Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2016, 18:42   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Spotkanie z półorkiem nie ucieszyło Rictora, nawet jeśli okraszone było dwiema kobietami. Miał bowiem niechętny stosunek do kata, a całkowicie obojętny do jego dwóch towarzyszek.
Problemem jednak byli nie oni, a strażnicy, którzy wreszcie odnaleźli ich. Można się było tego spodziewać, więc Rictor i tak był zadowolony. Mogli zostać zauważeni znacznie wcześniej. Pozostała im wszystkim jedna droga i ucieczka na oślep… dokąd prowadziła?
Czy w paszczę wroga? Rictorowi było wszystko jedno. Jedyna tylko opcja nie wchodziła w drogę mężczyźnie, dać się znowu złapać. Przy tym wszystkim, nawet śmierć była jakiś rozwiązaniem, może nie najlepszym… ale wolał objęcia zapomnienia niż niewolę.
Jednak jak się okazało, śmierć nie była im pisana. Wydostali się. Znaleźli ucieczkę i ocalenie dzięki szczątkom poprzednich ofiar miasta.

Rictor spojrzał ponuro na półorczego typka, po czym spojrzał na Sarę. Jak ona przetrzymała to ucieczkę? Niewiele mógł zrobić poza oceną sytuacji, więc zabrał się za przeszukiwanie szczątków nie mając jednak nadzieję na znalezienie czegokolwiek użytecznego. Pewnie wyrzucono nagie ciała, bądź takich jak oni, których ubrania były jedynym dobytkiem. Kilka metrów wędrówki pod górę… i byliby wodni, nie mając pojęcia gdzie są i kim są.
Johanna z bólem pośladków pozbierała się z góry ludzkich i nieludzkich szczątków. Otrzepała brudną i tak sukienkę po czym ruszyła przed siebie, tym razem nie czekając na nikogo i nie licząc na to, że jakakolwiek osoba będzie jej tarczą.
- Grzebanie w zwłokach to nie jest najlepsze zajęcie, ale może da się coś znaleźć… - westchnęła cicho przechadzając się wzdłuż jednej ze ścian fosy i mimowolnie zerknęła w górę. Od wolności dzieliła ich wysokość, która zdawała się być trudna do pokonania.
W tym samym czasie Sara ledwo stała na nogach. Właściwie to bez pomocy chwiała się i upadała. Utrata dużej ilości krwi sprawiła, że była ciągle na skraju omdlenia. Nie było innego sposobu, jak nieść ją.
Bazylia w końcu i sama się podniosła wcześniej wyciągając rogi z jednego z ciał. Mina jej zrzedła i momentalnie się zaczęła odsuwać. Niespecjalnie było jednak gdzie. Panicznym spojrzeniem dookoła można było dostrzec tylko zwłoki, co wprawiło diabelstwo w prawdziwą trwogę.
- C-co robisz? - syknęła do tego człowieka co zabrał się za przeszukiwanie ciał. - Przecież strażnicy nas gonili. Jak tu taj zostaniemy, będziemy dla nich jak… jak… jak kaczki do odstrzelenia..!
Głos kobiety zdradzał strach aniżeli gniew. Nie czekając na odpowiedź Bazylia ruszyła w lewą stronę, gdzie kolejny z ludzi udał się przeszukać kolejne zwłoki. Przynajmniej wykazał się odrobiną rozsądku mimo, że sama myśl o grzebaniu przy martwych ciałach odstraszało diabelstwo jeszcze bardziej niż torturowanie.
- Ona ma rację - powiedział Roland mozolnie podnosząc się z miękkiego podłoża z ciał ludzkich. Nadal dyszał ciężko na wskutek rozpaczliwej ucieczki i nagłego upadku z wysokości. Nie do końca dawał wiarę temu, że udało im się wyjść z tego bez szwanku. Będąc już na równych nogach, zaczął raptownie rozglądać się w około.
- Może lepiej jak się rozdzielimy, jedni niech idą w lewo a reszta w prawo, wtedy szybciej znajdziemy wyjście z tej dziury - zaproponował. - Jakbyście coś znaleźli to krzyczcie. I tak już o nas wiedzą, więc nie ma co się silić na subtelność.
Następnie ruszył w przeciwnym kierunku co Shade i Bazylia. Z uwagą przyglądał się skarpie, która stanowiła ich ostatnią przeszkodę na drodze do wolności. Co chwilę przystawał i, z wyrazem obrzydzenia na twarzy, przyklękał nad zwłokami, mając nadzieje na znalezienie jakichś przydatnych przedmiotów, które nieboszczycy zostawili po sobie.
Rictor zaś przyglądał się ścianom fosy idąc naprzód i przeszukując co chwila zwłoki. Oceniał na ile jest w stanie je pokonać… z jakiegoś powodu, wspinaczka na ścianę fosy nie budziła w nim obaw. Zerkając pomiędzy przeszukiwaniem trupów na ścianę, poszukiwał w niej szczelin do oparcia stóp i palców.

Sara z braku sił została na miejscu. Siedząc pod murem oddychała płytko i cicho. Jej głowa opadła, a włosy zasłoniły twarz. Nic nie mówiła. Dopiero po dłuższej chwili podszedł do niej Roland, który po krótkim rekonesansie wrócił, najwyraźniej niezadowolony z wyników swoich poszukiwań dogodnego miejsca na wspinaczkę. Przyklęknął przy niej ze zmieszaną miną.
- Trzymaj się, już niedługo będziemy na wolności - powiedział, spoglądając na nią z przejęciem. Dziewczyna ledwo była w stanie utrzymać przytomność, nie było mowy o jakiejkolwiek wspinaczce czy nawet ustaniu na nogach. Jaki sens miało ratowanie jej z tamtej celi, skoro za chwilę miała umrzeć tu z wycieńczenia? Mężczyzna westchnął.
- Wytrzymaj jeszcze trochę - rzekł, po czym wziął ją w ramiona i zaczął nieść w kierunku w którym oddalił się wpierw Shade i czerwonoskóra diablica. Miał nadzieje, że przynajmniej oni mieli więcej szczęścia w poszukiwaniach. Co jakiś czas z trwogą spoglądał w górę, na miejsce z którego tu spadli uciekając przed strażnikami. Kwestią czasu było nim któryś z nich w końcu się tu pofatyguje.
- Znaleźliście coś? - zawołał w stronę towarzyszy. Sara natomiast nawet nie drgnęła, zdawała się wręcz być bezwładna w ramionach Rolanda, zupełnie jakby jej mięśnie zwiotczały, a siły zupełnie ją opuściły.
Bazylia odwróciła głowę w stronę krzyczącego Rolanda. Właśnie polewała ranę na nodze Shade’a, czemu towarzyszyło syknięcie mężczyzny.
- Tu są jakieś pnącza - powiedziała chowając butelkę. Bez pytania pożyczyła sobie z kołczanu strzałę i oceniając jej ostrość nacięła nadmiar materiału torby-sukienki rozrywając ją potem na coś podobne paskom i zawinęła mu wokół nogi. Dłoń również została “przemyta” ale nijak było materiału aby ją obwiązać.
W milczeniu patrzyła na dalsze próby mężczyzny we wspinaczce. Gdy w końcu się mu udało sama zabrała się do wspinaczki. Być może była cięższa, być może jej kopyta były mniej przystosowane do tego typu zadań. Gdy wpadła nogą dalej niż powinna panicznie szarpnęła za pnącza, chcąc się utrzymać co w efekcie skończyło tylko bardziej spektakularnym upadkiem. Wraz z opadającą ziemią i pnączami ukazała się okazała dziura w ścianie. Bazylia jęknęła czując bolesny, choć nieszkodliwy, upadek. Otrzepała się z grudek błotnistej ziemi i wstała patrząc z beznadzieją na to co zrobiła. Westchnęła ciężko.
Rognir pochwycił kobietę, która zachwiała się po gwałtownym upadku, nie pozwalając jej stracić równowagę. Uśmiechnął się do niej lekko, lecz był to wymuszony uśmiech, w którym brakowało szczerości i ciepła.
- Wygląda na to, że odkryłaś tajne przejście - powiedział przyglądając się podziemnemu tunelowi, choć była to oczywistość.
- Hej! - Shade zawołał do tych, co jeszcze tkwili w fosie. - Rzućcie mi topór i pnącza! Jakoś je umocuję i wejdziecie!
- A co z nią?! Ona sama nie wejdzie! -
Roland wskazał głową na trzymaną w ramionach dziewczynę. Przyglądając się jej poczuł nagły niepokój. Nachylił się nad jej głową, by sprawdzić czy nadal oddycha. Zamarł.
- Przywiążecie ją do pnączy, to ją wciągniemy! - odparł Shade,
Wziął nóż, odciął pas z dołu koszuli i zaczął obwiązywać skaleczoną dłoń.
- Już nieważne - Roland odpowiedział łamiącym się głosem. - Nie żyje.
Chwiejnym krokiem zbliżył się pod mur i położył tam delikatnie ciało barmanki. Zbladnął cały, spoglądając na martwą dziewczynę, którą jeszcze chwilę wcześniej usilnie starali się uratować. Klęczał przed nią dobrą chwilę, jakby oszołomiony.
Shade zaklął pod nosem. Gdyby wcześniej nie zużył mikstury na Rictora, może by się dało ocalić dziewczynę. Z drugiej strony... Kto wie, czy Rictor wtedy by przeżył. I co z tego byłoby lepsze.
Rictor podszedł do niego spojrzał spokojnie na dziewczynę i na mężczyznę, po czym walnął otwartą dłonią w ramię Rolanda.
- Umarła nieprzytomna i pewnie bez bólu, z dala od tego przeklętego miasta. Miała więcej szczęścia, niż my gdy nas znowu złapią. Więc zbieraj się do ucieczki, bo nie mamy czasu na żale za popełnionymi błędami.- po tych słowach Rictor ruszył do ściany, by się wspiąć po niej na drugi brzeg fosy. Tu na dole nie było nic wartego dalszego tracenia czasu.

Rictor wiedział, że sprawa nie będzie łatwa, tym bardziej że miał przed sobą gołą ścianę. Żadnych pnączy i innych ułatwień, ale to nie powód żeby się poddawać, prawda? Tym bardziej, że miał za sobą gorsze ściany… chyba… tak mu się wydawało.
W sumie to nie pamiętał.
Ale i tak zaczął powoli z mozołem wspinać się na górę. Za pierwszym razem nie wyszło. Spadł. Zaklął parę razy pod nosem i znów podjął się wspinanie na górę, uparcie szukając nowych, dogodniejszych miejsc do chwytów. Szło mu nie co lepiej, wracały wyuczone nawyki. Niemniej i tak znów osunął się w dół spadając.
Ponownie zaczął wdrapywać się na górę i nie dając za wygraną i powoli z duzym trudem, ale osiągnął swój cel poobijany od upadków i przekonany że nieco wyszedł z wprawy.
Roland wolno kiwnął głową, nie odrywając spojrzenia od dziewczyny. Ciężko było stwierdzić, czy zgadzał się z Rictorem, czy zrobił to odruchowo. Z twarzą pozbawioną wyrazu przyglądał się poranionemu, nagiemu ciału, a różne myśli zaczęły krążyć w jego głowie. Swoje spojrzenie zawiesił na naszyjniku, który Sara miała na sobie. Ostrożnie nachylił się nad nią i zerwał wisiorek.
- Nigdy więcej - powiedział do siebie z uwagą przyglądając się przedmiotowi, który od dziś przypominać mu miał o tej chwili, o chwili jego porażki. Zaraz potem wstał i wrócił do reszty.
Bazylia w milczeniu przyglądała się wymianie zdań ludzi. Spojrzała na półorka zastanawiając się czy znów postanowi wybrać inną drogę niż oni. Sama wolała się nie rozdzielać, ale kusiło zostawienie oszukańczych śladów, że niby poszli w różne strony.
- Nie wiem czy coś to da, ale gdyby nas szukali, można zostawić nieco fałszywych śladów w tej pieczarze… Nie wiem tylko czy starczy nam czasu - powiedziała skwaszona.
- Nie schodzę tam po raz drugi, by zostawić tylko parę śladów, ci co są na dole mogą to zrobić. Byle szybko… czas to pieniądz… Różyczko… w tym przypadku, czas to życie, nasze życie.- odparł jej Rictor po czym przesunął wzrokiem po towarzyszach na dole i mruknął do Shade’a.- Chłopak zrobimy linę, to przynajmniej dziewczyny wciągniemy i Rolanda. Półork za ciężki, by próbować takiej sztuczki. No chyba że we trzech z Rolandem.
- Jak nam rzucą te pnącza, to im pomożemy -
odparł Shade. Miał raptem dwa metry liny, która kiedyś krępowała Sarę, a to było zdecydowanie za mało.
- Chcecie ryzykować życie niewiast jakąś wspinaczką? Skoro Bazylia odkryła tunel to proponuję iść w tę stronę - rzucił półork w stronę przemądrzałego Rictora, którego z każdą chwilą coraz mniej lubił.
- Znalazł się rycerz z dupy wzięty. Teraz akurat ryzykowania niewiast zaczął się bać.- ocenił krótko Rictor spoglądając w dół.- One się będą wspinać po linie, więc wielkiego ryzyka nie będzie. A z pewnością mniejsze niż pakowanie się do tunelu, który może się okazać cholerną jaskinią bez wyjścia.-

Nagle wbicie się w ziemię tuż obok Shade’a, samotnej strzały, przerwało spokój. Czas, którego mieli nadmiar, właśnie dobiegł końca. Rictor kierując się doświadczeniem wzrokiem omiótł mury miasta i dojrzał w okiennicach strzelców. Kolejna strzała wbiła się w ścianę, przelatując tuż przed nosem Johanny, która wystraszona wbiegła pierwsza do tunelu, aby się schować.
- Wiejcie! - krzyknęła spłoszona, a kolejny grad strzał mknął już w stronę uciekinierów.
- Powodzenia ze wspinaczką - powiedział półork, błyszcząc parszywym uśmiechem, po czym schował się wewnątrz tunelu. Rognir odpiął swoją broń z pasa i ruszył przodem, licząc na to, że Bazylia pójdzie razem z nim.
- Ostatnia szansa!- krzyknął Rictor…- Uciekajcie do tunelu.-
- Wszystko przez tego głupiego orka - mruknął Shade. Wyrwał strzałę z ziemi, a potem ruszył biegiem w stronę lasu.
Rictor miał zamiar pogonić Shade’a w tym kierunku, ale ten już dał drapaka, więc mężczyźnie pozostało podążyć jego śladem.
Bazylia skuliła się słysząc świt przelatujących strzał i w naturalnym odruchu rzuciła się w stronę tunelu. Ostatnim powiewem rozsądku złapała pnącza aby… nijak zakryć wejście. Powstrzymał ją jednak Roland, który po podniesieniu z ziemi pochodni, która jakimś cudem nie zgasła podczas upadku z wysokości, rzucił się w stronę tunelu. Już bez dodatkowych przeszkód w postaci strzał wspinaczka stanowiłaby dla niego niełatwe wyzwanie, dlatego jedynym wyjściem z sytuacji pozostało mu zaufanie dwójce nieludzi i ruszenie odkrytym przez Bazylię przejściem. Szczerze liczył, że zaprowadzi ich ono do wolności.

Podczas gdy na dole drużyna pokładała nadzieję w tajemniczym tunelu, Rictor i Shade czmychali jak najdalej od miasta w kierunku lasu. Dzicz dawała nadzieję na ocalenie i kryjówkę. Las dawał bezpieczeństwo. Dawał też wiele możliwości z czego Rictor zdawał sobie sprawę. Shade miał łuk, co pozwalało mu polować. Rictor… umiał oprawiać zwierzynę, więc nie musieli się martwić o jedzenie… o ile oczywiście Shade poradzi sobie z łukiem. Rictor nie miał już co pić, ale cóż… trzeba się poświęcić.
I tak miał powody do zadowolenia. Żył, uciekł z miasta i choć jego towarzyszem był Shade, to mógł trafić gorzej. O wiele gorzej. Śmierć Sary go bolała, ale cóż… Przynajmniej miała lekki zgon. Niewiele mogli w tej sprawie zrobić. Bolały go jeszcze siniaki, ale ból świadczył o tym że żyli.Na razie powinni się ukrywać i ewentualnie szukać oznak cywilizacji, ale ostrożnie to czynić… Rictor nie miał złudzeń co do ich sytuacji. Nadal nie byli bezpieczni. Może i uciekli z miasta, ale zapewne nie ze sfery jego wpływów. Okoliczne osady i miasteczka mogły myć z miastem połączone jakiś układem wasalnym. Miasto mogło mieć swoich szpiegów i donosicieli w każdych wsiak. A „K” mogło być doskonałą informacją dla wszystkich do kogo się zgłosić po nagrodę za informację o zbiegach. Bo tym byli w tej chwili… zbiegami nie znającymi okolicy, ani zasad rządzących wśród okolicznych mieszkańców. Musieli być ostrożni i o tym Rictor zamierzał wspomnieć Shadowi… jak już go wreszcie dogoni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline