Wątek: [Kult] Kąty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2007, 13:43   #42
Lorn
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
Alan Moss

- O mój Boże! – pomyślał z trwogą Alan przyglądając się przez szczeliny pomiędzy książkami mężczyźnie obok Jeremy’ego. Zobaczył coś, co spowodowało, że jego serce przyspieszyło bicie, a dłonie zaczęły lekko drżeć. Poczuł jak opanowuje go groza.
Drepcząc nerwowo za regałem i udając, że czegoś szuka zastanawiał się, co zrobić. Drążącą ręką sięgnął po komórkę i włączył aparat. Na szczęście była już wcześniej ustawiona w trybie cichym dzięki czemu nie zdradził się z tym, co zamierzał zrobić. W napięciu nie pomyślał nawet o tym, żeby to wcześniej sprawdzić.
Dyskretnie, stojąc w cieniu za regałem, klikał zdjęcie za zdjęciem wszystkim trzem osobnikom, najbardziej skupiając się na rozmówcy Jeremy’ego. Musiał oprzeć łokieć o półkę, żeby powstrzymać drżenie ręki. Przerwał robienie zdjęć dopiero wtedy, gdy ów człowiek odwrócił się w jego stronę próbując dostrzec jego twarz przez zapchany książkami regał. Alan tak bardzo się bał, że natychmiast odwrócił wzrok nie mogąc spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy, w jego myślach popłynęły słowa Psalmu Ocalenia. Już zimny pot wystąpił na jego czoło, kiedy wreszcie mężczyzna dał za wygraną i ruszył w stronę drzwi, które po chwili otworzyły się i zamknęły za wychodzącymi.
- Amen – powiedział ściszonym głosem. – Nie, nie mogą tak odejść – zaprotestował zaschniętym głosem, patrząc się na ponurą twarz człowieka utrwaloną na wyświetlaczu aparatu. Przełknął z trudem ślinę i w dalszym ciągu nie mogąc opanować drżenia ciała wybrał ostatni wywołany wcześniej numer.
- Tak Senior Moss… zostanie Pan tam dłużej? – odezwał się głos Benito w słuchawce.
- Benito, błagam Cię, widzisz tych trzech mężczyzn, którzy właśnie wyszli z lombardu? – wydusił z siebie Alan.
- Tak, przechodzą właśnie na druga stronę ulicy. Czy coś Panu jest Senior? – wyczuł nienaturalność jego głosu Benito.
- Dobrze, to posłuchaj, spisz proszę numery samochodu, którym odjadą, to bardzo ważne, tylko bądź dyskretny, bardzo dyskretny. Nic mi nie jest, zrób to proszę i wyślij mi SMSem.
- Dobrze, robi się.
- Dziękuję –
odpowiedział Alan i rozłączył się.
Dopiero wtedy poczuł ulgę i napięcie powoli zaczęło go opuszczać. Zsunął się plecami po regale i klapnął płasko tyłkiem na podłogę. Zdało mu się, że Jeremy także poczuł ulgę po tej rozmowie. Usłyszał jego obecność w pomieszczeniu.

- Kto to był? Albo raczej co? – przerwał męczącą ciszę Alan, w dalszym ciągu jakby nie wierząc własnym oczom - Jego sylwetka… - nie wiedział nawet jak to precyzyjnie powiedzieć - otoczona była woalem głębokiej czerni pochłaniającej światło niczym czarna dziura. To było nieludzkie. Widziałem coś takiego już kiedyś i nie był to człowiek. Widziałem do czego był zdolny, ale to było daleko, bardzo daleko stąd.

Wywód przerwał mu nagle telefon od Benito. Alan odebrał rozmowę zaniepokojony.
- Senior Moss, co robić? Oni nie wsiedli do żadnego samochodu tylko ruszyli pieszo chodnikiem. Czy mam ich śledzić?
- Tak, jeżeli możesz, to idź za nimi, ale trzymaj się z daleka, bardzo daleka, nie mogą Cię zauważyć. To niebezpieczni ludzie.
- Ok, dam z siebie wszystko.
- I nie wchodź za nimi do żadnej bramy, wystarczy, że zapiszesz adres.
- jego głos drżał lekko nieopanowany.
- Właśnie kierują się w mało uczęszczane zaułki.
- Nie idź za nimi.
- Jak nie pójdę, to ich zgubię.
- Trudno. Musisz być wmieszany w tłum przechodniów, jeżeli będziesz szedł sam ulicą za nimi, to może im się wydać podejrzane. Nie chcę żebyś się narażał.
- Tutaj się kończy tłum, a oni idą dalej w zaułek. Senior Moss mogę to zrobić.
- Jeżeli nie widzisz żeby wchodzili do bramy, to nie idź za nimi w odludne miejsce.
- Zniknęli za rogiem w pustej uliczce. W takim razie wracam.
- Dziękuję Ci Benito, zapisz tylko ulicę gdzie zniknęli Ci z oczu.
- Dobrze. Będę czekał w samochodzie.
- Możesz iść na kawę naprzeciwko, ja stawiam, nie wiem kiedy stąd wyjdę.


Alen zwiesił głowę, ale natychmiast po zakończeniu rozmowy z Benito, zadzwonił kolejny telefon. Alan rozpoznał, że to jakiś numer publiczny, nie znał go, ale zdecydował się odebrać.

- Tak, słucham - powiedział zmęczonym głosem Alan.
- Nazywam się Daron Edison.
- W jakiej sprawie Pan dzwoni? -
zapytał proforma, mając tak naprawdę ochotę jaknajszybciej zakończyć rozmowę. Nie znał nikogo o tym nazwisku.
- Witam, przepraszam, że niepokoję, ale słyszałem, że jest pan autorytetem w dziedzinie snów. Dzwonię w sprawie mojego przyjaciela, miał koszmar. – w głosie mężczyzny słychać było nieukrywaną obawę.
- A od kogo Pan o mnie słyszał? Nie świadczę żadnych usług publicznie w tym zakresie. - zaznaczył Alan broniąc się przed kontaktem z obcym, ale podświadomie sprawa koszmarów poważnie zaintrygowała go.
- Od znajomego, dał mi pańską książkę, nazywa się George New.
- A tak, znam George’a…-
głos łamał mu się w gardle - Proszę podać mi numer, na który mogę oddzwonić. Chwilowo ciężko mi rozmawiać.
- Tak, oczywiście mój numer to 888-564-4364.
- Oddzwonię do Pana jak będę mógł rozmawiać. -
powiedział notując numer długopisem na ręce i oddychając ciężko. Jego serce jeszcze w dalszym ciągu biło w zdwojonym tempie.
- Dziękuję.
- Do usłyszenia. –
zakończył rozmowę Alan i wziął z trudem głęboki oddech próbując odzyskać równowagę emocjonalną.
 

Ostatnio edytowane przez Lorn : 08-05-2007 o 14:01.
Lorn jest offline