Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2016, 16:25   #8
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Demon stał zwrócony twarzą do Amarie, gdy stopniowo zdejmował z siebie niewidzialność. Nie pozbył się jej w całości trwając w półprzezroczystej postaci. Skinął krótko głową i odchrząknął z lekkim zakłopotaniem.
- Ale mogę sobie pójść - rzucił pozornie obojętnie.

Pokręciła głową, jednocześnie zakładając łańcuszek na szyję. Kamień z powrotem przybrał delikatną, błękitną barwę.
- Nie - dodała na głos, takim samym tonem jakim parę razy zwróciła się w jego obecności do Aki’ego. - To było nierozsądne, znikać tak zanim opatrzyłam ci rany.

Obawa zmieniła się w złość, czego nie dało się ukryć. Demonica ruszyła z powrotem w stronę namiotu mrucząc coś o pozbawionych rozumu demonach.
Szybko pokręcił głową.
- Nie trzeba. Poradziłem sobie - powiedział natychmiast zaciskając palce prawej dłoni na nadgarstku lewej.

Zatrzymała się i ponownie wbiła w niego wzrok. Nie wydawała się już tak pewna, ani zła. Nie powróciła jednak obawa, co demon bez wątpienia mógł wziąć za dobry omen.
- Naprawdę? - W jej głosie zabrzmiała nutka zawodu, jednak była ona ledwie słyszalna. Aki, który do tej pory przyglądał się temu wszystkiemu ze swojej gałęzi, sfrunął i przysiadł na ramieniu demonicy. Spojrzenie, którym obrzucił Tariela nie było szczególnie przyjazne. Widać zwierzak, w przeciwieństwie do dziewczyny, miał do niego żal.

Demon pod anielską postacią skinął głową nie zdradzając tego, że jego amatorski opatrunek zdążył nieco nasiąknąć krwią i pozostawić plamę na ubraniu. Naturalnie tego też nie miał zamiaru pokazać przysłaniając całego siebie iluzją.
Popatrzył na krąg.

- Więc dlaczego wróciłeś? - zapytała po dłużej chwili milczenia. Jej pupil sfrunął tymczasem na ziemię i owinął ogon wokół jej nóg, siadając na butach, w wyraźnym przesłaniu mającym dać do zrozumienia, że to jego pani i tym razem nie ma zamiaru się nią dzielić.

Wzruszył ramionami zawieszając wzrok gdzieś na trawie.
- Co robisz? - zapytał w końcu.

- Czaruję - odparła, a sądząc po brzmieniu głosu, bez wątpienia było jej przykro z powodu braku odpowiedzi, jednak widocznie nie zamierzała naciskać na to, by ją uzyskać.

Zadał głupie pytanie, więc miał głupią odpowiedź.
- Po co chcesz przyzwać Luksa?
Amarie nie wydawała się szczególnie chętna by udzielić mu tej odpowiedzi.

- Chodź, Aki - zwróciła się do zwierzaka i sądząc po wesołym sapnięciu, zwierzak musiał posłuchać i zapewne usadowić się na ramieniu demonicy.

Czuł się skrępowany w jej towarzystwie w obliczu wydarzeń mających miejsce poprzedniej nocy. Pokiwał głową.
- Rozumiem. Nie moja sprawa - powiedział, zaś po chwili niezręcznego milczenia odchrząknął i pojawił się w pełni.

- To ja może... Pójdę się napić wody. Szybko nie wrócę, więc powinnaś zdążyć zrobić... wszystko - wzruszył ramionami i ruszył w stronę strumienia.

- Nie zachowuj się dziecinnie - skarciła go, zanim zdążył zniknąć. To, że była wyraźnie niezadowolona jego zachowaniem nie zostało przed nim ukryte i brzmiało nader wyraźnie w jej głosie. - Mam wino i trochę jedzenia, powinno wystarczyć. Teraz i tak nie powtórzę tego czaru, straciłam okazję. Istnieje jednak szansa, że ktoś odebrał wezwanie mimo wszystko. Zostań ze mną - poprosiła.

