Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2016, 20:02   #124
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD nie bawił się już w Maskaradę. Wymacał ciężar floretu w prawej, szerokiej kieszeni, po czym w mgnieniu oka znalazł tuż przy Marcusie. Chwycił go za koszulkę, po czym przyciągnął do siebie.
- Co. Ty. Kurwa. Robisz? - każde słowo osobno punktował. Wypowiadał je powoli, co widocznie kontrastowało z wszechobecnym rozgardiaszem.
Gangrel zachichotał, gdy tymczasem Mały John podał Brujahowi spadochron.
- Mówiłem ci. Chcę ochronić Mary. - odparł Marcus - A skoro ogłoszono atak terrorystyczny, to diabli wzięli maskaradę. Szkoda czasu.
Tymczasem blokada włazu została zwolniona. Obsługa samolotu wycofała się z przedsionka, zamykając za sobą przejście.
JD wyrwał Marcusowi spadochron, po czym wręczył mu ten, który otrzymał od Małego Johna. Nie sądził, żeby zdążyli podciąć jakieś linki, lecz wciąż mały manifest braku zaufania zdawał się odpowiedni. Założył go, ciesząc się, że nie miał ze sobą walizki i cały dobytek zmieścił się w bagażu podręcznym.
- Kto pierwszy? - warknął.
Mały John nie czekał, otworzył właz i po prostu skoczył. Nie wydał przy tym żadnego dźwięku. Dwaj pozostali Kainici musieli się czegoś złapać, by nie zostać wywianym nim założą spadochrony. Marcus uporał się ze sprzączkami i ukłonił teatralnie przed JD.
- Damy przodem.
Ashford prychnął, po czym zamierzył się, żeby wypchnąć go z samolotu. Teraz, kiedy Gangrel miał założony spadochron nie powinno być to niebezpieczne… a Brujah nie potrafił zdusić w sobie gniewu. Tego Marcus się nie spodziewał. Gdy JD rzucił się na niego, wykorzystując szybkość wampirzych mocy, Gangrel nie miał szans zareagować. Obaj jak strzała wypadli samolotu, a Brujah delektował się zdziwionym i... tak! wystraszonym spojrzeniem drugiego mężczyzny. Po chwili jednak Marcus wrócił do siebie, roześmiał się szaleńczo, nie bacząc na pęd spadania.
- Uwielbiam cię, szczeniaku! - wykrzyczał do ucha JD.

Ashford wysunął kły.
- To nie zabawa, Marcusie! - krzyknął.
Oplótł nogami tułów mężczyzny, a uścisk zacieśnił na jego nadgarstkach… tak żeby Gangrel nie mógł pociągnąć linki i wypuścić spadochronu. Chciał, żeby Lind się bał.
„Ty głupku, ty cholerny głupku. Nikt inny na tym nie ucierpi, jak tylko Mary, jeśli jedyny Archont, który mógłby stanąć po jej stronie, wcześniej skakał po samolotach, gwałcąc Maskaradę. Nawet jakby świat miał się skończyć, nie wyrzuca się tej politycznej władzy, jaką się ma, nie stosując się do reguł”, myśli JD były nieskładne. Kilka razy obrócili się wokół własnej osi. Mały John niczym bomba atomowa szybował na Londyn gdzieś w oddali. Wtem...pach! I czasza jego spadochronu otworzyła się.
- No, dzieciaku, koniec przytulania, czas na nas! - mina Marcusa bynajmniej nie rzedła.
JD pociągnął za linkę i otworzył również swój pieprzony spadochron. Następnie sięgnął po plecaczek Marcusa, po czym bezceremonialnie zerwał go i wyrzucił w dal. Chwycił mocno Gangrela za szyję… jednak zwalniał uścisk nóg.
- Jak mówisz, koniec przytulania - rzekł beznamiętnie. - Może Mały John cię złapie.
- Naprawdę... to... zrobisz? - Marcus nie bronił się. Patrzył tylko na JD... z fascynacją? A może to strach? Ziemia była coraz bliżej.
- Wcześniej pytałem się, co możesz zaoferować, żebym pogodził cię z Mary. Teraz pytam, co możesz zaoferować, żebym cię nie zabił. Już raz przestałeś być Archontem. Teraz może stać się to znowu. Jestem silniejszy od ciebie. Mniej gwałtowny od ciebie. Lepszy od ciebie. Jedyne, co możesz mi dać… to lojalność - rzekł JD, po czym wgryzł się w swój nadgarstek i przystawił nad usta Gangrela. Kilka kropel skapnęło na usta mężczyzny, inne porwał wiatr. - Skończył ci się czas, Marcusie. Wybieraj.

„Matka mnie przemieniła w podobnych okolicznościach. Kazała wybierać pomiędzy śmiercią, a życiem wampira. Ty też umierasz, ale jeszcze tego nie czujesz…”

Marcus zachichotał.
- Za cienki w uszach jesteś, mały...
Po tych słowach palce JD zaczęły jakby zatapiać sie w ciele Gangrela aż... jedynym, co ściskał w dłoniach było powietrze. Brujah mógł tylko obserwować stróżkę mgły, która uniosła się ponad nim, płynąc gdzieś na południe.
„Trzeba było mu wpakować tę krew do przełyku i nie pytać się”, pomyślał Brujah. Pomachał w oddali Małemu Johnowi, uśmiechając się szeroko.

W pierwszej chwili chciał go zabić, kiedy już wylądują. Ażeby zrobić na złość Marcusowi. "Takie rzeczy dzieją się, kiedy uciekasz". Jednak ani Lind, ani Mały John nie należeli do grona jego wrogów. Nie we wszystkim się zgadzali, jednakże byli sprzymierzeńcami. JD ucierpiałby zarówno na stracie ich, jak i oni na stracie jego.

Poza tym lubił ich. Uśmiechnął się do siebie, po czym skoncentrował, aby bezpiecznie wylądować.
 
Ombrose jest offline