Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2016, 21:42   #121
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Gniewko skorzystał ze wskazówek Agnisa co do opisu samego celu i miejsca, w którym go spotkał i jeździec postanowił zacząć od tego - początek dobry, jak każdy inny. Ściągnął kurtkę, ponieważ miał na ramionach pagony, a na plecach, przy karku starą naszywkę z herbem Jaskini. Wprawdzie wypłowiałą i wytartą, ale nie chciał ryzykować, że ktoś je rozpozna. Ubrał plecak i przerzucił kurtę przez jedno ramię, trzymając ją nonszalancko w dwa palce. Manewr ten odsłaniał kabury obu rewolwerów i Józefinę przypięte do pasa. I choć nie robił tego lata świetlne całe i wzdrygał się przed tym bardzo, u pierwszego napotkanego kupca ulicznego kupił tytoń do żucia, odkroił scyzorykiem kawałek i zaczął mielić między szczekami. Zmierzwił włosy na głowie i z błyszczącymi jak u myśliwego ślepiami przechodził przez miasteczko portowe, odstraszając samym spojrzeniem.
Taki nabzdyczony z lekka przybrał znudzony wyraz twarzy, westchnął ciężko i ruszył w kierunku szpiega.
~ Mam go ~ mruknął do Athosa.
~ Czekam.
- Ej tam! - Tambernero zawołał tubalnie, podchodząc do grupki przed magazynem. - Któryś z was to Donato?
- Ja jestem przyjacielu, a ty… nowy w Port Albericht, prawda? - zapytał z uśmiechem Donato, przyglądając się podejrzliwym spojrzeniem Gniewkowi.
- Bogowie mi sprzyjają - przyznał bez entuzjazmu Tambernero, ale podniósł rękę w geście niedbałego przywitania. - Bałem się, że trudniej cię będzie znaleźć, ale okazuje się, że się myliłem. Możesz mi mówić Shav. I jestem tu nowy, ale szczęśliwie nie zagrzeję tu na tyle długo, żeby przekonać się, jak wspaniałym miejscem jest wasz port.
Tambernero, udając ślepego na baczny wzrok barda, usiadł ciężko na jednej ze skrzyń, ściągnął plecak, rzucił na niego kurtę i wyciągnął nogi z wyraźną ulgą.
- A skąd przybyłeś drogi Shavie… nie wyglądasz mi na… zwykłego marynarza.- ocenił bard.- I czemu mnie szukałeś?
- Bo nie jestem - Gniewomir skrzywił się nieznacznie i splunął za siebie. - Pilnuje, żeby pewna hm…jak to szło… dama szlachetnie urodzona nie zabiła się o własne ciżemki. Niestety w pakiecie jest też spełnianie jej zachcianek, co jest o tyle bardziej upierdliwie, że nie znosi odmowy… księżniczka… - wymruczał coś na koniec, ale niewyraźnie, a potem zreflektował się i zaproponował tytoń wszystkim obecnym. - I pani ma życzenie dla rozrywki posłuchać sobie czegoś miłego dla ucha i oka. I płaci. Całkiem nieźle, inaczej bym tego chyba nie zniósł na dłuższą metę.-
- Jest wiele karczm w okolicy. W każdej jakaś rozrywka.Nie wiem co ma to wspólnego ze mną?- spytał Donato jakoś niezbyt podekscytowany możliwością zarobku.
- Jak to co? Przecież jesteś bardem, tak? Śpiewakiem za pieniądze. I to ponoć najlepszym tutaj - Gniewomir wykonał niedwuznaczny gest ręką, obejmując nim bliżej nieokreśloną przestrzeń dookoła nich. - A moja pani musi mieć wszystko najlepsze. Siedzi teraz w “Ambasadorze” i znając życie migdali się do każdego jednego grajka, którego tam dzisiaj przywlekłem.
- Słyszałem że rzeczywiście jakaś parka polazła do “Ambasadora” i tam przesłuchanie urządza… bardów.- stwierdził jeden z przysłuchujących się temu robotników. - Córcia wnuczka wysłała, co by go szlachetna pani wybrała.
- Interesujące…- zamyślił się Donato.- A skąd jest twoja pani?
Gniewomir zmarszczył brwi, zauważalnie okazując zniecierpliwienie ciekawością grajka, ale odpowiedział:
- Z Old Westgate…, a co to ma do rzeczy skąd jest? Książkę piszesz? - burknął. - Nie płaci mi za gadanie o niej, tylko za jej ochronę, więc nie myśl sobie, że pozwolę ci na jakieś brudne numery przy niej. Może być kretynką, ale urżną mi jaja, jak się coś stanie “panience Parwati”.
- Być może, ale też… nie lubię być zaciągany na spotkania z osobami, o których nic nie wiem. I też cenię swoje jaja.- odparł kwaśno bard.
Gniewomir wybuchnął serdecznym śmiechem, a kiedy się już uspokoił, wyszczerzył się bardzo drapieżnie.
- Barrrrdzo cenna uwaga! - zauważył i zaczął niedbale obgryzać skórkę przy paznokciu kciuka lewej ręki. - Wszyscy powinniśmy dbać o swoje jaja. Może nie jest z ciebie taka łazęga, jak z tych wszystkich cipaczy, którzy tam drą ryja. Dlatego zawrzemy umowę. Ja będę trzymał łapy przy sobie, jeśli ty będziesz je trzymał z daleka od niej. Nawet jeśli zażąda, żebyś z nią zatańczył. Pośpiewasz, zabawisz ją przy kolacji, dostaniesz swoje złoto, a potem pójdziesz. I wszyscy będą zadowoleni. Ja zwłaszcza, bo mam dosyć tego jazgotu, który tam się odbywa. Jest coś, co jeszcze chcesz wiedzieć, Panie Pytalski?
- Także jej mąż zadowolony będzie?- spytał podejrzliwie Donato.- Osobiście nie przepadam za zazdrosnymi mężami czy nadopiekuńczymi ochroniarzami.
- Szlag wie, czy to w ogóle jej mąż - mruknął Gniewomir, spluwając ponownie. - Nie wiem, czy one tam mają mężów, czy faworytów. Ale nie przejmowałbym się nim zbytnio i tak. To ona sra pieniędzmi. On tylko robi do niej maślane oczy i wyłazi ze skóry, żeby ją zadowolić. Szczerze mówiąc więcej ma ze spaniela niż z faceta. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
~ Serio? ~ zapytał Athos, a zdziwienie mieszało się w jego myśli z naganą.
~ Stul szczękę.
- Mąż nie mąż. Ale zazdrośnik z pewnością. A ja tu… cóż poradzić, zdobyłem sobie grono wielbicielek moją charyzmą.- odparł “skromnie” bard.- Nie mogę zagwarantować że twoja pani mi nie ulegnie i… dlatego wolałbym wiedzieć z góry ile dostanę. I zaliczka byłaby miła.
Gniewomir spojrzał na niego bykiem i sarknął nawet coś pod nosem, ale grzecznie wyciągnął z plecaka niewielką sakiewkę i rzucił ją z pewną niechęcią gogusiowi.
- Masz… słowiku - wycedził. - “dla najlepszych na zachętę” - tak powiedziała. Chociaż nie… Użyła jeszcze kilku innych słów, od których mnie zemdliło, wiec daruj, ale nie powtórzę. Nie chciałbym obrzygać tych twoich pantofli. W tym się w ogóle da chodzić normalnie? Mniejsza - mruknął i splunął. - Czy to ci rozwiązuje wszystkie inne twoje wątpliwości? Bo przyznam się, że powoli tracę cierpliwość.
- No… nie wiem. Nie jesteś zbyt… miły, by być przekonującym. Ciężko zaufać takiej osobie.- mruknął podejrzliwie Donato ważąc w dłoni sakiewkę.- Ciężka. No niech będzie, ale miejsce musi być publiczne.
- Ja nie mam być miły, tylko skuteczny - a to działa, ptaszku, także na twoją korzyść. Poza tym, czy ja wyglądam ci na tego… no... melona... na wielbiciela muzyki? - zapytał retorycznie i westchnął niechętnie jakby na myśl o tym, że będzie musiał wstać i wlec się z powrotem. - Kij z tym wszystkim, miejmy to już za sobą - mruknął, wstał i narzucił na plecy swój tobołek. - Ambasador jest dość publiczny? - zapytał, ruszając w kierunku miasta. Na odchodne kiwnął jednak jeszcze głową robotnikom.
- Tą skutecznością to bym się akurat nie chwalił. - mruknął sceptycznie Donato, wzbudzając w “służącym” kolejny rechot. - Mistrzem negocjacji to ty nie jesteś, ale… ciekaw jestem kto przemknął się niepostrzeżenie dla mnie i zaczął rozglądać się za bardami bez mojej wiedzy. Nie lubię być niedoinformowany.
- Nikt nie lubi - zauważył Gniewomir, tym razem mnąc w ręku kurtkę, żeby do zera zniwelować możliwość, że coś z niej może go zdradzić w tym momencie.
~ Athos, Chaaya. Mam go, idziemy w kierunku miasta. Bądźcie gotowi wszyscy.
Smok ryknął w jego umyśle i Gniewomir poczuł, że granatowy olbrzym zmienia swoje położenie. Poczuł delikatnie zmianę smoczego błędnika.
~ Wciąż jest jeszcze zbyt mało chmur na to, żebym mógł spaść znikąd.
~ Spróbuj od strony dżungli, odetniesz mu drogę ucieczki jakby co.
~ Tak zrobię.
Bard ruszył przodem, ale nieco z boku, by mieć cały czas Gniewomira w polu widzenia. Był wystarczająco doświadczony, by nie dać się zaskoczyć. Wystarczająco sprytny, by dać pozór bezbronności. Oznaczało to, że nie jest byle grajkiem.
Gniewomir zauważył sposób, w jaki Donato, o ile tak miał faktycznie na imię, ustawia się względem niego w tym spacerze. Za długo już służył, żeby coś takiego mogło mu umknąć, nawet gdyby nie wiedział, że to szpieg.
~ Otwarta przestrzeń, ale już w polu widzenia miejscowych. Jeśli będziesz musiał coś rozjebać, nie krepuj się. On stoi póki co bardzo blisko mnie. I nie możesz dać mu uciec. Aha i postaraj się tylko nikogo poza nim nie zabić. Tego naprawdę nie chcemy ~ dodał poważnie i z naciskiem. ~ I uważaj, strzelę do ciebie dla większej wiarygodności.
~ Rozumiem. Czuję cię, daj znać, a od strony drzew wypadnie wściekł bestia.
Bard szedł nadbrzeżem pozornie rozluźniony, ale wewnętrznie wyraźnie spięty. Jakby spodziewał się ewentualnej napaści. Na szczęście… nie z powietrza. Gniewomir cmoknął w myślach. Możesz być gotowy na wszystko, ale nie na kilkutonową bestię… Rozejrzał się leniwie pod pretekstem oglądania plaży i mimochodem zoczył ludzi i rozmieszczenie budynków.
~ Dajesz. Szybko, możliwie bezboleśnie…
Gniewomir jeszcze nie skończył ostatniego słowa, kiedy od strony zielonej, parującej ściany rozległ się przeciągły, wibrujący grzmot… tylko bardziej jakby odzwierzęcy. Wszystkie głowy na nabrzeżu odwróciły się w tamtą stronę, w tym Donata i Shava - ten ostatni odruchowo położył wolną rękę na kolbie rewolweru i sarknął “co do nędzy…”. Nad drzewami w chmarze uciekających w popłochu ptaków leciał z wielką prędkością gigantyczny, granatowy z całą pewnością smok i kierował się ku morzu, stopniowo obniżając lot, jakby przymierzał się do łowów.
