Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2016, 19:03   #128
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
W czasie gdy Gniewko z Chaayą zajęli się leczeniem Athosa, Jarvis udał się na mały powietrzny rekonesans dookoła wyspy. Powrócił niemal równocześnie z przybywającym z podziemi Agnisem i Nilamem. Zameldował o starych wieżach strażniczych naokoło wyspy, obecnie zamieszkanych, choć nie przez ludzi. A przez ptaki, oraz jedna z nich była jednym wielkim gniazdem olbrzymich os. Agnis przybył z wieściami i… pojawiła się kwestia, czy wchodzić… A jeśli tak to jak. Bramę mogły otworzyć smoki. Co najmniej dwa, albo i trzy. Bez nich ludzie mogli przejść przez przeznaczoną dla nich furtkę w bramie. Pozostawało więc… ustalić kto idzie, a kto zostaje.

Athos udać się nie mógł. Choć kuracja Chaai i Gniewka mu pomogły i trucizna słabła, to sam smok najbardziej potrzebował właśnie odpoczynku.
Chaaya grzecznie zrelacjonowała przebieg kuracji przytrutego smoka, zaznaczając, że czas gra tu największą rolę i trzeba będzie się liczyć z tym, że być może zamarudzą na wyspie dłużej niżby chcieli. Przy okazji, wtrąciła swoje trzy grosze, “prosząc” by nie nadwyrężać gościnności tutejszych mieszkańców i zbytnio nie rozpasać się po wyspie. Następnie usiadła na piasku, wygrzewając się w słońcu i udając, że wcale nie ma ochoty zanurkować wgłąb tutejszych jaskiń.

Gniewomirowi w ogóle nie podobał się pomysł zwiedzania jaskiń. Nie dlatego, że tego nie pragnął, bo pragnął bardzo. Ale bał się, że to, co tam znajdą, może ich spowolnić jeszcze bardziej. Inna sprawa, że tak długo, jak Athos nie okrzepnie, nie mogę stąd wyfrunąć w dalszą drogę. Tambernero był zły na siebie. Powinien być mądrzejszy. Powinien był kazać Athosowi rozszarpać i porzucić ciało na plaży z całym tym tałatajstwem, które było pochowane w różnych kieszonkach szpiega.

