Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2016, 22:05   #120
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Obecność dwójki wampirów była niespodzianką dla JD - rzecz jasna. Brujah spróbował sobie przypomnieć, kiedy widział ich po raz ostatni. Wieki minęły od tego czasu. Nie był również pewny, czy cieszyć się, czy też nie. Mimo wszystko (choć zapewne nie było to logiczne), widok Markusa zdawał się… dziwnie pokrzepiający.

- Kurwa, potrzebuję wódki, nie żadnego orzeszka - odparł, lecz mimo to wziął ofiarowaną przekąskę i usiadł obok. - Pewnie nie masz wódki… - westchnął - …bo jesteś zawodowo, prawda? - zapytał, patrząc mu w oczy. - Czy prywatnie?
- Bo każdy wampir pracuje od 8 do 16 i ma zapewniony pakiet socjalny - zachichotał Marcus, po czym podał JD “szczeniaczka” - Pij, przyda Ci się. Mamy do pogadania - po chwili zapytał jakby od niechcenia, choć można było wyczuć napięcie Gangrela - Co sądzisz o Mary i jej ostatnich akcjach?
- Nic nie wiem o Mary i jej ostatnich akcjach. Założyłem, że była pilnowana i nie zdążyła zrobić nic głupiego… - zaczął Brujah.
„Czyżby Cook, wspominając o jej człowieczeństwu, miał na myśli jakieś niedawne wydarzenia? Myślałem, że mówi bardziej ogólnie”.
- Pozwól w takim razie, że zaktualizuję Twoją wiedzę. Na siedzibę Rady przeprowadzono atak. Przyjemniaczki z Sabatu. Uwolniono kilkoro więźniów, w tym Mary. Żeby było wesoło, naszą przyjaciółkę uwolnił... czy uwolniła, za chuja nie wiem jak to coś nazwać, Sasha Vykos, znana wcześniej jako Myca Vykos. - Gangrel uśmiechnął się sztucznie - Suma sumarum... Obecnie na Twoją matkę polują wszyscy archonci Camarilli. Rozkaz brzmi - przyprowadzić żywą lub martwą. Fajnie, co?

„Kurwa, jakbyś chwilę poczekała, Fanchon sama by cię uwolniła… Tak obiecała”, pomyślał JD. Sasha Vykos? Ze wszystkich rycerzy Sabatu akurat ten? To nie mógł być Cook, prawda? Na pewno nie. On nie byłby taki lekkomyślny”.
- Polują tylko na moją matkę? - zapytał Ashford. - Ode mnie niczego nie chcą?
Chwilę potem w jego głowie zapaliła się lampka.
- Dlatego tutaj jesteś, prawda? Jeżeli poświęciłeś trochę pracy na research, powinieneś wiedzieć, jak przydatny mogę być. Oraz po czyjej stronie stoję.
Marcus rozłożył ręce, chcąc pokazać gestem, że nie ma już nic do ukrycia.
- Po prostu przyszło mi do głowy, że jesteśmy jednymi z niewielu osób, które wolałyby jednak Mary schwytać żywą i dać jej szansę wytłumaczenia się. Co prawda, był jeszcze Cook, ale... słyszałem, że stary brzydal został spacyfikowany. - mężczyzna spojrzał wymownie na JD.
Tymczasem zamknięto właz samolotu, który lada moment miał wznieść się w powietrze.

Nic nie wskazywało na to, żeby Marcus miał mieć złe intencje względem niego. Gdy JD sobie to uświadomił, poczuł się… zagubiony. Nie pamiętał, kiedy ostatnio raz prowadził rozmowę z wampirem, który zdawał się uczciwy. Brujah jednak wciąż mu w pełni nie ufał. Być może nie był w stanie już ufać nikomu.
- Stary brzydal sam się spacyfikował, posługując się mną - odparł ostrożnie. Nie zamierzał wspominać o diablerii. - Chciał umrzeć. Ja od samego początku nie chciałem jego śmierci.
JD rozejrzał się po otoczeniu. Niedługo samolot miał ruszyć.
- Jak mnie znalazłeś? - prawie warknął. - Jeżeli ty mnie znalazłeś, to równie dobrze mógł to zrobić ktoś, kto chciałby pozbyć się za jednym zamachem archonta i dwóch jego pomocników.
„Niech myśli, że uważam się za jego pomocnika”, pomyślał. „Niech przejmie inicjatywę, to zobaczę, co naprawdę planuje.”
JD spoczął ponownie na siedzeniu.
„On planuje uratować twoją matkę, uspokój się, na Boga”.
- Dostałeś jakiś prezent od Tremerów, co nie? No, to witamy we współczesnym świecie nadajników. A skoro już bawimy się pytania, by umilić podróż... jesteś w stanie powiedzieć mi co też tej kobiecie odbiło? - Marcus wydawał się naprawde przejmować losem Mary.

JD spodziewał się, że w prezencie będzie nadajnik, lecz wciąż z chytrości nie potrafił go wyrzucić. Technicznie rzecz biorąc nie miało to przykrych konsekwencji. Nie sądził też, że Fanchon w tej akurat chwili chciałaby im zaszkodzić, podkładając bombę w samolocie. Gdyby pozbył się elektrycznego floretu, mogłoby to natomiast wydawać się podejrzane. JD był uczciwym wampirem i nie miał nic do ukrycia. A w każdym razie taka plakietka była wygodna.
- Była zła - JD wzruszył ramionami. - Jeżeli Camarilla dochodzi do wniosku, że rozsądnie jest wrzucić cię nagą do więzienia, mimo że nic złego nie zrobiłaś, zaczynasz kwestionować swoją lojalność. Kiedy Sabat przychodzi i ofiaruje wolność… - JD wzruszył ramionami. - „Dobry pies” pozostałby wierny swojemu panu, mimo że go bije, a pogryzłby pracownika opieki, który przyszedłby go odebrać. Tak zrobiłby dobry, lojalny pies. Ale moja matka nie jest psem. Być może uznała, że ma szanse przeżyć z potęgą Sabatu po swojej stronie. Może nie wierzyła, że będę w stanie wykonać swoje zadanie i ją stamtąd wyciągnąć. Może chodzi o jeszcze coś innego. Nie wiem, wieki z nią nie rozmawiałem. Myślę, że dość łatwo będzie ją wybronić, jeżeli już ją znajdziemy. Wystarczy powiedzieć, że prowadziła podwójną grę, szpiegując Sabat. Może rzeczywiście tak jest. Krwawa Mary, którą znam, tak by zrobiła. Chyba, że uznała, że lepiej pieprzyć to wszystko - mruknął, wpatrując się w swoje odbicie w okienku samolotu - co też jest możliwe. Jeżeli dostarczymy do Wiednia Krwawą Mary wraz z głową Saschy Vlykosa i poświadczymy, że to ona go zabiła i wszystko zaplanowała… kto mógłby się na nią gniewać? - uśmiechnął się na Marcusa. - Chyba, że zrobiła coś jeszcze gorszego po drodze? Zabiła kogoś ważnego? Jacy więźniowie uciekli wraz z nią? Kim byli?
- Sabatnicy, ale nie tylko. Kilku szalonych proroków Malkavian... O kilku więźniach, przypuszczam, że sam nie wiem. To się kupy nie trzyma - Marcus wyciągnął się na fotelu i oparł ciężkie buciska o oparcie przed nim. - Sabat zabił najlepszą kumpelę Mary. Na zlecenie Vycosa. Dlatego to bez sensu. Pogniewała się, bo ją potarmosili? Nie. Kurwa... Co ta kobieta znowu wymyśliła?! Myślałem, że chociaż ty będziesz wiedział.

- No przecież mówię, że może po prostu jest podwójną agentką. Myślę, że ciebie bardziej boli to, że nie zamieściła cię w swoich planach. Myślałeś, że ja może coś wiem… jednak nie masz powodów, by czuć się zazdrosny - JD uśmiechnął się lekko. - Pomyślałeś może, że Mary zależy na naszym bezpieczeństwie i dlatego nas odsunęła? Nie chcę, żeby zabrzmiało to ostro, ale przy ostatniej wspólnej misji nie wszystko poszło dobrze. John wpadł w pułapkę, my prawie usmażylibyśmy się, gdybyś nie zakopał nas pod ziemią. Być może Mary postanowiła znaleźć bardziej subtelną metodę zniszczenia Sabatu, niż mięśnie i otwarta walka. Jeżeli nienawidzi Vycosa, to tylko znaczy, że jest bardziej zdeterminowana, by go pogrążyć.

„Istnieje również szansa, że odłożyła na bok osobiste niesnaski i zdecydowała się z nim współpracować dla osiągnięcia wspólnego celu. Nie każdy decyduje, opierając się na uczuciach”.
- Kim była ta przyjaciółka Mary? - zapytał. - To dawna sprawa?
- Livia był hipiską, obie były najmłodszymi Brujahami w mieście. Rywalizowały, Na początku były jak pies i kot, ale... w sumie to sam nie wiem jak narodziła się ta przyjaźń. Ciągle się kłóciły, jak to baby, ale jedna drugiej oka nie dała wykolić. Livia jednak miała podejrzanych znajomych i... chyba za blisko podeszła do jakiegoś sekretu Vykosa. Trudno powiedzieć. Nie było mnie wtedy z Mary, bo miała na mnie focha - znów rozłożył ręce - Teraz moja kolej na pytania.
- Kochasz Mary? - Marcus uśmiechnął się bezczelnie.

Brujaha zaskoczyło to pytanie. I poddenerwowało.
- Jestem jej dzieckiem, Marcusie. Nawet gdyby ci na to pozwoliła, nie mógłbyś mieć jej na wyłączność. A właśnie o to ci chodzi, prawda? Chcesz posiadania jej, nie miłości. Pamiętasz, jak została postrzelona? Nie mówiłeś wtedy nic o ocaleniu jej, interesowało cię wyłącznie odkrycie nowoczesnej technologii Sabatu. Pamiętasz to wilkołacze dziecko, które wybrałeś zamiast jej? Myślisz, że ona w ten sposób chce się odegrać, tworząc swoje własne wampirze dziecko, które mogłaby wybrać zamiast ciebie? Nie, tak nie jest. Nie jestem elementem jakiejś chorej miłosnej wojny, jaką uważasz, że toczycie - JD zaśmiał się cicho, po czym nachylił się i musnął wargami płatek ucha Gangrela i wyszeptał - pamiętasz, jak w tej skale cały dzień przeleżałeś wtulony twarzą w moją szyję i szeptałeś, że jestem podobny do Mary i rozumiesz, czemu mnie wybrała? Chciałeś mnie ukraść jej, żeby ją zabolało? A może również miałem odszeptać ci, że rozumiem, dlaczego Mary wybrała cię za męża, po czym mieliśmy we troje założyć kochającą się rodzinę? - JD zachichotał. - Czy wtedy doszedłeś do tej prawdy, że dojść do niej możesz tylko przeze mnie? Gdybym chciał, mógłbym być dzieckiem, które was połączy. Tamto rozdzieliło, ale ja mógłbym wszystko naprawić, Marcusie - JD uśmiechnął się w duchu do siebie, po czym delikatnie skubnął zębami płatek ucha Gangrela. - Ale dlaczego miałbym to zrobić? Co takiego miałbyś, co mogłoby mnie zainteresować? Siebie? - zakpił, odsuwając się powoli od Archonta.

JD spojrzał przez okno na powoli oddalające się podłoże. „Kiedy stałem się taki okrutny?”, pomyślał prawie ze smutkiem. „On mi nic nie zrobił.” Trudno powiedzieć czy Marcus grał, czy był szczery w swojej reakcji. Faktem jednak jest, że zasępił się i zmilkł. W jego palcach igrał mały orzeszek, któremu teraz wampir poświęcał całą uwagę.
- Widziałeś kiedyś dzikiego konia? - odezwał się po dłuższej chwili - To najpiękniejsze zwierzę jakie można zobaczyć. Tak piękne, że chce się je mieć na własność. A jednak, nieważne jak wymuskany i wyczesany będzie koń w stajni, to nigdy nie dorówna temu, widzianemu przez zaledwie kilka sekund w dzikich ostojach. Mary jest dla mnie takim dzikim koniem. Pragnę jej, a jednocześnie wiem, że zrobiłbym jej krzywdę, gdybym ją udomowił. Dlatego chciałem po prostu wiedzieć... czy ty też widzisz to piękno... żeby ją ochronić.

