— A kim mam niby być? — spytał bez cienia emocji w głosie mężczyzna odziany w nieskazitelny garnitur. — Zwykłym, obrzydliwie bogatym, agentem ubezpieczeniowym. Jeśli chcecie, mogę dać wam zniżkę, gdyż coś czuję, że paru ludzi tu umrze. — Zmierzył wszystkich uważnym spojrzeniem. Jedynie dwóch gości wyglądało w miarę groźnie, ale z drugiej strony każdy mógł być winowajcą. — W nocy spałem, jak każdy normalny człowiek, jeśli o to chodzi twojemu przyjacielowi. Ja wam za to powiem, że osądzając na ślepo nic nie osiągniemy. Co wy na to, aby każdy z nas wskazał osobę, która w naszych oczach jest winna? Taka osoba musiałaby się później usprawiedliwić. Oczywiście o ile nie jest winowajcą, bo jeśli nią jest, to… — Wymownie wskazał wzrokiem na swoją garotę. — …radziłbym mu uciekać z miasta. |