O dziwo, ork wrócił do swego chlebodawcy bez protestów ze strony mnichów, którzy nie odpowiedzieli także na jej pozdrowienie. Popadli jakby w stan milczącej ekstazy, czy też transu. Ponieważ nie dostrzegła w karczmie niczego godnego aż takiej admiracji, doszła do wniosku, że jest to efekt wstrząsu, jakiego braciszkowie doznali przyjrzawszy się z bliska orkowej paszczęce.
Bo też paskuda to była niepoślednia – rzekłbyś gargulec w lorica squamata ubrany na ławie przysiadł!
Nieprzyjemnie zaskoczona wrzaskiem za swoimi plecami, drgnęła i skrzywiła twarz.
Miast cieszyć się, że żyje, ten typ miał czelność żądać od niej jakichś dodatkowych wyjaśnień?! Prędko zapomniał o przymilnych tonach i przytrzymywanych garściami przyluźnych portkach.
Trzeba mu było nie tylko pasek, ale i obertelki poobcinać, - pomyślała złośliwie. – Miałby teraz, chłopina, zajęcie.
Parsknęła z irytacji i wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Wreszcie, wzruszyła ramionami.
Koniec końców, czego można oczekiwać po prowincjonalnym kupczyku, dufnym w moc własnej sakiewki i prymitywną siłę?
Była najmitą, to prawda, ale miała własne zasady. Plusem tego zawodu był fakt, że samemu wybierało się pracodawcę i zawsze można było odejść, gdy nie potrafił zachować szacunku.
Nie odwróciła się od razu. Wróciła i przykucnęła, by podnieść bodkin i łuk.
Dopiero kiedy starannie włożyła je do zdobionego haftem sajdaka i przewiesiła go przez ramię, podeszła do wołającego. - Czego chcesz, człowieku o pospolitej twarzy? – zapytała. – Jeśli szukasz medyka, ja mogę Ci tylko krwi upuścić, bandaże i szarpie to nie moja domena, - kpina w jej głosie była aż nadto wyraźna.
__________________ Życie to ciągłe czekanie: na dorosłość, na miłość, na autobus, na ulubiony serial, na szczęście, na wakacje, na przyjaciela... aż w końcu na śmierć. |