Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2016, 17:47   #230
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ktoś się niegrzecznie bawił w jego domku. Ktoś go przeszukiwał. Ktoś… Kto niby?
Gaspar miał wielu wrogów, ale chyba żadnego który musiałby działać pod skrytą przyłbicą,. W końcu poeta był publicznym kuglarzem, ostrzem szyderstwa rozdając razy na prawo i lewo. Uciążliwym giezem, ale giezem tylko.
Napaść, oskarżenie publiczne, to wszystko miałoby sens. Ale przeszukiwanie?
Czego niby spodziewano się tu znaleźć?
Jedno było pewne… było to wyzwanie.

Wyzwanie było rzucone jemu, czy Azul Gato? Kryjówka z przebraniem była nietknięta. Ale czy była celem poszukiwań. Ktoś mógł zauważyć, że Wyrmspike kręci się koło sprawy Wildhawków, ale… co w takim razie wyniuchał? Że poeta częściej niż procesem, interesuje się krągłościami jednej ze strażniczek miejskich?
Wieść od seneszal, zaniepokoiła Gaspara jako że nie miał pojęcia kim jest owa Leliania. Tytuł seneszala robił jednak swoje. Choć dziwił zarazem. Po co ta kobieta miałaby się spotykać, nie wiedział.
Uzbroił się jednak i przystroił tak by wyglądać jak doświadczony kartograf szemranej załogi statku handlowego, bo ci nosili wszak rapiery przy pasie. Nie maskował swej twarzy. Wyrmspike wszak nie znał Leliany, a ona mogłaby go nie rozpoznać w przebraniu. Zresztą drugie przebranie zabrał ze sobą, by w razie czego stać się Azul Gato.
Po przygotowaniach i nakarmieniu kota, pisarz wyruszył do celu jakim była "Ością w gardle".


Kantyna "Ością w gardle" była znanym przybytkiem wśród portowej społeczności Waterdeep, więc i odnalezienie jej nie nastręczyło Gasparowi większych problemów. Z zewnątrz prezentowała się jak dość mizerny, acz spory, budynek o drewnianych ścianach ukruszonych zębem czasu i ostrzem znudzonych bądź pijanych bywalców… lub oba na raz. Szyld, który "dumnie" wisiał nad drzwiami utrzymywany tylko jednym sznurem, jako że drugi zwisał przecięty, prezentował przedstawienie ryby gdyby pozostały z niej same ości… a przynajmniej chyba to miał przypominać według szemranego artysty, który za kilka miedziaków zdecydował się zaprojektować to "arcydzieło", żeby później móc wrócić do picia.

Kiedy tylko Gaspar podszedł bliżej tej pijalni wszystkiego co niezależnie od smaku mogło wprawić w stan upojenia do zapachu portowej atmosfery doszedł też zapach wielu, niezbyt czystych mężczyzn, jakiś tanich ryb i rozlanego przy wejściu alkoholu. W środku natomiast, tuż po przekroczeniu progu, wpadł, a raczej ktoś wpadł na niego, na pijanego już jegomościa, który powalał samym oddechem. Pobliźniona twarz i brudne ubranie "wilka morskiego", które sugerowało, że wypłata została już przepita na lądzie, dopełniały obrazka. Mężczyzna wybełkotał coś niezrozumiale do Gaspara, popchnął go na ścianę i chwiejnym krokiem opuścił lokal… po trzeciej próbie wymanewrowania drzwi.
Gaspar rozejrzał się i dopiero teraz zrozumiał jak popularne musi być to miejsce. Gości było wielu i mógłby przysiąc, że jeżeli nie wszyscy, to przynajmniej znaczna część, składała się z marynarzy przepijających pieniądze. Oczywiście nie mogło się obyć też bez bardzo taniego jadła, hazardu od którego na pewno nie były odprowadzane podatki i kobiet, których gust co do mężczyzn został dawno pokonany przez żądzę do złota… albo przynajmniej do srebra.
Dramatopisarz rozejrzał się żeby szybko zauważyć, iż kobiety, te nie do wynajęcia, stanowiły mniejszość klienteli "Ości"."
Toteż wchodząc do środka i podchodząc do baru im właśnie się zawadiacko przyglądał. Zamówił piwo… jakkolwiek ten trunek zapewne z piwem pewnikiem nic nie miał wspólnego. I otrzymawszy go, znów rozejrzał się szukając wśród dziewoi tej, która mogła by być Lelianą, a bardziej licząc, że owa Leliana sama go zaczepi.

Początkowo nikt go nie zaczepiał… może prócz kilku bywalców próbujących go okraść/wybłagać o pieniądze/namówić na hazard lub po prostu obić komuś gębę, a Gaspar był najbliżej.Na szczęście kantyna nie stałaby długo z takim zatrzęsieniem marynarskiego pomiotu gdyby właściciel nie zatrudniał dwóch rosłych we wzroście i mięśniach ochroniarzy, którzy może nie reagowali na hazard, błaganie o pieniądze czy próby kradzieży, ale nie patrzyli przychylnie na próby wywołania bójki toteż Wyrmspike uniknął niesamowitej przyjemności jaką wywołuje spotkanie pięści z nosem.
Nie wiedział czy to wszystko nie okaże się jednym przekrętem dopóki nie usłyszał ze swojej prawej strony nie został "poklepany pięścią" po plecach i usłyszał twardy, zachrypnięty głos mogący należeć jednocześnie do kobiety, ale także do młodzieńca:
- Zgubiłeś się?
Kiedy odwrócił głowę w tamtą stronę czując ból po uderzeniu w plecy zobaczył… właśnie - kogo? Miał problemy ze zdecydowaniem się czy to młodzieniec o kobiecej urodzie czy pełnoprawna kobieta, jednak kiedy wprawnym okiem rekina teatru spojrzał na osobę zrozumiał, że to wrażenie było teatrem samym w sobie i patrzy na świetnie ucharakteryzowaną, ale kobietę, a dokładniej tą samą osobę, która po zamieszaniu w rezydencji Wildhawków nie dość, że wtargnęła nieproszona do jego domostwa, nie dość, że załatała jego rany, to jeszcze wiedziała o jego podwójnym życiu.
- Masz szczęście, że akurat mam dzień taki… zgubiłem się, wiesz li gdzie pójść teraz?- zapytał Gaspar równie ochrypłym głosem.
- A, taki dzień zagubiony najlepiej zapić oraz rozegrać kilka partyjek! Tylko ja tu widzę, że spory ruch mamy. Jeżeli jesteś na tyle odważny, aby postawić trochę na swoją wygraną i rozegrać w karty to chodź ze mną! Mam tu pokój wynajęty i…
- Nie idź z nim. - odezwał się nagle jeden z bywalców, którzy jeszcze nie byli pijani - Ten podrostek ma nosa do kasy, a i więcej szczęścia niż rozumu w karty. Ogra cię z całej wypłaty!
- Widać nie mierzył się ze mną… idź przodem młodzieniaszku. Ino pamiętaj, iż jeślibym przyłapał cię na oszustwie, to ci dłonie do stołu przyszpilę.- stwierdził butnie Gaspar plując na podłogę dla podkreślenia swych słów.
"Młodzieniec" skinął ręką na Gaspara i poprowadził go w górę schodów na piętro, a później do jednego z pokoi… przy którym już ktoś stał. Ktoś w fatalnym nastroju. Okazało się, że został ograny i ciężko przyjął tą porażkę, która uszczupliła jego sakwę. Zaczął wygrażać "młodzieńcowi", ale na słownych obietnicach się skończyło, gdy dostał kilka srebrniaków jako "nagrodę pocieszenia".

