Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2016, 00:43   #8
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


Eden Ross


Evered Hill; Pustynny Kos; godzina ok. 23:00


Wbrew zewnętrznej aparycji brudnej, zapyziałej nory pośrodku piekielnie zagubionego w czasie i przestrzeni zadupia, wnętrze speluny było… cóż. Przynajmniej sprawiało wrażenie czystego, co w porównaniu do przykurzonego opakowania Eden jeszcze mocniej działało na nerwy. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła po przekroczeniu progu była zdecydowanie masa stołów i stolików - część z nich drewniana, inne plastikowe, ba! Kątem oka, tuz przy kominku zauważyła żelazne koślawe “coś” pospawane najprawdopodobniej przez miejscowego kowala-artystę-alkoholika… i to na ostrej bani, po tygodniowej libacji z borygo i denaturatem w roli głównej. Od strony wejścia przypominało walec, lecz im dalej kobieta zagłębiała się w duszne, lekko zadymione wnętrze, tym więcej szczegółów i wypustek, poukrywanych załamań dostrzegała. Góra zaś, stworzona z płaskiego kawałka czegoś co prawdopodobnie robiło niegdyś za maskę pickupa, zastawiono pustymi butelkami, skrzynkami i całą masą powszechnie teraz dostępnego w barach śmiecia.
U góry zaś, tuż pod przyozdobionym girlandą pajęczyn suficie, wisiały trzy spore lampy naftowe, zapewniające całości sporo światła, drgającego i migoczącego wraz z powolnym kołysaniem całości.
Z równym zaskoczeniem mogła podziwiać szeroki, murowany kominek - w tym klimacie wyjątkowo chujowy pomysł na urozmaicenie lokalu. Nawet gdy zaszło słońce, wciąż temperatury nie spadały do na tyle niskich, by odpalić podobny piec, choć z drugiej strony Eden pamiętała, że pustynie lubią ekstremalne różnice temperatur miedzy dniem i nocą, zaś najgorszy hardkor zawsze nastawał przed świtem.


Naprzeciwko drzwi znajdował się zbity z desek i pociągnięty lakierem bar, zaś za nim stał wąsacz z jakże adekwatnym brzuszkiem i brudną szmatą za pasem, robiącą mu zapewne za ścierkę do szkła. Co prawda nie wycierał aktualnie niczego, zamiast tego gdy tylko Aniołek znalazła się pięć metrów od niego, uniósł wzrok znad skrzynek z butelkami i zmierzył ją zaciekawionym spojrzeniem od stóp po czubek głowy. Prócz barmana dostrzegła jeszcze czterech gości. Dwóch siedziało w kącie za metalowym maszkaronem, rżnąc namiętnie w karty. Kraciaste koszule, wypłowiałe spodnie i typowo teksańskie kapelusze nadawały im wyglądu miejscowych poganiaczy bydła czy innej pracującej fizycznie hołoty, co potwierdzały ogorzałe od słońca i wiatru trzydziestoparoletnie gęby. Nie zwracali uwagi na otoczeni, skupiając całą uwagę na wyślizganych kartach oraz pociągając co pewien czas z obtłuczonych kufli płyn będący zapewne piwem. Lub wyjątkowo spienionymi szczynami.

Po drugiej stronie, samotnie przy stoliku, siedziała wschodniej urody kobieta kobieta ze zgaszonym kiepem między przygryzionymi wargami. Poświęciła wchodzącej przelotne spojrzenie, skupiając się na detalach ubioru, widocznej broni i chyba nie znajdując nic wartego uwagi, wróciła do dłubania widelcem w misce gulaszu. Ubrana w mieszankę wojskowo-indiańskich ciuchów nie wyglądała na skorą do rozmowy i bliższego zapoznania. Tuż obok, oparty o stolik stał karabin i jak Eden nie znała się na rodzaj i markach tych trepowych zabawek, ten wyglądał na użytkowy, nie na pokaz. Przy nogach zaś miała plecak, równie przykurzony co… cokolwiek mającego kontakt ze światem zewnętrznym.

