Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2016, 23:26   #31
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu"/Ojca Lulu, Praga Północ, ul Jagiellońska, noc (16.11 - wtorek)

Brakowało jeszcze, żeby zaczął padać deszcz…
Ale nie zaczął.
Dojechały na Jagiellońską bez przeszkód, co mogło zakrawać na cud. Ranna Lulu kilkanaście razy prawie wyłożyła się na swoim motorze, a kurczowo wczepiony w nią Daniel był o krok od utraty przytomności, wtedy nie byłoby innej możliwości niż spadnięcie chłopaka z maszyny.

Klara niemalże dosłownie wniosła Daniela do mieszkania na Jagiellońskiej, drżała przy tym i nerwowo oblizywała wargi czując krew chłopaka. Zaciskała mocno szczęki i kręciła głową by przypadkiem nie spoglądać w dół, na ranę Daniela. Była tak bardzo głodna…
Trzy osoby wchodzące do mieszkania narobiły wystarczający szmer by przebudzić ojca. Stanął zaspany w drzwiach swojego pokoju. Pierwsze co zarejestrował jego ospały umysł to... Klara. Wyraz twarzy staruszka zmienił się diametralnie. Wstąpiło na nią uwielbienie podobne do tego z jakim Daniel patrzył niedawno na Magdę. Lulu jęknęła. I nie zrobiła tego w duchu. Antoni wielkim wysiłkiem woli, zareagował na ten dźwięk i odwrócił się ku Grażynce. Ranna, zakrwawiona córki sprawił, że zbladł momentalnie, zaś szok odebrał mu mowę.
- Tato. Tato… - jej głos docierał do niego jakby z opóźnieniem. Spojrzał na nią z większym skupieniem dopiero gdy Klara i Daniel zniknęli za drzwiami pokoju. - Przynieś z apteczki gazy, bandaże i leki. Przeciwbólowe i nasenne. Wiesz które. Dobrze? - Mówiła spokojnym zmęczonym tonem głosu. Antoni skinął krótko głową i wrócił do swojego pokoju. Grażynka słyszała jak otwiera szuflady gdy sama udała się do swojego.
Daniel leżał już na jej sofie. Blady i milczący. Klara ostrożnie uniosła jego bluzkę zerkając na ranę. Grażynka też zerknęła, ale wolała nie patrzyć długo.
Usiadła przy sofie, na podłodze. Pogłaskała włosy chłopaka.
- Grażynko… - szepnął jej przyjaciel.
- Zrób to. - Powiedziała głucho nie patrząc nawet na Klarę, ale dziewczyna dobrze wiedziała, że mówi do niej. Antoni stanął w drzwiach niczym cień. Położył przyniesione rzeczy na biurku córki. Grażynka odetchnęła głęboko i zaczęła gramolić się z powrotem na nogi. Minęła ojca w drzwiach.
- Podejdź. - Usłyszała głos Klary wołający jej ojca. - Przytrzymaj go. O tak…
Z kuchni słyszała już tylko szmery. Nalała do szklanki wody i wróciła. Było już po wszystkim. Ojciec nadal trzymał Daniela, patrząc wygłodniałym wzrokiem na kącik jego ust z którego spływała delikatna stróżka krwi. Nie jego własnej. Klary.
- Zadziałają na niego środki nasenne?
Klara skinęła tylko głową. Zabrała od Lulu tabletkę i szklankę wody. Skoro wmusiła w chłopaka własną krew, tabletka i łyk wody nie była wielką sztuką. Na twarz chłopaka powoli wpływały kolory.
Czego nie można było powiedzieć o twarzy Grażynki.
- Ile to potrwa?
- Jeśli nie dostanie więcej krwi, może... z dwa tygodnie.
- Czarnowłosa skupiła spojrzenie na Lulu, która w odpowiedzi skinęła tylko głową.


Obmycie, zdezynfekowanie i opatrzenie jej własnej rany nie należało do zbyt przyjemnych. Właściwie… wymagała szycia, ale kto i czym miałby ją zszywać? Antoni robił co mógł by opatrunek jak najmocniej ścisnął wciąż krwawiącą ranę. Całe szczęście pocisk przeleciał na wylot najwyraźniej nie uszkadzając nic ważnego, skoro nadal stała na nogach i oddychała normalnie. Ubrała czystą bluzkę. Na marne, gdyż opatrunek zaraz przesiąknął na nowo krwią. Chciało jej się palić, ale była na to za bardzo wykończona.
Spojrzała na zegarek. Było późno, bardzo późno…

Usiadła znów na podłodze przy sofie przyglądając się twarzy śpiącego przyjaciela. Pogłaskała go znów. Klara stojąca jak poprzednio przy oknie odwróciła się na moment. Ojciec krzątał się w łazience próbując zmyć z niej krew swojej córki.

- Muszę iść się pożywić. - Odezwała się w końcu czarnowłosa, bez ogródek. Była upiornie blada. Starała się trzymać z daleka od rannego, choć jednocześnie bezwiednie wyciągała ku niemu głowę.
- Nie wychodź. - Z gardła Grażynki wydobył się tylko szept. - Masz ojca. Zaraz wrócimy razem do Ciebie.
Klara uniosła brwi. Widać było, że coś cisnęło jej się na usta. Nie powiedziała jednak co. Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.

Grażynka wysunęła z kieszeni telefon. Przez chwilę wpatrywała się w niego zamiast w twarz Daniela. W końcu zdecydowała się wystukać na klawiaturze numer. Czekała aż Kajko odbierze, odliczając sygnały.
- Haaaloo? - zaspany głos rudzielca usłyszała po pięciu sygnałach.
- Hej. To ja. - Słaby i szepcący głos Grażynki rozległ się z drugiej strony słuchawki. - Wypuścili Cię już z tego szpitala?
- Jutro dopiero
- odpowiedział z przekąsem i ziewnął.
- O której?
- Wczesnym popołudniem, brat ma mnie odebrać.
- Zatrzymał się u Ciebie w mieszkaniu czy u dziadka?
- U dziadka, staruszka trzeba doglądać.
- Ktoś zmienił u Ciebie już zamki po włamaniu?
- Nie wiem, niby braciak miał to zrobić, ale zalatany. A…
- chyba skojarzył w końcu słaby głos Lulu. - Wszystko okey? Nic się nie stało?
W słuchawce przez krótki moment trwała cisza.
- Potrzebuje twojej pomocy… - w słaby i cichy głos Grażynki wkradła się nuta załamania. Nie dość, że miała z nim zerwać, to teraz chce go wykorzystać by schować gdzieś rannego Daniela, świat jest pokręcony... Może ów nuta świadczyła o puszczających w końcu nerwach?
- Jasne, oczywiście, mów tylko co - oczyma wyobraźni zobaczyła jak Kajko unosi się na łóżku i pozbywa się resztek snu w głowie. - Coś poważnego? Gdzieś mam podjechać do Ciebie?
W dodatku wyobraziła sobie, że pewnie właśnie zapragnął zostać jej rycerzem na białym koniu…
- Poważnego. - Potwierdziła. - Ale sam musisz zdecydować czy chcesz. Jestem ranna, to nic takiego… kula przeszła na wylot, tylko mocno krwawi. Daniel dostał mocniej. Nie mogli mnie znaleźć więc znaleźli kogoś kogo będę chciała ratować. O Tobie nikt nie wie. Jesteś bezpieczny, ale… ja nie znam bezpiecznego miejsca by umieścić w nim kogoś rannego.
- Jeeeezzzzuuu! Jesteś pewna, że nic takiego? Kurcze, jasne, umieszczę Cię u dziadka. Powiedz tylko kiedy po Ciebie podjechać i gdzie.
- Nie słuchałeś… Daniel dostał mocniej. Chciałabym… umieścić go na kilka dni w Twoim mieszkaniu.
- Nie no jasne, on z Tobą, o tym myślałem. Ale jak Ty ranna, to chyba tez powinnaś, nie?
- Oczywiście, że powinnam.
- Grażynka mimo braku sił uśmiechnęła się sama do siebie pod nosem.
- Mam dzwonić po brata teraz by po Ciebie przyjechał?
- Ale jak wytłumaczysz bratu, że dwie osoby z ranami postrzałowymi pomieszkają u Ciebie na chacie zamiast znaleźć się w szpitalu?
- Uratowałaś mnie, zadbałaś o dziadka, myślisz, że miałby czelność coś sarkać? Nic nie powie, nie musisz się to to martwić.
- Hmmm… jesteś tego pewien?
- Słychać było wahania i podejrzliwość, Kajko jak nikt inny mógł wyobrazić sobie jaka paranoja kryje się teraz w głowie Grażynki.
- Lulu, mój braciak to spoko gość, nie puści farby, nie będzie za mocno wnikał. Poznasz, zrozumiesz. A i ja będę lepiej się czuł jak będę wiedział, że jesteś bezpieczna.
- Okej. Niech podjedzie.
- Grażynka westchnęła. - Kajko...?
- Tak Lulu?
- w głosie chłopaka czuć było werwę, czuł się potrzebny.
- Tylko nie mów mu, że pozna mnie po różowych włosach. Przefarbowałam, żeby nie rzucać się w oczy, okej?
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza.
- Cóż… ciężko będzie się przyzwyczaić - próbował rozładować atmosferę żartem. - Gdzie ma podjechać?
- Jagiellońska 27 mieszkania 7. Zadzwonię do Ciebie za pięć minut upewnić się, że się zgodził. Okej?
- Okey, już mu daję znać.
- W takim razie do zobaczenia… jutro?
- Do zobaczenia Lulu, już nie mogę się doczekać.


