Szaber trwał. Z pokoju gdzie zdybano ową kobietę z dziećmi dochodziły śmiechy i rozdzierający wrzask niewiasty. Krew i przemoc po raz kolejny okazały się doskonałym afrodyzjakiem. Nie przepuszczono także kuchtom, które zdybano w pomieszczeniach gospodarczych na parterze. W miarę upływu czasu zapał do gwałcenia, plądrowania i niszczenia malał. Kolejni uczestnicy "zabawy" obciążeni łupami i syci wrażeń opuszczali kamienicę. Dieter co prawda próbował w nich na nowo obudzić zapał do niszczenia, ale zwyczajnie nikt nie chciał go słuchać. Dniało a jedyne co przychodziło im do głowy to skryć się z łupem zanim światło słońca obnaży ich zbrodniczą nocną działalność. Nie daj Sigmar jeszcze komuś przyszłoby do głowy ich pociągnąć do odpowiedzialności. Także czmychali niczym szczury pozostawiając osamotnionego Dietera i Markusa w holu pośród ciał szlachcica i zabitych przez niego mieszczan. Nie pozostało nic innego jak wyjść na zewnątrz tym bardziej, że z góry zaczął docierać dym. Widocznie ktoś wpadł na pomysł zatarcia śladów poprzez podłożenie ognia.
Na ulicznym bruku pośród kałuży krwi leżały ciała trójki dzieci. Wszystkie w koszulach nocnych. Najstarsze miało może pięć lat. Ich delikatne główki nie wytrzymały zderzenia z brukiem, gdy wyrzucono je oknem.
Stanie w tym miejscu na pewno zbyt mądre nie było. Pozostało chyba wrócić do karczmy, albo samemu udać się na zamek.
***
Po krótkim namyśle akolici ruszyli do karczmy. Rynek miejski był opustoszały nie licząc zabitych zbirów hrabiego. Swąd spalenizny był nadal bardzo mocno wyczuwalny a osmalone ruiny świątyni straszyły pustymi oczami okien. Korzystając z tego, że miasto odsypia nocne wydarzenia udali się nie zaczepiani przez nikogo do karczmy.
Drzwi gospody otworzył im nie kto inny jak Otto uzbrojony w rożen do mięsa.
- Wszelki duch! To mi się goście trafili! Bodaj by was licho porwało!
Na tym utyskiwania karczmarza się jednak skończyły, bo czmychnął z powrotem na zaplecze.
Godzina nadal była bardzo wczesna i nic nie wskazywało by małżeństwo karczmarzy miało wkrótce zabrać się za wydawanie posiłków. Udano się do pokojów by złożyć łup i spróbować łapnąć choć kilka godzin snu po nieprzespanej nocy. Gdyście się położyli sen przyszedł szybko i nie był to zwykły sen. Śniliście, że lecicie ponad krainami Imperium i Kisleva na północ do krainy bogów, gdzie wasze dusze łączą się z kotłującymi się esencjami chaosu. Podróż ta była wielce pouczająca. Podczas jej trwania przez wasze umysły przepływał strumień tajemnej wiedzy jaka jest udziałem jedynie demonów i wybrańców bogów. Na zakończenie snu z kotłującego się chaosu wyłonił się wyraźny obraz srebrnej gołębicy pikującej w dół z dużą szybkością niczym rzucona z dużą siłą włócznia.
***
Obudziliście się, lub raczej obudził was harmider dochodzący z dołu. Gdy zeszliście do wspólnej sali dostrzegliście sporo osób. Może tłumem tego nie można było nazwać, ale dobre kilkanaście ich było. Ludzie mówili głównie o ostatnich wydarzeniach i ich konsekwencjach. Ponoć chorzy na zarazę zaczęli sami z siebie zdrowieć. Okwist ze swym nowym pomocnikiem i zwerbowanymi naprędce ludźmi zabezpieczyli zamek i bramy oraz posłali po inkwizytorów i kapłanki Shalyi do Talabheim. W innej części sali dostrzegliście Zieleniaków rozmawiających z jakimiś nieznanymi ludźmi, chociaż stał tam również Grani ze swoją nieodłączną fajką.
Gdy Hogo zobaczył akolitów odłączył się od rozmawiających i z uśmiechem na pyzatej twarzy podszedł do was.
- Witajcie bohaterowie! Okwist był tutaj i mówił to i owo. Miasto odblokowane, zaraza zwalczona, wóz na który czekaliśmy przybył. Pozostaje ruszać w drogę. I tu pojawia się moja propozycja!- niziołek uśmiechnął się chytrze-
Nie wiem czy słyszeliście, ale naszych dotychczasowych ochroniarzy spotkało nieszczęście- westchnął mówiąc to, nie widać było jednak po nim smutku-
Zostawmy kwestię zbawienia ich dusz i oceny jakimi byli ludźmi bogom. Przed naszą karawana długa droga i chętnie byśmy przyjęli kogoś w ich miejsce. Nie bylibyście chętni? Stawka to sztuka złota tygodniowo. No więc jak?