Tariel zatrzymał się i odwrócił w kierunku Amarie. Po chwili niepewnie ruszył w jej stronę, lecz usiadł w pewnej odległości od niej i Akiego.
Demonica pokręciła głową, jednak nic już nie powiedziała, a jedynie uśmiechnęła się lekko i zabrała za przygotowywanie śniadania. Co chwilę jej wzrok wędrował w stronę Tariela, ale także nie omijał ściany otaczającego ich lasu. Wyraźnie widać było iż oczekuje, że prędzej niż później ktoś do nich dołączy. Tak jednak się nie stało, a przynajmniej nic takiego nie nastąpiło. Koc został rozłożony, a na nim położony zawinięty w białe płótno ser i chleb. Była też szynka, aczkolwiek niewielkich rozmiarów kawałek, oraz nieodłączne owoce, bez wątpienia pochodzące z pobliskiego lasu, wciąż kuszące swym świeżym zapachem. Było i wino w karafce, bezpiecznie schronionej w łupkowym koszyku.

- Zacznij jeść, a ja przygotuję opatrunki na zmianę - oświadczyła, nie wydając się w najmniejszym stopniu speszona czy zła, a jedynie zatroskana jego stanem. Nie zabrakło także wyraźnie brzmiącej niewiary w jego umiejętności w kwestii opatrywania ran. Aki czekać nie zamierzał i nim skończyła wypowiadać ostatnie słowo, już siedział z łapkami w miseczce owoców.

- Nie trzeba. Wszystko dobrze - pokręcił stanowczo głową wlewając do kubka trochę wina, które wypił i powrócił na miejsce. Pozornie. Zostawił tam swoją iluzję, zaś sam usiadł znacznie dalej. W oczekiwaniu na gości Amarie.
Zawiedziona dziewczyna usiadła i zabrała się za skubanie rozłożonego jedzenia. Aki, najwyraźniej chcąc pokazać, że ją wspiera i rozumie, przesiadł się bliżej i objął łapkami jej rękę. To, że przy okazji zostawił dość wyraźne ślady zarówno na jej stroju, jak i kocu, zdawało się tancerki nie interesować. Uśmiechnęła się do zwierzaka i pogłaskała jego rogatą głowę, a następnie podsunęła mu pod pyszczek kawałek sera, który natychmiast zniknął wśród ostrych zębów paskudy.

- Łakomczuszek - zganiła go pieszczotliwie, sadzając na podołku i przysuwając mu miskę z owocami tak, żeby mógł do nich sięgnąć. Gdy malec miał już wszystko czego potrzebował, nalała sobie wina, kryjąc przy tym ziewnięcie dłonią, i zabrała do jego degustacji. Należało tu nadmienić iż wino to bez wątpienia było ciut lepszej jakości, niż to które zwykle spotykało się w karczmach. Czuć było lata leżakowania, które zostały nagrodzone cichym westchnięciem, jakie demonica z siebie wydała po upiciu pierwszego łyku.
Radość z rozkoszy podniebienia nie trwała jednak długo. Purpurowy blask na nowo zalśnił w kamieniu, skłaniając Amarie do szybkiego poderwania głowy i skupienia wzroku na także wykazującym nagłą aktywność, kręgu. Aki wydał z siebie pełne oburzenia, ale i zaniepokojenia warknięcie, gdy demonica wstała naglę i podeszła parę kroków bliżej otwierającego się portalu.

- Luks? - wyszeptała, ściskając dłoń na wisiorze, z obawą i pragnieniem jednocześnie goszczących w jej melodyjnym głosie. Szybko jednak, gdy tylko postać zaczęła się materializować, wątła radość na jej twarzy została zastąpiona zaskoczeniem.

- Syris - rzuciła, z pewnym niedowierzaniem pobrzmiewającym w każdej literze imienia nieznajomego, który właśnie dobył sztyletu rozglądając się przy tym po okolicy.


- Schowaj to - rzucił lakonicznie anioł przyglądając się obojętnie postaci, która się pojawiła. Jak gdyby nigdy nic obracał w palcach źdźbło trawy.

Mężczyzna nazwany przez Amarie Syris’em, rzucił Tarielowi szybkie spojrzenie, jednak nie wydał się ani zainteresowany posłuchaniem go ani też nim samym. Jego uwaga skupiła się na demonicy.

- Wstrzymaj swojego pieska, mała - warknął, robiąc krok w ich stronę, jednak tylko jeden i najwyraźniej tylko po to by opuścić krąg.

- On nie jest moim pieskiem - prychnęła Amarie, jednak uśmiech powoli zwiększał szerokość, przemieniając jej twarz w maskę radości. - To mój towarzysz więc gdybyś mógł go nie drażnić Syris’ie…

- Kogo ten idiota znowu drażni? - odezwał się kolejny, męski głos, a w obrębie kręgu materializować się zaczęła nowa sylwetka.