Rozłączyła się. Wstała powoli zerkając jeszcze raz na Daniela. Nacisnęła klamkę od pokojowych drzwi powoli je otwierając.
- Klara?
Kobieta stała przy oknie, a Antoni spał.
Odwróciła się do Grażynki patrząc czujnie, na twarzy rysował jej się trochę żal, trochę złość, lecz szybko opanowała emocje.
- Tak mało brakowało... - rzekła z goryczą.
Grażynka zerknęła na śpiącego ojca. To KOMPLIKOWAŁO jej plany…
- Niedobrze. - Odparła krótko. - Chcę umieścić Daniela i ojca w mieszkaniu Kajko. To jedyne bezpieczne dla nich miejsce które przychodzi mi do głowy. O tym, że znam Kajko wiesz tylko Ty i ojciec.
- Dobry plan
- kiwnęła głową. - Poza tym… dobrze by lekarz Cię obejrzał.
- Taaa… tylko skąd mam wziąć lekarza. Takiego który nie wezwie policji jak zobaczy, że to rana postrzałowa?
- Nie wiem, nie mam żadnego na podorędziu. Nigdy nie potrzebowałam. Ale Ty potrzebujesz, u śmiertelnych takie postrzały mogą się zaognić. Hm, mogę spróbować ’wyrwać’ jakiegoś lekarza
- zamyśliła się.
- Okej. Najpierw umieśćmy Daniela i ojca u Kajko… obydwoje nieprzytomni, nie wiem czy tego nie odwołać do jutra… - zmarszczyła usta w cienką linię, zamyślona.
- Ta suka może tu kogoś wysłać, choć nie spodziewałabym się takiego planowania po tej idiotce.
- Minęło już trochę czasu. Teoretycznie… gdyby miała to zrobić już powinni tu być, albo lada chwila. Lepiej dmuchać na zimne.
- Muszę sobie sprawić nowego Ghula -
burknęła kruczowłosa wyglądając przez okno. - Tomek by się teraz przydał. Podjechałby samochodem, wyniósł ich, przewiózł. Nie bardzo jest jak załatwić transport. Taksówka?
- Kiedy Kajko trafił do szpitala… było trzeba ściągnąć tu jego brata z Anglii żeby ktoś zajął się dziadkiem… póki on nie przyjechał ja się nim zajmowałam jak mogłam. Kajko wyśle po nas swojego brata. Powiedział… że za to, że go uratowałam i zajęłam się dziadkiem nie będzie zadawał pytań. Jutro sam wyjdzie ze szpitala.
- To dobrze, jakby zdradził… cóż, oby nie, ale wtedy nas i tak nie dopadną.
- Jego brat nie wie jak wyglądam, ja też nie wiem jak on wygląda, ale podałam Kajce adres na Jagiellońską.
- Za ile będzie?
- Zaraz się tego dowiem. Dałam Kajce czas na rozmowę z bratem. Nie ma mojego numeru więc muszę zaraz oddzwonić.

Klara kiwnęła tylko głową.

Grażynka przysiadła na pufie. Tej pufie na której zwykle siadała by porozmawiać przez krótką chwile z ojcem. Ścisnęła w dłoni telefon przyglądając się ekranikowi. Wyglądało jakby czekała, aż zegar przeskoczy o kolejną minutę.
Klara nie skomentowała tego.
Kilka uderzeń serca później Grażynka znów wybrała numer Kajko i odliczała sygnały czekając aż dobierze.
- Hej Lulu, braciak już do was jedzie, powinien być lada moment - Rudy haker odezwał się od razu nie czekając aż usłyszy w słuchawce głos swojej dziewczyny.
- Okej. Jak go poznam? - zapytała nieświadoma jego myśli “jego dziewczyna”.
- Nooooo, przyjdzie na Jagiellońską, dałem mu adres. Rudy jak ja, niebieskie oczy, dziewuchom się podoba. Lekko popieprzony. I tatuaż na japie. - Bardziej opisać chyba nie mógł.
- Dobrze. Teraz na pewno nie pomylę go z nikim innym. Dzięki Kajko. - Rozłączyła się.

- Już jedzie. - Odparła do Klary. - Ghul, to człowiek który napił się trzy razy krwi?
- Nie.
- odpowiedziała wyglądając przez okno. - To znaczy tak ale nie do końca. Ghul to człowiek jaki jest związany więzią krwi, ale pojony jest regularnie. Jest sługą, pomocnikiem, towarzyszem, kochankiem… jak wolisz. Na stałe. Ghulem był Tomasz, ghulem nie jest Antoni.
- Ale jeśli każesz mu pilnować Daniela i dać znać jeśli coś się będzie działo, posłucha Cię?
- O tak, uczyni to z radością.
- To dobrze. Nie zapomnij go o to w takim razie poprosić. Czy jeśli ojca zacząłby poić ktoś inny zdradziłby mu tajemnicę której nie pozwolisz mu zdradzić?
- Tak. Moja więź stanie się przeszłością gdy zwiąże go nową ktoś inny.
- A Daniel? Będzie teraz szalał tylko za Tobą czy za Tobą i Magdą jednocześnie?
- Ze mnie pił raz, uczucia względem mnie będą wzmocnione. Podejrzewam, że mocniej mnie znielubi, choć w otarciu się o fascynację.
- Zastanowiła się i zaraz wyjaśniła. - On miał względem mnie sprecyzowane odczucia, emocje, będzie o mnie więcej myślał… Zaś Magda. Nie wiem czy go w ogóle napoiła.
- Widziałaś przecież jak się zachowywał.
- Grażynka lekko się obruszyła. - Musiała coś mu zrobić.
Klara odwróciła się do Lulu w jej oczach zabłysnęły iskierki wesołości.
- Coś… na pewno. - Zgodziła się. - Mówiłam Ci, że spokrewnieni mają moce, mamy je wszyscy. Różne, to zależy od klanu, od linii krwi. Magda, jak jej ojciec - przez chwilę w oczach kruczowłosej pojawiła się nutka nostalgii i żalu. - Są… byli: Lunami. Mają moc czynienia z ludźmi tego co nasza krew. Samym wzrokiem. Choć nie permanentnie. Czasowo. Godzina, dzień? Być może Daniel już jest poza jej urokiem. Była z jego rodzicami. Jeżeli ich nie zabiła, to użyła tego. Ale nie wiem. - Wzruszyła ramionami.
Grażynka prychnęła cicho pod nosem. Wyglądała nie tylko na zmęczoną i słabą, ale także na złą. Wstała powoli z pufy.
- Zobaczę czy śpi. W razie czego otwórz drzwi tylko jeśli będzie stał za nimi rudy mężczyzna z tatuażem na twarzy.
Pokiwała głową na powrót odwracając się do okna.


Grażynka zaś udała się do swojego pokoju. Znów usiadła przy Danielu delikatnie głaszcząc go po głowie i … przymknęła na moment oczy oczekując dzwonka do drzwi…

Rozległ się w końcu, a Lulu usłyszała kroki w przedpokoju. Czarnowłosa otworzyła drzwi, rozmowę (albo jej szczątki) Lulu słyszała przytłumioną.
- No hej, mój brat dzwoni…
Chwila ciszy.
- Mam coś na twarzy? - uprzejmy głos Klary.
- Nie, nic, z niego to zawsze był farciarz. Mówił, że jego dziewczyna w potrzebie, ale zapomniał dodać… jestem Robert. - Głos stał się wyraźniejszy. Widocznie mężczyzna wszedł do środka.
- Klara.
- Klara? Nie Grażyna?
- Nie.
- No to jest wiadomość poprawiająca…
- urwał, bo w tym czasie Grażynka powoli wstała z sofy. Pchnęła drzwi od pokoju by wyjść na korytarz do rozmawiających.
- Hej… - W sumie nie wiedziała co powiedzieć, więc wymruczała na początek tylko ciche przywitanie. Zrobiła kilka kroków przez drzwi, zaś w oczy Roberta i Klary musiała rzucić się jej niby świeża, ale już na nowo porządnie zakrwawiona bluzka. Blond aniołeczek nawet spróbowała się lekko uśmiechnąć na ów powitanie brata swojego “chłopaka”.


Robert odwrócił się ku dziewczynie i obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Wyglądał chyba w punkt jak go opisywał Kajko, pod prawym okiem lekko na skos kości jarzmowej miał tatuaż-napis: “Chaos”.
- Dobra, to pomyliłem widzę mieszkania. Skończycie wybory Miss Jagiellońskiej, ja trafię do mieszkanie dziewuchy mego brata, możemy później zgrać się na wyskok w miasto. Serio ten cymbał…? - urwał. - Dobra widzę, że miałyście jakąś ostrą przeprawę. Jak jest źle? - sugestywnie wpatrzył się w miejsce gdzie Grażynka oberwała.
- Nie znam się na tym. Krwawi. Ale trzymam się na nogach. Gorzej jest z naszym przyjacielem. Nie możemy dłużej zostać w tym mieszkaniu.
- Jasne, cymbał mówił, że potrzebujesz mety ze swoim kumplem. Mam samochód pod kamienicą, pożyczyłem, bo ja tu dwa dni dopiero. Lecimy?

Grażynka skinęła głową… a później spojrzała w głąb pokoju ojca zamyślonym wzrokiem. Tylko Klara mogła podejrzewać nad czym zastanawia się teraz dziewczyna… która chwilowo znieruchomiała i zaniemówiła.
Kruczowłosa nie powiedziała nic, nie zmieniła nawet postawy.
- Coś nie tak? - Robert zmarszczył brwi.
- Nie. Wszystko okej… Chodźcie… - Grażynka wróciła do pokoju z którego przyszła. - Wezmę jakieś ręczniki. - Rzuciła po drodze. - Ale nie dam rady pomóc Wam zaciągnąć go do auta.
- Jeżeli Twój kumpel nie jest zakochany w McDonald i siedzeniu w fotelu, albo nie aspiruje do ligi sumo, to mogę go przenieść.
- A wygląda?
- Lulu zapaliła lampkę przy biurku by w pokoju było trochę światła.
- Na szczęście nie. Mój kręgosłup ‘Lubi to’. Ale jak mamy go wziąć delikatnie - potoczył wzrokiem po sylwetce Daniela. - To i tak ktoś musi pomóc.
Klara płynnie wyminęła brata Kajki zmysłowo poruszając biodrami, stanęła przy nogach nieprzytomnego chłopaka. Robert wziął Daniela pod ramiona, wspólnie unieśli go i zaczęli nieść ku drzwiom. Kilka minut później spoczął na tylnym siedzeniu dość wiekowej i mocno sfatygowanej skody. Karoseria była montowana w różnych kolorach, czerni i czerwieni, widać ktoś nie przywiązywał wagi w malowaniu na przykład maski wziętej z innego wozu przy wymianie. Lulu wzięła kilka rzeczy z domu, w tym głównie ręczniki i przyniesione wcześniej do jej pokoju przez ojca opatrunki i leki. Ręczniki wykorzystała do tego, by krew Daniela nie upaskudziła pożyczonego auta. I tak robiła bracią Szymczak kłopot.
Grażynka podeszła wtedy do Klary.
- Da się go dobudzić czy też musielibyście go tu przynieść? - Zapytała półszeptem.
- Da się. Mam po niego pójść? Może lepiej Ty.
Grażynka zastanawiała się przez chwilę, ale nie wyglądała jak ktoś kto zastanawia się nad tym kto ma iść…
- Dobra. - Z westchnięciem spojrzała na blok, zapewne myśląc o tym, że czeka ją wspinaczka schodami w górę. - Jak nie będę długo wracać to najpierw poszukaj mnie na schodach. - Ruszyła w stronę wejścia do klatki schodowej.
- Dasz sobie radę - Klara uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła papierosa. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru niańczyć “Różowej”.


Grażynka śmiało zapaliła światło w pokoju ojca. Mniej śmiało podeszła do łóżka na którym leżał. Ułożyła dłoń na jego ramieniu.
- Tato? - Potrząsnęła lekko.
Musiała parę razy powtórzyć tę czynność, ale w końcu obudził się z głębokiego snu.
- Co się dzieje, gdzie ona jest? - potoczył wzrokiem po pokoju.
- Zabieramy Daniela w bezpieczniejsze miejsce. Chcę żebyś pojechał z nami.
- Ale czemu? Tu dom, gdzie bezpieczniej?
- sen jeszcze mu nie wywiał z czaszki.
- Ci którzy do nas strzelali wiedzą gdzie mieszkam. Nie jesteś tu bezpieczny.
- A kto zadba o mieszkanie
- uniósł się lekko z kanapy.
- To tylko mieszkanie, tato. Przecież nie każę Ci go opuścić na zawsze.
Nie był przekonany, ale dał się zabrać.
Gdy Lulu zeszła z Antonim pod kamienicę, zauważyła, że Robert oparty o maskę samochodu rozmawia z Klarą starając się zmienić trashtalk we flirt. Kruczowłosa nie wyglądała ani jakby chciała mu w tym przeszkadzać ani ułatwiać. Mężczyzna zeskoczył widząc Grażynkę z ojcem wychodzących na ulicę. Antonii podszedł do samochodu od strony pasażera, choć cały czas patrzył na Klarę.
- Znasz adres, cymbał mówił, że opiekowałaś się dziadkiem. Dziękuję ci - Robert zwrócił się do Grażynki szczerze choć bez prób poufałości. - Masz u mnie dług. Czym dojedziecie? - zerknął ku skodzie, gdzie na przednim siedzeniu siedział Antoni, a tylne zajmował Daniel.
- Motorami. Tak, znam adresy. Ale zabierz ich do mieszkania “Twojego Cymbała” - Uśmiechnęła się lekko - Nie dziadka. Okej? - Spojrzała na Klarę. - Ojciec chciał się z Tobą pożegnać gdybyście już się nie mieli zobaczyć. - Skinęła głową w stronę samochodu. Miała ton wyrażający prośbę, której nie mogła wyrazić dosłownie… ale rozmawiały już o tym, więc miała tylko nadzieję, że Klara będzie wiedziała o co jej chodzi.
Zupełnie irracjonalnie, jakby bez powodu kruczowłosa prychnęła z irytacją z początku nie ruszając się z miejsca. Wyglądała jakby chciała zawołać ojca Lulu, ale w końcu jej wzrok spoczął na Robercie. Podeszła do uchylonych wciąż drzwi samochodu i pochyliła się aby zacząć coś szeptać do Antoniego.
- Słuchaj mała. Ja się trochę na tym znam, wiem że boli jak skurwysyn - zaczął Robert rzucając niedopałkiem na ulicę. - Motor to zły pomysł. Weźcie taksówkę, co?
Skinęła głową.
- Damy sobie radę. Wnieś Daniela na górę z moim ojcem. Pewnie będziemy miały opóźnienie. Dobrze?
- Zajedziecie na Zniczą?
- Nie… do mieszkania Kuby, nie na Zniczą.
- Grażynka uparła się na to po raz któryś już dzisiejszego dnia…
- Mówił o Zniczej i dwóch osobach. O Tobie z kumplem. Widzę cztery. Tam ciasno. Na Zniczej więcej miejsca. Mogę Ci dać klucze byście tam od razu pojechały, Ja ich na Namysłowską ogarnę.
Grażynka zaaaaaaaaaaawyła w myślach, przeklęła kilka razy brzydko pod adresem Roberta (nadal w myślach) i aż musiała policzyć do trzech. Kolejny jej mały planik się lekko SKOMPLIKOWAŁ …
- Nie trzeba. Dzięki wielkie.
- Dzięki jak dzięki. Cymbał chciał bym się Tobą zaopiekował. Hej, Kuba to brat. A Ty oberwałaś. Nie wnikam w czym rzecz, ale…
- spojrzał to na Lulu, to na Klarę. Obie niziutkie i drobne, jedna postrzelona, druga blada jakby chora. - Jedź na Zniczą, pomyślimy co potem. - Nie wiedziała co wyciąga z kiszeni, odruchowo jak każdy złapała klucze jakie jej rzucił.
I wsunęła do kieszeni nie chcąc dłużej protestować. Jej wzrok powędrował za Klarą, która w tym czasie skończyła cichą wymianę zdań z Antonim. Zatrzasnęła drzwi pasażera.
Robert skierował się ku siedzeniu kierowcy, wsiadając wystawił kciuk i ruszył dość szybko. Zostały same.

