Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2016, 10:15   #121
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Znasz Erou? Taki chłopiec… - JD zaczął niepewny, czy pytać starszego wampira. Jednak musiał spróbować.
- Wampir? - zapytał Marcus.
- Czyli nie znasz? - odparł Brujah.
- Nie kojarzę, ale może mi przypomni się jak mi tego chłopaczka opiszesz.
“Nie jestem pewny, czy powinien o nim mówić”,
pomyślał JD. “Oficjalnie jednak jako członek Camarilli powinienem słuchać Archonta. A ja jestem bardzo posłuszny i w ogóle.”
- Albinos. Dziecko. Mieszkał w klasztorze z wampirzymi mnichami, zdaje się Tremere. Jadł tylko organiczne posiłk
i - dodał, jak gdyby była to bardzo ważna informacja. Każde kolejne zdanie było mu coraz trudniej wypowiedzieć. - Fanchon kazała mi się nim opiekować, w zamian za co miała uwolnić Mary. Pod koniec mojej opieki jej ludzie zabili go. Pytam, gdyż dziecięca śmierć jeszcze mnie w jakiś sposób rusza - nie będąc pewny z jakiego powodu, użył sarkastycznego tonu. Nagle chciał znaleźć się gdzieś daleko, sam, bez towarzystwa Marcusa. Zaczął żałować, że zaczął ten temat.

Marcus milczał. Wydawało się, że i to pytanie oleje, ale najwyraźniej coś ruszyło Gangrela. Może wspomnienie młodej wilkołaczki?
- Graal.
- Słucham?
- Skoro mówisz, że to Fanchon za tym stała, to musi chodzić o coś poważnego. Potężny rytuał. Ostatnio Malkavianie sporo pierdolili o Świętym Graalu, aż zacząłem szukać podań na jego temat. Podobno Graal to nic innego jak naczynie na krew. Jezus zostawił w nim swoją vitaę, by dalej czynić cuda, ale... jest też inna wersja. Że krew z naczynia pomaga zlokalizować protoplastę rodu. Być może stara jędza chciała namierzyć jakiegoś przedwiecznego... Tylko dlaczego krew dziecka? I to człowieka... to mi się kupy nie trzyma.


JD wpatrywał się w Marcusa, jak w obrazek.
- Nie trzyma się? - zapytał. - Wszystko doskonale trzyma się kupy. No dobra, z grubsza. Gdybyśmy założyli, że Erou jest potomkiem Chrystusa. Miałby w sobie jego krew, byłby dla niej naczyniem. Byłby Świętym Graalem. Tylko w jaki sposób chłopiec mógłby namierzać protoplastów? Był ślepy, dosłownie ślepy. Jednak… miał jakiś swój własny zmysł… zupełnie bym nie zdziwił się, gdyby w jakiś sposób potrafił to zrobić.

„Trzeba było go napuścić na sadzawkę i powiedzieć, że ma przed sobą cement. Byłby Małym Jezusem na mur beton, gdyby okazało się, że potrafi po niej chodzić”,
JD gorzko zaśmiał się w duchu.
- Tam nie było żadnego rytuału. Oni go po prostu… sprzątnęli. Znaczy nie byłem przy tym osobiście. Być może coś wydarzyło się w międzyczasie, jednak nie mogło minąć wiele czasu. Bez godzin inkantacji, magicznych świeczek i takich tak - westchnął. - Ubój rytualny? Właściwie poświęcenie Świętego Graala na znalezieniu jednego przedwiecznego wydaje się bardzo dużą ceną, ale może chodzi o coś jeszcze większego.
„Świętego Graala”,
pomyślał JD. „Już mówisz o nim, jak o pieprzonym przedmiocie. Jesteś prawdziwym najlepszym przyjacielem”.
- Poza tym obecność jego w żaden sposób na mnie źle nie wpływała. Jeżeli poświęcona stal parzy, to potomek Jezusa powinien… no nie wiem… eksplodować Spokrewnionych samą swoją obecnością. A może i nie. Nie wiem. Chyba masz rację, to się kupy nie trzyma…
- JD westchnął zniechęcony, z powrotem odwracając wzrok ku okienku.
- A osuszyli chłopaka? Bo jeśli sama krew miała moc, to wystarczył tylko dobry układ Księżyca...
- Kain.
- usłyszeli burknięcie z prawej strony.
- Hę?
- Kain miał syna zanim został przeklęty.
- wyburczał John, nie odrywając oczu od książki - Jego klątwa ominęła.
- Ludzki ród! Ze wspólnym rodowodem co nasz. Jesteś genialny, Mały!
- Marcus ucieszył się, lecz po chwili jego optymizm nieco opadł - Tylko w sumie sama historia, że pochodzimy od brata Abla jest niepewna... Są jeszcze inne teorie.
- Jesteś naprawdę najlepszy, Mały Johnie
- JD również rozpromienił się, szeroko uśmiechając, bez cienia ironii w głosie. Tylko w ten sposób mógł osiągnąć wyższy stopień sarkazmu. Później jednak przygasł. - Tyle że gdyby był dzieckiem Kaina, to straciłby swój status Świętego Graala. Krew Kaina i Jezusa to nie to samo. Więc trochę trudniej byłoby mu z wywęszeniem pradawnych.

Westchnął nie wiadomo który to już raz.