Ostatni gość okazał się wyjątkowo eleganckim panem w średnim wieku i szytym na miarę garniturze, co w otoczeniu rozklekotanych mebli, miejscowego elementu i wyraźnie wiejskiej otoczni, pasował jak pięść do nosa. Coś w nim Ross przypominało dom i nie chodziło o ubiór. Maniery również miał wybitnie nietutejsze - posługiwał się choćby nożem i widelcem z wprawą chirurga, zaś każdy jego przemyślany ruch dało się stawiać za wzór na lekcjach dobrego wychowania… jakie niegdyś Eden oglądała w filmie, dawno… dawno temu.
Nie zwrócił na nią uwagi, pochłonięty własnymi sprawami, w tym wypadku kolacją.

W tym czasie barman najwyraźniej oswoił się z obecnością noweg gościa. Uniósł nieznacznie brwi, lecz trwało to tylko ułamek sekundy. Zaraz jego twarz przyozdobił jowialno-wąsaty uśmiech, gdy najprawdopodobniej zwęszył gamble. Szybka wymiana zdań wystarczyła, by zamówić balię, dwa pokoje i żarcie dla trzech osób, z tym że na to pierwsze musiała poczekać aż nagrzeje sie woda… ot, prowincja. Klucz zaś dostała od ręki. Młody Light już na początku wycieczki krajoznawczej z Vegas na te zadupie jasno określił warunki noclegu - jeśli tylko się dało, sypiał sam. Znaczy się bez niej i Diabła, a w otoczeniu panienek, lub spraszał “dawnych znajomych” aby obgadywać sprawy do białego rana. Jakkolwiek Ross by nie próbowała, nigdy nie udało się jej podsłuchać owych rozmów, za piątym razem dała sobie spokój.

Ledwo zdążyła obejrzeć pokoje i wrócić po schodach na dół do głównej sali, a za jej plecami pojawił się Nate. Razem zasiedli do jednego z wielu wolnych stołów, zaraz też pojawiła się kelnerka i ze zmęczonym, acz profesjonalnym uśmiechem postawiła przed nimi talerze i kufle, zapewniając że wystarczy kiwnąć w razie potrzeby, a przyjdzie z kolejną porcją trunku.

W połowie kufla na do ich uszu dotarł ryk silników, po chwili urwany w bliskiej odległości baru. Trzasnęły otwierane drzwi samochodów, ktoś zakaszlał paskudnie, niczym chory w ostatnim stadium gruźlicy i splunął solidnie na ziemię. Diabeł patrząc jej w oczy nad krawędzią kufla wyprostował trzy palce, oznaczające trzy auta. Wyglądało na to, że zbierają się przed Kosem… a Szajby ciągle nie było.



Daniel Teller

Pustkowia; 10 mil od zjazdu z drogi stanowej; godzina ok. 21:00






Skwar, kurz i pot. Słońce co prawda chyliło się powoli ku zachodniemu horyzontowi, lecz wciąż przypiekało niemiłosiernie, rozmywając krajobraz w oddali przez co człowiek nie wiedział, czy drobne plamy, majaczące w oddali, znajdują się na wyciągnięcie ręki… a może dojedzie się do nich dopiero za kilkanaście mil? Pustynne miraże zgubiły niejednego, wodząc na pokuszenie odmianą od płaskiego, martwego piekła przypominającego płytę rozgrzanego do czerwoności pieca. Daniel znał niebezpieczeństwa i pułapki podobnego terenu, trzymał się więc wyznaczonych przez popękany asfalt tras, przemieszczając się buro-szarą arterią prosto przed siebie. Spieszył się, widmo pogodni działało na wyobraźnię, podkładając uprzejmie alternatywy szalenie mniej przyjemne od spotkania poturbowanej, ledwo żywej laski w samochodzie należącym do jego celu. Nowojorczyk znów mu się wymknął i Teller odnosił niemiłe wrażenie, że tamten doskonale wie o pościgu i gra mu na nosie z czystą przyjemnością, jaka daje robienie w chuja bliźniego.

Nie dowiedział się niczego, nie zdobył informacji kto zepchnął samochód i czy cel nadal żyje. Jedyne co miał do średnio przytomne, potencjalne źródło informacji, kołyszące się niebezpiecznie za jego plecami. Kilka razy dziewczyną bujnęło niebezpiecznie, kiedy dodawał gazu, zwolnił więc zemszcząc w duchu na czym powojenny świat stoi. Dostał prostą robotę: znaleźć, złapać, przyprowadzić. Astra wyrwie mu nogi z dupy, jeśli da plamę, o reakcji pozostałych dziewczyn wolał nawet nie myśleć. Zamiast przeklętego cwaniaka wiózł na motorze dogorywającą, obcą i prawdopodobnie niepowiązaną ze sprawą laskę z udarem słonecznym… pięknie kurwa.

Warunki zewnętrzne i jałowa okolica wysysały siły również z niego, zaczynał tracić cierpliwość, a koszula lepi się do niego z gorąca. Wybawienie stanowił pęd powietrza, lecz mizerne niósł ukojenie - nie przy upiornym upale jaki niosły w sobie owe podmuchy. Cień… potrzebował cienia.
Bezimienna towarzyszka poruszyła się nerwowo, wczepiając kurczowo palce w koszulę Hegemończyka. Kim była, co za pokręcone sploty Losu usadowiły ją w wywróconym samochodzie? Widział i czuł jak chorobliwie blada ręka ściska go, chroniąc się w ten sposób przed upadkiem na uciekający spod kół jednośladu asfalt. Zderzenie z podobnie twardą powierzchnia skończyłoby się dla niej jeśli ie serią złamań, to z pewnością otarć nie do opatrzenia z zasobów upchniętych w torbach za siodełkiem.
Cień… oboje potrzebowali cienia.

Zjazd z głównej drogi napotkał po trzech milach - węższą od głównej, piaszczystą odnogę wijąca się na południowy zachód, prostopadle do głównej arterii. Obcy za plecami zbliżyli się do niego na tyle, by mógł widzieć ich jako plamkę za plecami bez pomocy lornetki. Nie zatrzymywał się wiec, tylko skręcił bez zastanowienia, mając w głowie obraz narysowanej przez Astrę mapy okolicy. Wedle nabazgranych kawałkiem węgla na desce wskazówek, gdzieś w tej okolicy znajdował sie stary, zrujnowany jak wszystko w okolicy, budynek będący niegdyś barem. Teraz nie zostało z niego więcej poza spieczona skorupą ścian, lecz przy odrobinie szczęścia powinno dać się tam odpocząć.


Natrafił na ruiny gdy powoli zaczął tracić nadzieję i rozpoczął wieszanie psów na Latynosce z całym jej inwentarzem. Wpierw spośród morza piachu wyłoniły się suche, pokręcone krzaki, martwe drzewa i ruda trawa, po kilkuset metrach ujrzał pierwsze luźne kamienie, rzucone na poboczu. Wkrótce, pośród dawno zdechłej zieleni, pokazał sie sam budynek - zrujnowany, obdrapany i bez okien. Nad większością zawalił się dach, ściana frontowa wyglądała jakby wystarczyło byle kopniecie, aby przewróciła się na bok dokonując żywota z wdzięcznością cisnącą się na ceglane usta… ale miejsce zapewniało cień, a także ochronę i osłonę nocą. Daniel zwolnił, przypatrując się uważnie obiektów. Włosy na karku stanęły dęba, mięśnie spięły się podświadomie. Dałby sobie uciąć rękę, że wśród zagubionych w ciemnym wnętrzu, osypujących się z tynku ścian, dostrzegł subtelny ruch na granicy rejestracji zmysłów...


 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-04-2016 o 20:15.
Zombianna jest offline