Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2016, 13:09   #23
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Tunel był wąski i klaustrofobiczny, ledwie mieścił przy sobie trzy osoby. Roland trzymał się najbardziej z tyłu, nie z powodu tchórzostwa, a braku umiejętności walecznych, czego nie można było odmówić Bazyli czy Rognirowi. Ci parli do przodu, aby jak najszybciej wydostać się z podziemi i raz na zawsze opuścić obrzeża miasta. Mogli zazdrościć Rictorowi i Shade’owi, że zdążyli wdrapać się na górę, ale kto wie czy w lesie nie czyhało jeszcze więcej zagrożeń? Przejście, jakim udali się z braku innej możliwości, miało niski sufit i było wykopane amatorsko. Żadnych bel podtrzymujących ziemistą górę, żadnych wyrównań w ścian z podmokłej delikatnie gleby, lecz już o wiele twardszej, niż ściana fosy. Szli w ciszy i skupieniu, a prócz ich kroków i oddechów nie było słychać nic - do czasu.
Popiskiwania i tuptanie małych stworzonek stawały się coraz bardziej głośne, a Bazylia jako pierwsza zorientowała się, że coś się do nich zbliża. W ciemnościach tunelu, które Roland próbował przegonić słabym już ogniem pochodni, nie dało się jednak zobaczyć nadchodzącego zagrożenia. Odgłosy zwierząt wzmacniały się, a skupieni bohaterowie nasłuchiwali i wyczekiwali. W końcu pierwszy zwierz wyłonił się z cienia, a natychmiastowa reakcja Rognira, który stał z przygotowanym toporem, pozbawiła, wielkiego jak średniej wielkości psa, szczura głowy. Reszta jego brudnych towarzyszy rzuciła się do szaleńczych ataków, kąsając Johannę oraz Bazylię po łydkach. Szczury były duże, mokre, śmierdzące i bez wątpienia zarażone. Ich czerwone ślepia i żółte, wystające zęby gotowe były do pokazania, kto rządzi tymi tunelami. Roland próbował zaatakować jednego pochodnią, ten jednak przerażony widokiem ognia zdołał odskoczyć, ale w zemście ponownie ugryzł Johannę, która zaczęła się wycofywać, łypiąc nienawistnym spojrzeniem w stronę mężczyzny. Również próby Diabelstwa, aby pochwycić przeciwnika, skończyły się jedynie zranionym przedramieniem, w które zostały wbite żółte zębiska wystające ze śmierdzącej paszczy. Sprawne rzuty nożem ex-niewolnicy oraz topór półorka pozbawiły chodzącą zarazę życia, ale skutki ich ataków pozostawiły po sobie nie tylko silny ból, ale i wyczuwalne pulsacje tętnic i żył. Ciemnowłosa kobieta dosyć szybko poczuła się słabo i pobladła jeszcze bardziej, wspierając się na ramieniu Rolanda, który był zadowolony, że choć w ten sposób mógł jej pomóc. Może warunki ku temu nie sprzyjały, ale jego natura kobieciarza poczuła drobne ukłucie triumfu i satysfakcji.

Cuchnące truchła leżały przed nimi pozbawione życia, a tunel wciąż ciągnął się gdzieś przed siebie. Nie było sensu tracić więcej czasu na przyglądanie się trupom, a i brać ich jako ewentualne mięso do spożycia nie miało najmniejszego sensu, jeśli nie chcieli sie pochorować. Całe szczęście, że korytarz szedł cały czas prosto i nie posiadał żadnych rozwidleń. Gorzej jednak, że był taki długi, a jego końca jakby nie widać. Z braku orientacji w terenie podziemnym, Uciekinierzy nie mieli pojęcia, czy ten prosty korytarz gdzieś nie zakręcił, a może jest wykopany w dół, zamiast w górę lub prosto? Nie czuli żadnej różnicy.
Rozglądający się uważnie na boki Rognir, po nużącym marszu przed siebie dostrzegł coś, co wzbudziło w nim nie tylko zainteresowanie, ale i podejrzliwość. Z niezrozumiałym dla was skupieniem, półork poczuł obmacywać ścianę korytarza. Gładził ją rękoma niczym delikatną skórę kochanki, przesuwając dłońmi od góry po dół oraz na boki. Johanna westchnęła głośno i ostentacyjnie, jakby chcąc zwrócić na siebie uwagę i bezsłownie przypomnieć, że powinni iść dalej, kiedy to sprawne ręce wojownika pchnęły ścianę, na którą napierał, a ta ustąpiła, przesuwając się z pozycji równoległej, do prostopadłej w waszym kierunku i udostępniając wam dwa przejścia - po swojej prawej jak i lewej stronie.

Za ukrytym przejściem nie było jednak korytarza, a niewielkie pomieszczenie przypominające pokój. Było tutaj ułożone na podłodze posłanie z koców, prześcieradła i dwóch poduszek, zbudowana z ludzkich kości szafeczka, bez drzwiczek i szuflad oraz wykopane w ścianie wgłębienia, które robiły chyba za półki. Z ludzkiej czaszki powstał świecznik, a klatki piersiowej jakiś kosz, prawdopodobnie na śmieci, ponieważ była w nim pusta butelka, zgniecione w kulkę kartki papieru oraz jakieś podarte, zakrwawione skrawki materiału. Były tutaj nawet naczynia ulepione z gliny, zajmowały półki wydrążone w ziemistej ścianie, a wśród nich również dwie liny i coś na wzór kotwiczki.

Johanna wyczerpana i poraniona osunęła się w dół siadając na kocach. Ciężko oddychała, a oczy same jej się zamykały. Osłabiona starała się wydrzeć kawałek materiału sukni, ale szło jej topornie. Grupa osób chwilowo podzieliła się na dwie części, gdzie Rognir i Bazylia szukali pomocnych do ucieczki przedmiotów, zaś Roland starał się zaopiekować poważnie ranną kobietą.
- Te szczury musiały być jakieś zarażone, dwa ugryzienia, a ja czuję się jakby trawiła mnie gorączka - zaśmiała się ledwo zauważalnie patrząc zamglonymi oczami na Rolanda. Mogli tak porozmawiać jeszcze chwilę, mógł pomóc jej w opatrywaniu… Sary nie uratował, ale może jest jeszcze szansa dla innych? Mężczyzna dotknął rany Johanny, a w jego głowie zakłębiły się obrazy podobne do tych, które widział w klasztorze. Treść wizji jednak ukazała go w świetle znacznie innym, niż ostatnio. Widział wiele śmierci, ran ciężkich i lekkich, cierpienie, ból, rozpacz, bezmyślny rozlew krwi. Był w centrum tych wydarzeń, a jego dotyk najwyraźniej był magiczny w wielu aspektach.
Kiedy powrócił myślami do rzeczywistości, rana niewolnicy była już zasklepiona. Przetarł resztki krwi ze skóry, bo nie mógł w to uwierzyć. Po cięciu nie było ani śladu. Ja leczę…, pomyślał zdumiony i aby upewnić się, że to żadne mary, dotknął Rognira, który za takie macanie był gotów przyjebać z otwartej, jednak kojący przypływ magii leczniczej zatrzymał jego chęci… Przynajmniej na chwilę. Kiedy dotknął Bazyli, nie odczuł już tej zbawiennej mocy… Jakby zanikła.
- Jak ty to… - wyrwało się z ust zdziwionej Johanny, kiedy przyglądała się miejsu,w którym do niedawna była rana. Szybko wyjęła ze swoich klamotów niewielką książkę z czystymi kartkami i poczęła w niej coś pisać.




Rictor pamiętał. Oparł się o drzewo i osunął w dół. Ból głowy eksplodował niespodziewanie, sprawiając, że stracił rozeznanie w rzeczywistości. Zacharczał głośno wbijając palce dłoni w obolałą od wewnątrz czaszkę, jakby chciał uniknąć jej pęknięcia.
Piękna blondynka wstydząca się iść obok niego. Śmierdział gorzałą i brudem, był z tego dumny. W wizjach dostrzegł siebie, chwiejącego się na nogach i z agresją przewracającego meble. Krzyki i kłótnie, dzieci chowające się pod łóżko lub przyciśnięte do kąta pokoju, osłaniające otwartymi dłońmi swoje drobne uszka.
A on dalej krzyczał, dalej darł się na tę blondynkę. Obydwoje ubrani byli jak ludzie wywodzący się z biedy, na pewno im się nie powodziło, ale na alkohol najwidoczniej pieniądze były zawsze. Złość Rictora w jego własnych wizjach rozsadzała mu głowę, nie mógł się skupić, nie mógł uwierzyć, że to on. Nie dawał wiary, że był w stanie uderzyć tak drobną kobietę, którą kiedyś kochał. A może kocha nadal? Nawet pamiętał jej imię. Tylko co stało się potem?

Shade z niepokojem przyglądał się temu, co działo się z Rictorem. Zastanawiał się, czy wiać dalej wgłąb lasu, czy też może spróbować mu pomóc? Wyglądał na cierpiącego i jakby odpłynął stąd umysłem. Shade również poczuł ten ból głowy, ale jedyny obraz wspomnień, jaki dotarł do niego, przedstawiał puszczę z nastawionymi do niego przyjaźnie zwierzętami. Nic co sprawiłoby, że poczuł się gorzej. Właściwie, to nawet miał ochotę uśmiechnąć się pod nosem, na te miłe wspomnienia. W końcu cokolwiek pamiętał i nawet łuk nie był mu już obcy. Obrócił sprawnie broń w swych dłoniach i miał ochotę spróbować swych sił, tylko szkoda było strzał. Nie mieli pojęcia czy blisko stąd do jakiegokolwiek ucywilizowanego miasta, ile dni drogi przed nimi, a strzał tylko siedem. To za mało, aby marnować na próby celności.

Las nie był standardowym borem, jaki mieliście we wspomnieniach. Fioletowe liście, ciemne kory drzew o barwie czerni mieniącej się purpurą. Być może to kwestia braku światła, gdyż po przekroczeniu pierwszego rzędu drzew, w nicości widzieliście zaledwie na kilka stóp, a to było za mało, aby móc ocenić jak długo ciągnie się ta przestrzeń. Póki co postanowiliście pójść prosto, rozsądnym było spróbować ponownie złączyć się z Przebudzonymi, albo znaleźć nową grupę. Skoro ktoś pisał pamiętnik, to na pewno nie byliście sami. W dodatku wykopany w ścianie tunel, rzeczy znalezione przy zwłokach w fosie - to wszystko nie mogło być przypadkiem.

Stawiane ostrożnie kroki były stosunkowo ciche. Mieliście pewność co do tego, że nikt was nie śledzi oraz że las w tej części jest pusty. Nie spotkaliście żadnej zwierzyny, nawet ptaszka, a o jakichkolwiek humanoidalnych postaciach nie było nawet mowy. Ciężko też wam było określić potencjalny kierunek, z którego mogłaby wyjść grupa znajdująca się w tunelach.
Dając kolejny krok za krokiem, któryś z kolei okazał się być tym feralnym. Obydwoje w tym samym czasie natrafiliście na pustą przestrzeń pod stopami, która wypełniona była jedynie płynem. Z początku zaskoczeni, zanurzeni po pas w cieczy zastanawialiście się, czy to jakieś gęste bagna, jednak na szczęście była to po prostu woda. Dając kolejny krok wyszliście z głębokiego dołu i teraz tafla małego jeziorka, czy też mokradeł, sięgnęła wam do wpół łydek, co już było zdecydowanie bardziej znośne.

Rictor i Shade, czujni cały czas, dostrzegli płynące w ich kierunku ryby. Ciężko było się wycofać dając krok w tył, gdyż za nimi było wgłębienie, w którym woda zakrywała ich ciała niemal w połowie. Musieli szybko zareagować, jeśli chcieli uciec z mokradeł, które ciągnęły się nie tylko wzdłuż, ale i wszerz. Póki woda sięgała im nawet nie do kolan, z walką nie byłoby problemu.
Pięściarz nagle poczuł bolesne ugryzienie w pośladek, a gdy obydwoje spojrzeli zaskoczeni, zauważyli piranię, która wgryzła się mocno w ciało Rictora i nerwowo machała ogonem przy jednoczesnym ruszaniu szczęką. Najwyraźniej dwie smugi zbliżające się do nich były kolegami tej trzeciej, żarłocznej ryby.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 21-04-2016 o 11:12. Powód: Obrazek do poprawki.
Nami jest offline