16-04-2016, 22:56
|
#502 |
| Mokry, zziębnięty i dygoczący Bezimienny wynurzył się z wody. Hassan i Orr jedyni, którzy zostali z nim w jaskini, zaczęli mówić z niepokojem o jakimś zamieszaniu na zewnątrz. Barbarzyńca zrzucił szybko łachy i prawie nagi ruszył w kierunku wyjścia. Niezbędnych ilości ciepła dostarczały mu szybki marsz i pochodnia kumpli, zresztą czymże była taka rześka dla takiego górala jak on. U wylotu jaskini zastali elfa Liadona, półżywą lady Lucildę, pożar i zmasakrowanego trupa Maraketha. - Taka impreza bez nas? - zapytał z wyrzutem Bezimienny, a potem dodał już z ironią - Chcecie załatwić nekromantę paląc cały las?
Znów trzeba było się ubierać, raz że mokre ubranie ochroni trochę przed żarem, a dwa nie trzeba będzie go suszyć przy ognisku. Tak więc Bezimienny wziął się do roboty i kocem próbował zdusić ogień na krzakach. Szkoda że sprzedał topór, mógłby spróbować zrobić przecinkę oddzielającą ogień od reszty drzew. |
| |