Maxym przekonywanie d20(-2 krótka znajomość)= 8 sukces
- Panie Goldmann... - Varr spojrzał z powagą na biznesmena
- Niczego nie wykluczam... A po zebranych przez Diega materiałach widziałem, że ma pan środki i doświadczenie. Póki co jednak nie jesteśmy na tym etapie. Poza tym... - wskazał krajobraz chaotycznego, kolonialnego miasta widocznego za oknem.
- Proszę pamiętać, że to nie będzie tylko partnerstwo ze mną, ale z całą Medeną. To z tymi ludźmi, tam za oknem, musiałby pan na co dzień współpracować. Proszę się póki co rozejrzeć, zobaczyć jak to u nas wygląda, daleko nam tu do kultury czynienia biznesu znanej z Zaibatsu... Ale będę pamiętał... I biorę to pod uwagę.
Inu odpowiedział zaś Diego.
- Seniorita się nie martwi! Jak długo, ja, Diego di Estradona zajmować się będę waszą grupą niczego wam nie zabraknie! O wszystko zadbam! Wyśpicie się dzisiaj jak u mamy!
Wydawało się, że wszystko póki co załatwili. Wychodząc z "zamku" Diego jeszcze poprosił ich o poczekanie, by mógł na szybko "coś załatwić". Wrócił po około dziesięciu minutach.
- Rozmawiałem z Jeremiahem, wysłał już jedną grupę w kaniony zaraz z miejsca wypadku, ale póki co nic nie znaleźli. Przetasuje jeszcze swoich ludzi, by mu ich w mieście nie zabrakło i za jakąś godzinę poślę następną łazikiem za miasto. Zbiórka pod portem lotniczym i tam będzie na ciebie czekał, przyjacielu! Chłopaki już liczą na to, że pokażesz im jakieś indiańskie sztuczki! - wskazał Johny'ego, zaśmiewając się nerwowo.
Następnie zatoczył szeroki ruch, wskazując tętniące życiem miasto przed sobą.
- A teraz poszukamy wam jakiegoś godnego lokum. Dostałem 300 kredytów środków na zakwaterowanie i ewentualne zakupy u górników. Powinno starczyć! - rzucił z entuzjazmem, choć widać było, że nie miał pojęcia ile sobie wydobywcy policzą i co w ogóle mogą mieć, co im się przyda.
Po paru krótkich rozmowach na mieście, załatwił im dziwne, hybrydowe lokum. Jedna połowa była wydrążona w skale, a druga była dobudowanym do skały blaszanym barakiem. Razem cztery pomieszczenia, po dwa w każdej części. W skalnej było przyjemnie chłodno, zaś blacha wyglądała jakby w niektórych godzinach dnia mogła się mocno nagrzewać. Były niezłe meble, był nawet kranik z bieżącą wodą na skalnym korytarzu za drzwiami, tam była też dziwnie prezentująca się futurystyczna chemiczna toaleta, wyglądająca jak żywcem wyrwana z jakiegoś statku kosmicznego, nawet dyndały z niej niezagospodarowane kable. Wszędzie było pełno ceramicznych wizerunków Maryjek i innych katolicko-latynoskich świętych.
- Mamma Dolores zadba o to, by mieszkało wam się tu jak w d...!
- Suń się, synku!
Przysadzista kobieta o surowej twarzy wcisnęła się przez niego.
- No! - rzuciła, podpierając boki rękoma w srogiej pozie.
- Żeby mi było jasne! Żadnych wrzasków i rozwalania sobie łbów! Żadnego rzygania i krwawienia na korytarzu! I nie szczać na stojąco, bo jak się obleje bok, to do zwarcia dochodzi! Posiłki o ósmej i dziewiętnastej! Tylko bez kombinowania! Liczę potem noże i widelce!
Wyglądało na to, że zostali skutecznie zakwaterowani.
Koniec pierwszego rozdziału.
+1 PD dla wszystkich