- O... ooo! To na pewno będę chciał! A póki co do widzenia. Zjawię się za dwa dni o świcie albo później. - rzekł standardowy tekst czarodziejów i udał się do wyjścia.
Miał rzecz jasna odpowiednią walutę. Wszak Ręce Które Leczą mogły uczynić wina uzdrawiającymi na czas nieokreślony. Na pewno Jojo będzie chętny w drodze barteru uzyskać taki magiczny specyfik. Póki co zaczęło robić się ciemno i trzeba było wracać do siebie.
Miał ochotę jeszcze zadzwonić do swoich podwładnych, ale połapał się że tamci nie mają telefonów. Diabli nadali... trzeba było już dawno zreformować żulerską brać i wyposażyć ich w odpowiednie aparaty.
Hmmm... a może by się udało namówić teściową, aby kolację zrobiła i przenocowała? Jeżeli pały miały akcję pod jego blokiem, mogą wejście dalej obserwować, a potem zrobić nalot o 6 rano. Ryszardowi to się wybitnie nie podobało, bo zwykle o tej porze to się jeszcze jest w gaciach i to wstyd z prawie gołym tyłkiem być wyprowadzanym. Brrrr...
- Późno już... to ja może odprowadzę mamusię do domu i pójdę do siebie, hę?
Prawdę mówiąc zapowiadała się długa wyprawa.
Dlatego rozsądnym było pójść i zabezpieczyć swoje mieszkanie oraz zabrać z stamtąd wszelkie dobra. No chyba, że teściowa zatarga go na kolację i każe spać na podłodze. Wtedy się przynajmniej dobrze naje... może i stare babsztyle były wredne i złe, ale przynajmniej dobrze gotowały... i zawsze wmuszały w młode pokolenie dodatkowe porcje. |