Grażynka patrzyła przez chwilę za odjeżdżającym autem. W końcu spojrzała na Klarę.
- Zabierzesz mnie do siebie?
- Tak. Ale będę jeszcze musiała wyjść. Tam na mokotowie było ciężko… potrzebuję jeszcze. Wiesz czego.
- Zasnę jak tylko dotknę głową o poduszkę. Mogę… spróbować pojechać sama, ale… miał rację, boli jak skurwisyn.
- Gdy dotarła do niej myśl, że samochód z Danielem odjechał i że tym razem nie mogła zrobić więcej by chłopak był bezpieczny, emocje zaczęły lekko opadać i wydawało jej się, że odczuwa ów ból coraz silniej… chociaż… gdy w jej głowie kiełkował kolejny tego dnia planik na chwilę nawet o nim zapominała.
Klara zbliżyła się do Lulu.
Spojrzała jej głęboko w oczy.
- Ból, słabość… zmęczenie. My jesteśmy łowcami, jesteśmy silni, nie jak Sebastian, nie jak ta Kurwa. Mieliśmy dziś poszaleć. Udowodnij, że nie myliłam się co do ciebie… - zawiesiła głos nie tłumacząc na razie o co jej chodzi, obserwowała tylko Grażynkę.
- Mam głęboko gdzieś udowadnianie czegokolwiek. Miałyśmy poszaleć i poszalałyśmy. Nie było dla Ciebie wystarczająco zabawnie? - Grażynka odwdzięczyła się głębokim spojrzeniem w oczy Klary. Mówiła tonem przesiąkniętym wręcz spokojem, jakby stwierdzała fakty w stylu “temperatura na dworze wynosi 15 stopni Celsjusza i nie pada deszcz”.
- Zabawnie? - w oczach Klary przebłysły nutki wściekłości. - Od dekady chcę ją zabić, a uciekła, jeszcze cię postrzeliła. Nie, to kurewsko dalekie od zabawy. Suka ma większościowy udział w budowanym apartamentowcu na Targówku. A ja mam w torbie plastik. Jedziesz do Józefowa, czy ze mną?

 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 18-04-2016 o 09:17.
Wila jest offline