- Jak tylko oddałem Erou Tremerom - zaczął. - Mary nagrała mi wiadomość. Dźwięcznym głosem mówiła, że wypuścili ją i przez to przepuszcza, że dobrze się spisałem i jestem bezpieczny. Wspomniała, że ma pilną sprawę do załatwienia, nie będzie na mnie czekać i żebym zrobił sobie wakacje. Przyrzekła, że znajdzie mnie, jak tylko wróci… - JD kręcił głową. - Jak można tak kłamać? Dobra, zmieniając temat… Tremere wzniecili pożar w hotelu w którym byłem z Erou, a recepcjonistka powiedziała, że znaleziono w nim martwego człowieka. Oczywiście nie mogłem zostać na zidentyfikowanie ciała, więc uciekłem. Być może to wcale nie był Erou - wzruszył ramionami. - Choć też raczej nie mógł to być nikt inny - westchnął. - Może cała ta rozmowa nie ma sensu. Co dokładnie skradziono z Rzymu? Anatol mówił o mieczu Artura, jako o jednym z artefaktów… Co to w ogóle były za cuda?
- Nie wiem. Serio. Zachowanie Krwawej i to wszystko się kupy nie trzyma...
- powtórzył Gangrel, po czym dodał - Kurwa.

Wtem z głośnika rozległ się komunikat.

- DRODZY PASAŻEROWIE. NIESTETY, PORT LOTNICZY LONDYN OGŁOSIŁ ALARM TERRORYSTYCZNY. W ZWIĄZKU Z TYM ŻADNE SAMOLOTY NIE MOGĄ TAM LĄDOWAĆ ANI STAMTĄD STARTOWAĆ. JESTEŚMY ZMUSZENI LĄDOWAĆ W GLASGOW. POSTARAMY SIĘ, OCZYWIŚCIE, JAK NAJSZYBCIEJ ZAPEWNIĆ PAŃSTWU PRZEWÓZ DO STOLICY. ZA NIEDOGODNOŚCI SERDECZNIE PRZEPRASZAMY.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-04-2016, 18:27   #122
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD wypił duży łyk wódki, obserwując reakcję Marcusa. Ten wyraźnie zmarkotniał, ale nic nie mówił.
- Kto się spieszy, to się diabeł cieszy - rzucił Brujah. - Nasi terroryści wyraźnie się spieszą.
- Wiesz, że to nasi, co nie? Musimy dostać się do miasta. Kurwa! - Marcus wychylił swojego drinka do końca. - Jesteś w stanie zauroczyć tych debili żeby jednak lądowali w Londynie?
- Nie sądzę, że to tylko od nich zależy. Wiesz, nie jestem najlepszy w urokach. Może być Chelmsford? To tylko dwie godziny drogi od Londynu. Sądzę, że wybić im z głowy Glasgow będzie łatwo. To kurwa całe cztery godziny lotu dodatkowego i na drugim końcu wysp. Jeśli nalegasz, to mogę naciskać na Londyn - JD wzruszył ramionami. - Właściwie to o której planowano przylot do Londynu? Daleko jesteśmy?
- Mały John?
- Za piętnaście minut znajdziemy się nad miastem.
- Spróbuj, chłopcze - zachęcił JD Gangrel.
- Dobrze wiedzieć, że uważasz mój urok osobisty za większy od twojego - nieznacznie uśmiechnął się Ashford. Tak naprawdę wcale nie było mu do śmiechu.

Następnie skinął głową, po czym wstał i ruszył korytarzem ku dziobowi samolotu. Kilkoro pasażerów spojrzało na niego niepewnie, jak gdyby za chwilę sam miał wyciągnąć bombę z kieszeni i okazać się terrorystą.
Drogę zastąpiła mu młoda stewardessa. Zanim jednak zdążyła się odezwać, zaczął JD.
- Bardzo proszę o rozmowę z panami pilotami - uśmiechnął się promiennie. Bardzo nie miał na to ochoty. Odniósł wrażenie, że zaraz pęknie mu twarz od szczerzenia się. - Glasgow jest tak daleko, wszyscy są zmęczeni, a w baku paliwo nie bierze się się z cudownego, magicznego źródełka - roześmiał się, w zamyśle rozkosznie. - To byłaby straszliwa katastrofa, gdyby statek spadł z powodu przemęczenia sterujących, lub pustki w silniku, a zagrożenie atakiem terrorystycznym okazało się mocno przesadzone przez kilka osób, które zbyt mocno wzięły sobie do serca niedawne wydarzenia w Rzymie.
Mówił głośno. Miał nadzieję, że wpływy jego Prezencji przekonają nie tylko stewardessę, ale i pasażerów statku. Ta pierwsza się liczyła, gdyż dzięki niej mógł ominąć zabezpieczenia antyterrorystyczne i dostać się na kokpit. Ci drudzy natomiast mogli mu pomóc w przekonaniu kobiety, dlatego i na nich mu zależało.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 13-04-2016 o 18:35.
Ombrose jest offline  
Stary 14-04-2016, 10:23   #123
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Chelmsford, tak, tak, to dobre rozwiązanie.
- Ale tam kierują najważniejsze loty i te, gdzie samolotom brakuje paliwa.
- No to co, możemy trochę ich oszukać.
- To prawda, przecież musimy przede wszystkim pamiętać o pasażerach.
- Dziękujemy panu
- jeden z pilotów zwrócił się do JD - Załatwimy to.

Ashfordowi nie pozostało nic innego, jak wrócić na swoje miejsce. Z niemałą dumą oświadczył Marcusowi zmianę planowanego miejsca lądowania. Gangrel nie wyglądał jednak na uradowanego.

