| Visena 1 Tarsakh, Śródzimie, Roku Orczej Wiosny Rzeczowa dyskusja przy stole w miarę szybko ustaliła priorytety drużyny. Szczury, zioła, a reszta w międzyczasie. Viseńczycy wiedzieli z doświadczenia, że życie rzadko idzie zgodnie z planem toteż pomyśleli też o alternatywach. Póki co jednak zapłacili za napitki i wyszli na słońce, mrużąc oczy. Od ‘Gnijącej macki’ do zachodniej bramy było dosłownie kilkadziesiąt metrów, które pokonali raźnym krokiem. Dwóch młodzików stróżujących przy bramie powitało ich wesoło, choć jeden z nich skrzywił się na widok Panria. Zaklinacz udał, że tego nie widzi; po wybuchu tu i ówdzie słyszał pomruki, że jego wężowe oczy to z pewnością znak demonicznego paktu. Skoro Kelvin Łowca mógł zostać zwilkołaczony to czemu Panril nie mógł zostać zdemoniony? Na szczęście mówiły tak tylko najgorsze wiejskie plotkary; niemniej jednak zaklinacz wiedział, że takie gadanie może roznieść się jak ogień jeśli tylko czymś większym podpadnie. Należało się wykazać, a pomoc rodzinie Warsa - Viseńczykom z urodzenia - była dobrym początkiem. Przystań nie była daleko. Długi pomost, pięć łodzi (i jedna na jeziorze) i duży drewniany budynek, do którego ściągano na zimę łodzie, rybacki sprzęt. W nim znajdował się także warsztat, w którym Warsowie naprawiali łodzie. W murowanej piwnicy trzymano świeże, marynowane i suszone ryby, a w lecie również nadwyżki mięsiwa - choć to ostatnie zdarzało się ostatnio rzadko. Całość odgrodzona była od pól wysokim płotem - nie była to palisada, ale mogła wytrzymać pierwsze natarcie wrogów. Bliżej palisady stała niewielka chata i to tam drużyna skierowała swe kroki. Przed domem siedziało kilka kobiet i dziewcząt - wnuczek i prawnuczek Warsa - naprawiających sieci. Inga zapadła w bujany fotel, wystawiając twarz do słońca, a Wars siedział obok, strugając jakąś zabawkę. Nikt nie wiedział ile małżeństwo ma lat; byli w Visenie “od zawsze”. Staruszka od kilku wiosen nie domagała na umyśle. Pogrążona we wspomnieniach była niewyczerpanym źródłem opowieści o przeszłości Viseny i Osady, lecz z teraźniejszością miała już niewiele wspólnego. Czasem zdarzało jej się wędrować pozornie bez celu po okolicy, lecz miała tak liczną rodzinę (Warsowie byli spokrewnieni chyba z każdą rodziną we wsi), że zawsze jej ktoś pilnował. Gdy zobaczyła nadchodzącą grupę uśmiechnęła się, ale nie wyglądało by kogokolwiek rozpoznała. Za to Wars wstał, otrzepał się z trocin i ruszył w ich kierunku. Gdy Tiva wyjaśniła mu po co przybyli zaklął szpetnie. - Od wybuchu te cholerne gryzonie rozpanoszyły się nie do pojęcia. Kotów tom ani jednego nie widział w okolicy od paru dni, sieci poniszczyły, beczki z rybami przegryzły; nawet mi zięcia… pra-zięcia… - zawahał się, chyba licząc stopień skoligacenia. - Mniejsza z tym; w każdym razie jak go użarły to do tej pory nie doszedł do siebie. Nawet na zewnątrz o zmierzchu wyłażą, bezczelne! Strach się do szopy zbliżać, a do piwnicy wejść to już zupełnie nie idzie! Pułapki? Trochę drobnicy się nałapało i tyle. Trucizna? Że niby co, tojadu miałem szukać, czy muchomora? Eee gdzie! Szczur nie kura, mądre toto i zaraz świństwo wyczuje. Wykurzyć chłopaki próbowali, też nic - widać inne wyjścia mają. Zresztą rzucały się na ludzi jak wilki, dopiero przed ogniem się cofały. Ech… Jak się zeźlę to spalę cały magazyn i tyle! - zacietrzewił się, po czym oklapł. Wiadomo, nie mógł spalić źródła utrzymania siebie i całej licznej rodziny. - Zapłacę po srebrniku za każdego ubitego szczura, a jak już nie wrócą to dorzucę jeszcze beczkę ryb. Jak ułowimy. Wnuk, zięć czy inny pociotek Warsa zaprowadził drużynę do magazynu i pokazał wejście do piwnicy. Sam wyraźnie nie miał ochoty wchodzić do środka. Budynek - jak większość tego typu - był dość zagracony i szczury miały setki miejsc, w których mogły się schować. Psy poniuchały, powarczały, lecz spod starych beczek i desek nie wyszedł żaden gryzoń. Te najwyraźniej rezydowały w piwnicy, do której prowadziła klapa w podłodze i dość szerokie kamienne schody. Pod warstwą ziemi i śmiech podłoga również była kamienna i Schnapelowi przypomniały się opowieści o zagubionych twierdzach. Zresztą Wilczy Las sam miał takich kilka. Wojownik nie mógł się już doczekać, by ruszyć do Lochu pokonać Potwory!
Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-04-2016 o 21:26.
|