- Myślę, że powinniście iść wszyscy, jeśli już musicie.- zabrał głos. - Ja zostanę z Athosem. On odpocznie i obaj będziemy pilnowali wejścia. Możliwe, że jak olbrzym się wyśpi, to będziemy mogli zrobić krótki lot do najbliższej z tych wież strażniczych i zobaczyć, czy nie ma tam czegoś ciekawego.
- Nie sąrdzę byśmy znarleźli zbyrt wielre wartrościowych rzerczy. Nie wirdziałem ślardów walki. Perwnie wyrnieśli więc wszyrstko co było warrte cokolwiek, do norwej krryjówki. Morgli coś zorstawić, ale nie ma co lirczyć na durże skarrby.- wtrącił czarownik na końcu oceniając sytuację.
Gniewko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Perspektywa leżenia w słońcu i odpoczywania z konieczności była miła i nęcąca sama w sobie. Jego smoczy towarzysz już jakąś chwile wcześniej wyczłapał z wody i rozłożył skrzydła na plaży, chłonąc słońce każdą łuską. Migotał przez to miejscami od kropel, które szybko schły, nieco rozjaśniając kolor jego ciała płaszczem z białej soli. Widok ten przypomniał jeźdźcowi o lekarstwie otrzymanym od Agnisa. Wdrapał się więc na cudownie ciepły smoczy grzbiet i podważył strupa wykwitłego między łopatkami.
Ahtos mruknął w proteście, ale nie zareagował, kiedy Gniewomir wprawnym i szybkim ruchem odciął fragment zakrzepłej krwi i w ranę wzbierającą na nowo juchą wlał lekarstwo. Przeciwnie, smok rozluźnił się, kiedy specyfik zaczął działać - krew bardzo szybko przestała płynąć. Ów zaś kawałek skrzepu Gniewomir podarował roślinie, którą wciąż taszczył wraz ze swoim dobytkiem. Po czym umył ręce w słodkiej wodzie i wrócił w krąg rozmawiających towarzyszy.
- Kusi mnie rozwarcie wrót, ale nie wiem czy nie zostały tam zastawione jakieś pułapki. Miejsce zostało opuszczone w miarę spokojnie, to fakt, ale może rzuci to jakieś światło, na to, co dzieje się z gniazdami. - Powiedział zamyślony Agnis. - Ludzie wchodzą, smoki zostają. W środku zalęgły się jakieś sporawe jaszczurki w miejscu gdzie były legowiska. Można by je oczyścić i tam się przenieść na czas rekonwalescencji, ale odpoczywanie w miejscu małej rzezi też nie każdy lubi. Jest też beczułka czegoś prawdopodobnie mocniejszego do picia. - Czarownik wskazał na zdobycz ze spiżarni.
- No to… komu w drogę? - Chaaya popatrzyła porozumiewawczo na Nveryiotha, który od pewnego czasu przyglądał się z zaciekawieniem okolicy z której nadszedł Agnis. Ani on, ani bardka nie liczyli na zdobyczne w materialnej postaci, zdobyte informacje i zaspokojona ciekawość będą dla nich wystarczającym wynagrodzeniem za podjęte trudy.
~ Szkoda, że nie wejdziemy tam razem…~ smok, choć przyzwyczajony do takiego obrotu spraw, zawsze czuł ten sam smak rozczarowania w pysku.
~ Będę twoimi oczami, a moje dłonie będą twoimi… ~ dziewczyna z całych sił starała się nie odczuwać współczucia wobec bestii, znali się nie od dziś, powinna wyzbyć się tego nawyku.
~ Nie żal Ci, że nie idziesz? ~ zapytał Athos, ze swojego miejsca na plaży. Wiedział, jaką żyłkę badacza ma jego ludzki towarzysz.
~ Ani trochę, Będą jeszcze okazje, kiedy znajdziemy Panią Jaśmin. Zaznaczyłem to miejsce na naszej mapie.
Athos nic na to nie odpowiedział. Zagarnął sobie łapami nieco więcej piasku pod łeb, czyniąc z niego poduszkę i wrócił do leniwej obserwacji fal.

Przez długi czas nic się nie działo… i Gniewomir zaczął przysypiać już, gdy nagle… cień przysłonił mu słońce, budząc go.
Otworzył oczy… skrzydło Godivy. Smoczyca nonszalancko przysiadając się obok spytała wprost. - Co wiesz o poprzednich Matkach naszej jaskini?-
Gniewomir uniósł się na łokciach i spojrzał na zainteresowaną smoczycę.
- Witaj Godivo, a konkretnie, to co chciałabyś wiedzieć? - zapytał, sadowiąc się. Najwyraźniej drzemkę szlag trafił, ale Godiva podeszła go z jego najczulszej strony: historie.
- Jak to z nimi bywało? O obecnej Matce prawie nic nie wiemy. Ot… wydawała polecenia przez swego Mówcę, ale nikt jej nie widział na oczy. Tutaj… Jarvis twierdzi że byli trzej władcy, a może sensei smoczy, którzy bezpośrednio kontaktowali się ze swymi podwładnymi.- wyjaśniła Godiva.
- Kryształowa Jaskinia miał przed Matroną tylko jedną opiekunkę. Założycielkę gniazda - kryształową smoczycę, nazywaną z powodu jej przeźroczystych łusek Diamant. Miała białą skórę i szafirowoniebieskie ślepia i była już niesamowicie stara, kiedy Vanley i jego skrzydlata przyjaciółka Nadzieja położyli kres swarze między ludźmi a smokami - Gniewomir rozsiadł się wygodniej. W myślach czuł, jak drzemiacy Athos przysłuchuje się mu, a słowa człowieka wplatały się w jego smocze sny.
- Diamant była smokiem mądrości, dar ten zyskała, kiedy w bliżej nieznanych okolicznościach nauczyła się śmiać. Ponoć nauczyło ją tego ludzkie dziecko wieki przed narodzinami Vanleya. Jako smoczyca umiejąca się śmiać, rozumiała też uczucie miłości i nienawiści - dwa stany obce większości smoków. Co czyniło z niej niezwykle silną i słabą zarazem. Jako taka była więc smoczym wyrzutkiem, ale jednocześnie byłą zbyt potężna, żeby inne smoki mogły coś na niej wymóc siłą. Ukrywała się więc, latami pielgrzymując w ludzkiej postaci. Tak spotkała Vanleya i zakochała się w nim. Kiedy Nadzieja odmówiła zabicia go, to właśnie Diamant wstawiła się za nimi. Nie była pierwszą Matroną jaskini, ale jedną z pierwszych. Zbyt wiele czasu pochłaniało jej ustabilizowanie pokoju między ludźmi i smokami. Drogi jej i Vanleya - w tamtych warunkach nie mogli być razem. Ona była długowieczna, on był zwykłym człowiekiem. Nie mogli też być partnerami, ponieważ Nadzieja związała się z Vanleyem jak każdy jeden skrzydlaty po niej wiąże się po dziś - na całe życie ze swoim ludzkim partnerem. Nie mogli być też razem z tego względu, że Vanley hm… wolał mężczyzn niż kobiety - tak mówią pisma.
Gniewomir zamilkł na chwilę, ale wcale nie skończył.
- Diamant opuściła Jaskinie mniej więcej w podobnych okolicznościach, co teraz Matrona. Miało to jakis związek z pomocą, jakiej potrzebował pewien feniks. Jest ich tylko cztery na świecie, więc to była ważna sprawa. Jest to ponoć zapisane w “Kronikach Diamant”. Kilka dokumentów o nich wspomina, same “Kroniki” nie przetrwały zdaje się do naszych czasów, więc jakkolwiek skończyła się ta odyseja, Diamant, jeśli ją nawet przetrwała, skoro spisała swoją opowieść, nie wróciła do Jaskini. Być może nie żyje, a być może żyje życiem wszystkich smoków mądrości. Śpi dziesięcioleciami, by obudzić się na krótką chwile i wieszczyć tym szczęśliwcom, którzy o niej wiedzą i w sekrecie pielgrzymują do jej leży. Ale czy tak jest naprawdę, a jeśli tak, czy jest tak w naszym świecie - tego nie wiem.
Przez chwile milczeli oboje.
- Jest jeszcze jedna ważna rzecz - dodał po chwili Gniewomir. Napawał się ciepłem popołudnia, bliskością morza i Athosa, z którym troszke się do siebie zbliżyli. Ale myśl, która go naszła, była zimna i gorzka. - Każda jaskinia skrzydlatych musi mieć swojego Patrona albo Matronę. I ludzie i skrzydlaci są ułomni w swej naturze i skłonni do działania dla zysku. Smoki… prawdzie smoki od zawsze osadzały nas na właściwym miejscu. Nie ważne czy Patron był skory pchać swoje skrzydła do wojny, czy do konwojowania transportów humanitarnych. Jako Patron spaja Jaskinie. Bez względu na to, jaka będzie Jaśmin i bez względu przed czym teraz ucieka, to i tak my potrzebujemy bardziej jej, niż ona nas. Inaczej rozpadniemy się w sporach, albo padniemy łupem własnych żądz, roztrwaniając potęgę Jaskini i spuściznę Vanleya. A kroniki opowiadają grobowym tonem o Jaskiniach ukaranych przez Prawdziwe Smoki... - zakończył Tambernero.
 
Drahini jest offline