- Ponad godzina drogi szybkim autem. Chujowo. - skomentował, po czym wychylił się i spojrzał na postawnego towarzysza.
- Mały John?
- Yhmmm.


Obaj mężczyźni wstali ze swoich miejsc i skierowali się do przedsionka samolotu - tam, gdzie znajdował się właz wejścia.

- Panowie... panowie! - pospieszyła za nimi stewardessa.

Gdy nie zareagowali, do kobiety dołączyły jeszcze 2 koleżanki. Tymczasem Mały John potężnym uderzeniem pięści otworzył luk nad wejściem.

- Proszę natychmiast siadać na swoje miejsce!
- Panowie, tak nie wolno! To przestępstwo!
- Za to jest kara więzienia i całkowity zakaz latania na wszystkich liniach...


Stewardessy przekrzykiwały się, lecz wampiry za nic miały ich ostrzeżenia. John wyjął z rozwalonego luku dwa spadochrony. Jeden podał Marcusowi, drugi sam założył na plecy.

- To szaleństwo!
- Macie natychmiast przestać!
- najstarsza stewardessa rzuciła się na Marcusa, by odebrać mu spadochron.

Ten jednak w mgnieniu oka złapał ją, wysunął kły i użarł w szyję. Mógł zrobić zaledwie kilka łyków, gdy brutalnie odtrącił kobietę, aż ta upadła na koleżanki.

Wybuchła panika. Pasażerowie zaczęli krzyczeć, część próbowała uciec jak najdalej od "szaleńców".


- Ojej, narozrabiałem. - skomentował Gangrel, otarł krew z kącika ust, po czym spokojnym głosem powiedział do kobiet z obsługi - Bardzo nam się spieszy. Mają panie minutę na otwarcie włazu wyjściowego, żebyśmy mogli z przyjacielem opuścić samolot. W przeciwnym razie mój kolega wyważy te drzwi i cóż... raczej ich już nie domknięcie. Zaczynam odliczanie.

Wampir uśmiechnął się pięknie, jakby to miało uspokoić wszystkich. Kiedy zapiął ostatnią sprzączkę, wspiął się na ramieniu Małego Johna i zamachał do JD.

- Młody! - próbował przekrzyczeć panikujących ludzi - Skaczesz z nami?!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-04-2016, 20:02   #124
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD nie bawił się już w Maskaradę. Wymacał ciężar floretu w prawej, szerokiej kieszeni, po czym w mgnieniu oka znalazł tuż przy Marcusie. Chwycił go za koszulkę, po czym przyciągnął do siebie.
- Co. Ty. Kurwa. Robisz? - każde słowo osobno punktował. Wypowiadał je powoli, co widocznie kontrastowało z wszechobecnym rozgardiaszem.
Gangrel zachichotał, gdy tymczasem Mały John podał Brujahowi spadochron.
- Mówiłem ci. Chcę ochronić Mary. - odparł Marcus - A skoro ogłoszono atak terrorystyczny, to diabli wzięli maskaradę. Szkoda czasu.
Tymczasem blokada włazu została zwolniona. Obsługa samolotu wycofała się z przedsionka, zamykając za sobą przejście.
JD wyrwał Marcusowi spadochron, po czym wręczył mu ten, który otrzymał od Małego Johna. Nie sądził, żeby zdążyli podciąć jakieś linki, lecz wciąż mały manifest braku zaufania zdawał się odpowiedni. Założył go, ciesząc się, że nie miał ze sobą walizki i cały dobytek zmieścił się w bagażu podręcznym.
- Kto pierwszy? - warknął.
Mały John nie czekał, otworzył właz i po prostu skoczył. Nie wydał przy tym żadnego dźwięku. Dwaj pozostali Kainici musieli się czegoś złapać, by nie zostać wywianym nim założą spadochrony. Marcus uporał się ze sprzączkami i ukłonił teatralnie przed JD.
- Damy przodem.
Ashford prychnął, po czym zamierzył się, żeby wypchnąć go z samolotu. Teraz, kiedy Gangrel miał założony spadochron nie powinno być to niebezpieczne… a Brujah nie potrafił zdusić w sobie gniewu. Tego Marcus się nie spodziewał. Gdy JD rzucił się na niego, wykorzystując szybkość wampirzych mocy, Gangrel nie miał szans zareagować. Obaj jak strzała wypadli samolotu, a Brujah delektował się zdziwionym i... tak! wystraszonym spojrzeniem drugiego mężczyzny. Po chwili jednak Marcus wrócił do siebie, roześmiał się szaleńczo, nie bacząc na pęd spadania.
- Uwielbiam cię, szczeniaku! - wykrzyczał do ucha JD.

Ashford wysunął kły.
- To nie zabawa, Marcusie! - krzyknął.
Oplótł nogami tułów mężczyzny, a uścisk zacieśnił na jego nadgarstkach… tak żeby Gangrel nie mógł pociągnąć linki i wypuścić spadochronu. Chciał, żeby Lind się bał.
„Ty głupku, ty cholerny głupku. Nikt inny na tym nie ucierpi, jak tylko Mary, jeśli jedyny Archont, który mógłby stanąć po jej stronie, wcześniej skakał po samolotach, gwałcąc Maskaradę. Nawet jakby świat miał się skończyć, nie wyrzuca się tej politycznej władzy, jaką się ma, nie stosując się do reguł”, myśli JD były nieskładne. Kilka razy obrócili się wokół własnej osi. Mały John niczym bomba atomowa szybował na Londyn gdzieś w oddali. Wtem...pach! I czasza jego spadochronu otworzyła się.
- No, dzieciaku, koniec przytulania, czas na nas! - mina Marcusa bynajmniej nie rzedła.
JD pociągnął za linkę i otworzył również swój pieprzony spadochron. Następnie sięgnął po plecaczek Marcusa, po czym bezceremonialnie zerwał go i wyrzucił w dal. Chwycił mocno Gangrela za szyję… jednak zwalniał uścisk nóg.
- Jak mówisz, koniec przytulania - rzekł beznamiętnie. - Może Mały John cię złapie.
- Naprawdę... to... zrobisz? - Marcus nie bronił się. Patrzył tylko na JD... z fascynacją? A może to strach? Ziemia była coraz bliżej.
- Wcześniej pytałem się, co możesz zaoferować, żebym pogodził cię z Mary. Teraz pytam, co możesz zaoferować, żebym cię nie zabił. Już raz przestałeś być Archontem. Teraz może stać się to znowu. Jestem silniejszy od ciebie. Mniej gwałtowny od ciebie. Lepszy od ciebie. Jedyne, co możesz mi dać… to lojalność - rzekł JD, po czym wgryzł się w swój nadgarstek i przystawił nad usta Gangrela. Kilka kropel skapnęło na usta mężczyzny, inne porwał wiatr. - Skończył ci się czas, Marcusie. Wybieraj.

„Matka mnie przemieniła w podobnych okolicznościach. Kazała wybierać pomiędzy śmiercią, a życiem wampira. Ty też umierasz, ale jeszcze tego nie czujesz…”

Marcus zachichotał.
- Za cienki w uszach jesteś, mały...
Po tych słowach palce JD zaczęły jakby zatapiać sie w ciele Gangrela aż... jedynym, co ściskał w dłoniach było powietrze. Brujah mógł tylko obserwować stróżkę mgły, która uniosła się ponad nim, płynąc gdzieś na południe.
„Trzeba było mu wpakować tę krew do przełyku i nie pytać się”, pomyślał Brujah. Pomachał w oddali Małemu Johnowi, uśmiechając się szeroko.

W pierwszej chwili chciał go zabić, kiedy już wylądują. Ażeby zrobić na złość Marcusowi. "Takie rzeczy dzieją się, kiedy uciekasz". Jednak ani Lind, ani Mały John nie należeli do grona jego wrogów. Nie we wszystkim się zgadzali, jednakże byli sprzymierzeńcami. JD ucierpiałby zarówno na stracie ich, jak i oni na stracie jego.

Poza tym lubił ich. Uśmiechnął się do siebie, po czym skoncentrował, aby bezpiecznie wylądować.
 
Ombrose jest offline  
Stary 17-04-2016, 09:59   #125
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Rozdział 7 - Krwawa Matka
Londyn

Choć JD nie miał doświadczenia w spadochroniarstwie, poradził sobie całkiem nieźle. Nie udało mu się co prawda wylądować w rzece, jak to zrobił Mały John, ale na tyle opanował sterowanie linkami, by miękko opaść na ziemię pomiędzy parkowymi drzewami.

Ledwo zdążył wyplątać się z płachty materiału, gdy jego komórka obwieściła nadejście sms-a. Ashford odczytał wiadomość:

Cytat:
Musimy to kiedyś powtórzyć. Gdybyś nas szukał, dzwoń pod ten numer. Twój M.
No tak, ponownie został sam, zdany na siebie.

Nagle mięśnie JD napięły się. Nie, wcale nie był sam. Ktoś go obserwował... I to nie jeden ktoś! Wyczuwał czyjąś obecność za kontenerem na śmieci, w koronie wierzby oraz... tak, za pniem pobliskiego kasztana. Sam nie wiedział w jaki sposób udało mu się tak dokładnie określić pozycje obserwatorów, ale wiedział, że się nie myli. Oto spuścizna Cooka czyniła zeń potężniejszego wampira niż sam przypuszczał. Musiał tylko poznać swoje nowe talenty i nauczyć się je wykorzystywać.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-04-2016, 13:58   #126
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Ashford spoglądał na SMSa, zastanawiając się, czy Gangrel z niego drwi, czy naprawdę mu się to podobało. Czy naprawdę mógł być takim psychopatą, aby cieszyć się z zagrożenia życia? Brujah skinął głową. Oczywiście, że tak.

JD odpisał, uśmiechając się do siebie:

Cytat:
Obiecasz, że tym razem nie będziesz uciekał?

Od razu jednak spoważniał, wyczuwając w pobliżu trzy obecności. Nie mogli to być przypadkowi ludzie, przestraszeni niespodziewanym spadochroniarzem. Kto normalny uciekłby na drzewo? JD włożył komórkę do kieszeni… skąd błyskawicznie wyciągnął floret i go odbezpieczył.
Teraz już nie było czasu do stracenia. Ruszył ku pobliskiemu kasztanowi, aby przekonać się, z kim ma do czynienia.

W mgnieniu oka został otoczony przez 3 mężczyzn, z których jeden bezsprzecznie należał do klanu Nosferatu. Dwaj pozostali wyglądali jak żywcem wyjęci z Matrixa - skórzane płaszcze, ciemne okulary i ciężkie glany. Każdy z mężczyzn uzbrojony był w uzi.
- Stój! - zawołał Nosferatu z dziwnym akcentem - Ktoś ty je?
JD przystanął, po czym skrzywił się.
- Joseph Dawn Ashford, czempion Camarilli. Największy bojownik w walce o świat. Pogromca Apokalipsy. Zmora Gehenny. Joseph od Józefa, który chronił Maryję, a Dawn od świtu. Gdyż jestem jedną, wielką, pieprzoną jutrzenką. A kim TY jesteś? - warknął na koniec.
- On jest nikim - odezwał się inny głos i nie należał on do żadnego z 3 mężczyzn. Był wyższy i... aż ociekał zmysłowością.
Niedługo JD zobaczył też jego właścicielkę... A może to był właściciel? Trudno było nazwać tę istotę człowiekiem, a co dopiero przypisać jej płeć. Naga istota o dziwnych, choć wciąż humanoidalnych kształtach ukłoniła się lekko.

[media]http://img11.deviantart.net/133b/i/2006/091/e/b/lust_by_zilla774.jpg[/media]

- Sasha Vycos, znany jako Anioł Apokalipsy, Anioł Kaina lub po prostu Kameleon, członek Czarnej Ręki Sabbatu, prawdopodobnie najbardziej poszukiwany wampir wśród zastępów Camarilli. Miło cię poznać, Josephie.

Ashford natychmiast uspokoił się. Tutaj nie było miejsca na żarty.
- Witam - odparł uprzejmie.
Zamknął na chwilę oczy. Potarł palcami powieki, jak gdyby zaatakował go nagły, niespodziewany ból głowy.
- Przedstawiając się, mówiłem o świcie… Jednakże sądzę, że ten świt ma dopiero nadejść. A wraz z nim nowy, lepszy świat. Ten jest zepsuty. Zły - dodał gorzko. Ponownie otworzył oczy. Słowa nie chciały układać się w jego ustach. Brzmiały zbyt niezgrabnie. - Wierzę, że jesteś Aniołem Apokalipsy. Nie diabłem, demonem, złem, lecz aniołem. Światłem, które oczyści ziemię ze zła. Myślę… że nie jesteśmy wrogami.
Sasha uśmiechnęła się demonicznie.
- To się jeszcze okaże. Póki co, panie Josephie, Krwawa Matka chciałaby Cię widzieć. Czy pójdziesz ze mną po dobroci? - pytanie było zadane uprzejmie i tylko błysk w oczach mógł być przesłaniem, że Vykos świadomie sformułował wypowiedź tak, by zawierała ukrytą groźbę, jeśli JD zdecyduje się odmówić.

JD skinął głową.
- Oczywiście. Gdybyście chcieli mnie zabić, już teraz byście to zrobili… czy raczej, spróbowali - uśmiechnął się delikatnie. - Więc niewiele mam do stracenia.
 
Ombrose jest offline  
Stary 20-04-2016, 21:03   #127
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Jak to jest iść obok potwora? Czuć jego woń, słyszeć charakterystyczny szelest, obserwować nieludzki sposób poruszania się...

Jeśli JD przeżyje tę noc, będzie w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Teraz jednak szedł niemal ramię w ramię z najstraszniejszym Tzimiscem, jakiego nosiła ta ziemia, straszniejszym nawet od Vlada Tepesa. To monstrum wymordowało przez wieki więcej istnień niż Ashford miał okazję spotkać. A teraz szło obok, leniwe, spokojne, zapatrzone w Księżyc, jakby jeszcze miało duszę, która potrafiła zauważyć piękno nocnego słońca.

Kiedy wyszli z parku, zostali tylko we dwoje. Pozostałe wampiry najwyraźniej wróciły na swoje posterunki. Minęli zaułek, potem przeszli na drugą stronę pustej ulicy i zatrzymali się przy czarnej limuzynie. Ze środka wyszedł przystojny, gładko ogolony szofer i otworzył drzwi Vycosowi.

- Nie, Ambrosio, ja mam coś jeszcze do zrobienia. Zawieź jednakoż mojego nowego przyjaciela do Matris Cruentum.

Mężczyzna skinął głową bez słowa i uczynił zapraszający gest w stronę JD.

- Tu się rozstaniemy, Josephie. Choć intuicja podpowiada mi, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie. - potwór uśmiechnął się, odsłaniając garnitur ostrych jak u rekina zębów.

Po chwili odwrócił się i... jednym susem wskoczył na dach pobliskiego sklepiku. Potem zniknął w mroku nocy.

Ashford tymczasem rozsiadł się w przestronnym wnętrzu samochodu. Nawet jeśli planował porozmawiać z kierowcą, dzieliła go od niego czarna, nieprzenikalna szyba. Nie pozostało nic innego jak umilić sobie podróż włączając odbiornik niedużego telewizora.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8C5NLfYdZaE[/MEDIA]

Na szczęście podróż nie trwała długo. Limuzyna zatrzymała się, a szofer zaraz potem otworzył JD drzwi. Wampir w osłupieniu zauważył, że znajduje się na placu pod pałacem królewskim Buckingham!


Tu spotkał kolejnego służącego, równie milczącego, co szofer. Wszelkie próby kontaktu z nim niestety spełzały na niczym. Czyżby Sabat okaleczał swoich ghuli i pozbawiał ich aparatów mowy?

Odziany we frak służący, o wyglądzie zadbanym, choć już niemłodym, dał znać JD, by ten szedł za nim. Weszli do budynku, którego nie strzegła żadna straż królewska. Co w takim razie stało się z królową Elżbietą i jej rodziną? Tego na razie ciężko było się dowiedzieć.

Przeszli długi hol, by zatrzymać się przy ogromnych, zdobionych złotem dwuskrzydłowych drzwiach. Służący uchylił jedno skrzydło i dał znak wampirowi, by wszedł do środka.

W miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się główna sala bankietowa panował półmrok. Chłodna posadzka została pokryta jakimiś materiałami oraz tysiącem poduszek na których... JD omal nie zachłysnął się z wrażenia... nagie pary uprawiały seks!

To byli ludzie, Brujah czuł ciepło ich ciał oraz zapach potu i... chuci.


W pomieszczeniu było kilkadziesiąt osób, a ich jęki tworzyły specyficzny rodzaj kakofonicznej muzyki. Wszystkie postacie niezwykłego przedstawienia wiły się i ocierały o siebie. Płeć zdawała się nieistotna. W parach, trójkątach, a nawet większych grupach mężczyźni i kobiety parzyli się niczym króliki. Czy jedną z tych postaci naprawdę była Krwawa Mary?

JD nie potrafił w to uwierzyć. Ruszył w głąb sali, starając się stąpać pomiędzy kopulującymi ludźmi. Był tu chyba jedyną ubraną osobą, czym zwracał na siebie uwagę. Kilka kobiet i mężczyzn łapało za nogi wampira, próbując skusić go, przywołać... Zdawali się nienasyceni rozkoszy cielesnych, gotowi zrobić wszystko, by zaspokoił ich żądze...


Kiedy Ashford stanął mniej więcej na środku sali, a jego oczy przyzwyczaiły się już do półmroku, dostrzegł, że po drugiej stronie, na tronie wije się jakaś postać, która tak jak on - w przeciwieństwie do gawiedzi - pozostaje ubrana. Kobieta, bo na to wskazywał strój bawiła się jakby nigdy nic łańcuszkiem koralików. To była ona! To była Matka! Choć JD widział ją zaledwie tydzień temu, wydawało się, że od ich ostatniego spotkania minęło kilka lat, tak bardzo kobieta zmieniła się.


Wreszcie i Mary go dostrzegła. Przeciągnęła się na tronie niczym kocica, po czym spojrzała ciekawie na JD.

- Kim jesteś? - zabrzmiało pytanie z jej ust.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 27-04-2016, 22:59   #128
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Show must go on. Serce w piersi Ashforda pękało, jednak nie powstrzymało go to od wytwornego ukłonu i uśmiechu.
- Jestem JD Ashford. Twoje dziecko. Znasz mnie. Kiedyś próbowałaś mojej krwi, tak jak ja twojej - wspomniał moment przed atakiem Garou, co miało miejsce dawno temu. - Czy zapomniałaś ten smak? - zapytał ze smutkiem.
Kobieta słuchała z zaciekawieniem. Jej mimika była jednak jakby uboższa. Zupełnie jakby matka dopiero się przebudziła i nie do końca jeszcze kontaktowała. JD chciał wierzyć, że to właśnie było przyczyną jej pytania.

- JD Ashford - powtórzyła Mary, po czym jej uwagę przyciągnęła głośna trójka kochanków po lewej stronie. Kobieta akurat musiała szczytować, gdy dwóch mężczyzn jednocześnie penetrowało ją swoimi penisami. Nie byli młodzi, nie byli piękni, a jednak w tym obrazie było coś... idealnego. Idealnie złego i wyuzdanego. Nawet wampir poczuł mrowiący prąd pożądania.

- Znam cię - powiedziała Mary, nie odwracając wzroku od kopulujących ludzi - Mam dla ciebie prezent od matki.

Nagle przy JD zjawił się nagi, umięśniony wampir i podał mu niewielką, zdobioną szkatułkę.

[media]http://img.szafa.pl/ubrania/1/009455235/1331375551/szkatulka-z-pozytywka.jpg[/media]

- Od matki? - z wahaniem zapytał Brujah. - Jesteś jedyną matką, jaką mam.
Dotknął misternie wykonaną, drewnianą skrzyneczkę. Jak gdyby była bombą, puszką Pandory. Dlaczego Krwawa Mary - czy raczej osoba, jaką się stała - powierzała mu ją?

- Jesteś pewien? Patrzysz tylko na powłokę. Czyżbyś nie potrafił rozpoznać matki?
JD zawahał się.
- Matki wszystkich wampirów? Lilith?

Przez ułamek sekundy na twarzy kobiety pojawiła się złość tak straszna, że JD mimowolnie się cofnął, a kilka par umknęło w popłochu.
- Odgadłeś moje imię - odparła po chwili zupełnie spokojnie - Lecz nie jestem matką wampirów. Zdecydowanie nie. Jesteście wytworem głupoty Kaina i mściwego bóstwa. Ja jestem matką ludzi. Bo chociaż On ich stworzył, to moje córki poślubili synowie wygnanych z raju, to ja im pomogłam przeżyć, nauczyć się życia w świecie, który nie jest przychylny. On porzucił swoje dzieci w chwili, gdy złamały jego zakaz. Znasz rodzica, który tak by postąpił z dzieckiem? - zapytała, kierując rozjarzone jakimś wewnętrznym blaskiem oczy na JD.
- A czy ty znasz istotę, która nie popełnia błędów? - Brujah odrzekł pokornie. - Czyli chcesz apokalipsy, ale jedynie dla rodu Kaina?
Kobieta o twarzy matki JD uśmiechnęła się jakoś tak nienaturalnie, jakby nienawykła do tego.
- Jesteś pojętny. Przy czym nie dla wszystkich będzie to apokalipsa. Wielu tych, którzy zachowali swoje człowieczeństwo, przeżyje.
- Czym jest człowieczeństwo? - zapytał JD bez zastanowienia. Rozejrzał się wokół. - To jest animalizm.
Lilith powiodła wzrokiem po sali. Znów na niewypowiedzianą komendę do JD ktoś podszedł - tym razem były to dwie nagie, bardzo atrakcyjne kobiety.

[media]http://www.wkinach.pl/wallpapers/d/kobiety-dwie-twarze.jpeg[/media]

Zaczęły subtelnie, ale bardzo zmysłowo ocierać się o JD. Kiedy ich usta i dłonie dotykały sie nawzajem, krągłe, ponętne ciała raz po raz kusiły swoim ciepłem Kainitę, który ze zdziwieniem poczuł, że ma erekcję.
- To instynkt - odparła druga żona Adama - Najbardziej podstawowy instynkt człowieka to prokreacja. On prowadzi do miłości, macierzyństwa... poczucia więzi, empatii, czyli tego, co jest istotą ludzkiej natury. Tymczasem jaki jest główny instynkt was, nieumarłych?
- Poczucie więzi, empatii istotą ludzkiej natury? Z całym szacunkiem, kiedy ja byłem człowiekiem, nie widziałem tych cech wokół siebie. Odkąd jestem wampirem, przekonałem się, że ich naprawdę nie ma. Wcześniej zastanawiałem się, dlaczego Bóg stworzył takie wynaturzenie, jakim są Kainici… i odkryłem, że po to, aby ograniczać ekspansję innych potworów, ludzi. Lilith, nie jesteś już człowiekiem. Dlaczego przymykasz oczy na całe zło, jakie wyrządzają? Zwierzętom, naturze, nawet samym sobie. Kainici powinni zapanować nad ich szaleństwem, jednakże wszyscy trzymają się swojego źle rozumianego człowieczeństwa. Widzisz tych wszystkich ludzi wokoło, jak się parzą - ręką wskazał scenerię. - Wiesz, ile istnień będzie musiało oddać swoje życie, aby wykarmić potomstwo, jakie się pocznie tej nocy?

JD pokręcił głową.

- Co zrobisz ze mną i moim rodzajem człowieczeństwa? Jestem wampirem i z całego serca współczuję tym, których ludzie krzywdzą i chciałbym to zakończyć. Lilith, patrzysz na zło z perspektywy człowieka. Spójrz na zło z perspektywy bogini, jaką jesteś - Ashford uznał, że małe pochlebstwo nie zaszkodzi. - Jeżeli człowiek odbierze świni życie i możliwość zaopiekowanie się potomstwem, to jest to etyczne. Jeżeli z kolei dokładnie to samo wampir uczyni człowiekowi, staje się to grzechem. Czy to w porządku oczekiwać od wampirów, aby byli lepsi, niż ludzie?

Lilith wstała z tronu i ruszyła w stronę JD. Dwie, wijące się koło wampira kobiety uciekły, gdy tylko bogini zbliżyła się. Dziwnie było patrzeć na twarz Mary - tak znajomą i obcą zarazem. Kobieta położyła dłoń na szkatułce.
- Twoja matka dobrze wybrała. Skorzystaj z tego prezentu jak najszybciej. I nie miej oporów. Twoja matka oddała za nie swoje ciało.

Po tych słowach bogini rozpłynęła się w powietrzu.
JD poczuł się bardzo samotny. Bezwiednie wyciągnął rękę przed siebie… ale nawet gdyby zdołał zatrzymać Lilith, to nie odzyskałby Mary. Jak mogło do tego dojść? W jaki sposób…? Czy jeszcze kiedyś ponownie spotka swoją matkę, taką, jaką pamiętał? Sięgnął pamięcią wstecz do momentu, kiedy widzieli się po raz ostatni. Było to w więzieniu. Jakie smutne pożegnanie.

Spojrzał na szkatułkę.
“Gdyby chciała mnie zabić, nie zrobiłaby tego pudełeczkiem”, pomyślał, po czym spróbował je otworzyć. Wieczko odskoczyło bez problemu. W środku, na małej atłasowej poduszeczce znajdowały się dwie fiolki vitae. Każda opatrzona małą plakietką.

Cytat:
[JD Ashford]
Cytat:
[Marcus Lind]
- Mam to wypić? - zapytał JD przestworzy. - Ochroni mnie to przed końcem świata? Dla tego Mary oddała swoje ży… ciało?

Brujah podniósł jedną z fiolek, po czym wypił ją. Wyciągnął telefon i napisał SMSa do Marcusa, aby znalazł się przy Buckhingam Palace jak najprędzej.
 
Ombrose jest offline  
Stary 28-04-2016, 18:19   #129
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Vitae z fiolki rozgrzała wnętrze wampira przyjemnym ciepłem. Poza tym jednak nie odczuł żadnych istotnych zmian.

JD opuścił pałac, który teraz wydawał się bardziej domem duchów niż siedzibą korony. Zastanawiał się ile przyjdzie mu czekać na Gangrela, gdy nagle jego telefon zaczął wibrować. Dzwonił Marcus. JD odebrał i z lekką nonszalancją spytał:

- No co tam, misiu?
- UCIEKAJ DEBILU, JEŚLI CI ŻYCIE MIŁE!
- Gangrel wrzasnął do słuchawki.

W tym samym momencie wysoko na niebie przeleciały dwa samoloty. To były... bombowce! I właśnie zrzuciły coś nad Pałacem Buckhingam!