- Nares! - Tym razem pisk był głośny i jak najbardziej wyrażający radość, a Amarie nie czekając dłużej ruszyła biegiem w stronę nowo przybyłych.

Iluzja straciła zainteresowanie przybyłymi wracając do skubania nieistniejącego źdźbła trawy. Sam jednak obserwował z oddali krzywiąc się lekko przy przekręcaniu torsu.

- Tu jesteś maleńka - stwierdził młody człowiek, który wreszcie pojawił się w pełni i opuścił krąg w sam raz, by chwycić Amarie w ramiona.

- A niby gdzie ma być, do cholery? Przecież nas wezwała - prychnął Syris, kręcąc głową z politowaniem.

- Nie was…

- Ale nas dostałaś - wyjaśnił kobiecy głos, a jego właścicielka zaraz po nim ujawniła się oczom Tariela.


- Może byś ją już wypuścił zanim Luks ci facjatę poprawi? - Zmierzyła Nares’a kpiącym spojrzeniem, po czym przeciągnęła się i zlustrowała otoczenie, dłużej nieco skupiając wzrok na aniele.

- A Luks? - Zapytała z nadzieją Amarie, gdy troskliwe i może nieco zbyt śmiałe ręce mężczyzny opuściły jej ciało.

- Nie tym razem słoneczko - kobieta pokręciła głową. - Coś musiałaś źle potworzyć boś złapała tylko nas. Szef pewnie dalej i dlatego nie trafiłaś.

- Pewnie tak - mruknęła demonica, zerkając przy tym na Tariela. - Spróbuję gdy się magia odnowi. Głodni? Co prawda niewiele tego bo nie planowaliśmy długiego postoju ale zawsze coś.

- O nas się nie martw - uspokoił ją od razu Nares. - Ja się nigdzie bez porządnego żarcia nie ruszam.

- Żeby to jeszcze widać było - prychnęła nieznajoma, ponownie skupiając wzrok na aniele. - My?

- Tak, ja i Tariel - Amarie wskazała na niego, zupełnie jakby widziała potrzebę w dodatkowym zaznaczeniu jego obecności. - Tarielu poznaj Syrisa - wskazała zakapturzonego, który wysilił się na coś, co ewentualnie można było nazwać obojętnym burknięciem. - Nares’a - wskazała na młodego mężczyznę, który już niemal zdołał dotrzeć do koca, a teraz skinął głową Tarielowi, jednak nie bez czujnego błysku w oczach. - I Estelle - zakończyła prezentację, wskazując kobietę, która zmierzyła skrzydlatą postać od góry do dołu, nie wyglądając przy tym na szczególnie zachwyconą ową nową znajomością.

- Luksowi się to nie spodoba - mruknęła, kręcąc głową i wreszcie opuszczając krąg, który zniknął w następnej chwili. - Nie mówiąc już o tym, że się spóźniłaś o dobry rok.

- Miałam problemy - wyjaśniła Amarie, niewiele przy tym wyjaśniając i ruszając w stronę Tariela, by usiąść obok niego.

- Udam, że słyszę to po raz pierwszy - prychnął Syris, sadowiąc się pod pniem drzewa.

- Dałbyś już spokój - jęknęła Estelle, także znajdując sobie dogodne miejsce przy wystającym korzeniu i dorzucając kilka patyków do ognia. - Przecież się znalazła. Na Trójcę, czasem sie zastanawiam z kogo jest większy dzieciuch, z ciebie czy Nares’a.

- Hej! - zaprotestował natychmiast młodzieniec.

- Stul pysk - warknął Syris, nie precyzując do kogo dokładnie mówi.
Amarie w międzyczasie obdarzyła skrzydlatą postać uśmiechem absolutnej radości i szepnęła w demonim.
- Rodzina.

Demon skrzywił się widząc nadgorliwe dłonie Naresa. Syris też nie przypadł mu do gustu.
W tej chwili najchętniej uwolniłby iluzję pozornie znikając z towarzystwa, ale nie zrobił tego. Na przedstawienie poszczególnych osób zareagował bezwyrazowym skinięciem głowy mając nadzieję, iż żadne z nich nie będzie miało ochoty podać mu ręki. Dalej było tylko gorzej. Najpierw Estelle rzuciła kwaśną uwagę, jakby go tu nie było, a potem Amarie usiadła obok niego. Na stwierdzenie o rodzinie pokiwał lekko głową. Natychmiast pomyślał o tym, że Nares nieszczególnie traktuje ją jako rodzinę. Nie chciał wstać tuż po tym jak demonica przysiadła się do niego, więc odczekał chwilę nim to uczynił.

- Dawno się nie widzieliście. Pójdę w takim razie doprowadzić się do porządku - spojrzał wymownie na Amarie, by wiedziała gdzie w razie czego go szukać. Oddalił się kawałek i rozprostował skrzydła spinając je do uderzenia. Przynajmniej iluzja miała taki zamiar. Tariel nadal siedział w bezpiecznej odległości.

- No i problem z głowy - skomentował zniknięcie anioła Syris, wyraźnie wykazując przy tym poprawę humoru. Nie tak jednak jak Nares.

- Anioł?! Rie ja rozumiem twoją fascynację skrzydłami, ale tym razem chyba jednak przesadziłaś - oświadczył, gubiąc gdzieś wcześniejszą beztroskę i butę, zamieniając ją na gniew. Demonica w odpowiedzi wyraźnie się zasępiła, jednak głowę trzymała prosto i ani myślała pozwolić by jej dyktowano co ma robić.

- Nawet gdyby był ghulem, to nie twój interes. Wygląd może mylić. Zostaw go w spokoju z łaski swojej - warknęła.

- Sama jednak pomyśl co Luks na niego powie, jak już go znajdziemy - Estelle podjęła próbę przemówienia jej do rozumu, najwyraźniej popierając opinię mężczyzn. - Wiesz że nie przepada za aniołami. Wiesz też jaki potrafi być. Jeżeli przyprowadzisz tego swojego upierzonego kochasia…

- Że co niby?! - przerwał jej Nares, a wybuchowi temu towarzyszył kpiący śmiech zakapturzonego Syrisa.

- Kurwa, czasami się zastanawiam po co ci oczy, bo ni chuja nimi nie widzisz - prychnął, kręcąc przy tym głową. - Ślepa kura by zauważyła.

- Ty się nie wtrącaj - zgasiła go Estelle, sprawiając wrażenie jakby sama miała ochotę parsknąć śmiechem. - Szef się wścieknie, a zgadnijcie na kim to wyładuje, bo przecież nie na Amarie.

- Pewnie że nie na niej - zgodził się Nares, mierząc pozostałą dwójkę niechętnym spojrzeniem. - I jakoś tak znowu mam wrażenie, że to jakimś cudem na mnie trafi.

- Luks cię kocha bratku, taki już twój los - ponownie zakpił Syris, przenosząc wzrok na zepchniętą na boczny tor demonicę. Jego mina od razu spoważniała.

- Udało ci się zdobyć informacje? - zapytał, wbijając w nią spojrzenie niebieskich oczu.

- Jej się zawsze udaje, inaczej by jej tu nie było - prychnął Nares. - Nasz mały Cień nie zawodzi, nie?

Amarie skinęła głową, jednak nie odezwała się. Zdawało się iż jej uwaga w pełni skupiona była na linii lasu.
- Kocha to wróci, się nie martw mała - mruknął nożownik. - A jak nie wróci to się go poszuka i będziesz go mogła potraktować tymi swoimi pazurkami.

Na te słowa tancerka drgnęła i jakby nieco się skuliła, przenosząc spojrzenie na mówiącego. Cokolwiek nim przekazała, jego twarz, a przynajmniej te fragmenty które widać było, stężały. Nie ciągnął jednak tematu, tylko głębiej nasunął kaptur.

- Znowu czegoś nie rozumiem? - Nares popatrzył to na jedno, to na drugie, a następnie na Estelle.

- Skoro nie rozumiesz to się nie wtrącaj - warknęła wojowniczka, sama wyglądając jakby miała ochotę zadać kilka pytań od siebie. - Jest coś, czym powinniśmy się martwić, Amarie?

- Kastor o mało mnie nie dopadł - mruknęła demonica, przenosząc spojrzenie na kobietę. - Wczoraj wieczorem, w stajni u Kasuna. Nie znalazł, ale pewnie wciąż węszy. On i jego zgraja.

- Kastor mówisz - oczy Estelle zalśniły nowym blaskiem. - U Unisa? To niedaleko…

- Nawet o tym nie myśl - przerwał jej nożownik. - Mamy małą na głowie, chcesz się tłumaczyć jak się jej coś stanie? Bo ja nie mam takiego zamiaru.

- Taka okazja może się nie powtórzyć, do cholery… - Wojowniczka wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem, dłoń w rękawicy raz po raz zaciskając na rękojeści miecza.

- Może i powtórzy - odparł lakonicznie Syris. - Informacje z tej ślicznej główki są teraz ważniejsze.

- Nie tylko główki - wtrącił od razu Nares, obdarzając Amarie zdecydowanie nie rodzinnym spojrzeniem.

- Pamiętasz ostatni raz? - Zapytała wojowniczka, nad wyraz słodkim głosikiem.

Jęk i śmiech były najwyraźniej odpowiedziami, których Estelle się spodziewała bowiem sama też wybuchnęła śmiechem.
- Idę nazbierać drewna - poinformowała Amarie, wstając. Najwyraźniej żarty nie przypadły jej szczególnie do gustu.

- Nie, nie idziesz - mruknął Syris, natychmiast poważniejąc.

- Zdecydowanie nie - odpowiedziała chórem pozostała dwójka, natychmiast ponownie skupiając na niej wzrok.

- Ten idiota może się tym zająć - nożownik wskazał na swego towarzysza, który o dziwo skinął głową.

- Biorę Aki’ego, Syrisie - demonica zwróciła się do mężczyzny korzystając ze swojego języka. - Muszę z nim porozmawiać na spokojnie. To trochę dużo, a czas raczej nie najlepszy.

Niebieskie oczy wwiercały się w nią przez dłuższą chwilę, ignorując sarkania pozostałych tyczące się sekretów w grupie. W końcu nożownik skinął głową.
- Tylko uważaj, mała - przestrzegł, uciszając dłonią parę towarzyszy i obserwując oddalającą się Amarie.

- Puściłeś ja? - w pytaniu Estelle była wyjątkowo duża doza niedowierzania.

- To duża dziewczynka, da sobie radę z jednym pierzastym skurwielem - odpowiedział spokojnie. Może nawet ciut za spokojnie…

- Luks go zabije - stwierdził pogodnie Nares, szczerząc się jak idiota, którym go zresztą nazwano.

- Wątpię - prychnął nożownik. - Mała by mu nie wybaczyła, a wiecie jak mu odpierdala na jej punkcie.

- Taaa… Niby tylko jemu - prychnęła wojowniczka, zabierając się za rozporządzanie marnymi zapasami Amarie. - Ciekawe jednak dlaczego nie wezwała kogoś z nas wcześniej.

- Ciekawe jest to, że wezwała - odpowiedział Nares, dorzucając swoje zapasy, które zaczął wyjmować z plecaka. - To chyba pierwszy raz, nie?

- Mhmmm - mruknął w odpowiedzi Syris. - Jak będzie chciała to powie. Co na śniadanie? - zmienił temat, co dało reszcie sygnał do wszczęcia kolejnej kłótni.

Tariel słuchał rozmowy z wyjątkowym niesmakiem. Sytuacji nie poprawiało pieczenie w boku i dłoni. Miał szczególną ochotę po prostu odlecieć do miasta i zając się tym, czym zajmował się do tej pory, czyli beztroskim życiem i występami. Czasem ulicznymi, czasem estradowymi, zależnie od miejsca i okazji ku temu. Miał ochotę poprzedzić to napędzeniem stracha "rodzinie" Amarie i wyjątkowo paskudne żarty.

Gdy demonica wzięła Akiego i ruszyła nad strumień przez chwilę jeszcze siedział, ale w końcu podniósł się. Pospiesznie poleciał nad strumień, gdzie wylądował u brzegu. Nie zdjął jednak iluzji niewidzialności. Nie zdecydował jeszcze czy odleci, choć nie wiedział czemu.

Amarie pojawiła się na miejscu w jakąś chwilę później, przystając przy kamiennych płytach i rozglądając się w poszukiwaniu Tariela. Nie widząc go nigdzie, zawahała się, a następnie zsunęła buty i usadowiła się na brzegu, mocząc stopy w wodzie. Aki wydawał się zadowolony ze zmiany otoczenia i wody, gdyż od razu zanurkował wybierając do tego celu najgłębsze miejsce. Demonica pozwoliła mu bawić się w najlepsze przy wtórze radosnych pisków, sama odchylając się do tyłu i wbijając spojrzenie w niebo.
- Jesteś tu? - Zapytała w końcu, nie zmieniając pozycji.

Nie odpowiedział, choć znajdował się tak niedaleko, że gdyby oboje wyciągnęli ręce, to mogliby zetknąć czubki palców.
Ona zaś odczekała trochę, po czym z westchnięciem opadła na trawę.

- Może jesteś, a może cię nie ma - uniosła dłoń, spoglądając w błękit i przesuwając kolejne palce by zwiększyć pole widzenia, lub je zmniejszyć. - Pewnie nie będziesz chciał dalej ze mną podążać, więc chciałam się chociaż pożegnać. I chciałam przeprosić za te rany. Pewnie się będą paskudnie goić, zwykle tak jest. Zostawię ci maść. Jeżeli tu jesteś to powiem tylko, że musisz z nią uważać i nie kłaść za dużo. Jeżeli cię nie ma to może się domyślisz jak ją znajdziesz.

Mówiąc sięgnęła wolną dłonią do torby, która zdawała się być tak samo częścią Amarie jak rogi czy ogon. Po krótkich poszukiwaniach wyjęła skrzyneczkę, taką samą jak ta, którą wyjęła wieczorem i zapewne będącą dokładnie tą samą, a następnie położyła obok siebie na trawie.

- Nie zapomnę naszego występu - dorzuciła ze śmiechem. - Wątpię by ktokolwiek z obecnych wtedy go zapomniał. Powodzenia, Tarielu.
Wypowiadając ostatnie słowa przymknęła na chwilę oczy, a następnie zaczęła wstawać.

- Aki, koniec zabawy, wracamy - oświadczyła rozbrykanemu zwierzakowi.
Westchnął cicho.

- Jestem - pojawił się tylko na chwilę, by pokazać jej gdzie się znajduje. Przez tę krótką chwilę mogła zobaczyć, że wpatruje się uważnie w płynącą wodę.
- Rodzina - dorzucił, choć nie wiedział po co. Nie wiedział też co kierowało nim, by jednak się pokazać
Odwróciła się tak by stać do niego przodem.

- Tak, dalej pójdę z nimi. Nie potrafię walczyć, a oni znają się na tym jak niewielu. Pomogą mi dotrzeć do Luksa. Chciałabym żebyś poszedł z nami ale nie będę cię zmuszać - uśmiechnęła się wesoło. - Może kiedyś jeszcze się spotkamy, chociaż pewnie i tak cię nie rozpoznam. Z pewnością jednak nie zapomnę. To był niezwykle ciekawy dzień i równie interesująca noc.
Pochyliła się by podnieść skrzyneczkę z maścią.

- Nie zapomnij o tym - dodała, wyciągając w jego stronę podarek.
Odchrząknął i zdjął buty. W wodzie strumienia pojawiły się dwie pozornie puste kształty przypominające stopy. Następnie rozłożył skrzydła i położył się na trawie.

- Zostaniesz jeszcze? - zapytał.

- Jeszcze chwilę - odparła, na które to słowa Aki z radosnym skrzekiem ponownie wbił się pod powierzchnię wody. Najwyraźniej zabawa ta niezwykle do gustu mu przypadła. Amarie zaś powróciła na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce.

- Nie mogę zostać długo. Syris zacznie mnie szukać - wyjaśniła pogodnie, skubiąc trawę palcami i przyglądając się walce swego pupila z taflą wody.

- To zależy czy chcesz, żeby cię znalazł - odparł iluzjonista spokojnie zaznaczając kontury własnego rozłożonego skrzydła znajdującego się niedaleko od kobiety. Wolał nie zostać przydeptany.

- Musze wrócić - wyjaśniła, markotniejąc nieco, jednak tylko na krótką chwilę. - Gdybym zniknęła zdradziłabym zaufanie jakim darzy mnie Syris. Pozostali też nie odebraliby tego dobrze. No i Luks… Z nim muszę się spotkać.
Wzruszyła ramionami, zdmuchując z dłoni źdźbła, które spoczęły na wodzie i płynąć poczęły wraz z nurtem strumienia. Nagle odwróciła się i ułożyła na brzuchu, dłońmi sięgając do ledwie widocznego skrzydła.

- Nares jest chyba o ciebie zazdrosny - roześmiała się i pokręciła głową. - Dobrze będzie znów się z nimi posprzeczać i posłuchać jak sami się na siebie rzucają.

Czując muśnięcie palców Amarie podwinął skrzydło, lecz po chwili wyprostował je ponownie, nieco bardziej uwidaczniając kontury. Na wypadek, gdyby chciała ponownie go dotknąć.

- Skoro musisz - mruknął iluzjonista nie podzielając jej entuzjazmu.
Demonica nie wahała się ze wznowieniem dotyku, gdy tylko skrzydło powróciło do poprzedniej pozycji.

- Wróć ze mną - zaproponowała, skupiając na nim wzrok i pozwalając by palce działały same, bez udziału świadomości. - Razem dotrzemy do Luksa.

- Po co ci on? - zapytał obserwując niebo.
Amarie nie odpowiedziała od razu, przenosząc na chwilę wzrok na własne palce, które przesunęły się nieco bliżej ciała demona, jednak wciąż pozostawały w bezpiecznej odległości, podobnie jak i ona.

- Jest dla mnie ważny - odparła w końcu. - Muszę do niego dotrzeć by przekazać informacje, które zdobyłam. To bardzo ważne, Tarielu.
Słychać było, że jej zależy na dotarciu do Luksa. Jej głos był poważny i spokojny, nie pozbawiony nuty czułości i ledwie wyłapywanej tęsknoty.

- Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz? - Zapytała, zmieniając temat.

- A do czego jestem ci potrzebny? - zapytał nie poruszając drugiego pytania.

Westchnęła, zupełnie jakby siły, które posiadała, właśnie umykały wraz z owym powietrzem, które opuszczało jej płuca.
- Lubię twoją magię - odpowiedziała, porzucając powagę i spokój na rzec wesołych brzmień. - Współgra z moją pozwalając tworzyć rzeczy niemożliwe, dostępne bogom bardziej niż nam. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. No i lubię cie. Jesteś trochę dziwny, strasznie przewrażliwiony ale da się z tobą wytrzymać. Chciałabym poznać więcej - wyznała, muskając nosem błonę skrzydła. - I uwielbiam twoje skrzydła - dorzuciła z twarzą skrytą we wspomnianym elemencie fizjonomii demona.

- Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest dozwolone - powiedział tłumiąc rodzący się dreszcz i skrywając zaistniałe jego początki. Nie miał zamiaru dopuścić do powtórki tego, co działo się w nocy. Leżał nieruchomo. Nie wiedział co jej odpowiedzieć.

- Mówisz jak Luks - roześmiała się cicho, podnosząc twarz i ponownie skupiając na nim spojrzenie. - Widzę jednak, że nie chcesz ze mną podążyć. Nie będę cię zmuszać - żal był wyraźny, nie kryła żadnego z uczuć. Zapewne dlatego mógł także wyłapać odrobinę gniewu, która zapłonęła, jednak miała krótkie życie.

- Będę już wracać - oświadczyła, podnosząc się i zamierając na chwilę w przyklęku, jakby chciała do końca cieszyć się dotykiem skrzydeł pod palcami. - Uważaj na siebie, Tarielu.

Gdy się wyprostowała, zniknął ów smutek, z którym wypowiedziała ostatnie słowa, zastąpiony uśmiechem, który może i nie wyglądał na szczery, jednak ewentualnie mógł za taki ujść dopóki nie spojrzało się w szkarłatne oczy. Aki, który wyraźnie wyczuł, że tym razem naprawdę nastąpił koniec zabawy, podleciał i usadowił się na plecach demonicy, otulając jej talię ogonem i wczepiając łapki ramiona. Leniwe uderzenia skrzydeł budziły wiatr, który poruszał złotymi włosami Amarie.

- Idziemy - zadecydowała, poklepując łapkę stworka i poprawiając go by ułożył się wygodniej.

Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Ta twoja... "rodzina"... - zaczął i skrzywił się.
- Co jeden to lepszy. A ten fałszywie szczerzący się na samym szczycie. "Braciszek" pchający się z łapami - prychnął demon.

Wzruszyła ramionami, co mogło być odpowiedzią jak i próbą namówienia Aki’ego by poluzował chwyt łapek.
- Nares już taki jest - oświadczyła. - A reszta… Są tym czym ich uczyniło życie, które prowadzą. Potrafią się bawić, cieszyć, śmiać. Potrafią też zabijać, kłamać i knuć. Są jednak wierni i zawsze przybędą z pomocą temu, kogo zaliczają do swoich. Może i na pierwszy rzut oka wydają się nieciekawą zbieraniną, to jednak ufam im w pełni. Mówią że rodziny się nie wybiera. Ja swoją wybrałam i jestem z tego powodu szczęśliwa. Gdybyś dał im szansę sam byś to zobaczył.

- Wystarczy, że słyszałem, co mówili - podniósł się wspierając na zdrowej dłoni, lecz grymas spowodowany bólem w boku skrył już za iluzją. Powinien zmienić opatrunek.
- Wracajmy - powiedział obojętnie.

Pokręciła głową.
- Nie możesz iść ze mną dalej, o ile nie podejmiesz decyzji - wyjaśniła stanowczo, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że jest to punkt w którym on musi podjąć decyzję, która jest dla niej ważna. - Jeżeli nie chcesz do mnie dołączyć będziesz musiał teraz odejść. Nie mogę pozwolić byś nam bez tego towarzyszył. Jeżeli to zrobię zawiodę wszystkich, nie wspominając nawet o konsekwencjach takiego czynu. I przestań się ukrywać - dorzuciła gniewnie, na krótką chwilę tracąc opanowanie. Wyraźnie zachowanie Tariela zaczynało coraz mocniej burzyć jej spokój i bez wątpienia działało na nerwy.
- Proszę - dodała spokojniej, pochylając głowę by uciec wzrokiem, który skupiła na dłoni ściskającej pasek torby.

- Pójdę z tobą, ale nie mam zamiaru pokazywać się nikomu takim, jaki jestem. W szczególności im - założył ręce na piersi.

- Wystarczy, że przestaniesz się kryć gdy jesteśmy sami - przyjęła jego warunek, wyraźnie przy tym weselejąc. - W takim jednak razie zanim ruszymy trzeba zająć się twoimi ranami. Jeżeli nie chcesz mojej pomocy to zrób to sam, ja się odwrócę - co mówiąc zrobiła dokładnie to co powiedziała. Jej dłoń wsunęła się do wnętrza torby i po krótkich poszukiwaniach wydobyła z niej opatrunki, które demonica podała Aki’emu. Zwierzak z kolei odczepił się od niej, leniwymi machnięciami skrzydeł utrzymując w powietrzu, i podsunął zawiniątka niemal pod sam nos Tariela.

- Wiesz… Nie chciałam cię podrapać, naprawdę - mruknęła w międzyczasie Amarie, czubkiem buta przesuwając źdźbła trawy, sprawiając przy tym wrażenie zawstydzonej.

Demon nie odpowiedział mając przekorną ochotę odmówić pomocy, lecz w końcu przyjął ofertę. Zakrył się iluzją sztucznie nieruchomej postaci własną ukrywając przed oczami Amarie. Syknął bardzo cicho, gdy zdejmował własne, prowizoryczne opatrunki z torsu. Podobnie z raną na dłoni.
Smarowanie otwartych ran nie było przyjemnym uczuciem. Przeciwnie. Tym razem bolało bardziej niż wtedy, gdy robiła to demonica. Zakończył dopiero po dłuższej chwili. Zdjął wtedy jedną iluzję przywdziewając anielską postać. Resztę oddał Akiemu.
- Możemy ruszać.

Demonica skinęła głową w odpowiedzi, wyciągając dłonie do zwierzaka.
- Ruszajmy - dodała, odwracając się w stronę demona, który narzucił na siebie anielską maskę iluzji. Czy była z tego powodu zadowolona czy nie, nie zdradziła. Uśmiechnęła się jednak wesoło, chociaż nie do końca był to pewny uśmiech. Może miała mu za złe, że wciąż odtrąca jej pomoc czy przeprosiny, a może chodziło o coś innego. Aki usadowił się z powrotem na swoim miejscu, dopominając nagrody za swoją pomoc.
- Dostaniesz jak wrócimy - zapewniła go, głaszcząc rogaty łebek, po czym ruszyła w stronę linii lasu.

Skinął głową i włożył jedną rękę do kieszeni. Kontuzjowaną zatknął za pas. Z nie do końca szczęśliwą miną zakrytą przez obojętność ruszył do obozu "rodziny".
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline