Krypta pod kaplicą, druga komnata
Gregor, Niemój, Jakub
Zamek nie ustąpił lekko. Dopiero po tym jak użyliście oliwy do lamp, którą miał przy sobie Gregor rdza zechciała nieco ustąpić, a dawno nie używany, acz naoliwiony mechanizm powoli i ze zgrzytem poddał się, wpuszczając Was do środka. Łasica przemknęła się pod waszymi nogami i dała nura w ciemność.
Nigdzie nie było słychać szelestu, ale w kurzu na posadzce był wyraźny ślad - jakby coś podeszło na chwilę do kraty i się wycofało.
Gregor: Tropienie 34/60% (+10 za wyraźne ślady)
Jakub de Farin: Naturalista 74/70% (+10 za pomoc Gregora)
-
Długi, ale nie wąż, kurz jest za słabo poruszony i nie wije się, porusza w jednej lini. To jakaś stonoga, szeroka na trzy-cztery dłonie. Długości nie oszacuję. Podobne do Kolcowija, ale tu jest za ciemno i za zimno - szepnął łowca.
-
To Skalny Pełzacz - odparł na to głośno Jakub, przypominając sobie
ryciny z kodeksu Insecta Gigantica -
Żyje pod ziemią, żywi się zwłokami. Może mierzyć nawet i dziesięć kroków, ale zwykle jak dochodzi do trzech pęka w połowie, rodząc drugiego takiego. Może dziesiątki lat trwać w letargu, a żyć setki. Ale jest niegroźny, ucieka przed żywymi. Świetnie się kryje, chodzi po ścianach i sufitach, może go zobaczymy jak dobrze się przyjrzymy. Gdzieś tu muszą być naturalne groty, normalnie w kryptach nie spotyka się Pełzaczy.
Gdzieś z ciemności rozległy się piski i po chwili łasica wróciła i wyglądała na zdrową, acz niepocieszoną.
Rozstawiając łuczywa wciąż nie spostrzegliście stonogi, ale światła zrobiło się na tyle, że można było dokładnie przyjrzeć się komnacie. Komnata wyglądała na podobną do poprzedniej z sarkofagami. Wszyscy wyczuliście spokój, jakby panowała tu... normalność, podobnie zresztą jak w poprzedniej. Nawet jeżeli oznaczało to kryjącą się gdzieś w cieniu trupożernego owada wielkości studziennego żurawia, wciąż było to coś namacalnego i prawdziwego. Co można było rozpoznać i przejść nad tym do porządku dziennego. Cały zamek oszalał, jakby opętało go coś złowrogiego, a tutaj nic.
Widać było że jest to komnata młodsza od poprzedniej, ale trumny w ściennych wnękach były w dużo gorszym stanie. A przynajmniej większość z nich, bo jedna wyglądała na nienaruszoną. Co zaś do kamiennych sarkofagów, w pierwszym pochowano Gideona Ostrogórego i jego syna, Markusa, mimo że miejsce było zwykle zarezerwowane dla małżonek. Następne sarkofagi były jakby niedokończone zupełnie jakby kamieniarze odłożyli narzędzia, a następnie takie półprodukty zaniesiono do krypty. Co ciekawe w te niedokończone sarkofagi wprawiono tablice, ale pismo, mimo że wyraźne było nie do odczytania. Litery były jakieś obce, nieznajome, a samo patrzenie na nie sprawiało, że człowiekowi kręciło się w głowie.
Niemój: Magia Wymiarów 27/65% (-20, trudne zagadnienie) - zdany!
Niemój powstrzymał towarzyszy.
-
Nie wpatrujcie się w to zbyt mocno. To wygląda na zaburzenia czasu. Przyszłość jednocześnie istnieje i się nie wydarzyła. To... nieco przekracza moje pojmowanie, ale próba ogarnięcia tego bez ochrony zaklęć może skończyć się pomieszaniem w głowie. Gdzieś na Zamku Ostrogóra, korytarz Samael i Amilker Wariat:
Zręczność 77/70% (-20 za ślepą furię) - oblany!
-
Teraz! - na umówiony sygnał puścili drzwi, a szaleniec wypadł na korytarz.
Samael i Amilker wpadli mu na plecy i ramiona, korzystając z zaskoczenia oszołomionego nagłą zmianą wariata. Przygnietli, a potem poszły w ruch pięści, łokcie i szydło. Nie aby nie walczył, nie miotał się, ale czuli że uda się im go załatwić.
Runda pierwsza: (Ataki w plecy wchodzą automatycznie)
Samael: 16+2, 1, 17+2, 4+2, 17+2: Draśnięcie x2 + Lekka rana x3
Amilker: 8, 4, 9, 19, 17: Draśnięcie x4 + Lekka rana
Inicjatywa końcowa:
Próba wyswobodzenia: Testy Siły
Samael 63/60% (-20% rany) - oblany
Amilker: 04/40% (-20% rany) - zdany
Wariat: 41/70% (-20% przytrzymany przez Amilkera, -40, ciężko ranny) Oblany!
Runda druga: (Ataki w plecy wchodzą automatycznie)
Samael: 4+5, 5+2, 5+2: Draśnięcie x3
Amilker: 3, 9, 15: Draśnięcie x3
Wariat traci przytomność i kona.
Ciężko dysząc łotrzykowie przyjrzeli się swojej nożowej robocie. Wyrzutów sumienia nie było, po prostu ledwo zdążyli otworzyć oczy, a tu od razu walka o przetrwanie. I to z jakimś upiornym świrem.
Na końcu prawego korytarza zza zakrętu wyjrzała jakaś głowa. Nie, nie jakaś, to ten sam zakręcony który wpadł do was do pokoju, bredząc od rzeczy.
-
Korytarz! O nie, znów korytarz! Trzeba uciekać! Aaaaa! - po czym zniknął i można było usłyszeć tylko kroki na podłodze. Uciekał.
Nim podjęliście jakąkolwiek decyzję coś dziwnego zaczęło się dziać. Nagle zamknęły się wszystkie drzwi. Ze środka było słychać założone skoble i zasuwy. Następnie korytarz... nie wiadomo było jak to określić. Ożył? Podłoga, ściany zaczęły się ruszać i kurczyć! Już teraz musieliście się skulić, bo sufit zbliżał się wam do głów. Nie towarzyszyło temu zgrzytanie, kruszenie się wapna i desek ze ścian. Obaj złoczyńcy poczuli się nagle jakby znaleźli się w jelicie jakiejś wielkiej bestii. Czy to przestanie? Co robić?
Z lewej strony korytarza pojawiła się kolejna postać. Spokojna, rozglądająca się. Mężczyzna miał na wasze oko przeciętne rozmiary, macał ściany i nagle jakby wsąpiła w niego panika.
Bez słowa, dysząc ze strachu rzucił się w waszym kierunku, ale długo nie pobiegł. Kolejny skurcz korytarza zwalił go z nóg i musiał iść na czworaka, a zaraz będzie musiał się czołgać. Wyglądał na zdeterminowanego by przejść obok was lub przez was... i wycągnął zza pazuchy paskudnie wyglądający kuchenny nóż, na którym z pewnością były ślady krwi.