Nie było czasu na ripostę. Ashford wykorzystał całą potęgę Akceleracji i ruszył biegiem przed siebie, by znaleźć się jak najdalej od miejsca zrzutu. Miał tylko kilka chwil...

BUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUM!

Potężny wybuch zmiótł go niczym liścia. JD uderzył boleśnie o maskę jakiegoś samochodu. Potem zapadła cisza... Trwająca nie dłużej niż pół minuty cisza. Ashford dotknął dłonią czoła - miał rozciętą brew, ale poza tym chyba uniknął poważniejszych obrażeń. Wstał ciężko i obejrzał się za siebie. Buckingham Palace stał w płomieniach.


Zewsząd odezwały się syreny, słychać było też ludzkie krzyki. To miejsce miało w przeciągu najbliższych paru minut stać się centrum wydarzeń Wielkiej Brytanii, a może i całego świata. Zdecydowanie należało zmienić miejscówkę spotkania...

Telefon Brujaha zawibrował wraz z przyjściem SMS-a.

Cytat:
Spotkajmy się pod Westminster Station za pół godziny. O ile nie jesteś skwarką, misiu.
M.
Najwyraźniej on i Gangrel myśleli podobnie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 29-04-2016 o 11:14.
Mira jest offline  
Stary 01-05-2016, 14:02   #130
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD nie był skwarką i ruszył w kierunku wskazanym przez Marcusa. Pół godziny to wcale nie było dużo czasu. Omijał ludzi uciekających z miejsca pożaru. Inni - ciekawscy - biegli właśnie w odwrotną stronę. “Dobór naturalny”, pomyślał Ashford. Skrzynka otrzymana od Lilith była nieporęczna i wampir przez chwilę rozważał pozbycie się jej, a zabranie fiolki dla Gangrela. Nic nie wskazywało na to, żeby kasetka sama w sobie miała być przydatna. Koniec końców jednak nie potrafił wyrzucić jej do śmietnika.

Kiedy przybył na miejsce, Gangrel już na niego czekał i - o dziwo - bez Małego Johna. W tak zwanym międzyczasie musiał się odświeżyć, nawet umył i uczesał włosy. Był też niezwykle elegancko ubrany - w czarny garnitur i drogi, wełniany płaszcz - zupełnie jakby wybierał się na randkę.

- Niektórzy to mają czas na wszystko - przywitał się Ashford.
Marcus powitał go z szerokim uśmiechem.
- Za to inni bawią się bombowo - po chwili jednak spoważniał - Spotkałeś ją?
- Tak i nie - JD westchnął. - Lilith przejęła jej ciało i zamierza zgotować apokalipsę dla wszystkich Kainitów, oprócz tych, którzy są “człowieczy”. Na dodatek po mieście pałęta się Sasha Vlykos ze swoimi sługusami.
Następnie Brujah podał pudełko Lindowi.
- W środku jest fiolka z miksturą, za którą Mary oddała swoje ciało. Ja swoją wypiłem.

Teraz, kiedy już przekazał wszystko, o czym Gangrel musiał wiedzieć, JD zajął się opisem emocjonalnego aspektu ostatnich wydarzeń:
- Po prostu no kurwa.
Marcus słuchał. Nawet gdy JD przestał mówić, Marcus najwyraźniej spodziewał się dalszej części opowieści. Gdy wreszcie zrozumiał, że ta nie nastąpi, otworzył puzderko i spojrzał na fiolkę. Stał tak - elegancko ubrany facet, wpatrujący się z niedowierzaniem w małą, najwyżej 5ml fiolkę z czerwonym płynem.
- Lilith... - powtórzył bezmyślnie i znów spojrzał na JD. Zamknął pudełeczko i podał Brujahowi. - Nie chcę tego. Zabierz.
- To nie moje. Jak nie chcesz, to wyrzuć, to twoja sprawa - Ashford wzruszył ramionami. - Świat się kończy. Nic co jest wewnątrz butelki nie może być straszniejsze. Gdzie Mały John?
Gangrel pomamrotał coś pod nosem, lecz JD zauważył, że wsunął puzderko do kieszeni.
- Zaraz powinien tu być. - odparł.
Faktycznie, nie czekali długo, gdy za rogiem pojawił się olbrzym. Ten ubrany był jak zwykle. Kiedy podszedł bliżej, JD stwierdził, że wygląda jakoś bardziej posępnie niż zazwyczaj. W dodatku przyglądał się mu wyjątkowo intensywnie.
- Ok, czas na nas - rzucił Marcus - Uważaj na siebie, młody.
- Co zamierzacie?
- To co zwykle, Pinky. To co zwykle... - zachichotał Gangrel.
- Opanowywać świat? - JD ziewnął. - Ustawcie się w kolejce.
Tego Marcus już nie skomentował, odchodząc wraz z Małym Johnem. JD skinął im głową na pożegnanie, po czym zastanowił się, co dalej.
- Te bombowce - rzucił jeszcze za nimi. - To robota naszych, czy ich?
- A myślisz, skąd o nich wiedziałem?
- odparł Marcus, po czym wraz z towarzyszem zniknęli za rogiem.

JD ruszył w kierunku najbliższego baru. Przez dużą, szklaną witrynę ujrzał telewizor na ścianie włączony na serwis z wiadomościami. Brujah chciał dowiedzieć się, jaka jest skala zniszczeń. Jakie budynki zostały zaatakowane. Czy gwałty na Maskaradzie zostały dostrzeżone.

[media]http://onmilwaukee.com/images/articles/dr/draftandvessel/draftandvessel_fullsize_story1.jpg[/media]
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172