Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2016, 12:54   #153
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
- Nie dam rady go wyciągnąć, Nick. To cholerstwo jest solidniejsze, niż wyglądało. -
Mikołaj spojrzał w górę, na wiszącego na żebrach statuy Connora. Wzruszył ramionami.
- Kurwa, może czymś podważyć? - rzucił, rozglądając się po polanie zasnutej mgłą i dymem.
Nagly okrzyk i szamotanina przykuła uwagę chłopaka. Spojrzał w górę, na Connora, który stał twarzą w twarz z Indianinem, gdyż ten podniósł się w swojej klatce i przylgnął do kościanych krat. Krzyczał coś w niezrozumiałym dla Mikołaja języku, ale jak się domyślał był to język autochtoniczny Ameryki, choć równie dobrze mógł do nich mówić w suahili i tak nic by nie zrozumieli. Wtedy Indianim przemówił w innym języku, który brzmiał już bardziej znajomo.

Coś innego jednak przykuło uwagę Mikołaja. Na skraju polany, w kłębach dymu, majaczyła jakaś postać. Z uwagi na warunki jakie panowały w okolicy i słabą widocznośc chłopak nie był w stanie rozpoznać czy był to ktoś z ich grupy. Dębski otworzył usta, już miał krzyknąć, ale coś go powstrzymało. Zmarszczył brwi i intensywnie wpatrywał się w postać.

- Hej, Nick... Znasz francuski? Bo nasz przystojniaczek powiedział coś a'la... - powiedział Connor, jednak Mikołaj odpowiedział bardziej automatycznie, nie specjalnie zwracając uwagę na to co mówił - Ni w ząb… nie znam… -

- Yo, Nick... wszystko gra? Coś się stało? - powiedział Connor, zeskakując ze statuy. Mikołaj dalej śledził wzrokiem postać, która powoli przemieszczała się na granicy lasu. Nie odwracając wzroku, sięgnął po Connora na oślep, a gdy go złpał pociągnął lekko do przodu.
- Patrz - powiedział, prawie szeptem, gdy jego towarzysz znalazł się obok niego - tam ktoś jest. Nie widzę kto to, ale… Nie wiem, mam złe przeczucia. Może to ktoś od nas, ale przecież widziałby nasze światła, nie? Pochodnię, czołówkę. A tymczasem… sunie na granicy lasu. Widzisz go, nie? Nie przewidziało mi się, prawda? - Mikołaj miał nadzieję, że Connor potwierdzi. Bał się, że jego zmysły zaczynają zawodzić i płatać mu figle. Od stresu możabyło dostać urojeń, a tego akurat mu nie brakowało przez ostatnie godziny.

Connor zmarszczył brwi i skupił spojrzenie w miejscu, które wskazał mu Nick. Rzeczywiście, po chwili coś mignęło mu między unoszącymi się oparami. Raz i drugi, ale z tej odległości nie mógł stwierdzić, kto to był. Lub co.
- Nie przywidziało ci się, też to widziałem. Jakiś człowiek... chyba. Też sądzę, że nikt z naszych, ale też chyba żadna z tych bestii, inaczej już by nas zaatakowała, w końcu widać nas tutaj, jak na dłoni. No chyba, że czeka, aż podejdziemy. - Conn przejechał dłonią po delikatnym zaroście. - Chcesz podejść i to sprawdzić? Z tego Indiańca i tak już niczego nie wydusimy, a innej opcji też za bardzo nie mamy. Chyba że... - Mayfield przełknął ślinę. - Chyba, że ten ktoś, albo coś, trzyma się na obrzeżach, żeby nie podejść za blisko do tego totemu, czy co to tam jest.

- Nie wiem stary, na prawdę nie wiem co robić. To wszystko jest jakieś pojebane, mam wrażenie, że tracę głowę. - powiedział Mikołaj przecierając dłonią czoło, jakby miał potworny ból głowy.
- Może zawołamy? Chciałem to zrobić, ale… sam nie wiem. Coś mi mówiło, że to zły pomysł. -

- Jak będziemy się drzeć, to możemy tu sprowadzić też to, czego nie chcielibyśmy tu widzieć, nie sądzisz? Nie wiemy, co czai się w okolicy. - Spojrzał na kumpla. - Może lepiej byłoby trochę podejść i przyjrzeć się temu z bezpiecznej odległości. Jak zobaczymy, że to nie jest człowiek, to w nogi. A jak człowiek, to pogadamy. Jestem jednak za tym, żeby nie wychodzić poza krąg tej wypalonej ziemi. Może to próbował nam przekazać Indianin? - Mayfield wzruszył ramionami.

- Mam co do tego złe przeczucia… [po polsku] Ja pierdolę, kurwa! W co ja się wjebałem. - Mikołaj wziął głęboki oddech, przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył zwrócił się do Connora - Dobra, chodź. Zobaczymy kto to jest. Może jak będziemy bliżej to będziemy w stanie rozpoznać czy to ktoś z naszych czy coś innego. Też mam nóż, ale nie wiem czy nam się to na coś zda. Chociaż… zawsze to jakiś *komfort* psychiczny. Idziemy? - powiedział Polak, a przy słowie komfort wyraźnie się skrzywił. Nic dziwnego, gdyż w ich obecnej sytuacji to słowo pasowało jak pięść do nosa.*

- Ze mnie też żaden Rambo. - Connor wyciągnął swój nóż i skrzywił się. - Szkoliłem się w ratowaniu życia, a nie mordowaniu... stworów. Serio, w niezłe gówno wdepnęliśmy i lepiej, żeby szybko się znalazł ktoś, kto nas z niego wyciągnie. - A w myślach dodał "O ile to jeszcze możliwe", by nie stresować dodatkowo Nicka. - Idziemy. - Skinął na niego głową i ruszając, wyciągnął z kieszeni podarowany przez Arisę łapacz snów. Owinął rzemyk wokół dłoni i ścisnął go, mając nadzieję, że pozostali wciąż żyli. Gdziekolwiek się znajdowali.

Mikołaj skinął głową, a gdy zobaczył, że Connor wyciąga swój łapacz snów zrobił to samo. Owinął go wokól nadgarstka, tak aby ciągle mieć wolną dłoń, w której trzymał nóż. W drugiej ręce trzymał pochodnie, którą uniósł wysoko nad głowę. Powoli zbliżali się do postaci majaczącej na linii drzew, zachowując najwyższą ostrożność i bezpieczny dystans.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline