego ciała. Do podejmowania rozsądnych decyzji potrzebowała przynajmniej się napić, a pójście za czymś co zaplanował rozum będący na głodzie zwykle kończyło się z kulką albo ostrzem między żebrami. I to tylko w tych rzadkich przypadkach gdy miało się szczęście. Dlatego wybrała tą, a nie inną trasę i z przyklejonym do twarzy uśmieszkiem oraz odpowiednio poluzowanym gnatem w kaburze, wkroczyła pewnie do “Kos’a”.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline