Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2016, 16:30   #21
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Pół-elfka wyglądała na zirytowaną całym tym bajzlem, miastem i łowami. Idąc za resztą która nie siliła się by pozostać anonimowa marudziła w elfim języku pod nosem. Gdy w końcu Lily wprowadziła ich w sytuację, zaklinaczka śmiało wyszła zza reszty kompanii i zadzierając nos odezwała się stanowczym głosem.
- Mówiłaś że chcesz nam pomóc. Na czym konkretnie ma Twoja pomoc polegać? I czemu mamy Ci ufać? - zapytała gestykulując - Poza tym mówisz że musimy uciekać, że nie mamy informacji których pragną kapłani.. zdaje się że Ty wiesz znacznie więcej niż my, więc radzę podzielić się tą wiedzą. Niektórym zaczęły już nerwy grać, a melodia ta jest znacznie mniej delikatna niż Twoje szarpanie strun.
Yazumrae zerknęła z ukosa po reszcie drużyny.

Roley pokręcił głową i odezwał się spokojnym głosem - Spokojnie Zehirlo, sytuacja jest już wystarczająco napięta, nie stresujmy dodatkowo naszej nowej koleżanki, wszak jeśli to co mówi jest prawdą to bardzo się dla nas naraża… i raczej nie wygląda, żeby mogłaby aktualnie być jakimkolwiek zagrożeniem dla nas. Powiedz coś o sobie. - zwrócił się bezpośrednio do Lily - Jesteś tutejsza? Z tego co wiemy łowy nie zawsze kończą się złapaniem ofiary, widziałaś już kiedyś skutki gniewu kapłanów, czy też dzisiejsza sytuacja jest w jakiś sposób wyjątkowa?

Dziewczyna skuliła się pod spojrzeniem półelfki, dopiero po słowach Roleya przemówiła.
- “Jja wiem więcej? Ja znam tylko opowieści...” - wymruczała cicho - “Tak, jestem stąd, to znaczy… z okolic, ale bywam na wszystkich Łowach, choć sama nie biorę w nich udziału, nie przetrwałabym sama w dziczy, a tam to nigdy nie wiadomo… Co do pomocy… to nie wystarczy, że wam to mówię?”

- Przed chwilą powiedziałaś że musiMY uciekać. Co niby grozi Tobie i czemu nie uciekłaś wcześniej? - Syknęła Zehirla nie odpuszczając i mrużąc oczy, po czym rzuciła do reszty - Nie ufam jej ani trochę, cała ta historia wydaje się dziurawa jak portki Xaazza.

- Tak czy siak uciekać raczej nie zamierzamy - odezwał się ponownie Roley - no chyba, że ktoś z was jest chętny - dodał po chwili i zerknął na towarzyszy - Przyjechaliśmy tu po kasę za Wyrnona, a jak są na niego tak napaleni to dla nas tym łatwiejsza okazja do zarobku. Swoją drogą to trochę bez sensu, żeby się wielce na nas mścili, skoro wydajemy się ich jedyną nadzieją, żeby dokończyć łowy. Z drugiej strony kto tam wie co panoszy się w głowach świty Malara…

- Pamiętajmy o jakim bogu mówimy - zasugerował Davy, teraz z opaską na czole, kryjącą dziwny znak, po którego prawicy siedział Agamemnon, a po lewicy Celefas - Malar nie słynie z rozsądku, ani pobłażliwości. Jednak wciąż nie rozumiem czemu mieli by się do takiego posunąć. I nie rozumiem czemu zarzucasz im aż tak ekstremalnie dziką agresję, by nas od razu pozabijać, bo im się łowy nie udały - potem zwrócił się do reszty - Na daną chwilę lepiej zorganizujmy jakoś konfrontacje z kapłanami, ale tak by nie mogli sie przygotować na to i abyśmy my mieli plan ewakuacji. Na wypadek gdyby jednak nasza przyjaciółka miała rację…

- Ile dni minęło od rozpoczęcia łowów? - zapytał Osbern pieguskę.

- “Jesteście zarażeniiii” – wyjęczała wreszcie rozmówczyni – “a ja miałam z wami kontakt! Spójrzcie na te znaki na czole! To się zdarzało kilka razy wcześniej, ale nigdy aż sześć osób! Wszyscy znikali w niewyjaśnionych okolicznościach, a prawie wszyscy udawali się z tym… znamieniem... do kapłanów. Idioci! Oni mają za święty obowiązek tępić wszelkie oznaki zespucia. I tak chciałam wyjechać, ale teraz już muszę!” - spojrzała na Osberna – “Minęło sześć dni. Nadal uważacie, że wszystko jest z wami w porządku?!”.

- Spokojnie dziewczyno, o jakim zepsuciu mówisz? - najemnik starał się dowiedzieć jak najwięcej. - O co w ogóle chodzi w tych cholernych łowach, bo kurwa nie mogę pojąć dlaczego z łowcy nagle stałem się zwierzyną?

- Jak to zarażeni..?! - rzuciła ostro Zehirla, lecz nogi zmusiły ją by opadła miękko na łóżko. Dłonią ujęła kolano, siadając nieco skulona.

