14-04-2016, 19:23
|
#486 |
| Zbójcy po zabiciu Maraketha wyraźnie kierowali się w stronę jaskini, z której jak zakładał Nevar mieli już nie wyjść. Reszta zbrojnej drużyny która znajdowała się wewnątrz z pewnością powinna sobie porazić z połowa oddziału bandytów. Czas było zająć się strzelcami którzy nie pozwalali Nevarowi na spokojny lot w okolicy.
Z wysoka wciąż widział bardkę leząca z strzałą w piersi. Nie wyglądało to dobrze. Po prawdzie Nevar nie miał nawet bladego pojęcia jak mógłby jej pomóc. Wyciągnąć strzałę ? Czyż z otworka po niej nie wyleci więcej krwi? Zostawić ją na miejscu? To jak ta pomoc miała wyglądać jeśli nic miał nie zrobić?
Najwyraźniej szkolenie agenturalne Cormyru polegało na zadawaniu śmierci a nie ratowaniu przed nią. A może po prostu załapał się nie na ten przydział? Jedyne co mógł teraz zrobić to posyłać kolejne kamienie - których zresztą miał spory zapas , we wroga, tak długo jak ten będzie widoczny. Zniżył pułap wysokości gdy zorientował się że jest zbyt wysoko, nawet jak dla strzału z kuszy wałowej.
Dla odmiany szykował się na atak frontalny, ale nie zamierzał być do tego czasu łatwym celem. Zaczął pikować w dół, choć nie wprost na strzelców o nie. Wykorzystał między nimi a sobą barierę z drzew , dodatkowo lecąc od strony słońca.
Kilka kilkanaście drzew jakie miał między sobą a nimi wystarczały by Raven był osłonięty całkowicie przed strzałem, co prawda sam nie mógł strzelać, ale mógł znaleźć się szybciej przy ziemi poświęcając każdą chwile na pikowanie w dół. Zasięg i tak był wciąż zbyt wysoki by bawić się w kotka i myszkę a nigdy nie strzelał tak dobrze z łuku jak z procy. Nadeszła pora na bardziej bezpośrednie starcie.
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 15-04-2016 o 10:07.
|
| |