Samotny jeździec na koniu wjechał powoli do wioski. Lico skrywał mu kaptur. Na szyi kiwał mu się medalion z głową wilka. Odziany w starą, znoszoną, ćwiekowaną kurtkę, która miała chronić użytkownika przed kłami i pazurami. Na plecach zaś wisiały mu dwa miecze spoczywające w skórzanych pochwach, widać było dwie zdobione głownie wyraźnie różniące się od siebie. Jeździec ściągnął lejce i wyszeptał do łba konia głaszcząc go po grzywie.
-Prrrr Płotka. Jesteśmy na miejscu. Dobrze się spisałaś.
Mężczyzna zeskoczył z grzbietu konia, zgrabnie jakby się w siodle urodził i to mimo długich mieczy, które dzierżył na plecach. Klepnął konia w zad i spoglądał chwilę jak zwierzę oddala się w miejsce odpoczynku jednakże posłusznie gotów powrócić w każdej chwili na wezwanie swojego właściciela.
Brzezin. Jak głosiła stara drewniana tablica. Wieś jedna z wielu. Bród, smród i ubóstwo jak skomentowałby jego znajomy poeta urażony brakiem burdelu. Widział gorsze miejsca, ale widział też lepsze. Nie przeszkadzał mu zapach i towarzystwo wieśniaków dopóki dostawał zapłatę za swoje zlecenie. Wieśniacy mimo, że czasem niewiele różnili się od górskiego trolla to jednak potrafili dotrzymać swojego słowa w odróżnieniu od szlachetnie urodzonych, którzy mieli się lepsi od wszystkich wokół. Wiedźmin wyjął z kieszeni kurtki, pomięty pergamin i rozwinął by przeczytać to co zawierał.
“Wilcy w Brzezinie. Dziewoje ginom, kuraki jaj nie niosom, ludziska się bojom. Wynajmę męsza mesznego co mieczem, widlem lub innym sposobem bestie na amen ubije. Placem w zlocie, ale jadla nie zapewniam, inno nocleg w kuchennej izbeczce.
Soltys Mirko”
-Mmm. To tutaj. Czas dowiedzieć się czegoś o tych “wilkach”.
Z oddali dostrzegł zbiegowisko dziwnej gawiedzi, która wyglądała dość osobliwie w tych stronach. Podszedł pewnym krokiem w stronę zamieszania. Nagle usłyszał za plecami dziecięcy głos.
-Po co ci dwa miecze? Głupiś jakiś czy jak?
Glos należał do obdartego, brudnego chłopca na ok. 7-8 lat, którego głównym zajęciem było szukanie kóz w nosie i łażenie po drzewach.
Geralt westchnął tylko krótko. Nie było tygodnia żeby ktoś nie zadawał mu podobnego pytania.
Wiedźminstwo to jednak fach zapomniany na tyle, że wielu wieśniaków słyszało o takich jak on tylko podczas opowiadania bajek dla dzieci.
-Jeden na ludzi… i jeden na…
-Nieludzi?
Dokończył za niego chłopiec za nic mając sobie widok groźnego nieznajomego.
-Na potwory. Na nieludzi czyli elfy i krasnoludy stal starcza tak samo jak na ludzi. Jak ci na imię mały?
-Mieszko jaśnie panie.
- Żaden ze mnie pan Mieszko. Masz tu orena i miej baczenie ma mojego konia. Nazywa się Płotka i lubi jabłka. Myślisz, że dasz radę?
Chłopak pokiwał głową, strasznie podekscytowany, że ktoś obarczył go tak ważnym zadaniem. Geralt poczochrał mu czuprynę i uśmiechnął się żeby dodać mu odwagi. Był to dowód, że morderca czasem też ma serce. Serce, serecem, ale robota czekała. Trzeba było zasięgnąc języka.
-Witajcie. Geralt z Rivii. Czy ktoś z tu obecnych ma informacje na temat wilkołaków?