JD wybuchnął śmiechem.
- Ja ją porównuję do psa, ty do konia. Szkoda, że nie ma jej tu z nami.
Wziął jednego orzeszka z miski Marcusa. Nie miał pojęcia dlaczego, ani o co właściwie chodzi z tymi przekąskami.
- Ochronić przed tobą? Boisz się, że będziesz musiał ją zabić, jako Archont Camarilli i chcesz, żebym ci przeszkodził? Chcesz, żeby połączone siły moje i Mary odebrały ci życie? Czy może chcesz mieć wymówkę, żeby mnie zabić w walce? Jesteś moim przyjacielem, czy wrogiem, Marcusie? Mogę ci ufać?
Odnalazł dłoń Gangrela i mocno uścisnął. Nachylił się, patrząc mu w oczy.
- Bądź szczery - dodał.
Jeżeli sam nie dostrzeże, czy Marcus gra, to być może instynkt Cooka mu dopomoże w przejrzeniu wampira.
- Chcę ją ochronić. Za wszelką cenę. - powiedział poważnie Gangrel, znów lokując swoje zainteresowanie w przekąsce.
“On ją kocha. Jest gotów poświęcić swoją lojalność” - odezwał się głos w głowie JD.

Ashford westchnął. Marcus może kochał Mary, ale nie znaczyło to, że nie mógłby wepchnąć jej potomkowi nóż w plecy.
- No dobra - JD podniósł ręce do góry, po czym klapnął nimi o uda. - Może jednak dobry z ciebie gość. Co zamierzasz, po przylocie do Londynu?
- Przejechać się czerwonym autobusem... a potem, coż, wytropić Twoją mamuśkę, sklepać jej dupsko i wywieźć gdzieś na zadupie, dopóki to wszystko nie ucichnie. Będziesz pił? - Marcus wskazał na niedużą buteleczkę wódki.
JD odkręcił ją i powąchał. Była to czysta wódka.
- Skąd pewność, że jest w Londynie?
- Informatorzy. - odparł krótko Marcus, a po chwili dodał - Roland mówi, że tam się wszystko rozstrzygnie.
- Roland współpracuje z wami? - JD zdziwił się. Pociągnął łyk z butelki. W końcu co złego mogło się stać?
- Jasne. Razem tworzymy ligę sprawiedliwych... Widziałeś kiedyś, żeby Malkavian współpracował? - wampir popukał się znacząco w czoło. JD w odpowiedzi popukał palcem wskazującym w grzbiet dłoni Marcusa.
- Widziałeś kiedyś, żeby Brujah współpracował? - JD roześmiał się w odpowiedzi. - Powiedz mi jedną rzecz, która pozostaje niejasna. Ja sam nie wiedziałem, że wysiądę w Marsylii, wy też nie mogliście tego przewidzieć. Od razu po wysiadce pojechałem na lotnisko i wykupiłem bilet do Londynu. Rozumiem, że w tym momencie informacja o tym musiała wyciec do Camarilli. Jak to możliwe, że w przeciągu nieco ponad trzech godzin, które zostały po mojej pierwszej wizycie na lotnisku, zdołałeś przedostać się ze wszystkich miast świata akurat tutaj? Jeżeli chciałbyś tylko polecieć do Londynu, nie musiałbyś po drodze lądować w Marsylii. Wygodniej byłoby mnie znaleźć już na miejscu, w Anglii. Do czego zmierzam…? Jak długo mnie śledzisz, Marcusie? Już od momentu Hindu Kusz? A może od chwili, kiedy pożegnałem się z Tremerami i zdobyłem moją zabawkę? Jechałeś tym samym pociągiem, co ja? Camarilla uczyniła mnie twoim zadaniem, gdyż sądzi, że doprowadzę ich do Mary? Trudno mi uwierzyć, że pędziłbyś do Londynu tylko dlatego, bo chciał tak szalony Malkavian, z którym, jak mówisz, nawet nie współpracujecie. Lecisz tam tylko dlatego, bo ja tam lecę.

- Ktoś tu ma wysokie mniemanie o sobie - humor najwyraźniej wrócił Gangrelowi. - Przepraszam, czy mogę prosić coś wyskokowego? - zwrócił się do obsługi - Z palemką - uśmiechnął się tak, że stewardessa aż się zarumieniła, po czym skierowała się do barku.
Kiedy wróciła, a Marcus zaczął sączyć drinka, JD zrozumiał, że ten chyba nie zamierza rozwinąć odpowiedzi. Uznał również, że pewnie nie rozwinie już żadnej.
 
Ombrose jest offline