Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2016, 05:36   #148
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Lambert zbliżył się ostrożnie do ciężko rannego chłopaka, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Kasimir chwiał się na nogach, lecz wciąż stał pomimo cieczy, która wypaliła mu pół twarzy i dotkliwie poparzyła resztę ciała. Przez moment kapłan zastanawiał się nad skróceniem jego męki, tu i teraz, lecz chłopak wykazał się niespotykaną wolą życia i pomimo znacznych obrażeń nie poddał się cierpieniu. Dla Lamberta był to widok, który wywołał na jego twarzy lekki uśmiech - nie drwiny, lecz uznania. Jego naznaczona tysiącem blizn skóra znosiła podobne cierpienie; ciało odmawiało posłuszeństwa, lecz silna dusza nie pozwalała mu umrzeć przez tyle lat pogrążonego w niekończącym się bólu żywota. W przypadku Kasimira, dobrze rokowało to na przyszłość i być może był idealnym kandydatem na członka zakonu Sigmarytów, jeśliby odpowiednio go ukierunkować.

- Usiądź - Polecił wytartym z emocji głosem, po czym sięgnął za pazuchę po skórzaną tubę, wewnątrz której znajdowały się świeże zioła.
- Czy to się nam podoba, czy też nie, musimy zrobić tu krótki postój. Lexa, pójdź po drewno. Napar z ziół wymaga gorącej wody - zwrócił się do kobiety, po czym wyciągnął zioła i począł je rozgniatać w dłoniach. Ta kiwnęła głową i nim odeszła, dała Lambertowi miksturę leczniczą oraz jeden napar.

Ciągle pogrążony w odmętach post-traumatycznego szoku grabarz dał się posadzić Lambertowi bez większych oporów. Oddychał płytko i szybko, a piorunujący ból przeszywał jego ciało jak tysiąc nasączonych jadłem igieł. Kawałki przepalonej tkanki wciąż odpadały od miejsc dotkniętych przez trollowy kwas, a oczy błyszczały gorączką cierpienia, ale zgodnie ze spostrzeżeniami Lamberta Kasimir wydawał się nie poddawać. Zaciskał zęby aż spomiędzy dziąseł popłynęła krewa, kapiąc mu na brodę i spływając na pierś wzdłuż linii jego ran. Po kilku chwilach jego wzrok odzyskał błysk świadomości, ale oznaczało to jeno tyle, że ból doskwierał mu jeszcze bardziej.

- Na... Sigmara… co za... - Wycedził przez zęby, ale nie zdążył nic dodać nim wstrząsnął nim agonalny spazm. Chłopak wziął kilka świszczących oddechów, a oko z przepalonej części jego twarzy, groteskowo pozbawione powieki i skóry na brwi, odszukało rozmytą sylwetkę Lamberta. - Co z innymi? - Wysapał chłopak przez zaciśnięte szczęki. - Czy… wszyscy są... cali? - Kolejny spazm bólu wykręcił ciałem młodzieńca niczym szmacianą lalką.

- Jedna z kobiet nie żyje, ale to chyba wiesz. Trafiła do paszczy trolla i sądząc po głośnych chrupnięciu, raczej nie przeżyła tego. Lepsze to niż kąpiel w sokach trawiennych - odpowiedział Lambert wciąż zajęty mieleniem ziół. Reszta roztrzęsionych kobiet podeszła do Kasimira, przyglądając się bezsilnie jego ranom. Bały się go nawet dotknąć.

- K… k… kurwa… - Powiedział słabym głosem grabarz. Skóra na pozostałej części jego facjaty przybrała kolor papieru. []- J-j-jak to wygląda? Mocno… dostałem? -[/i] Młodzieniec nie mógł robić już nic poza leżeniem i patrzeniem w niebo nad swoją głową.

- T-trochę - odparła krótko Kristien, choć ciężko było uwierzyć w jej słowach, tym bardziej, że jej przerażona twarz mówiła coś zupełnie innego. Chciała coś powiedzieć, znaleźć jakieś słowa pocieszenia, ale nie potrafiła. Zamiast tego przytuliła rannego mężczyznę, czego szybko pożałowała po tym jak jęknął z bólu, zaciskając przy tym mocno szczękę, aby nie wydrzeć się na całe gardło.

- Jeśli jest… bardzo źle. To wiecie co… robić. - Kas spojrzał na Lamberta i odwrócił głowę, co jakiś czas wydając z siebie syk bólu lub zduszony jęk gdy kapłan pracował przy jego ranach.

Wilhelm milczał. Nie dlatego, że nie chciał pocieszyć rannego towarzysza, ale dlatego, że widok jego stopionej twarzy przyprawiał go o mdłości. Zmasakrowane oddziały zwierzoludzi, spalone centigory, nawet cuchnące trolle bagienne, nie wywoływały w nim takiej odrazy, jaką w tej chwili Kasmir. Być może dlatego, że jeszcze chwilę temu grabarz wyglądał całkiem normalnie? Dlatego że był człowiekiem, a nie bestią? A może dlatego, że Andree przeczuwał iż bardzo łatwo mógł znaleźć się na jego miejscu? Twarz aktora jest jego najważniejszym narzędziem pracy. Kto chciałby oglądać występującą na scenie maszkarę?
- W-wyliżesz się z tego - wybąkał unikając wzroku grabarza.

- Wilhelm ma rację - odezwał się Lambert kończąc opatrywać jego rany. Na końcu podał mu napar z ziół, który zagotował przy rozpalonym przez Lexę ognisku, po czym zmówił krótką modlitwę w imię Sigmara. Kasimir dobrze znał smak lekarstwa, które wręczył mu kapłan i wiedział jak bardzo obrzydliwe ono jest, lecz mimo to pokornie wypił je do dna. Z trudem powstrzymał chęć zwymiotowania.
- Ale piękny jak dawniej to ty nie będziesz - dodał kapłan z lekkim uśmiechem rozbawienia na twarzy.

- No trudno... - Westchnął Kasimir, zbierając się powoli z ziemi. Czuł się dziwnie - ból który przed momentem niemal oderwał mu duszę od ciała teraz ustąpił miejsca niemal zupełnej znieczulicy, niemal równie nieprzyjemnej. Dotknął palcem błyszczącej, stopionej skóry na swoim ramieniu - nic. Nie tylko nie doznał żadnego uczucia dyskomfortu, ale nie był w stanie wyczuć nic innego. Jakby dotykał innej osoby. - Najwyraźniej bogowie uznali za stosowne wyrównać szanse Wilhelma z moimi - Zaśmiał się sucho, bez humoru. Położył dłoń na poparzonej stronie swojej twarzy i naraz cofnął ją, czując dotykiem nienaturalny, nieznajomy krajobraz jego własnej facjaty. Przeszedł do dreszcz gdy próbował wizualizować jak może teraz wyglądać, ale zaraz zaprzestał. Wystarczyło spojrzeć na reakcje jego towarzyszy - ich obrzydzenie, strach i współczucie, które biło z ich gestów, mowy ciała i mimiki. Kasimir spuścił głowę, czując że na zmianę unikają patrzenia w jego stronę, i obserwują jego rany z mroczną fascynacją.

- Dziękuję wam. Zwłaszcza tobie, Lambercie i Lexo. - Chłopak miał zacięty wyraz twarzy, a jego ton był nieco bardziej lodowaty niż sam by tego chciał. - Uratowaliście mi życie. Do czasu spłaty tego długu jestem wasz. - Grabarz ukłonił się przed grupką podróżników i spojrzał z dołu na Kristen. Dziewczyna posłała mu słaby uśmiech, patrząc na las gdzieś za jego plecami. Kas podniósł swą lewą rękę - palce mały i serdeczny stopione ze sobą w pojedynczą bryłę warstwą zmasakrowanej skóry - i zerwał z pleców resztki koszuli którą ubrał dwa wieczory temu. Poszatkowana bronią zwierzoludzi, nasiąknięta jego krwią i potem, nadal prezentowała się lepiej niż jego twarz. Młodzieniec zdarł z niej długi pas i owinął nim zniszczoną część swej głowy. Czy zrobił to dla swobody swoich towarzyszy, czy z własnego wstydu? A może z obu z tych powodów?

- Jestem gotów do dalszej drogi, jeśli taką podejmiecie decyzję. - Kasimir wyrażał się w zobojętniały, niemal gniewny, sposób. Można było to zrzucić na karb jego niedawnego stanięcia oko w oko ze śmiercią, a także z ceny którą zań zapłacił. Nie ulegało wątpliwości, że bitwa z trollami zmieniła młodzieńca nie tylko z wierzchu, ale i wewnątrz. Odwrócił się plecami do reszty i podszedł do miejsca gdzie porzucił swój topór. Patrzył na niego przez chwilę gdy leżał w krwawym błocie u jego stóp, aż w końcu schylił się i podniósł go, powstrzymując siłą pełne smutku westchnienie.
 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 16-04-2016 o 05:47.
Krieger jest offline