Jeremy i Alan Moss - Tylko kropla? Może będę próżny, ale ja rzekłbym pieprzone wiadro. Z resztą obserwujcie niebo ludzie. Bo niedługo będą powodzie, tsunami i ulewy, jakich świat jeszcze nie widział.- Mówił dalej Lord nie zwracając uwagi na nowo przybyłego. - A zresztą to na mnie już czas. Ze znajomymi grilla sobie urządzamy. Życzę spokojnej nocy.- Dopiero kierując się w stronę wyjścia pochylił się i wzrokiem starał się namierzyć nową twarz. Po chwili dał za wygraną i wyszedł a zanim dwójka mięśniaków.
Jeremy opadł ciężko na fotel. Jak wychodzili zauważył, że ochroniarze mieli z tyłu pod kurtkami kontury broni wyglądającej na uzi. Przez całą rozmowę mieli ręce z tyłu. Jeśli doszłoby do strzelaniny, to on zostałby mokrą plamą na ścianie.
Z tyłu za nim na oparciu leżała jakaś koperta. Wstał i podniósł ją. Na środku było napisane jego imię, bez adresu ani znaczka. Ale ten charakter pisma jest mu znajomy. - Nie to nie możliwe.- Pomyślał. Przytknął kopertę do nosa i pierwszy raz od bardzo długiego czasu poczuł ten przecudny kobiecy perfum. Ann używała go tylko przed spotkaniem z nim, nigdy więcej. Pozatym już chyba nie produkują tego zapachu.
__________________ Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje. |