Od samego początku jedyne na co miał ochotę Dolit to pójście do swojego łóżka. Nie pogardziłby wprawdzie przy tym towarzystwem Zehirli, czy owej ślicznej harfistki, niemniej cała reszta wymagała jak najszybszego zapomnienia. Niestety co chwilę coś stało na przeszkodzie. Najpierw problem ze strażą (czego oni u licha od niego chcieli?!). Potem propozycja, żeby się rozdzielić. Dolitowi ledwie udało się wyperswadować pozostałym samotny zwiad. Nie chciał zostać sam. W dodatku udało mu się ugrać najbardziej pożądane przezeń towarzystwo. Niczego się nie dowiedzieli, ale miał nadzieję, że na tym cała sprawa się skończy. Niestety tak nie było. A teraz z narastającym przerażeniem słuchał relacji tej muzykantki. Nie musiał nic mówić, nie musiał o nic pytać. Jego przymusowi towarzysze pytali dokładnie o to co sam chciał wiedzieć, a kluczowym okazało się pytanie wykrzyknięte na końcu przez Zehirlę. Kiedy ona usiadła na łóżko, Dolit już tam od pewnego czasu był. Położył swoją rękę na jej dłoni, jakby chcą jej udzielić wsparcia, choć wiedział doskonale, że sam w równej mierze go potrzebuje.
Bera natomiast jak to Bera postanowiła zrobić wszystko po swojemu, prawdopodobnie wyczuwając niepokój “Dolka” i wiedząc, że jej nie powstrzyma. Podeszła do tej biednej, najwyraźniej przerażonej dziewczyny, wysunęła pazur, podstawiła go pod jej podbródek, dla efektu spojrzała swoimi niesamowitymi oczami prosto w jej oczy i rzekła:
- GADAJ CO WIEEESZ!

Przenikliwy wrzask Lily poniósł się po całym budynku, gdy ta skuliła się, chroniąc przed grożącym jej stworzeniem. W kilka sekund rozległy się kroki na schodach i natarczywe pukanie do drzwi.
- “Panienko Wittingen!? Czy wszystko w porządku?” - gruby męski głos nie był nikomu znany.
- Dolit powstrzymaj zwierzaka albo urżnę mu łeb! - Powiedział dobitnie Osbern, a potem wyciągnął miecz i otworzył drzwi.
- Właź! - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu do stojącego na korytarzu mężczyzny. Dobyta broń dobitnie świadczyła o tym co zrobi najemnik, gdy łachudra nie posłucha.

Zarośnięty gruby facet, wszedł bez słowa, rozglądając się po pokoju.

Dolit zwrócił się do Bery. Jego głos był zupełnie inny niż dotychczas- zimny, twardy, jakby groźny.
- Jeszcze o tym porozmawiamy.
Bera próbowała jeszcze coś powiedzieć. W wyrazie jej twarzy było widać zaniepokojenie i prośbę
-DOLEK JA- Dolit jednak już zdjął kapelusz. Na jego czole znajdował się kolejny świecący symbol- trzy okręgi połączone wewnętrznie w jednym punkcie, przy czym każdy był dwukrotnie mniejszy od poprzedniego. Symbol ten uważny obserwator mógłby także dostrzec na… tyłku Bery. Dolit narysował prawą ręką na lewej dłoni ten symbol nie odrywając palca, po czym ową lewą dłoń przyłożył do czoła mówiąc “Mist”. Bera zaczęła stopniowo znikać, jakby rozpływała się w powietrzu. Do ostatniej chwili było widać na jej twarzy wyraz rezygnacji, charakterystyczny dla dziecka, które wie, że tym razem przesadziło i zasłużyło na karę.
Dolit jednak najwyraźniej jeszcze nie doszedł do siebie. Rzekł do dziewczyny tym samym zimnym głosem:
- Jak widzisz Bery już z nami nie ma, ale nic nie stoi na przeszkodzie, bym ją znowu tu przywołał. Lepiej więc uspokój się i wytłumacz nam o co w tym wszystkim chodzi.

Twarz Lily wykrzywiła się, na pół ze strachu, na pół ze szlochu.
- “Ale ja sama nie wiem o co chodzi! To nie moja wina, ja chciałam pomóc! Nic więcej nie wiem!”
Wyciągnęła spod spodu kawałek pergaminu i pióro, po czym nabazgrała coś i wręczyła Roleyowi. Widać było, jak wiele ją kosztuje trzymanie się w ryzach.
- “Idźcie już stąd, i tak, proszę pana, wszystko ze mną w porządku. Muszę odpocząć.”
- No panie starszy, widzisz pan że panience nic nie dolega - powiedział już spokojnie Osbern - Zresztą i tak już wychodzimy.

Po wyjściu z pokoju gdy wszyscy byli już poza zasięgiem ciekawskich uszu, najemnik zwrócił się do wszystkich - Nie wiem jak wy ale ja wypieprzam z tej dziury. I tak nie ma już szans na nagrodę, a o pozbycie się tych znaków wolę nie pytać tutejszych kapłanów. Proponuję udać się do Uthmere, to spory port i można popytać o fachowców od klątw i magii. Co prawda chyba nikt z nas nie ma za dużo złota, ale po drodze zajęcie zawsze się jakieś znajdzie.
 
Ryder jest offline