| Alan Moss
- O mój Boże! – pomyślał z trwogą Alan przyglądając się przez szczeliny pomiędzy książkami mężczyźnie obok Jeremy’ego. Zobaczył coś, co spowodowało, że jego serce przyspieszyło bicie, a dłonie zaczęły lekko drżeć. Poczuł jak opanowuje go groza.
Drepcząc nerwowo za regałem i udając, że czegoś szuka zastanawiał się, co zrobić. Drążącą ręką sięgnął po komórkę i włączył aparat. Na szczęście była już wcześniej ustawiona w trybie cichym dzięki czemu nie zdradził się z tym, co zamierzał zrobić. W napięciu nie pomyślał nawet o tym, żeby to wcześniej sprawdzić.
Dyskretnie, stojąc w cieniu za regałem, klikał zdjęcie za zdjęciem wszystkim trzem osobnikom, najbardziej skupiając się na rozmówcy Jeremy’ego. Musiał oprzeć łokieć o półkę, żeby powstrzymać drżenie ręki. Przerwał robienie zdjęć dopiero wtedy, gdy ów człowiek odwrócił się w jego stronę próbując dostrzec jego twarz przez zapchany książkami regał. Alan tak bardzo się bał, że natychmiast odwrócił wzrok nie mogąc spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy, w jego myślach popłynęły słowa Psalmu Ocalenia. Już zimny pot wystąpił na jego czoło, kiedy wreszcie mężczyzna dał za wygraną i ruszył w stronę drzwi, które po chwili otworzyły się i zamknęły za wychodzącymi. - Amen – powiedział ściszonym głosem. – Nie, nie mogą tak odejść – zaprotestował zaschniętym głosem, patrząc się na ponurą twarz człowieka utrwaloną na wyświetlaczu aparatu. Przełknął z trudem ślinę i w dalszym ciągu nie mogąc opanować drżenia ciała wybrał ostatni wywołany wcześniej numer. - Tak Senior Moss… zostanie Pan tam dłużej? – odezwał się głos Benito w słuchawce. - Benito, błagam Cię, widzisz tych trzech mężczyzn, którzy właśnie wyszli z lombardu? – wydusił z siebie Alan. - Tak, przechodzą właśnie na druga stronę ulicy. Czy coś Panu jest Senior? – wyczuł nienaturalność jego głosu Benito. - Dobrze, to posłuchaj, spisz proszę numery samochodu, którym odjadą, to bardzo ważne, tylko bądź dyskretny, bardzo dyskretny. Nic mi nie jest, zrób to proszę i wyślij mi SMSem.
- Dobrze, robi się.
- Dziękuję – odpowiedział Alan i rozłączył się.
Dopiero wtedy poczuł ulgę i napięcie powoli zaczęło go opuszczać. Zsunął się plecami po regale i klapnął płasko tyłkiem na podłogę. Zdało mu się, że Jeremy także poczuł ulgę po tej rozmowie. Usłyszał jego obecność w pomieszczeniu. - Kto to był? Albo raczej co? – przerwał męczącą ciszę Alan, w dalszym ciągu jakby nie wierząc własnym oczom - Jego sylwetka… - nie wiedział nawet jak to precyzyjnie powiedzieć - otoczona była woalem głębokiej czerni pochłaniającej światło niczym czarna dziura. To było nieludzkie. Widziałem coś takiego już kiedyś i nie był to człowiek. Widziałem do czego był zdolny, ale to było daleko, bardzo daleko stąd.
Wywód przerwał mu nagle telefon od Benito. Alan odebrał rozmowę zaniepokojony. - Senior Moss, co robić? Oni nie wsiedli do żadnego samochodu tylko ruszyli pieszo chodnikiem. Czy mam ich śledzić?
- Tak, jeżeli możesz, to idź za nimi, ale trzymaj się z daleka, bardzo daleka, nie mogą Cię zauważyć. To niebezpieczni ludzie.
- Ok, dam z siebie wszystko.
- I nie wchodź za nimi do żadnej bramy, wystarczy, że zapiszesz adres. - jego głos drżał lekko nieopanowany. - Właśnie kierują się w mało uczęszczane zaułki.
- Nie idź za nimi.
- Jak nie pójdę, to ich zgubię.
- Trudno. Musisz być wmieszany w tłum przechodniów, jeżeli będziesz szedł sam ulicą za nimi, to może im się wydać podejrzane. Nie chcę żebyś się narażał.
- Tutaj się kończy tłum, a oni idą dalej w zaułek. Senior Moss mogę to zrobić.
- Jeżeli nie widzisz żeby wchodzili do bramy, to nie idź za nimi w odludne miejsce.
- Zniknęli za rogiem w pustej uliczce. W takim razie wracam.
- Dziękuję Ci Benito, zapisz tylko ulicę gdzie zniknęli Ci z oczu.
- Dobrze. Będę czekał w samochodzie.
- Możesz iść na kawę naprzeciwko, ja stawiam, nie wiem kiedy stąd wyjdę.
Alen zwiesił głowę, ale natychmiast po zakończeniu rozmowy z Benito, zadzwonił kolejny telefon. Alan rozpoznał, że to jakiś numer publiczny, nie znał go, ale zdecydował się odebrać. - Tak, słucham - powiedział zmęczonym głosem Alan. - Nazywam się Daron Edison.
- W jakiej sprawie Pan dzwoni? - zapytał proforma, mając tak naprawdę ochotę jaknajszybciej zakończyć rozmowę. Nie znał nikogo o tym nazwisku. - Witam, przepraszam, że niepokoję, ale słyszałem, że jest pan autorytetem w dziedzinie snów. Dzwonię w sprawie mojego przyjaciela, miał koszmar. – w głosie mężczyzny słychać było nieukrywaną obawę. - A od kogo Pan o mnie słyszał? Nie świadczę żadnych usług publicznie w tym zakresie. - zaznaczył Alan broniąc się przed kontaktem z obcym, ale podświadomie sprawa koszmarów poważnie zaintrygowała go. - Od znajomego, dał mi pańską książkę, nazywa się George New.
- A tak, znam George’a…- głos łamał mu się w gardle - Proszę podać mi numer, na który mogę oddzwonić. Chwilowo ciężko mi rozmawiać.
- Tak, oczywiście mój numer to 888-564-4364.
- Oddzwonię do Pana jak będę mógł rozmawiać. - powiedział notując numer długopisem na ręce i oddychając ciężko. Jego serce jeszcze w dalszym ciągu biło w zdwojonym tempie. - Dziękuję.
- Do usłyszenia. – zakończył rozmowę Alan i wziął z trudem głęboki oddech próbując odzyskać równowagę emocjonalną.
Ostatnio edytowane przez Lorn : 08-05-2007 o 14:01.
|