I wywoływał oczywistą panikę na portowym nadbrzeżu.
- Smok! Potwór! Synowie Plagi atakują!- odezwały się zewsząd głosy paniki.- Gdzie jest wojsko jak jest potrzebne.
Bo choć Athos atakował na dość wyludniony obszar to jego lot był widoczny i zwracał uwagę wszystkich w mieście. Cóż… skromność to nie jest cecha popularna wśród smoków.
A Donato zaczął nucić pod nosem jakąś pieśń, przyglądając się nacierającemu smokowi i jego ciało zaczynało znikać!
- Co ty wyprawiasz!? - huknął natychmiast Gniewomir ze zdziwieniem i stresem wymalowanymi na twarzy, wytrącając jednocześnie śpiewaka z rytmu. A dla efektu, i żeby pokazać całkowity brak nawet podstawowego wykształcenia Shava, jednocześnie trącił go brutalnie w ramie, kiedy ruszał do przodu. Nie na tyle mocno, żeby wydało się to atakiem, ale wystarczająco, żeby tamten, skarcony jak uczniak, urwał pieśń w pół nuty. - To nie czas na modły, psia ich jucha! Pryskajmy! - rzucił, łapiąc barda za mankiet, gdy go mijał, i ciągnąc ku najbliższej kryjówce. Bestia była już prawie tuż! Otwarty pysk miała wprawdzie zwrócony w stronę innych uciekających, ale leciała wciąż w ich stronę.
~ Słuchajcie, śliski ten piskorz! ~ zwrócił się do całej trójki ostrzegawczo ~ Athos, nie cyndol się!
~ No przecież, kurwa, lecę! ~ odparł zniecierpliwiony smok, powodując w Gniewomirze wewnętrzny wybuch wesołości, który stłamsił jednak znakomicie.
- Zostaw mnie w spokoju behenćodzie.- warknął gniewnie bard wyrywając się Gniewomirowi.- Sam sobie poradzę, idź lepiej sprawdzić czy ta gadzina kiecki twojej pani nie przypali.
- Czy ci rozum, szczylu, odjęło? - ryknął Gniewomir, wyciągając do niego rękę. - Życie ci niemiłe!? Nafaszerujemy go ołowiem. Mam tu... - Ale zanim zdążył cokolwiek zrobić on albo Donato, ziemia zadrżała im pod stopami. Ale to było nic wobec wielkiego podmuchu wznieconego przez smocze skrzydła w czasie wytracania prędkości przy lądowaniu. To była siła, z jaką się nie dyskutuje - obu ich podmuch ten przewrócił. Upadli odrobinę oddaleni od siebie nawzajem w cieniu rzucanym przez monstrualnego smoka skąpanego w promieniach zachodzącego za wyspę słońca.
Bestia ryknęła, rzucając się ku bardowi. Na pysku miała krew. Gniewomir pamiętał, że to według ich planu zwierzęca krew, ale i tak zrobiło to na nim wrażenie. Dawno nie leżał przed szarżującym smokiem. Widok porażający i niezapomniany do końca życia… Niezależnie od tego, jak krótkie miało być to życie.
Na Donato jednak ten widok nie robił żadnego wrażenie, co tylko dodatkowo świadczyło o tym że nie jest to zwykły bard. Jego dłoń sięgnęła do pasa i błyskawicznie cisnęła czymś w smoka. Rzut nie był do końca celny, ale fiolka rozprysła się przy jego pysku, raniąc w niewielkim stopniu kwasem i zaskakując Athosa. Po czym bard rzucił się do ucieczki nie czekając na działanie poparzonego smoka.
Shav za nim krzyknął “stój!” i bard usłyszał wystrzał pistoletowy, z którym zlał się ryk zaskoczonej kwasem bestii. Ale ponieważ Donato był odwrócony plecami, nie mógł zobaczyć, z jakim efektem strzelał służący. I dobrze, bo Gniewomir wystrzelił na wiwat, jakiś metr chybiając pancerne ramie smoka. Ten ostatni zaś… cóż. Zaatakował swój cel z prędkością łowcy, który zoczył ruch, i zionął lodem celując w plecy uciekającego barda.
Donato generalnie miał chyba w nosie Shava i jego działania. Za to… wystarczająco dużo planów awaryjnych jak na... szpiega. Bo mknął w wąskie uliczki do których Athos po prostu wcisnąć by się nie zdołał. I co więcej, po chwili otoczyły go kłęby czarnego dymu kryjącego sylwetkę Donato.
Wystarczyło jedno potężne machnięcie smoczych skrzydeł, żeby czarny dym się rozwiał, co nie zmiania faktu, że pozostawała jeszcze odległość. I kolejny problem… że go tam nie było. (czyli co? Uciekł?... teoretycznie nie powinien, ale w portowej alejce go nie było widać XD)
~ Idź! Po prostu idź! ~ zawołał za nim Gniewomir, zrywając się do biegu również.
I Athos poszedł. Dał susa, przeskakując pierwsze zabudowania i po prostu runął na te, w których wydawało mu się, że powinien być szpieg. Dobrze poznał jego zapach i nim się kierował. Runął na wyludnioną alejkę.
~ Czujesz go?
~ Czuję! Tylko jeszcze nie wiem, czy żywego czy już martwego.
Czas poświęcony na tropienie znów dał przewagę Donato. Ukryty pod balkonikiem tuż nad smokiem bard zeskoczył i wbił ostrze długiego kindżału prosto między skrzydła smoka… i wywołując ból. Nie powinna uniemożliwić krótkiego lotu, ale dłużby byłby niemożliwy. Rana była poważna, acz nie śmiertelna.Niewiele jednak brakowało. Donato siedział na smoku zostawiając sztylet wbity ciało Athosa, który czuł nieprzyjemne drętwienie rozchodzące się od rany. Trucizna.
Gniewomir błyskawicznie przekazał smokowi myślą obraz tego, co zamierza zrobić i czego oczekuje od niego. Słowa zajęłyby zbyt dużo czasu. Tambernero, korzystając z tego, że szpieg siedział doskonale widoczny na czubku smoczego grzbietu po prostu złożył się do strzału, wycelował i pociągnął za spust. W najgorszym wypadku spudłuje, bo smok miał opuszczone skrzydła, i będzie mógł powiedzieć, że celował w bestie. Zaś jeśli spudłuje faktycznie, liczył na to, że chociaż rozproszy to szpiega, bo chciał, żeby Athos natychmiast wzniósł się w powietrze, jeśli rzecz jasna da radę mimo rany, i jeśli na jego grzbiecie wciąż będzie siedział Donato.
Broń wycelowana między plecy. Strzał… tym ważniejszy że walczący z trucizną Athos miał zawroty głowy i nudności. Donato okazywał się wyzwaniem nawet dla smoka. Nie dlatego że był potężny jak bestia z którą walczył, ale dlatego że był sprytniejszy i bardziej doświadczony.
Wszystko było w rękach Gniewka i jego broni. Strzał… udany celny. Kula przeszyła potylicę zabijając barda na miejscu.
Gniewek zauważył to od razu.
~ Wyżyjesz?
~ Ta-ak, ale muszę do wody… ~ Athos chwiejnie odwrócił łeb na swojej długiej szyi, żeby zobaczyć trupa leżącego w zagłębieniu, w którym Gniewomir zazwyczaj kładzie siodło.
~ Jest twój. Weź go sobie i spieprzaj do zatoczki. Agnis ci pomoże. Mam nadzieję, że nigdzie sobie nie polazł i siedzi na dupie. No spieprzaj, mały ~ popędzał smoka. ~ Nie chcę żadnych dowodów. Zaraz tu będzie w cholerę wojska! ~ rzucił nerwowo Gniewomir, dla świętego spokoju udając, że znów strzela w kierunku bestii.
Ta zaś wykręciła szyję jeszcze bardziej i złapała w szczęki martwe ciało szpiega. Chwilę nim potrząsał, a potem po prostu połknął. Dowód rzeczowy - kula w czaszce szpiega - a także mieszek złota, wszystko to zniknęło w smoczej paszczy. Sam zaś Athos, tak, jak potrafił najszybciej, wydostał się z alejki w kierunku fal. Rycząc przy tym, choć nieco dziwacznie.
I w sumie miał ku temu powód, bo z dwóch sterowców zaczęły spadać pociski pełne płynnego ognia. Wybuchy były jakoś tak mało celne, a sam Athos biegnąc czuł się już nieco lepiej. Organizm jego najwyraźniej zwalczał truciznę. Dopadł do wody i zanurzył się w niej z pluskiem. Rana piekła żywym ogniem w słonej wodzie morksiej.
~ Ej, ludzie. Szczur ubity! ~ zameldował Gniewomir, patrząc, jak w wodzie niknie potężny smoczy zad. Do Gniewka docierało zarówno echo ulgi, jak i bólu szarpiącego ranę. ~ Spróbuje prysnąć, ale może lepiej, żeby ktoś z wojskowych mógł mnie przesłuchać? Tak czy siak lepiej, żebyście mieli to piwsko. Athos oberwał srodze i będzie srał złotem ~ dodał na końcu potężny skrót myślowy, łącząc w nim dwa zupełnie odległe od siebie fakty. Był jednak zbyt zmartwiony stanem smoka, żeby zdać sobie z tego sprawę. Z tego, że szczerze i mocno przejmuje się bólem granatowego olbrzyma, zdał sobie sprawę dopiero po chwili. A jeszcze później, że mógłby upozorować też własną śmierć w łapach smoka i już teraz móc się nim zajmować, zamiast bawić się w ciuciubabkę z Chaayą i Jarvisem.
Pojawili się wkrótce żołnierze, którzy zaczęli zabezpieczać teren i rozglądać się po miejscu walki, ale Gniewka nie zaczepiali. Wręcz jeden z żołdaków powiedział mu żeby opuścił to miejsce natychmiast.
Meżczyźnie nie trzeba było dwa razy tłumaczyć. Ubrał kurtkę na lewą stronę i prysnął.
~ Dacie sobie rade sami ze swoją grą aktorską, czy mam po Was wrócić?
~ Myślę że sobie poradzimy sami ~ ocenił Jarvis.
~ Dobra robota Gniewomirze. ~ Chaaya pochwaliła mężczyznę, przesyłając mu mentalnego całusa w policzek ~ Wracaj na plażę zaopiekować się swoim partnerem… my tu najwyżej zemrzemy z nudy…
~ Dobrze. Dostanę się na skarpę, ale do zatoczki któryś ze smoków będzie mnie musiał znieść. Chyba, że Athos do tego czasu poczuje się jeszcze lepiej.
~ Jest lepiej ~ odezwał się na to granatowy smok. ~ JA cię sprowadzę na dół.
~ Jak się czujesz? ~ zapytał go Gniewko, natychmiast odsuwając od siebie Chaayę i Jarvisa na niezbędne minimum kontaktu.
~ Boli i jestem zły. Ale cieszę się, że się udało.
~ Najzgrabniejsi nie byliśmy ~ przyznał Gniewomir, przeciskając się przez miasto. ~ Dalej masz chrapkę na ten gigantyczny statek powietrzny? ~ zażartował dla rozluźnienia.
~ Dalej. To, że wielkiemu psu jest ciężko złapać małą pchłę nie oznacza, że ten sam pies nie będzie w stanie utłuc innego psa. Daj znać, jak będziesz na miejscu ~ przekazał mu Athos i kontakt między nimi przycichł. Ostatnie, co odebrał Gniewomir, to ból między łopatkami, radość z kojącej i falującej dookoła niego wody, gdy zagrzebywał się w piaszczystym dnie, i poczucie sytości rozlewające się z pełnego żołądka na całe smocze ciało falami ciepła. Zwłaszcza to ostatnie doznanie sprawiło, że kontakt między nimi tak gwałtowanie się spłycił.
 
Drahini jest offline  
Stary 03-03-2016, 23:13   #122
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
AGNIS


Płomienie łapczywie pożerały zwój niczym żywa drapieżna istota. Agnis przyglądał się im w zasmuceniu. Czy dobrze wybrał? Czy tak należało zrobić? Być może zniszczył ważny fragment wiedzy. Sekret który ktoś z pietyzmem zabezpieczył, musiał być cenny.
Sekret który przyciągnął uwagę dwóch potężnych smoków musiał być ważny. A teraz..
Na jego oczach i dłoni zmieniał się kupkę popiołu pożerany przez płomienie. Aż tylko płomienie zostały.


Wkrótce zaklinacz zgasił skupiony na rozmowie z dość sarkastycznym druidem o zaskakującej aparycji i dość nieciekawym zapachu. Pyskaty i arogancki druid wydawał się jednak wiedzieć wiele i potrafić jeszcze więcej, ale będąc samotnikiem z wyboru był aroganckim dupkiem z natury.
Agnisowi nie udało się przekonać go do pomocy, a po spaleniu zwoju jego towarzystwo przestało mieć znaczenie. Pozostał więc powrót do reszty, smoki wystartowały w powietrze wraz z Sorrai na jej nietoperzu.
Po drodze na plażę dziewczyna podzieliła się jedną ciekawą informacją.
Okazało się bowiem, że parę miesięcy temu odwiedziła Corner Stone.
- Wyspa jest pusta… trochę budynków i jaskiń. Są tam potwory, ale nic co by się ośmieliło zaatakować stado smoków. No… i nie schodziłam do jaskiń i pod budowle.- rzekła, po czym podała namiary na samą wyspę… przydało się to potem, choć w niespodziewany sposób.

Póki co.. na Agnisa czekało zaproszenie na randkę, w postaci kolejnego Ścierwnika, który miał go zabrać do “Hożej Panienka”. W prywatnym pokoju Savari des Lacoste znów spożywała kolację, z ciężką skórzaną torbą przewieszoną przez oparcie pustego krzesła.
- Twoi podwładni załatwili barda. Niezbyt czysto, nie pozostały też zwłoki i ekwipunek więc…- uśmiechnęła się kwaśno Savari.- … trudno to uznać za czystą robotę. Ostatecznie jednak wichrzyciel nie żyje, więc przymknę oczy na resztę. A to…- wskazała dłonią na torbę.- ... mały wyraz hojności mej ojczyzny. Dwa tysiące złotych monet. Tysiąc złotych dinarów i kolejny tysiąc ale w srebrnych dirhamach. Przydadzą się tam gdzie się udajecie. Dobrze by było gdybyście znikli ze smokami przed nastaniem kolejnego świtu, tak na wszelki wypadek.


PODRÓŻ CZWÓRKI SMOKÓW


Wyruszyli, znów w podróży i znów znając swój cel. Znów polegając tylko na sobie, bo kamienie które Gniewomir dostał od wiedźmy… skruszyły się i zmieniły w pył. Wiedzieli jednak gdzie szukać następczyni i gdzie lecieć. Wreszcie mogli się zająć zadaniem z nadzieją na jego ukończenie.
Chaaya wiedziała jednak że to nie będzie aż tak łatwo. Pustynia była rozległa, a lud żyjący na niej twardy. A ta trójka była obca, nie rozumieli natury pustyni ni jej praw. Tancerka była więc jedyną, która mogła ich poprowadzić ku celu. Na jej barki spadało przewodnictwo tej niedopasowanej hałaśliwej drużynie. Zwłaszcza hałaśliwej Godivie, smoczyca była w podejrzenie wesołym nastroju.


Co mogło oznaczać, że wyrwała z głowy swego jeźdźca te właśnie wspomnienia. Sama ta myśl trochę ją speszyła. Ale sama wiedziała jak ciekawskie są smoki. I jak kłopotliwi niektórzy jeźdźcy. Bo Jarvis takim osobnikiem był. Jego słowa i wypowiedzi nieraz gotowały krew w jej żyłach z gniewu. Jego dotyk też… tyle że wtedy gotowała się z pożądania. Wiedział jak ją dotknąć, by rozpalić ciało i zmysły. Wiedział jak dotknąć by nabrała na niego apetytu, wiedział jak sprawić by… pozwalała sobie na zaczepki względem niego. To było coś nowego dla Chaayi, doświadczonej i utalentowanej tawaif. Coś co nie powinno się zdarzyć, podobnie jak utrata kontroli. Wszak była doświadczoną kochanką, a przy Jarvisie zmieniała się namiętną, acz dziką, kotkę. Zagroziła mu zerwaniem ubrania. Następnym razem.. czy będzie czekała z groźbami?
Jarvis sprawił że posmakowała czegoś nowego. Wolności. I bardzo jej się to podobało. Czyżby więc wyjrzała ze swojej złotej klatki?
A sama Godiva podfrunęła bliżej bardki i...
- Następnym razem zażądaj opowieści o balu jesiennej nocy.-rzekła tajemniczo z wesołym wyrazem pyska.

Gniewomir zaś miał własne problemy. Choć rana na grzbiecie była już tylko dokuczliwa, to Athos nie narzekał. Ból jest wszak dobrym wychowawcą. Uczył by następnym razem nie lekceważyć szpiegów.
Problemy jednak zaczęły się w połowie drogi. Ból brzucha promieniujący na całe ciało, paraliżujący.
Athos czuł się coraz gorzej… Domyślał się czemu. Bard mścił się po śmierci. Athos pożarł go wszak całego wraz z jego ekwipunkiem. Całym ekwipunkiem. W tym i truciznami. Co prawda większość z nich pewnie była przygotowana w dawkach na ludzi, ale teraz ...Athos pochłonął je wszystkie razem i zaczął ten fakt odchorowywać. Było z nim coraz gorzej. Na szczęście… Agnis wiedział gdzie lecieć.

CORNER STONE



Wyspa była akurat w pobliżu, odpowiednia na chwilę odpoczynku. Potężne mury broniły dostępu do jej brzegów, acz nieliczne z zabudowań ocalały do obecnego dnia. Pomiędzy nimi były drzewa, gęste w środku murów, rzadsze na pozostałej części wyspy. Idealne miejsce na odpoczynek. Idealne na to by Athos odchorował pochopnie połknięte trucizny. Idealne na znalezienie ziół mogących mu w tym pomóc.
Siedziba jeźdźców Rubinowej Jaskini wydawała się niepozorna z lotu smoka, ale czy taka była?

ZAPACHY ZERRIKANU



O poranku… do nozdrzy lecących smoków dotarły pierwsze zapachy. Ostrych przypraw, kadzidła i pachnideł. Zbliżali się. Do Zerrikanu, stolicy kalifatu, miejsca w której władca miał w sobie krew ognistych ifrytów. Do największego portu w tej części świata. Do stolicy pełnej cudów, do miasta tak ludnego, że mieszkała w nim połowa całej populacji kalifatu.
Miasto to robiło wrażenie nawet na samej Chaayi, co prawda niejednokrotnie wędrowała jego wąskimi uliczkami mijając hałaśliwych kramarzy i sprzedawców. Teraz mogła je zobaczyć z góry… gigantyczny labirynt uliczek i wielopoziomowych ulic wzniesionych na klifach i skalistych wysepkach. Wśród nich było jedynie kilka miejsc odpowiednich na nabrzeża portowe, toteż porty Zerrikanu zawsze były zatłoczone, a większość transportu odbywała się sterowcami i magicznymi łodziami powietrznymi, których napęd był sekretem zdradzonym magom ognia Zerrikanu przez starożytne duchy płomieni.
Na samym miastem zaś górował olbrzymi Pałac Płomieni, budowla należąca do sułtana i otoczona wiecznie zielonymi ogrodami. Minarety pałacu otaczały zawsze kolorowe płomienie i pilnowały spokoju mieszkańców pałacu niszcząc wszelkie powietrzne zagrożenia. Tam czwórka smoków nie powinna się zapuszczać. Zerrikan był jak piękny kwiat dzbanecznika. Można było go podziwiać, ale jeden błędny krok i dzbanecznik stawał się śmiertelną pułapką dla nieostrożnego widza. Zerrikan był właśnie taki, a Chaaya była jedyną w grupie, która umiała się poruszać po krętych i przecinających się ze sobą ścieżkach etykiety i zdrady.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-04-2016 o 13:34.
abishai jest offline  
Stary 11-03-2016, 22:05   #123
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny

Athos na chwile wylazł z wody i ociekając nią jeszcze obficie, faktycznie ściągnął swojego jeźdźca z klifu na plaże ich konspiracyjnej, ukrytej przed światem zatoczki. Gniewomir, który pojawił się tam pierwszy, tak szybko, jak tylko pozwalała mu na to grzeczność i ściąganie ekwipunku i ubrań, zreferował Agnisowi i dwóm smokom wydarzenia w mieście.
- Co zrobiłeś? - zapytał się retorycznie kapitana, szarpiąc się z nogawkami spodni, kiedy ten w odpowiedzi przedstawił mu swoją decyzję odnośnie tubusa. - W porządku, nieważne. Daj mi proszę chwilę jeszcze. Mały oberwał…
- Athos, wyżyjesz z tego co widzę - stwierdził krzepko kapitan, wręczając Gniewomirowi buteleczkę z leczącym płynem. - Pomoże na dziurę po sztylecie.
- Dziękuję - powiedział Tambernero i odłożył szybko buteleczkę do wewnętrznej kieszeni plecaka. - Tylko najpierw musimy to “wymoczyć”.
Po czym błyskawicznie i z typową dla siebie zręcznością wspiął się ze smoczej łapy na kark, gdzie oburącz wyrwał nieszczęsne ostrze z zagłębienia między łopatkami smoka. Athos wzdrygnął się i ryknął cicho. Jego jeździec obdarzył broń krótkim spojrzeniem, zamachnął się i rzucił nią na swój ekwipunek.
~ Chcę tę broń podarować Chaai. Musisz ją dla mnie wyczyścić, jeśli woda jeszcze tego nie zrobiła ~ powiedział Athos, już ze swoim niemalże całkowicie nagim jeźdźcem na plecach kierując się z powrotem do wody.
~ Będzie jak sobie życzysz, tylko właź do wody.

Granatowego olbrzyma nie trzeba było prosić. Galopem niemal wbiegł między cofające się przed nim zapraszająco fale. Gniewomir, pozbawiony siodła, strzemion, łęku, a nawet obręczy zawieszonych na uprzęży, ledwie zdołał się utrzymać, leżąc prawie na smoczej szyi i obejmując ją kurczowo rękami. Łuski boleśnie tarły o jego skórę, gdzieniegdzie nawet ją kalecząc, ale pieczenie skaleczeń doprawione solą morską, to nie było to coś, na co Gniewomir zwracałby w tej chwili uwagę. Stopy miał bowiem uwalone smoczą krwią i czuł jej ostry, metaliczny, ciężki zapach.

Athos szybko wypłynął na środek zatoczki i tam dał nura, wolno usuwając się spod uścisku Gniewomira. Prąd wywołany jego zanurzeniem, wciągnął łagodnie pod wodę także Tambernero, który przygotowany na to nabrał powietrza. Przez moment znaleźli się pod wodą obaj. Fioletowe tęczówki smoka błysnęły znajomo, odcinając się na tle wielkiego kształtu smoczej głowy.
~ O taaak! ~ jęknął w duchu smok i Gniewomir, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, poczuł jak fala rozkoszy i ulgi rozlewa się także po jego ciele. Współdzielili wcześniej emocje i odczucia, ale nigdy dotąd aż tak głęboko i mocno w odczuciu. Zdaje się, że ta ciężka rana zrobiła także dla nich coś dobrego.
~ A jak tam ten kwas na pysku?
~ Boli tam, gdzie przeniknął między łuskami do skóry, ale nie tak, jak to między skrzydłami.
Gniewomir kiwnął głową i pracą silnych ramion wypłynął na powierzchnie. Zimna bryza dała mu po twarzy silnym podmuchem świeżego powietrza i mężczyzna wybuchnął radosnym śmiechem.
Smok tymczasem powolnymi, łagodnymi ruchami typowymi dla nieśpieszących się nigdzie olbrzymów popłynął nieco głębiej i dalej. Dotarł do dna, gdzie chwile kokosił się, mącąc piach, aż w końcu położył się, rozkładając skrzydła na całą ich szerokość.
~ Dalej cię mdli?
~ Już mniej, ale żebym się miał czuć świetnie, to nie powiem.
~ Jesteś w stanie polować? ~ zapytał Gniewomir, bo to zawsze u smoków był wyznacznik tego, jak w dobrej lub złej kondycji są.
~ Jestem ~ odparł po namyśle smok ~ Ale jeśli to nie jest koniecznie, to chwilowo wolałbym nie. Jestem najedzony i bardzo obolały ~ przyznał, a potem coś przyszło mu do głowy. A jako, że byli obaj we wodzie, która od zawsze skracała między nimi dystans, zapytanie o to przyszło smokowi dużo, dużo łatwiej:
~ Nazwałeś mnie Małym. A ja nie jestem przecież mały...
~ To z nerwów. Przepraszam.
~ Nie, czekaj, spokojnie. Nie jestem mały, ale czułem w twoich myślach, że to nie było wrogie, tylko takie przekorne, takie poufałe…
~ To dowcip, nie chciałem cię urazić.
~ ...i miłe ~ dokończył smok nieśmiało. Gniewomira zatkało.
A jako że była to męska rozmowa, nic więcej nie zostało już powiedziane. Gniewomir zaś nie był w stanie medytować w falującej wodzie, więc popływał jeszcze chwile, żeby wyrzucić z mięśni stres i napięcie i wrócił na plaże głodny jak wilk, wprost na spotkanie Chaai i Jarvisa.
- Opowiadajcie! - zawołał, wesoło otrzepując łeb z wody. - A przede wszystkim, gdzie jest moje piwo?

Puszczenie samopas kobiety z mieszkiem złota, nigdy nie jest dobrym pomysłem, lecz… Puszczenie samopas psotliwej tawaif z mieszkiem złota… która w dodatku jest wściekła na właściciela pieniędzy oraz w międzyczasie wychyliła sobie kilka kieliszków rumu, zakrawa o prawdziwy koniec świata, zwłaszcza dla mężczyzny, który jej towarzyszył.

Chaaya postawiła sobie za punkt honoru, wydanie całej sumki jaką gospodarowała. Oczywiście była łaskawa w swojej małej uszczypliwości i postanowiła, przepuścić wszystko na suweniry dla drużyny, a nie dla własnych zachcianek, jak miała w zwyczaju i wychowaniu.
Do kolekcji chust na męskie turbany dołączyły dwa antałki piwa, cztery bochenki chleba, cztery wędzone ryby, tuzin plastrów suszonego mięsa i nawet trochę świeżych owoców, w sam raz na całonocne imprezowanie na plaży. Na koniec dokupiła sobie pas i pochwę do krótkiego miecza, który dostała od amazonek.

Po uregulowaniu płatności w „Ambasadorze” w sakiewce zostało CAŁE NIC, które cieszyło dziewczynę i wprawiało w poczucie dobrze wykonanego obowiązku, natomiast Jarvisa przyprawiało o ból w całym ciele, gdyż dziewczyna przemieniła go w zawodowego tragarza niewolnika, którego ustawicznie popędzała, strofowała i na którego permanentnie narzekała. Ze słodkiej dziewczyny nie pozostało nawet cienia, ustępując postaci wrednej, kąsającej skorpionicy, której nie sposób zadowolić w żaden… ŻADEN sposób. Nie ważne co Jarvis robił i czy perfekcyjnie wykonywał swoje nowe obowiązki, zawsze było źle, niedobrze, niedostatecznie…

Jedynie chyba wrodzony stoicyzm czarownika, czy może cyniczna maska sprawiały że nie cisnął tego wszystkiego przy pierwszym zakręcie i dwudziestej kąśliwej uwadze. Aura wokół pary zamieniła się w istne martwe pole, które odstraszało, każdego na ich drodze. Pijani trzeźwieli, żebracy nagle znajdowali własne zaskórniaki w kieszeniach, amanci postanawiali na razie pozostać w samotności. Nikt nie był na tyle nierozsądny by napatoczyć się pod ostre kiełki bardki… która po dotarciu na plażę zamieniła się w istną anielicę, wspaniałą, do rany przyłóż, słodką jak plaster miodu.
- Tak się ciesze! - uradowana Chaaya rzuciła się na Gniewka oplatając go i całując w policzek, jak zrobiła to uprzednio w mieście, jeno mentalnie. - Jak się czuje twój smok? Rana jest poważna? Gdzie jest? Może mu jakoś pomogę?

Gniewomir skorzystał z tego, że go przytuliła, podniósł ją i zakręcił w powietrzu, jak małą, psotną dziewuszkę.
- Gwiazdko! - zakrzyknął z wdzięcznością, stawiając ją. - Athos siedzi pod wodą i to mu przynosi największą ulgę. Co zaś się tyczy samej trucizny, która go osłabiła, to chyba nie będziemy w stanie jej nawet rozpoznać, sądząc po czasie, jaki Athos spędził w słonej wodzie, na pewno przy ranie nie został nawet ślad jej. Ale będę więcej niż wdzięczny, jeśli rzucisz na niego okiem, jak już wyczłapie. - Tu Gniewomir spostrzegł objuczonego Jarvisa i cmoknął z uznaniem i wesołością. - Na bursztynowe łuski Matrony. Mam nadzieję, że na nic ci nie zabrakło - zwrócił się do niej. - Jeśli musiałaś coś pokryć ze swoich środków, chętnie ci oddam.
- Lerpiej rrozliczyć się po powrrocie z mirsji.- zapronował Jarvis dysząc ciężko. Mimo wszystko niesiony ciężar miał swoją wagę, a choć czarownik trochę siły miał, to jednak mocarnym wojownikiem nie był. Gniewomir natychmiast wziął od niego część pakunków i ruszył do obozowiska.
- Macie rację. W końcu te wszystkie zakupy i “zachętę” dla szpiega i tak rozliczę z Agnisem, jak dostanie nasze honorarium.
- Haii, haii… - zacmokała ukontentowana, przyglądając się Jarvisowi z wrednym uśmieszkiem. - Aćća… mam dla was po prezencie. - mówiąc to, wyciągnęła chusty po czym podeszła najpierw do Agnisa, zarzucając mu ją przez głowę, na szuję, w drugiej kolejności obdarowała w ten sam sposób Gniewka, natomiast Jarvowi… cisnęła ją po prostu w twarz, posyłając mu całuska. - Nauczę was je wiązać tak by chroniły was przed słońcem i piaskiem. Tam gdzie idziemy słońce trochę inaczej świeci…
- Cudowna istoto! Darze od miłosiernych bogów! - zaczął Gniewomir pod adresem bardki, widząc między pakunkami znajomy antałek i jednocześnie macając rękami materiał chusty. - Dzięki stukrotne! Chodźcie, bo chyba każdy z nas ma coś do opowiedzenia. Rozpalę ognisko. Czuję po zapachu, że masz tam coś dobrego. Cudnie, bo przejadło mi się suszone mięso i przypalone ryby!
- Nie za dużo i nic wykwintnego ale w sam raz by się najeść… - odparła lekko wymijająco, posłusznie podążając za wojownikiem. - Opowiedz co się tam działo… momentami brzmiałeś dość dramatycznie…
- A bo to było dramatyczne. Dramatycznie głupie z mojej strony, że się na niego porwałem i jeszcze naraziłem na to Athosa. To nie był byle szpieg. Do ciebie mu było daleko jak stąd do gwiazd, ale nie doceniłem go z początku i Athos za to srodze zapłacił. Więcej takiego błędu nie popełnię - westchnął Gniewomir.
- To nie twoja wina mój drogi… - odparła skwapliwie, siadając przed miejscem paleniska i oglądając się na Agnisa. - Od początku mieliśmy złego narratora. - wzruszyła ramionami. - Na szczęście wszystko się udało. Czas na małe uczczenie waszego sukcesu! - odparła już weselej i z pełnym zapałem do baletów. - Ararara… tylko nie wiem czy ci piwo zasmakuje… zupełnie się na nim nie znam, ale zasięgnęłam języka to tu to tam… bądź ze mną szczery dobrze? - wyszczerzyła ząbki do Gniewka w wesołym, łobuzerskim uśmieszku.

Gniewomir uśmiechnął się i rozczopował pierwszy z antałków, po czym przechylił go przy swoich ustach, pijąc piwo jednym chałstem. Jego grdyka była całkowicie nieruchoma. Piwo lało się strumieniem wprost do jego żołądka. Chwilkę tak stał, potem przestał się popisywać i odjął antałek od ust.
- Wspaniałe! Dawajcie kubki. Frysie miłosierny, jak mi tego było trzeba!
 
Drahini jest offline  
Stary 12-03-2016, 21:53   #124
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Chaaya rozpromieniła się, uradowana, że sprawiła towarzyszowi przyjemność zakupionym trunkiem.
- Więc mówisz że dopracowanie szczegółów nie do końca wypaliło? Wszyscy żyją poza bardem? To najważniejsze, dziękuję za szarfę. - Rzucił Agnis do wracającej reszty wyprawy.
Bardka się nie odwróciła, jeno dała znak ręką, że usłyszała i przyjęła podziękowania naczelnego grupy.
Godiva wylądowała na plaży i wygrzewając się zerkała to na Jarvisa, to Chaayę, to na samego Agnisa. Wydawała się bardzo zadowoloną z siebie i może nieco zmienioną.
- Mam wrażenie, że planowanie akcji ze smokami, jest podobne do planowania podrywu w damskim dormitorium. Niby masz plan, niby wiesz, co masz robić ty i twoi kumple, a i tak wszystko szlag trafi i lądujesz ze szlabanem - mruknął Gniewomir, sięgając do kieszeni po krzesiwo.
- Byrwają barrdzo impulsyrwne.- mruknął Jarvis zgadzają się z nim, a Godiva prychnęła pod nosem.- Akurat ci to przeszkadza… znam inne wspomnienia, całkowicie przeczące tej teorii.
- Wspormnienia… nie są orbiektywne.- wyjaśnił mag.
- Poniekąd, dlatego zgrywanie skrzydła jest zwykle równie problematyczne, ktoś ma jakąś wizję wykonania czegoś, ale dawanie pełnych szczegółów kończy się rezultatem odwrotnym, o ile nie jest to skrzydło latające razem od wielu lat. - Powiedział w zamyśleniu Agnis, dosiadając się do mężczyzn.
- Zgadza się - przyznał Gniewomir, rozlewając wszystkim chętnym piwo do kubków. - Ale zauważcie, że po to nas szkolą, żebyśmy potrafili działać w każdym skrzydle. Mam po prostu wrażenie, że taki urok pracy w skrzydle. Wszystko się może zdarzyć, kiedy dosiadasz kilkutonowej osobowości, która potrafi dodatkowo latać i ziać czymbądź.
Dowódca wyciągnął kubek po piwo, w zasadzie od dawna nie mógł się w spokoju napić. - Pamiętaj też, że te kilkutonowe osobowości, mają wyśmienite uszy. - Rzucił lekko rozbawiony.
Chaaya siedziała przysłuchując się rozmowie ale nie zamierzała brać w niej udziału. Niemniej, jeśli mężczyźni by jej do czegokolwiek potrzebowali, była i służyła jak potrafiła.
- No niby mają…- mruknęła Godiva zerkając to na pozostałe smoki, to na Jarvisa, to na Chaayę.- Ale jakieś takie nieśmiałe. Piwko dobre… może byś podzielił Jarvisie?-
- Nierstety nie marmy go dorść, byś morgła wyrpić wystarrczająco, by mierć z tego przyjermność mojra drroga.- odparł w odpowiedzi czarownik, a Godiva zamarudziła.- Powinieneś ćwiczyć noszenie ciężarów. Bo jak na razie to tylko ja dźwigam.-
Gniewomir zamyślił się nad słowami jeźdźca i pozwolił sobie na głęboki łyk piwa, wzywając jednocześnie w myślach Athosa.
Olbrzym w jego głowie otworzył oczy, ukryty na dnie.
~ To jest wstrętne. Albo nie w pełni to wyczuwam. Dlatego mnie budzisz?
~ Wybacz… coś mi wpadło do głowy. ~ Jak się czujesz?
~ Dziwnie. Ale może za chwile poczuje się już całkiem dobrze.
- Godivo, jeśli chcesz spróbować, może Jarvis powinien podzielić się z tobą tym doznaniem w myślach? - zaproponował Tambernero.
- I tak się podzieli jak mi się będzie nudziło.- mruknęła smoczyca.- Jak zwykle… zresztą. To te wspomnienia, którymi nie chce się dzielić są najsmaczniejsze.-
- Biedaczko… może ja się z tobą czymś podzielę, hm? - zagadnęła smoczycę z psotnym uśmieszkiem. - Zobacz mam taką niedobrą jaszczurkę, a nie mam przed nim żadnych tajemnic… twój partner jest dla ciebie strasznie surowy…
- Uparty strasznie.- mruknęła smoczyca, zerkając na Jarvisa, który tylko wzruszył ramionami.- Perwne rzerczy są po to by pozorstać w mrroku.-
- Gadanie…- machnęła łapą Godiva i zwróciła się do Chaai.- Z chętnie poznam jakieś twoje ciekawe wspomnienie Chaayu.-
- A więc proszę, gramy w otwarte karty! Ho, ho pytaj o co chcesz. - uniosła ręce do góry, pokazując, że nie ma nic do ukrycia. Za to zaniepokojony Nverioth począł obcinać szczęką pobliskie gałęzie, zmachanego drzewka.
- Słodziutka pokusa… - zaśmiała się smoczyca. - Opowiedz o najsłodszym wieczorze w twoim życiu, takim gdy serce biło ci mocno, a noc…- Godiva spojrzała na Jarvisa.-... jak to było w twoim przypadku?-
- Zorstaw to… jersteś za wścirbska.- mruknął Jarvis.- Odpurść sobie.
- Powiedziała każdy… więc… jaka była pierwsza noc z kochankiem, który był… ważny… wyjątkowy.- stwierdziła Godiva i znów spojrzała na Chaayę.- No… chyba że nie chcesz mówić.-
Agnis przysłuchiwał się mimo woli, powoli sącząc piwo z kubka i patrząc w morze. Zdawało się że przerodzi się to trochę w trzyliniową konwersację. Możliwe nawet że ciekawą i to każda jedna mogła być ciekawa. Na razie jednak tylko słuchał. Pozostała siódemka miała dużo więcej czasu na zgranie się niż Agnis, który od samego powietrznego statku, został rozdzielony ze swoim skrzydłem.
- Zechcesz mi towarzyszyć przy kąpieli? - zapytała beztrosko, wstając od ogniska - Chłopcom nie obiecałam pokazywania swoich wszystkich kart. - skłoniła się lekko zebranym, po czym oddaliła się do brzegu morza.
Smoczyca podążyła za Chaayą, pozostawiając grupę mężczyzn przy piwie. Jarvis tylko wymienił spojrzenia z Godivą. I być może myśli.
Gniewomir zamierzał się upić, ale nie na smutno. Poszedł więc do swoich juków i wrócił z lutnią. Siadł koło swojego kubka i ogniska i zaczął cicho pobrzękiwać, zadowolony z życia i z tego, że w końcu mógł odpocząć.
- No i poszły poplotkować, jak widać wystarczą dwie, gatunek obojętny. - Stwierdził Agnis, odprowadzając dziewczyny wzrokiem.
- Więc to my jersteśmy… żarłośni. Nie zartrzymaliśmy ani jerdnej ani drrugiej przy sobie. Trzerch mężczyzn, jerdno ognisko i żardnej kobiety. Wstyrd się przyznarwać do tego wieczorru.- zaśmiał się ironicznie Jarvis.
- Jeszcze nie mów “hop”. W wodzie jest Athos - Gniewmoir uśmiechnął się pod wąsem. Nie chciało mu się gadać. Chciał siedzieć przy ogniu, patrzeć w gwiazdy, pić, myśleć o Mirze i plumkać na tym swoim wysłużonym instrumencie.
- Korlejny farcet, co podkrreśla żarłosność narszej porpijawy.- odparł z sarkastycznym uśmiechem Jarvis.
- Och, Jarv - mruknął Gniewomir. - Mało to razy zmuszeni byliśmy obywać się chusteczkami ligninowymi, bo służba nie drużba? - starszy jeździec nalał sobie jeszcze piwa i dostroił instrument. - Nie jesteśmy żałośni, tylko zmęczeni.
- Trzerch facetów glęrdzących nad orgniskiem jest żarłosnych.- odparł ironicznie mag.- Jerśli nie są starruszkami, to trzerch młordych mężczyzn przy orgnisku to… jerst wstyrdliwe. Gordzi w naszą durmę.
- Co zatem sugerujesz uczynić? - zapytał Gniewomir, przyglądając mu się ciekawie. W życiu nie przyszło mu tak myśleć o tym. Zastanawiał się, czy Jarvis nie ma po prostu jakichś kompleksów.
Jarvis wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zamarł, uśmiechnął się do siebie. I rzekł.- Za durżo wyrpiłem… zdercydowanie.
Gniewomir wybuchnął śmiechem, a jego oczy błysnęły. Groźnie.
-Byłem tam, gdzie zawędrowałeś myślami, więc licz się z nimi - powiedział z uśmiechem, ale cicho i wciąż złowieszczo się uśmiechał.
- Trzech żywych facetów, a po drodze mogło się nam paść, więc nie ma co narzekać. Pijmy póki możemy i cieszmy się z tego, że nikt nam chwilowo nie będzie bruździł. - Odparł w końcu Agnis zapatrzony w dal i pociągnął ponownie piwa. - Smak wam pasuje? Zawsze mogę spróbować go nieco zmienić. - Stwierdził z odrobiną energii w głosie. - Wino, kobiety i śpiew, jakoś tak to szło, co? - Odstawił na chwilę swój kubek i zaczął usypywać sobie wygodne oparcie z piasku.
- Nie mrasz porjęcia gdzie morgłem zawędrrować myrślami… i lerpiej nierch tak zorstanie.- stwierdził ze śmiechem czarownik, upił nieco trunku dodając.- A co do śmierrci. Nie tak łartwo mnie zarbić, a wielru już prróbowało, więc… rradowanie się sarmą ergzystencją niezbyt mi w smakr. To co.. pijremy i garpimy się w norcne nierbo? Śpierwać nie urmiem.-
- To nie szkodzi, nie zawsze trzeba umieć, czasem wystarczy mieć ochotę. - Powiedział z kwaśnym uśmiechem Agnis. - Szłaaa dzieweczka do laseczka, do zielooonego… Nie, zdecydowanie coś innego by się przydało. - Zaśmiał się rozbawiony dowódca skrzydła. - Co lubicie? - Zapytał wprost swoich kompanów.
-Va pensierro… ale tego zarśpiewać nie zdorłam.- mruknął Jarvis.
- To nie była jakaś pieśń chóralna? No nic, czekam na propozycje, jeśli żadna nie padnie, to faktycznie, będzie picie, patrzenie w gwiazdy i wybieranie sobie pośmiertnej miejscówki na nieboskłonie. A potem może uda się pożyć tak, żeby dusza się zmieniła w gwiazdę po śmierci. - Rzucił Agnis i dolał sobie do kubka.*
- Agnisie, Agnisssie, tylko duch prawdziwego smoka zamienia się po śmierci w gwiazdę - mruknął Gniewomir, zaglądając w dno swego kubka i jednocześnie bełtając jego zawartością kolistymi uchami. Po czym chlusnął sobie to wszystko do gardła i odchrząknął.
- Va pensiero… mówiszz… Niech ci będzie, ale to zagrane na lutni brzmi chujowo. Jak jakaś przyśpiewka karczemna.
Gniewomir Tambernero odchrząknął, strzelił stawami w obu dłoniach i czyniąc sobie na lutni akompaniament, uderzył mocnym, melodyjnym i rozgrzanym piwem głosem:
- Leć myśli na skrzydłach złocistych,
leć, spocznij na pagórkach, na wzgórzach,
gdzie pachną ciepłe i delikatne
aury słodkie ziemi ojczystej
- zaczął pierwszą zwrotkę. Wiatr od morza szumiał mu w drzewach za plażą i roztańczył płomienie ogniska. Gdzieś tam pod tymi gwiazdami, które słuchały, Mirra patrzyła na te jedną, umówioną gwiazdę.


 
Drahini jest offline  
Stary 13-03-2016, 18:25   #125
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya oddaliła się tanecznym krokiem, nucąc cicho pod nosem. Chwila wytchnienia od obowiązków w bezpiecznie skompletowanej drużynie, działała na bardkę kojąco. Zrzucając po kolei, kolejne części garderoby, wpląsała do wody cicho posapując.
- Zimno, zimno, ziiimno. - zadrżała teatralnie, brodząc ostrożnie przy brzegu. Tymczasem w oddali Nveryioth przegalopował przez plażę z wyrwanym drzewkiem w pysku. Jego długie kończyny, wyglądały jakby zaraz miały się poplątać, a on sam śmiertelnie potknąć o własne jestestwo. Z pozoru wyglądał jakby się świetnie bawił w destrukcję okolicznej flory, ale Chaaya wiedziała, że smok przeżywał właśnie wewnętrzną rozterkę pomieszaną z furią, bezsilnością i niezadowoleniem. Nie miała jednak ochoty przejmować się jego małym dramatem, jakikolwiek by on nie był.
- Dlaczego spytałaś mnie akurat o pierwszy stosunek z ukochanym? - zapytała ciekawa motywu wyboru smoczycy. - Na twoim miejscu spytałabym o najbardziej szalone pozycje, najdziwniejsze miejsce w którym to robiłam, lub najśmieszniejszą sytuację z wybrankiem. - wzruszyła ramionami, kucając ostrożnie i zanurzając się w wodzie, z miną cierpiętnicy, szczerze żałującej za grzechy. - Na pewno wykorzystałabym okazję i wyciągnęła coś, o czym człowiek normalnie nie chce opowiadać. - uśmiechnęła się do Godivy, gdy już się oswoiła z chłodną tonią, po czym zaczęła się obmywać.
- Jestem smokiem… - zaśmiała się Godiva płynąc powoli i majestatycznie, bo nie czuła się za dobrze w wodzie. - Pozycje akurat mnie nie ciekawią… nawet te szalone. Najdziwniejsze miejsca… - zamyśliła się smoczyca. - Noooo tak… wy ludzie przywiązujecie uwagę do miejsc, prawda? Nie przyszło mi to do głowy. Najśmieszniejsza sytuacja też byłaby ciekawym pomysłem, ale… - przerwała na moment wywód. - Przeżywam łóżkowe perypetie Jarvisa poprzez jego punkt widzenia. I wtedy… w pamięci najsilniej odczuwam te razy, które łączyły się z gwałtownymi emocjami. No i… samica ma prawo do naiwnej w wiary miłość, prawda?
- Hmm… chyba rozumiem twój punkt widzenia. - odparła gładko - Na przyszłość jednak… miej na uwadze, że ludzie zazwyczaj z chęcią dzielą przyjemnymi wspomnieniami i jeśli chcesz pikantnej opowieści… musisz trafić w najsłabszy punkt rozmówcy. - uśmiechnęła się wesoło pluszcząc się przy brzegu, gdyż do wielkiej wody nigdy nie miała zaufania. - Wracając do twojego pytania. Hmm… pierwsza noc, pierwszaaa noooc… właściwie była dniem. W dodatku, nie było w tym nic romantycznego. Służyłam akurat poza rodzinnym miastem. Wykupił me serce jakiś daleki krewny, znajomego JEGO znajomego. To było w pałacu właściciela, w prywatnej komnacie… Właściwie miałam się kochać ze swoim klientem, ale Ranveer dosypał mu do wina środki nasenne. Biedaczek padł w połowie ruchu, a ja przez dobre pół godziny nie mogłam spod niego wyjść. Przestraszyłam się nie na żarty… myślałam, że skonał, nie był pierwszej świeżości jeśli wiesz o czym mówię. - zaśmiała się radośnie.
- Myślę że … Jarvis będzie wiedział… gdzieś w jego głowie są wspomnienia… - zamyśliła się Godiva i nagle westchnęła. - Oooo tak… już wiem.
Zaśmiała się głośno. - Oj moja ty bidulko, że też… trafił ci się taki staruch. Współczuję… Co było dalej? -
Niewątpliwie pobudziła ciekawość smoczycy.
- Nie był taki zły. - wzruszając ramionami kontynuowała opowieść. - Gdy już wylazłam spod niego i dotarło do mnie, że mój kochaś po prostu śpi, nie do końca wiedziałam co mam zrobić ze swoim wolnym czasem… Wyjść z komnaty nie wypadało, bo mogłabym ośmieszyć właściciela… Usiadłam więc w fotelu i… gapiłam się przez okno. Gdy do akcji wkroczył ON. Okazało się, że przez cały czas siedział ukryty w szafie i miał niezły ubaw z mojej reakcji i zmagań. Muszę tu nadmienić, że nasza znajomość była dość burzliwa, a relacje mocno napięte… - Chaaya zamyśliła się na chwile, zastanawiając się jak w kilku słowach opisać to jak bardzo oboje kochanków tępiło się nawzajem, a zarazem niewyobrażalnie pożądało. - Byliśmy jak dwa płomienie, bijące się o knot zamoczony w oliwie… - przekręciła lekko głowę, nie do końca wiedząc jak ugryźć temat. - Na pustyni panują inne zasady… z pewnych względów, nawet jeślibyśmy chcieli, nie mogliśmy legalnie ze sobą być. Nie dlatego, że nie było go na mnie stać… po prostu pierwszeństwo mieli ci, bliżej tronu. Tak czy siak… tego jednego dnia, mieliśmy swoją szanse i ją wykorzystaliśmy. Choć zwalony na ziemię, chrapiący i nagi książę czasem nas trochę deprymował…
- Bisbeticona… tak nazywają ten rodzaj miłości ziomkowie Jarvisa… znają wiele rodzajów tego uczucia i każde ma własną nazwę. - zamyśliła się Godiva i zachichotała. - A twoje słowa budzą ciekawe skojarzenia. Ale opowiadaj dalej i nie skąp mi soczystych kawałków.
- Odwieczna zasada tawaif brzmi: Trzymaj się z daleka od mężczyzn, którzy wzbudzają w tobie emocje. Ranveer należał do tego typu. Po pierwsze się go bałam. Po drugie, zupełnie nie rozumiałam. A po trzecie… o bogowie jakie on miał ciało. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Waaah… takie sylwetki powinny być zakazaaaane. - bardka przewróciła oczami i odchyliła głowę do tyłu, przez chwilę zmagając się ze wspomnieniami perfekcyjnie wyrzeźbionej klatki piersiowej, natartej wonnymi olejkami. - Wyszedł mi na spotkanie z tą irytująco kamienną twarzą i tylko ledwo, ale to ledwo dostrzegalnym uśmieszkiem w kąciku ust. Drażnił mnie, śmiał się ze mnie, przejął kontrolę nad całą sytuacją, pomimo, że właśnie wylazł z szafy… I choć od dziecka wpajano mi, że kobieta ma być jak woda, chłodna, opanowana, stoicka… to jak wyskoczyłam z pazurami, tak… gdyby nie był tak postawny, pewnie rozwalilibyśmy stolik do kawy i pobliskie krzesła. Nie sądziłam nawet, że potrafię być tak szybka. - rozsiadła się w połowie zanurzona w wodzie i obserwując pływającego gada, kontynuowała. - Także, nasz miłosny taniec zaczął się od spoliczkowania i krwawego zadrapania na twarzy. Byłam wściekła, zawstydzona i… cóż napalona. W końcu mój niedoszły kochaś nie dokończył dzieła…
Ja i on byliśmy w życiu swoimi całkowitymi przeciwieństwami, ale w łóżku… zupełnie jakbyśmy, jakbyśmy… byliśmy idealnie dopasowani, jakbyśmy pochodzili z tej samej formy.
Chwycił mnie za nadgarstek i naparł na mnie, aż wylądowałam na ścianie. Przygniótł mnie swoim ciałem i przysunął twarz do mojej. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, lub pocałować mnie, lecz on po prostu się na mnie patrzył, a ja poczułam, że topnieję. Czułam jak bije mu serce, czułam jak bardzo jest napięty i twardy, a zarazem miękki i gładki. Jego oddech pachniał mango i słodkim likierem migdałowym. Po chwili… w zasadzie to on musiał mnie trzymać, bo nie byłam w stanie spokojnie ustać o własnych siłach. Do momentu, aż śpiący królewicz nie puścił głośnych wiatrów… Mówiłam, że romantyczności to w tej opowieści nie będzie. - zaśmiała się, zanurzając głowę w wodzie by obmyć włosy i uspokoić się, gdyż wspomnienia zaczynały rozgrzewać ją od środka.
- No… nie ma… za to strasznie przypomina mi inne wydarzenie. - wymruczała Godiva opływając powoli Chaayę. - I przez te chcę poznać je całe. Kontynuuj.
- Wybuchliśmy śmiechem, niczym podlotki. W końcu jego rysy złagodniały. Mogłam zobaczyć kogoś nowego i całkiem innego od wiecznie ponurego generała, który zabija każdego wzrokiem. Jego uścisk stał się lżejszy, choć i tak pozostawił na moim ciele ślady na wiele, wiele dni. Odstawiając mnie, niczym kruchą porcelanową zastawę, pozbył się upierdliwego i niechcianego rezydenta łoża, zrzucając go kopniakiem na ziemię. Po wszystkim, musiałam nieźle nawymyślać księżulkowi, który obudził się z amnezją i obolałym ciałem.
Tu zaczyna się ciekawa opowieść. Gdyż ani ja, ani on nie chcieliśmy być tym na dole. Mizerna gra wstępna przemieniła się w prawdziwą batalię o to kto będzie górował nad drugą stroną. Oczywiście nie mogłam mierzyć się z jego masą i siłą, raz mało nie spadłam z łóżka gdy zrzucił mnie ze swojego rrrumaka. Nie pozostawałam jednak dłużna, byłam śliska i szybka niczym rozjuszona kobra królewska i potrafiłam wyśliznąć się z najciaśniejszego uścisku. Oboje chcieliśmy bawić się ciałem kochanka, oboje chcieliśmy wykorzystać drugą stronę dla swojej rozkoszy, oboje nienawidziliśmy gdy ktoś nam się sprzeciwiał i w końcu… oboje długo, zbyt długo czekaliśmy na tę chwilę…
W końcu Ram nie wytrzymał… złapał mnie za ramiona, uniósł i cisnął na łóżko niczym szmacianą lalkę. Wyglądał jakby się wściekł i przez chwilę nawet sądziłam, że mnie uderzy. Nic jednak takiego się nie stało. Przez chwilę krążył gniewnie dookoła łoża, by po chwili złapać mnie za nogi i ściągając z niego. Mój przestraszony krzyk było słychać prawie w całym pałacu. On jednak, uciszył mnie dość brutalnym, ale jakże słodkim pocałunkiem, wziął w ramiona i uniósł do góry tak, że oboje byliśmy na tym samym poziomie. Spędziliśmy pół dnia kochając się w różnych pozycjach na stojąco… od czasu do czasu potykając się o śpiącego dziada. I to chyba koniec, żadnych rewelacji. Zwykły czysty i wypalający seks.
- Będę musiała zasugerować Jarvisowi, by nie zawsze pozwalał ci się dosiadać. Czasem powinnaś powalczyć o to… dla zaostrzenia apetytu. - zachichotała Godiva, co zabrzmiało złowieszczo przy jej głosie. - Swoją drogą… sprawiasz że on płonął w sercu. Nie każdej się to udawało.-
Westchnęła głośno, a iskierki zatańczyły na jej kłach. - Teraz… twoja kolej?
- Arararara… opowiedziałam to tobie, nie wykorzystuj kart przeciw mnie. - zaśmiała się bardka, wychodząc na brzeg, gdyż porządnie zmarzła pomimo tego jak bardzo była ‘ rozgrzana’ od środka. - Na co moja kolej? - spytała nie rozumiejąc.
- Hej… jak przeciw tobie? Raczej dla ciebie, by obcowanie z nim fizyczne było ci bardziej przyjemne. - zamruczała potulnie i żartobliwie Godiva wypływając tuż obok bardki. - Nooo… pytanie za pytanie. Twoja kolej na zadanie jakiegoś.
- Myślę… że jeśli już musi do nich dochodzić… to wolałabym byśmy wypracowali swoje własne ulubione hmmm jak to nazwać nawyki, obyczaje… Sami dojdziemy do tego, kiedy nam jest najprzyjemniej. - odparła lekko zmieszana, a może rozzłoszczona. - Poza tym nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy by było mi przyjemniej… - ściągnęła usta w dzióbek udając, że jest żywo dotknięta tym co powiedziała Godiva.
- Bo… cię lubię i on cię lubi… i chce… - Godiva nagle speszyła się spoglądając na Chaayę. - Masz rację. Za bardzo się wtrącam. Po prostu ja… widziałam… tam na plaży, gdy wy figlowaliście. Ja widziałam jego oczami żar w twoich oczach. I on… czuł przyjemność z tego widoku, i ja poprzez jego emocje też. No… ale miałaś zadać pytanie, więc… jakie jest twoje pytanie?
- Hmmm… robiłaś to już kiedyś? - spytała ciekawsko, przekręcając głowę na bok.
- Znaczy ze smokiem? Znaczy fizycznie... ja i inny smok? - spytała zaskoczona Godiva i przechyliła łeb na bok zastanawiając się. - Nooo tak jakby... prawie raz? Nazywa się Sirrius i jeszcze nie ma jeźdźca, ale jest młodszy i milutki i… no.. podlotek nawet w porównaniu z twoim partnerem. To było krótko po połączeniu z Jarvisem, gdy… nie wiem jak to było w twoim przypadku, ale pierwsze badania jego wspomnień zalały mnie tyloma emocjami, że w ogóle nie mogłam na tym zapanować. Pierwsza ruja teoretycznie jest jeszcze przede mną, ale wtedy odczuwałam te uczucia i z Sirriusem próbowaliśmy… no… pocałował mnie, pieścił moją szyję językiem, podwinęłam ogon, ale… się spietrał, a może nie stanął na wysokości zadania. Pewnie to drugie. Nie był jeszcze dość dojrzały, ja będę wkrótce i dopiero wtedy będzie mój pierwszy raz. Tylko jakoś nie bardzo widzę z kim.
Bardka zachichotała siadając na piasku i susząc się. - No proszę… prawdziwa dziewica. Przed tobą wielki dzień, a raczej noc… ach… ile to już lat minęło… Dam ci małą radę. Przekazała mi ją moja matka, a jej moja babka… Nie nastawiaj się na prawdziwy pokaz fajerwerków. Przyjemność przychodzi z czasem.
- Wiem wiem… pamiętam pierwszy raz Jarvisa. - wymruczała kładąc łeb na piasku i podnosząc go w górę. - Myślisz, że od tego się zaczęło, od wymiany wspomnień ciekawości. W ciele Agnisa ponoć płynie smocza krew, a to oznacza, że gdzieś po drodze były półsmoki i… jakiś smok i jakaś ludzka kobieta lub na odwrót… że oni. Że jeśli… Myślisz, że ta nowa smoczyca, co ją szukamy, też miała ludzkich kochanków?
- Kto wie… może. Choć jeśli tak to ma kiepski gust… ludzie są rozczarowujący. - odparła zapatrzona we własny biust, ocierając go z piasku.
- Smoki też potrafią rozczarować. - zaśmiała się w odpowiedzi Godiva i zerknęła na ognisko przy którym siedzieli mężczyźni. - Ale to byłoby ciekawe, przeżyć kilka godzin w ludzkiej postaci.
- Gdybym mogła… zamieniłabym się z tobą ciałami. Hooo to by było zabawne, na pewno byśmy nieźle namieszały, nie sądzisz?
- Oj tak… - zaśmiała się Godiva i zerknęła na dziewczynę. - … biedaczyska by byli skołowani. Nie jestem tak delikatna w mowie jak ty. Dyplomatyczna.
- Gdybym była smokiem… - podjęła temat, oglądając się w tym samym kierunku co Godiva. - Tyle by mnie widzieli. Na pewno poleciałabym szukać ciekawszego towarzystwa. - skrzywiła się lekko, powracając spojrzeniem w kierunku morza. - A ty? Co byś zrobiła?
- Chcesz powiedzieć, że ja jestem nudna?- rzekła smoczyca przykładając łapę do klatki piersiowej w udawanym oburzeniu. Po czym uśmiechnęła się wesoło.- Wieeeeszszsz.. zawsze możemy odlecieć stąd we dwie. Na kilka godzin pozostawiając chłopców samych. Chyba się nie pozagryzają. - po czym przybliżyła się pyskiem do Chaayi, wciągnęła zapach nozdrzami dmuchneła i musnęła jej brzuch końcówką rozwidlonego języka. - Gdybym była tobą, to… nie krępowałabym się zasadami twojego ludu. Nie tu... nie gdy jestem tak daleko od rodziny… udałabym się do miasta i bawiła na całego. Jesteś ładna i sprytna i impulsywna… i twój zapach mówi, że deczko podniecona. A tam przy ognisku jest trójka mężczyzn z czego przynajmniej jeden wie jak sprawić przyjemność twemu ciału. Ja bym skorzystała z okazji i z tego, że mam smoczą wspólniczkę. - po czym Godiva zaśmiała się głośno.- Ale ja to ja.
Chaayę zmroziło na chwilę. Jak miałaby porzucić zasady, jak mogłaby się wyrzec swojej kultury i tradycji. Był to przecież fundament, tworzywo które ukształtowało jej osobę. Kim by była, kim by się stała, gdyby porzuciła swoją tożsamość z tak błahego powodu jak daleka odległość od rodzinnych ziem. Wystarczyło jej buntów i płynięcia pod prąd, za swoją samolubność i arogancję, zapłaciła surową cenę, nie stać ja było na drugi taki błąd.
- Dosyć… wystarczy. - odparła łagodnym tonem, gładząc delikatnie pysk smoczycy - Czasem lepiej nie zrywać owocu z drzewa, nawet jeśli jesteś bardzo, bardzo głodny i spragniony. Wraz z jego ostatnim słodkim kęsem, dotrze do ciebie, że nie pozostało ci już nic i przyjdzie ci konać w samotności na jałowej ziemi, pod samotnym i suchym drzewem.
~ Jak będziesz się tak puszczać na lewo i prawo, to nie dziw się, że wszyscy będą myśleć, że to twój jedyny cel w życiu. ~ Nverioth w końcu ujawnił swoją obecność, gdy zmęczył się przystrzyganiem pobliskiej dżungli.
~ Idź się zajmij swoim ogródkiem warzywnym, niewyparzona żmijko. ~ Chaaya przewróciła teatralnie oczami, choć w duchu cieszyła się, że smok w końcu się do niej odezwał. Wprawdzie dalej nie wiedziała na czym stoi, ale przynajmniej nie musiała znosić pustki myśli w samotności. Naczelny deprymator, powrócił.
- Jak na dziewicę, jesteś wyjątkowo sprośna moja droga. - odparła lekko karcąco, ale z uśmiechem.
Smoczyca zwróciła się spokojnie do Chaai. - W kwestii tego drzewka… to… jaka jest różnica między patrzeniem na ostatni owoc i umieraniem z głodu, a patrzeniem na drzewko bez owocu i umieraniem… też z głodu? Dla mnie żadna, ale… rozumiem twój punkt widzenia. Nie podzielam go, ale szanuję.-
Rozdziawiła paszczę szerzej dodając głośniej. - A poza tym… pytałaś mnie co bym zrobiła na twoim miejscu. Nie spodziewałaś się chyba, że moja odpowiedź będzie inna? Ja od pisklęcia chciałam się wydostać z tej nudnej nory w której się wyklułam. A skoro teraz wydostałam się, to pokosztuję wszystkiego co przyszykowało dla mnie życie. -
Spojrzała okiem wprost w twarz tancerki z uśmiechem. - Nie przejmuj się. Nie oczekuję, że postąpisz tak jak bym ja postąpiła. Każdy ma swoją dróżkę, ale bez względu jaka będzie twoja… zawsze będziesz mogła liczyć na moją pomoc. I na Jarvisa, choćbym go miała oddechem zaganiać. - zaśmiała się na samą myśl Godiva. - Choć wątpię… umiesz sobie okręcać samców wokół paluszka.
- Owoc... mógłby uratować komuś innemu życie, z jego nasion mogłoby wyrosnąć kolejne drzewo i na koniec… nawet jeśli po mej śmierci nikt by go nie zerwał… jego widok dla mych gasnących oczu symbolizowałby nadzieję. - wzruszyła ramionami. - Jak już mam umierać to przynajmniej chce się napatrzeć, przynajmniej ja tak sobie tłumaczę filozofię mego ludu. - niepewność zbyła ponownym wzruszeniem ramion. Nigdy nie była dobra w życiowych wywodach. Cechowała ją prostota i tak zwana chłopska logika, przez co wiecznie zbierała baty od nauczycieli. Resztę słów Godivy przemilczała, wybierając najprostszą z możliwych ról, bycie uległą wychodziło jej perfekcyjnie.
- Acha…- odparła mało przekonana smoczyca i uśmiechnęła się dodając. - Tooo bardzo poetyckie. A bardzo za nimi tęsknisz… za swoimi?
Chaaya wybuchła śmiechem. Tak te brednie potrafiły być bardzo poetyckie, z drugiej jednak strony, słyszała je tak wiele razy, iż uwierzyła w idylliczny przekaz i przestała z tym walczyć.
- Czy tęsknie… oczywiście. Za mamą i babcią… za braćmi i siostrami. Za plotkami i podglądaniem siebie nawzajem. Za jedzeniem… o za tym chyba najbardziej. Jedzenie mamy wspaniałe. Poza tym… tutaj jest strasznie zimno, słońce nie świeci tak jasno… - zwiesiła głowę ponownie wpatrując się w swój biust, nie wiedząc co ma jeszcze dodać.
- Oni pewnie też za tobą tęsknią. - mruknęła czule Godiva z uśmiechem. - Nie bardzo wiem jak to jest mieć rodzinę w ludzkim znaczeniu. Jarvis… nie miał rodziny, więc jego wspomnienia mi w tym nie pomagają, a smoki to nie ludzie.
- Moja rodzina, nie jest typową rodziną, nie mam ojca, głową rodziny jest moja babka, a w domu nie przebywają tylko moi krewni, którzy też są moją rodziną… - westchnęła. - W dodatku, żyjemy w ścisku. W sensie… takim psychicznym. Każdy każdego zna, każdy o każdym wie… nie ma sekretów, nie ma czasu wolnego od ludzi, brak prywatności, wszystko jest w jakiś sposób wspólne… - dziewczyna zastanowiła się, czy się przypadkiem nie odzwyczaiła od reguł panujących w Pawim Tarasie. - Ale tak… na pewno tęsknią… jesteśmy bardzo emocjonalnym ludem, żywo kochającym…
