Był zmęczony, był zdezorientowany, był zły i bolała go głowa. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Te całe rytuały, te całe hokus pokus miął za dziwactwa starego Castora, ale przecież sam widział tego stwora z językiem jak bicz i te inne pełzające abominacje. Prunier wzdrygnął się. W co on się wpakował? Najchętniej zwiałby do Paryża i upił się do nieprzytomności w towarzystwie dwóch panienek z kabarety. Cofnąć to wszystko. Zapomnieć, że świat nie jest takim jakim się wydaje.
Z drugiej strony odczuwał ciekawość. Spoglądał na obracaną w palcach monetę. Świadomość tego, że przy pomocy kilku w sumie niezbyt skomplikowanych zabiegów można przywołać stwora z innego świata, była nieodparcie pociągająca. To było coś fantastycznego. Jak … Święty Graal, Arka Noego, czy odkrycie Atlantydy. Marzenie z dzieciństwa. Odkryć coś niezwykłego, stać się sławnym. Tak żeby wszystkim ludziom szczęki poopadały.
Bertrand westchnął pocierając zmęczone czoło. Co też mu przychodziło do głowy. Zwariował czy co? To jak zabawa w podrzucanie nitrogliceryny. Z mrokiem nie było zabawy.
Zdecydowanie .. ale … wciąż obracał w palcach monetę. |