Wynajęty pokój był bardzo skromny. Posiadał łóżko, ale Gaspar bałby się w nim spać z obawy o jego wytrzymałość jak i pasożyty weń zapewne żyjące. Jego przewodnik wskazał mu dwa krzesła stojące przy skrzyni, na której leżały karty.

- No i…? Co dalej?- Gaspar siadł ostrożnie na meblu i wziął talię do ręki tasując i przy okazji sprawdzając czy aby nie znaczona.
- Cieszę się, że nie musiałam dwa razy wysyłać wiadomości z nadzieją na spotkanie. - tym razem głos osoby wrócił do swojej naturalnej, kobiecej i przyjemnej barwy.
- Wywrócenie mojego mieszkania do góry nogami było bardzo przekonującym argumentem. Można wiedzieć czego spodziewałaś się tam znaleźć?- zapytał uprzejmie acz ironicznie Wyrmspike.
- Och, a więc teraz na mnie, na delikatną, bezbronną kobietę zwalasz winę przewrócenia ci do góry nogami mieszkania? Okrutne. - spojrzała, mógłby przysiąc, że zasmucona - Kiedy weszłam do twojego domu tak go zastałam, chociaż mam wrażenie, że przynajmniej o część tego można posądzić twojego pupila.
-To nie jest mój pupil… raczej… zresztą to nieważne.-mruknął pod nosem mag i drapiąc się po brodzie rozejrzał.- Mało romantyczny zakątek, na kolację przy świecach i wspólne odkrywanie przyjemności pod kołderką… nie ma co liczyć, prawda?
- Wydawało mi się, że powinieneś zaspokoić się swoją strażniczką, mylę się?
- Och… czyżbyś wzdychała do mnie z ukrycia? - zapytał ironicznie Gaspar.- Moja tajemnicza wielbicielko? Nocowała pod mymi oknami. Obserwowała przez lunetę…- machnął dłonią dodając. - Skoro romans możemy wyciąć z naszych relacji, to jakiż jest powód tego spotkania?
- Koci poeto, twoje ego mnie przeraża. Uważaj, aby nie przysłaniało rzeczy. - Leliana pogroziła palcem Gasparowi - Szalone kulty krążą po Waterdeep, szlachcice są bardziej brudni niżeli sądziliśmy, sidła zastawia się na Niebieskiego Kota, a bogowie stąpają po tym samym Torilu, co i śmiertelni. Czego chcieć więcej?
- Nie bardzo wierzę w te plotki i o śmiertelnych bogach. Prawda li że ich awatary nie są tak potężne jak prawdziwe, ale… śmiertelni bogowie? Bzdura.- prychnął Wyrmspike.- Owszem, milczenie bogów jest niepokojące, a i rodzi głupie pomysły wśród szlachciców, ale śmiertelni bogowie? Bzdura.

Leliana uśmiechnęła się lekko.
- Twoja niewiara jest ujmująca. Może powinieneś stanąć przed jednym? Niemniej, nie o tym sprawa. Robi się niebezpiecznie nie tylko dla Kota, ale także dla ciebie, dla Gaspara Wyrmpike'a. Mówiłam ci o tym, że Marcis Pister coś węszy, ale wciąż nie mam pojęcia skąd on bierze swoje podejrzenia. Niemniej, według mnie jest na dobrej drodze do realizacji swego zamiaru złapania Kota, a my, cóż, my nie możemy na to pozwolić.
- Gdzie go złapią skoro ostatnio się nie pojawia w ogóle? Wyciągnął z jakiegoś worka?- zakpił Wyrmspike i wzruszył ramionami.- A niebezpieczeństwa… miasto zawsze było pełne niebezpieczeństw, także dla kota seneszalu.
- Kot może się nie pojawiać, ale Gaspar się pojawia, a to na niego chcą ukręcić linę szubieniczą, a musisz wiedzieć, że te czasy odbiły swoje piętno na większej ilości osób niż ci się wydaje.
- A za co niby chcą powiesić dramaturga? Za sztuki?- zapytał zaskoczony Wyrmspike.- Nie mają przypadkiem nierozwiązanej sprawy Wildhawków do zakończenia?
- Ależ sprawa Wildhawków została zakończona wcześniej niż ci się wydaje.. - Leliana skrzywiła się.
- Tak szybko… jakiż to powód? - spytał ponuro Gaspar, bardzo ponuro.
- Powodem jest to, że w tym boju siły były rozłożone nierówno. - mruknęła kobieta - Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, że Naraltan Wildhawk posiada przyjaciół, którzy będą stali za nim murem... bardzo wpływowych przyjaciół, a to nie działa na korzyść najmłodszego z synów Naraltana. Tak naprawdę do oficjalnego zakończenia sprawy jeszcze nie doszło, ale nieoficjalnie ona się zakończyła.

- Zawiodłem się na was.- wzruszył ramionami Gaspar ironizując.-Przyczaj się koteczku, my to załatwimy. Psińco żeście załatwili.- westchnął z rezygnacją.- Co teraz?
- Widzisz, koteczku, różnica między "nami", czyli tak naprawdę moim przełożonym, mną i może jeszcze z jedną osobą, polega na tym, że ty działasz w swój niezaprzeczalnie urokliwy sposób, zaś my staramy się mieć oko na wszystko, jednak faktycznie nie możemy działać tak jak ty. W sumie ciekawi mnie jako kogo ty widzisz mnie i mojego przełożonego?
-Na pewno lepiej wyglądasz w bardziej kobiecych szatkach moja droga.- rzekł kurtuazyjnie Wyrmspike.- Może wśród Czerwonych Szarf działasz?
- Och, cóż za zagranie. Następnym razem postaram się wyglądać bardziej kobieco. - uśmiechnęła się lekko Leliana, po czym pokręciła głową - Nie… Nie działam wśród nich, więc to chybiony traf.
-Zamaskowani Lordowie Waterdeep, jakiś Kościół?- wymienił Wyrmspike.
- Zamaskowany czy Jawny… Jednak moim przełożonym jest faktycznie któryś z Lordów, a ja jestem jego seneszalem… - Leliana westchnęła - A polityka Waterdeep jest okrutna, kotku, czego zapewne sam się domyślasz.
- Nie bardzo mnie to obchodzi Leliano… przykro mi, ale nie jestem politykiem. Działam poza nią.- przypomniał dramatopisarz.- Zaufałem twym słowom i muszę przyznać, że się przy tym zawiodłem.
- A my nie doceniliśmy Naraltana Wildhawka, co jest naszym błędem. Okazał się być, pomimo swej użyteczności, chronionym prawie z każdej strony zawodnikiem i to także z takiej, z której nie spodziewaliśmy się wsparcia dla niego, jednak największym problemem nie jest to konkretnie. - skrzywiła się - To wszystko, co się wokół nas dzieje i co rzuciło się na Faerun zdaje się mieć wpływ na postrzeganie spraw i moralność niektórych jednostek nadzorujących sprawiedliwość w Waterdeep. W tym wypadku okazuje się, że miałeś rację jeżeli chodzi o poradzenie sobie z Naraltanem.
- Jak miło… to gdzie jest teraz Naraltan?- zapytał Gaspar zamyślony.- I co zamierzasz w tej sprawie zrobić?

- Naraltan początkowo dość aktywnie zmieniał miejsca ukrycia wyraźnie się czegoś, a zapewne raczej kogoś, obawiając, jednak długo nie pozostał poza naszym wzrokiem, chociaż jego "ucieczka" powodowała u mnie ból głowy i rozdrażnienie. Teraz jednak wydaje się być już uspokojony i pewny swego, więc zadomowił się u Amonda Greyvisa, z którym jest dobrze zaznajomiony. - Gaspar słyszał o tym szlachcicu, jednak nic szczególnie pochlebnego. On i jego rodzina nie należała do najbardziej "szlachetnych duchem" rodów, jednak należała do najmajętniejszych i najbardziej wpływowych, czasem nawet nie ustępując pola niektórym z Jawnych Lordów - Co zaś się tyczy moich czynności: Dowiodłam na swoim przykładzie, że możliwe jest dotarcie do Naraltana, jako że nawet z nim rozmawiałam. Mój przełożony ma zamiar spowolnić całą procedurę dotyczącą Amandeusa na tyle, żeby dało się jeszcze coś zrobić. Są dwie drogi jeżeli chodzi o Naraltana, z czego jedna jest lepsza od drugiej; albo trzeba na nim wymusić odstąpienie od zarzutów, które wiszą na Amandeusie, albo pozbyć się oskarżającego. Lepszym wyjściem jest to pierwsze, jako że drugie mogłoby w pewnym scenariuszu zaszkodzić Amandeusowi, który wszak już jest oskarżony o próbę zabójstwa ojca i współpracę w tym z Azul Gato. - Leliana urwała na chwilę - To, co może cię zaciekawić to fakt, że z tego całego chaosu śmierci jaki rozpętał się w rezydencji Wildhawków przetrwał jeden z tych kultystów, chociaż sądzimy, że przetrwało ich więcej, chociaż w jakiś magiczny sposób udało im się umknąć, jednak nie udało mi się z nim porozmawiać, chociaż wiem, że wciąż znajduje się w Twierdzy Straży Miejskiej…
- Naraltanem zajmę się ja… potrzebuję tylko drogi do niego.- wyjaśnił Wyrmspike stanowczym tonem.
- Powiem szczerze, że łatwiej by było, gdyby Kot miał w sobie coś z włamywacza, ale wierzę, że podołasz sobie w jakiś sposób. Mój sposób na dostanie się do Naraltana był inny niż "chodzenie po cieniach", a zakładał pewne machinacje tożsamością, w czym jesteś niezgorszym zawodnikiem, jednak nie mogę dać ci całkowitej pewności, że i kolejnym razem zadziała ta sama sztuczka. Naraltan jest, szczególnie teraz, paranoikiem. Mogę cię zabrać blisko rezydencji, ale nie mogę, bo oficjalnie nie interesuje nas ta sprawa, zadziałać wpływami mojego przełożonego. Rezydencja Greyvisa to inny orzech do zgryzienia niżeli była rezydencja Wildhawków. Greyvis jest bardziej majętny, na pewno teraz, i może sobie pozwolić na dość pokaźną siłę strażników domu i ilość służby co czyni dostanie się do środka tym bardziej problematycznym. Naraltan natomiast znajduje się w samym środku tego wszystkiego, w pokojach rodziny, których okna zostały zabezpieczone magią, jak i zabezpieczone magią są im podobne należące do członków rodu.
- O jakich rodzajach magii mówimy?- spytał pisarz.
- Próba włamania się kończy powiadomieniem straży rodowej, a sama próba takowego przedarcia się jest mocno utrudniona. Wiem, że zwykłe rozproszenie magii jest bezużyteczne, chociaż nie mam takiej wiedzy magicznej, aby wyjaśnić ten mechanizm, ale na pewno powiadamianie straży opiera się takim zakusom. Być może to nie tyle, co okna są tak zabezpieczone, a coś wewnątrz pomieszczenia? Nie wiem, jedynie zgaduję.

- To dostarcz mi złodziei, którzy pójdą z Azul Gato na tą wyprawę.- Gaspar miał oczywiście odpowiedź na wszystko.
Leliana milczała przez chwilę zanim znowu zabrała głos.
- Dostarczenie osób, dla których włamania i podobne nie są większym problemem, nie będzie problemem także i dla mnie. Jakieś masz preferencje?
- Doświadczeni złodzieje dwaj wystarczą. Pomogą Azul Gato się dostać do środka.- wyjaśnił Gaspar z uśmiechem.- A tam ja już nastraszę Naraltana tak że się nie pozbiera, lub zabiję jeśli nie będzie innego rozwiązania.
- Takich więc dostaniesz, koci poeto. Potrzebuję czasu do jutra, aby wybrać odpowiednie osoby. Mam nadzieję, że nie masz już niczego ustalonego na jutrzejszy późny wieczór? Twoja strażniczka, chociażby?
- Nie jestem do niej uwiązany. Ani ona do mnie. Na jutro nie mamy wspólnych planów. A ty…- podszedł do Leliany i delikatnie pstryknął w czubek jej nosa.- Chyba nie jesteś zazdrosna, co? Bo z pewnością wścibska.
Leliana uśmiechnęła się z miną niewiniątka.
- Taka już moja praca, kotku.
- Zazdrość… czy wścibstwo?- zapytał żartobliwie.- Bo jeszcze tego nie rozstrzygnęliśmy.
Objął w pasie dziewczynę i spytał.- To gdzie podeślesz owych fachowców? Wolałbym żeby nie wiedzieli dla kogo pracują… niech Azul Gato będzie dla nich niespodzianką, a seneszal Lorda Waterdeep tajemnicą.
- Uwierz, będą wiedzieli tylko tyle, na ile im zezwolę… czyli niewiele. - uśmiechnęła się - Tuszę, że znajdziesz sam drogę do tej sławetnej rezydencji, więc i tam ta dwójka będzie - niedaleko tego miejsca, od strony tyłu posiadłości, przy pobliskim sklepie z luksusowymi tkaninami. Pasuje?
-Idealnie… coś jeszcze powinienem wiedzieć?- zapytał Gaspar.
- Mogę tylko jedno powiedzieć - uważaj. Nie chcemy przecież żeby ktoś zrobił krzywdę Kotu. Ja też będę w pobliżu rezydencji, jednak na pewno nie w środku. - przez chwilę patrzyła na obejmującego ją w pasie Gaspara i uśmiechnęła się niewinnie - Zaiste to prawda, że żadna nie uchroni się przynajmniej od objęcia jej przez Niebieskiego Kota.
- Samaś sobie winna... nie wspomniałaś nic o zazdrości lub jej braku.- odparł Gaspar wystawiając żartobliwie język.
- Jestem zbyt zajęta, aby móc sobie pozwolić jeszcze na zazdrość. - odparła kobieta.
- Aż strach spytać na co jeszcze jesteś zbyt zajęta. Przemęczasz się moja droga.- stwierdził żartobliwie Gaspar.
- Na pewno nie jestem zbyt zajęta na pracę. - zaśmiała się cicho Leliana - Ale uwierz mi: staram się dbać o siebie we wszystkich sferach. Tylko dzień taki krótki.
- Nie wątpię… ale co zrobisz teraz zapracowana niewiasto. Mogę nie chcieć cię wypuścić z moich objęć.- rzekł żartobliwie Wyrmspike.
- Żałuję, ale nie mogę ci na to pozwolić, kotku, ale kto wie, może wrócimy do tematu, jak załatwisz sprawę z Naraltanem… i zastanawiam się czy znowu będzie trzeba cię łatać. - odparła kobieta.
- Nastraszę go. Miał już jedno spotkanie ze mną i nie jestem pewien czy chce kolejnego.- stwierdził Wyrmspike.- Potrafię być groźny.
- Nie wątpię. Nie wątpię, koteczku.


Pozostało więc wrócić do domu, zamówić sprzątanie u pobliskiej znajomej mieszczki, która pomagała mu w utrzymaniu porządku w szafach. Bo przecież dramatopisarz nie prał swoich szat. Wyrmskike zabrał swój strój i przebrania, by ukryty pod strojem starego kupca dotrzeć w miejsce spotkania. W końcu nie mógł przemierzać miasta jako Azul Gato. Dopiero na miejscu czarodziej zamierzał ujawnić swą tajną tożsamość.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline