|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-04-2016, 12:23 | #21 |
Reputacja: 1 | Gonili ich! |
16-04-2016, 12:38 | #22 |
Reputacja: 1 | Przyjemne uczucie, które ogarnęło go w chwili uwolnienie Sary ulotniło się błyskawicznie, zastąpione trwogą. Losy ich oraz dwójki nieludzi splotły się na nowo, niestety nie starczyło im czasu na wymianę uprzejmości, kiedy w korytarzu rozległ się głośny dźwięk kutych butów strażników. Labrosse miał już z nimi do czynienia dwukrotnie. Choć w tabeli wyników tych spotkań mieli remis, to Roland’owi nie zależało jakoś specjalnie na zwycięstwie tej dziwnej rywalizacji. Bowiem wiadomy byłby finał tego spotkania. |
16-04-2016, 13:09 | #23 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 21-04-2016 o 11:12. Powód: Obrazek do poprawki. |
18-04-2016, 21:32 | #24 |
Administrator Reputacja: 1 | Ucieczka na ślepo niezbyt się opłacała, o czym Shade się przekonał, gdy zaczęli się taplać w jakimś bagienku. Co gorsza wnet się okazało, że tutejsze wody są zamieszkane... i to bynajmniej nie przez byle pijawki. Czy niespodziewanie wraz z Rictorem wleźli na czyjeś tereny łowieckie, czy też trzy rybki zaplątały się tutaj przypadkiem (podobnie jak ich dwójka) - trudno było orzec. Powody zresztą ważne nie były; ważne były skutki. Shade aż jęknął z bólu, gdy kilkadziesiąt ostrych jak igły ząbków wbiło mu się w nogę. Machnął mieczem, chcąc się zrewanżować za ból, strach i rozlaną krew... i ku swemu zdziwieniu trafił. Na dodatek tak skutecznie, że ostrze przecięło napastliwą rybę na pół. Przez moment Shade wpatrywał się w idące na dno kawałki ryby, zaskoczony własnymi umiejętnościami i efektami ciosu, po chwili jednak zadowolenie z niego spłynęło - ryby były trzy, a Rictor był w poważnych tarapatach. Zagrożenie dla Ricora zmniejszyło się, i to znacznie, bowiem jedna z pozostałych ryb zwróciła swe zgłodniałe oczka w stronę innego celu. Czyżby uznała, że Rictor na dwie to za mało? Chociaż to rybka była w swoim żywiole, to jednak Shade uniknął ugryzienia. Nie dość, że uniknął, to jeszcze się zrewanżował, a ostrze jego miecza wyrzezało krwawą krechę w boku ryby... Kolejna wymiana ciosów i ugryzień zakończyła się zwycięstwem Shade'a, który wyszedł z tej akcji bez szwanku. Niestety na ratunek dla Rictora było już za późno - ostatnia z żarłocznych ryb była tak agresywna, że kompan Shade'a zwalił się do wody. I być może Shade powinien w tym momencie zrobić w tył zwrot i oddalić się na z góry ustalone pozycje (czyli mówiąc po ludzku dać drapaka). Rictorowi nie można było już pomóc, rybka była zajęta posiłkiem, Shadem się nie interesowała. Ten ostatni jednak był idiotą, który postanowił pomścić śmierć kompana. Kolejny cios mieczem odwrócił uwagę ryby od smacznego jedzonka. Choć jednak ranna, nie zamierzała ustąpić z pola walki. Albo była zbyt głodna, albo zbyt zażarta, albo zbyt głupia... W każdym razie nawet się nie zawahała i natychmiast wbiła swe zębiska w nogę Shade'a. Ten zaklął, lecz niewiele mógł poradzić, prócz podjęcia kolejnej próby pozbycia się namolnego wodnego kręgowca. Oko za oko, ząb za ząb. Shade co prawda gryźć nie zamierzał, nóg rybce z zadka powyrywać nie mógł, ale miał w dłoni argument skuteczniejszy, niż setka zębów. Kolejne uderzenie pozbawiło rybę sporej ilości krwi i łusek, lecz uparciuch nie zamierzał rezygnować. Na szczęście rany na tyle osłabiły jego zdolności manewrowe, że kolejny atak chybił. Ten pech nie spotkał tym razem Shade'a. Ostrze jego miecza po raz kolejny trafiło rybę, wraz z życiem wybijając jej wszystkie myśli - nie tylko o zemście, ale i jedzeniu czegokolwiek kiedykolwiek. Shade podszedł do Rictora, lecz okazało sę, że temu cud jedynie mógłby pomóc. - Ty durniu... Chciałem ci urąbać kawał kija. Albo dać choćby nóż. A ty ciągle swoje. Pięści i pięści. - A głupia rybka całą łapę ci odgryzła - dodał ponuro. O pochówku nie było mowy. Do suchego lądu było dość daleko, a Shade nie miał tyle sił, by targać kompana przez kilometry (być może) bagien i innych grzęzawisk. - Spoczywaj w pokoju - powiedział, po czym odciął kolejny kawał swej koszuli, by zabandażować kolejne rany. Gdy tylko krwawienie zostało powstrzymane, chwycił jedną z utrupionych ryb (ale nie tę, która posilała się Rictorem) i ruszył przed siebie, w nadziei, że kiedyś moczary się skonczą. Miał tylko nadzieję, że z powodu ciemności nie będzie krążyć w kółko... Krwi dokoła było dużo, a każdy wiedział, że krew przyciąga drapieżniki, a z tymi Shade nie bardzo chciał mieć do czynienia. Rzucił się do biegu, skręcając w prawą stronę. Niestety okazało się, że mokradła ciągną się naprawdę przez długie kilometry i po kilku minutach bieg został zastąpiony szybkim chodem. Ból zranionego uda dawał o sobie znać, a przesiąknięte wodą buty z każdym krokiem chlupotały coraz bardziej. Brnąc przez mokradła mogło się odczuć pewien niepokój. Wokół było nieprzyjemnie ciemno, co uniemożliwiało nawet określenie pory dnia. W dodatku człowiek widział zaledwie na paręnaście stóp, co jeszcze bardziej wzmagało niepewność i lęk. W końcu jednak poziom wody zaczął się obniżać, aż w pewnym momencie Shade poczuł pod nogami miękki grunt, a chlupot wody zastąpiony został przez ciamkanie, jakie wydają buty gdy je się wyciąga z mokrej, ciągliwej mazi. Jeszcze kilkanaście kroków przez błoto i dało się wyjść na o wiele bardziej twardą powierzchnię. Nie wiedział jak długo brnął przez mokradła, ale miał nieodparte wrażenie, że trwało to godzinami. Najchętniej zatrzymałby się na dłużej, rozpalił ogień, raz jeszcze opatrzył rany, ale otoczenie nie zachęcało do postoju. Grunt, chociaż teoretycznie można go było zaliczyć do suchego lądu, stale był wilgotny i rozpalenie tutaj ognia graniczyłoby z cudem. Jedyne, co można było zrobić, to iść dalej. W końcu jednak dotarł szczęśliwie do miejsca, gdzie piasek był suchy, a jego ziarenka nie kleiły się palców. Gałęzi dokoła było pod dostatkiem, było jakieś zwalone drzewo, na który można bylo usiąść, a nawet - ku zachwytowi Shade'a - przez korony drzew nieśmiało przebijało się słońce. Czy czasem nie była to maleńka wysepka w oceanie moczarów, czy też może Shade dotarł do końca bagien - tego nie wiedział. Nawet nie zamierzał się zastanawiać i skorzystał z tego, że miejsce było odpowiednie. Oczyścił kawałek ziemi i ułożył gałęzie na ognisko. Co prawda ogień udało mu się rozpalić dopiero po kilkunastu próbach (jakoś nie potrafił znaleźć odpowiedniego kamienia), ale w końcu udało się. Gdy złoto-czerwone płomyki zaczęły pożerać zgromadzony chrust Shade zabrał się za rybę. Wypatroszył, a potem oblepił gliną i wpakował w gorący popiół, rozgarnięty wcześniej jedną z gałęzi. Chciał co prawda zawinąć najpierw rybę w jakieś liście, lecz każdy, który zerwał, ociekał czarną, śmierdzącą mazią, a poza tym cuchnął trupem. Lepiej sobie było darować sobie takie dodatki. Czekając, aż ryba 'dojdzie' Shade ściągnął buty i spodnie, chcąc wysuszyć jedno i drugie, a potem z rozdartego plecaka wysupłał kilka długich nici. Zrobił w materiale kilka dziurek, po czym w niezbyt elegancki, ale za to solidny sposób zaszył dziurę w plecaku. No i raz jeszcze zajął się raną nogi. Co prawda koszula straciła rękawy, ale rana była wreszcie należycie opatrzona. Na tyle przynajmniej, na ile potrafił to zrobić Shade. Co chwila dorzucał do ognia, pilnując tylko, by ognisko jak najmniej dymiło. Czas płynął. Wreszcie Shade wyciągnął rybę z prowizorycznego piekarnika. Pomagając sobie nożem i ostruganym kawałkiem patyka, często dmuchając, zabrał się za pospieszne jedzenie - całkiem jakby się obawiał, że zaraz coś go dopadnie i pozbawi z trudem zdobytego pożywienia. Rybka do najmniejszych nie należała. Shade już prawie się najadł, a nie zniknęła nawet połowa tego, co sobie zdołał przyszykować. A smakowało mu mimo braku jakichkolwiek przypraw. Zajęty spożywaniem rybki Shade poczuł nagle dotyk w okolicy stopy. Z trudem powstrzymał się przed wrzaśnieciem. Ujął mocniej nóż, chcąc zdzielić intruza... i wtedy spostrzegłeś, że zwinięty w kulkę jeż uderzył go w kostkę. Niespodziewany gość nic sobie nie robił z obecności dużo od niego większego człowieka. Spokojnie spoczął obok nogi Shade'a, całkiem jakby chciał się ugrzać przy ogniu. Shade przez moment zastanawiał się, co jadają jeże, po czym podsunął zwierzaczkowi kawałek pieczonej ryby. Zwierz przerażony nagłym ruchem cofnął się lekko i zwinął w kłąb, ale po chwili wysunął nos i powąchał rybę. Nie skubnął jednak ani kawałka. Albo nie lubił pieczeni, albo też po prostu nie był głodny. - Nic innego nie mam - zapewnił Shade, co również jeża nie wzruszyło. Ogień trzaskał wesoło, a Shade rozkoszował się ciszą i spokojem. Mimo tego rozglądał się dokoła, dzieląc swą uwagę między otoczenie, rybę, ogień i jeża. Czas płynął w spokoju, a jeż dzielnie trwał przy nodze. Shade zdążył wyschnąć, ogrzać się, odpocząć a nawet zjeść. Słońce przebijające się przez rzadsze w tej okolicy korony drzew, niespiesznie chyliło się ku horyzontowi, sądzić jednak można było, że miną jeszcze dobre trzy-cztery godziny, nim nadejdzie zmierzch. Nagle mały towarzysz Shade'a począł ruszać noskiem, rozglądając się dokoła, a potem niespiesznie powędrował w stronę bagien, zatrzymując się co chwila i zerkając na mężczyznę. Śmieszne, ponieważ jego zachowania nie dało się wytłumaczyć żadną logiką, ale z drugiej strony tak długie siedzenie w miejscu przy ognisku mogło sprowadzić intruzów. Dobra wróżka w postaci jeża? Shade'owi było obojętne, w którą stronę pójdzie. Jeśli jeż zaprowadzi go do mokradeł, to po prostu zawróci i pójdzie w inną stronę. Byle przed zmrokiem znaleźć jakieś suche miejsce. Oczyścił ostrze noża, wpakował do plecaka resztki ryby i krzemień, a potem starannie zasypał ognisko. Ostrożnie, rozglądając się dokoła, gotów w każdej chwili sięgnąć po broń, ruszył w ślad za kolczastym przewodnikiem. |
19-04-2016, 22:12 | #25 |
Reputacja: 1 | Z deszczu pod rynnę. Bardzo mokrą rynnę. Wdepnęli prosto w bagna. Mimo wszystko lepszego to niż ciemna jaskinia. Mieli pole widzenia wolne od mroku i ścian i przewagę w postaci nie noszenia ciężkiej zbroi ciągnącej w takich miejscach w kierunku dna. Rictor był więc zadowolony. Musieli tylko przedrzeć się przez bagna do… w sumie nieważne gdzie. Byle dalej od miasta. I właśnie wtedy Shade i Rictor zostali zaatakowani, przez ryby. Duże i z dużymi zębami, ale jednak ryby. Atak stworzonek tych był szybki i niebezpieczny, a ich ugryzienia bolesne. Co Rictor zauważył dość wcześnie. Ale ból zaślepił go gniewem i wściekłością. I atakował na oślep uznając że albo one zginą, albo on… I miał rację. Wkrótce oślepiający gniewem ból został zastąpiony zmęczeniem wywołanym utratą krwi. Rictorowi zrobiło się ciemno przed oczami, z trudem utrzymywał równowagę… w końcu upadł i ciemność znów go pochłonęła. Tym razem… nikt go już nie mógł uratować. Umierał nie potrafiąc jednak wykrzesać z siebie przerażenia z tego powodu. Był zmęczony ucieczką, był zmęczony walką, niesieniem bramy… zmęczony. Był też poza miastem. Wydostał się z tego piekiełka, wydostał się z niewoli, wyrwał się z tego otępienia w jakim go więziono. Umierał w walce, umierał na własnych warunkach, umierał szczęśliwy. Shade nie zauważył na jego twarzy uśmiechu, zresztą czemu miałby? Shade miał ważniejsze sprawy na głowie, jak choćby własne przeżycie.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
22-04-2016, 14:56 | #26 |
Reputacja: 1 | Bazylia zaczynała nabierać nadziei z każdym krokiem oddalającym ich od fosy. Za nimi jeszcze nie zaczęła wrzeć pogoń, więc może mieli szansę ujść z życiem. Oczywiście zaniepokoiła się gdy półork zamiast dalej przeć do przodu z bliżej niewyjaśnionego powodu zaczął obmacywać ścianę. Już miała zapytać się co wyprawia, ale ściana drgnęła. |
22-04-2016, 23:07 | #27 |
Reputacja: 1 | Roland zamarł. Z oniemiałym wyrazem twarzy, stojąc na środku pomieszczenia przyglądał się swoim dłonią, jakby widział je po raz pierwszy w życiu. Wspomnienia krążące mu w głowie w żaden sposób nie pasowały do tych, które wróciły do niego w katedrze. Tajemnica jego osoby powoli odkrywała się przed nim, jednak na chwilę obecną, owe strzępy przywróconej mu pamięci dawały więcej pytań niż odpowiedzi. Wszystko plątało mu się w głowie, niewyraźne obrazy przeszłości bez kontekstu zdawały się jedynie przyprawiać go o migrenę. |
22-04-2016, 23:14 | #28 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
30-04-2016, 21:52 | #29 |
Administrator Reputacja: 1 | Las, jak się okazało, od czasu do czasu był odwiedzany. Dla odwiedzających - jak się okazało - bywał niebezpieczny. Siedzący pod drzewem szkielet był wystarczającym tego dowodem. Może zmarł z głodu, bo Shade nie znalazł żadnych obrażeń, kości nigdzie nie były uszkodzone. Zbyt bogaty szkielet nie był, ale Shade zabrał ze sobą torbę, pelerynę (chociaż ta miała niemal tyle samo dziur, co materiału), oraz kilka strzał. No i dziwną tabliczkę z napisem, którego Shade nie potrafił zrozumieć. Ale to, że on nie umie, nie znaczyło, że inni również nie potrafią... Kolejne spotkanie należało do tych, które uczą ostrożności. Najwyraźniej wszystko, co miało skrzydła, było niebezpieczne dla tych, co mają tylko dwie nogi. Emanująca kobiecością sukkuba zabiła swego kochanka po krótkiej chwili gorącej namiętności, anioł zaś zabił kogoś w innej sytuacji, w inny sposób, lecz tak samo bezwzględnie. Na dodatek garłacz w dłoni anioła stanowił groźniejszą broń, niż cycki i żądło sukkuby. Ta ostatnia musiałaby się znaleźć o dwa-trzy kroki, garłacz zaś zabijał z pewnej odległości. Lepiej więc było trzymać się od anioła z daleka. Z bardzo daleka. Kolejny dowód na to, że i piękne rzeczy potrafią być śmiertelnie niebezpieczne. Przeszukanie truposza nic nie dało - nieboszczyk nie miał przy sobie żadnych pożytecznych przedmiotów, a jego ubranie, równie kiepskie i brudne jak odzienie Shade'a, na dodatek było zalane krwią. Shade rozejrzał się dokoła, tym razem przypatrując się nie tylko krzewom, ale i niebu, chociaż to ostatnie nie do końca było widoczne. Obserwacja nie wniosła nic nowego - prócz przypominającego jęki szumu nic nie wzbudzało podejrzeń. Można było iść dalej - ostrożnie, powolutku. Śladem jeża. Polanka, do której kolczasty przewodnik doprowadził Shade'a, nie wzbudziła zaufania. Bo jak można mieć zaufanie do miejsca, w którym 'owocami' drzewa są wisielcy? Dlatego też Shade nie wkroczył na polankę, a zaczął ją ostrożnie obchodzić dokoła, badając przy okazji otoczenie. Gości tu było zapewne paru - niektórzy chodzili w butach, ale były tam też odciski dziwnych kopyt, jak i ślady jakichś bosych stóp. Dość dziwne odciski. Po doświadczeniach dzisiejszego dnia Shade wolał unikać jakichkolwiek obcych. Jednak ci, co nagle pojawili się po drugiej stronie polany do obcych nie należeli. Mimo tego Shade nie rzucił się na ich spotkanie z okrzykiem radości - powoli, po cichu, ruszył dokoła polanki, by gdzieś w połowie drogi spotkać się z Rognirem, a potem z pozostałymi. I wtedy okazało się, że ostrożność była uzasadniona. Ciekawość, która pchnęła Rognira w stronę drzewa, zaowocowała pojawieniem się jakiegoś rogatego stwora, tudzież dwóch truposzy, którzy jakimś cudem uwolnili się od stryczków i zeskoczyli na ziemię, by zaatakować Rognira. Wystrzelona przez Shade'a strzała nie zrobiła na truposzu żadnego wrażenia, więc łucznik chwycił z miecz, by wspomóc Rognira w tej nierównej walce. No i to okazało się wielokrotnym błędem. Nie dość, że najpierw jakiś truposz, a potem kozłorogi stwór walnął kilka razy Shade'a, to jeszcze Rognir, zadowolony z tego, ze jest bezpieczny, nie kiwnął nawet palcem, by pomóc Shade'owi. Trzeba było zapamiętać, komu nigdy juz nie podawać pomocnej dłoni... Na szczęście Bazylia i Roland stanęli na wysokości zadania i w końcu udało się pokonać rogatego potwora. - Dzięki. - Shade skinął głową, po czym raz jeszcze upewnił się, czy jego przeciwnik nie żyje, a potem odrąbał truposzowi rogi, a następnie odciągnął jego ciało w otaczające polanę krzewy. Ścieżek wychodzących z polany było kilka, ale Shade nie chciał ryzykować - ruszył w stronę polanki, na której niedawno (w gruncie rzeczy nie wiedział, ile czasu minęło od tamtej chwili) zasypał ognisko. Stamtąd droga prowadziła w stronę słońca. Tam kończył się las. Po drodze opowiedział pozostałym o tym, co go spotkało po drodze. I jak zginął Rictor. |
01-05-2016, 21:02 | #30 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Asderuki : 01-05-2016 o 21:21. |