- Tooo Jarvis by nie wytrzymał, on strasznie mocno trzyma się swoich sekretów. - zaśmiała się cicho Godiva zerkając w kierunku ogniska. - A jednak… ty miałaś tam sekret. Sekretnego kochanka.
- Och wszyscy o nim wiedzieli… w końcu wszystko się wydało. Laboni wszędzie ma swoich szpiegów… na szczęście nie dostałam szlabanu i mogłam się z nim ‘potajemnie’ widywać. - zachichotała łobuzersko, rozkładając się wygodniej na piasku. - Do takiej wścibskości nie da się przyzwyczaić… w niej trzeba się urodzić, wtedy wydaje ci się ona normalna.
- Nooo… a Jarvis mi wypomina, że jestem wścibska i pozbawiona taktu. - prychnęła w irytacji Godiva. - Ale pewnie dlatego się tak prztykacie. Jest twoim przeciwieństwem pod pewnymi względami.
- W moich kręgach twoje zachowanie byłoby normalne i akceptowalne. - odparła nonszalancko. - Wbrew pozorom… przeciwieństw jest mniej niż podobieństw, a że się ciele daje tak jechać jakiejś babie to już inna sprawa. - skwitowała krótko, prychając śmieszkiem.
- Trochę go przycisnęłam, by traktował cię jak księżniczkę. - westchnęła Godiva zawstydzona tym wyznaniem.
- Nie jestem księżniczką… tak czy siak daje się jechać babie… smoczej. - odparła z przekąsem, spoglądając na Godivę z iskierkami w oczach, była na krawędzi kolejnego ataku śmiechu.
- Kluczowe słowo to… smok. - mruknęła dumnie Godiva. - Nie dam sobą rządzić. Jestem większa i silniejsza i potrafię zionąć błyskawicami. Nie będzie mi tu Jarvis odstawiał jakiegoś pana i władcę. O co to, to nie.
- Dobrzeee, tresuj go tresuj, niech będzie posłusznie prześlizgiwał się pod twoimi szponami. - podkładając ręce pod głowę zapatrzyła się w niebo podziwiając gwiazdy. - Nie chce mi się do nich wracać… dziś śpię tutaj… nago. - zaordynowała.
- Jarvis zajrzy mi do głowy z czasem, więc będzie miał co podziwiać. - zachichotała smoczyca otulając swym ciałem Chaayę niczym smocze pisklę i pieszczotliwie muskając ją po policzku językiem.
- Nie daj mu… chyba, że zasłużył. - nachyliła się ku smoczycy, zadowolona z bliskości między nimi.
- Postaram się… ale to uparciuch. I uroczy czasami. - zachichotała Godiva, bardziej otulając swym ciałem dziewczynę, chroniąc swym ciepłem od zimna nocy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-03-2016, 13:55   #126
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Agnis oporządził Nilama i przyjrzał się bliżej Athosowi. Pomysł zjedzenia Donato w całości był nietrafiony. Na szczęście wyglądało to tylko na przypadek solidnej zgagi. - Chaaya, zostań ze smokami. Ja z Nilamem spróbujemy zbadać jaskinie, Gniewko z Jarvisem, jak się znacie na ziołach, trzeba znaleźć coś dla naszego zdechlaka, Chaaya, to tez pytanie do ciebie. - Rzucił Agnis szykując się do zejścia do jaskini.
- Nie znamr w orgóle na ziołrach.- stwierdził Jarvis.
- Kiepsko, w takim razie może ty zostaniesz a Chaaya z Gniewkiem po zioła i zbadać naziemne budynki. - Zmienił nieco swoje rozkazy Agnis.
- Ni do końca szefie, bo ja też nie znam się na ziołach. Ale jak trzeba iść, to pójdę. Tym bardziej, że chętnie bym sobie te jaskinie pozwiedzał. Może zostały jakieś księgi lub zwoje...
- Bo ludzik musi pilnować… smoków. Jakby mógł w czymś zaradzić.- zaśmiała się ironicznie Godiva i spojrzała na swego jeźdźca.- I oczywiście zostawił w obozie wywiad. Oryginalne podejście.-
- Aapana ban manaaaa… - wyjęczała Chaaya zsuwając się z grzbietu smoka, który na jej słowa zachichotał, ale szybko spoważniał gdy jego pysk spotkał się w dłonią bardki. - Może coś tu znajdę… nie wiem. - odparła bez wyrazu, szybko się reflektując. - Nie martw się Gniewko… Athosie, coś wymyślę.
Athos zatrąbił nosowo, rwanie. Głęboki, niski dźwięk, który zawibrował w żołądkach. Potem ukłonił się bardce.
- Aha, Chaaya miała być na przekąskę z delikatnego mięsa, gdyby mu się pogorszyło. - Powiedział czarownik z poważną twarzą. - Nilam miał iść ze mną, co zostawia dwa sprawne smoki i jedną osobę do zabezpieczania tyłów. Ludzie mają chwytniejsze ręce niż wasze szpony. - Zaczął zbijać punkt po punkcie wątpliwości. - Jesteśmy na obcym i potencjalnie i niebezpiecznym terenie. Jeśli to była zaraza, chcesz narażać na raz wszystkich, tak? Uwielbiasz wdychać morowe powietrze o poranku? - Kontynuował swój wywód dowódca skrzydła zabierając najpotrzebniejsze rzeczy.
- Pffffaaaaachachacha.- wybuchła sarkastycznym śmiechem Godiva. - I dlatego w pole wysyłasz dwoje ludzi, w tym naszą jedyną lekarkę. Bo jeśli ktoś miałby umrzeć od morowego powietrza, to oczywiście jedyny medyk w grupie. No i oczywiście dwójka ludzi jest silniejsza od.. dwójki smoków.
- Godiva… wystarrczy.- dodał czarownik głaszcząc po grzbiecie smoczycę, ta jednak kontynuowała.- A dwie sprawne dłonie to z pewnością starczą… do cerowania gaci rozerwanych przeze głupców, którzy ośmielą się zaatakować smocze lego...-
- Agnisie jeśli mogę coś wtrącić… - bardka najwyraźniej nijak się miała do grzeczności i olała wywód smoczycy, wchodząc jej w słowo. - Pójdę poszukać czegoś, co pomoże ulżyć Athosowi i później wrócę się nim zaopiekować… Zioła to nie magiczna mikstura… trochę czasu upłynie zanim będą widoczne efekty… myślę, że spędzimy tu dość czasu, by zrobić z trzy okrążenia na tej wyspie…
- Godiva, karo za grzechy mojego poprzedniego wcielenia, szukanie ziół to nie chodzenie po jaskiniach, a odwód to odwód i wiem że twój łuskowaty odwłok nie myśli tymi kategoriami, ale czasem trzeba. Bardzo dobrze Chaayu, miło wiedzieć że umiesz coś poza odwracaniem uwagi. - Całą siłą woli wstrzymał się od przewrócenia oczyma.
- Słyszałeś co on powiedział?- syknęła gniewnie smoczyca, a Jarvis tylko poklepał ją po szyi.- Słyrszałem, słyrszałem… daj temru porkój.
- Odwłok to niech swój własny pilnuje. Ostatnio miał z tym problemy.- syknęła urażona smoczyca, a spojrzenie jakie posłała Agnisowi było pełne wrogości i pogardy. I źle wróżyło na przyszłość.
- Ej, co cię ugryzło? - burknął Gniewomir do Agnisa.
- Intuicja i mam nadzieję że się mylę. - Odparł Gniewkowi zagadnięty mężczyzna. - Godiva, nie bocz się, masz śliczne łuski, ale jeśli wydałem dyspozycje, to nie mam zamiaru spędzać pół dnia na tłumaczeniu ich powodów. Chyba że jak mam rozumieć, zaczęłaś pod moją nieobecność dowodzić skrzydłem. - Agnis zawiesił wzrok na smoczycy.
- Dowodzić?… niańczyć bardziej.- prychnęła Godiva spoglądając z góry dosłownie i w przenośni na Agnisa.- A więc… jesteśmy twoimi małym pionkami, które rozstawiasz sobie na planszy… o wielki przywódco? Twoimi małymi żołnierzykami? Dobrze wiedzieć.-
Athos dołożył swój wkład w rozmowę, bekając potężnie aż echo poniosło.
Nveryioth skwapliwie odsunął się od chorego smoka, jak i rozwścieczonej smoczycy. Siadając poza kręgiem wzajemnej adoracji, bawił się w udawanie słupka, śledząc wzrokiem poczynania swojej partnerki.
- Nie znamr się za barrdzo na tym Godivo, ale z tergo co słyrszałem każdry dorwódca skrzyrdła działra werdle własnych rreguł i dorwodzi swymi pordwładnymi na włarsnych zarsadach.- stwierdził Jarvis spokojnym tonem, a smoczyca odparła.- Więc miło wiedzieć… że nasz dowódca akurat czerpie z najgorszych wzorców. Pewnie przez ten flirt z imperium… lub jej wysłanniczką.-
- A jesteście? Czy powiedziałem cokolwiek takiego? Gdybym mógł, zająłbym się sprawą w porcie sam, bez wciągania nikogo, ale już tam pokazałem swoją twarz niejako. Cała sprawa, poza ułatwieniem nam startu na pustynię, była też zabezpieczeniem przed tym, żeby zaraz po tym, jak ścierwniki was zauważyły, nie została na was wysłana cała okoliczna siła zbrojna. Synowie Plagi spaczyli już kilka smoków i taki atak jest bardziej niż możliwy. - Kontynuował Agnis, kiedy w końcu mógł się dopchać do słowa.
~ Gdyby dowodzenie nie było formą wysublimowanej kary dla niego, może bym się wtrącił, daj mu spokój Godiva, wbrew pozorom stara się robić to jak najlepiej. - Wepchnął się jeszcze z myślami Nilam.
- Nigdy nie mówiłem że jesteście moimi pionkami. Gdybyście byli, usiadłbym sobie tutaj, rozpalił małe ognisko i zrobił coś mniej narażającego moją miękką dupę na solidnego kopa. Oczywiście możesz to interpretować dowolnie. - Skończył czarownik, starając się nie dać ponieść emocjom.
- Już wystarczy może, kapitanie - zaproponował sucho Gniewomir. - Dziękuję wam ja i Athos - rzekł cicho do reszty i bez jednego więcej słowa odwrócił się do Chaai. Nie miał pojęcia, dlaczego Agnis dał się tak bardzo i straszliwie sprowokować Godivie, która słynie w całej Jaskini z tego, że pyszczy jeszcze szybciej niż lata. Pomijając cały brak profesjonalizmu, nie mógł się zdobyć na naganę kapitana w oczach całego skrzydła. A już na pewno nie po tym, jak sam ostatnio skoczył do oczu Ścierwnikowi. Wrócił więc do tancerki.
Agnis odczekał chwilę na jakąś reakcję ze strony smoczycy, ale ta najwyraźniej nie zamierzała nic odpowiedzieć. Pokręcił więc tylko głową i ruszył do najbliższego wejścia do kompleksu jaskiń, w jakich niegdyś mieszkali Rubinowi Jeźdźcy. Gniewomir raczej by tam nie wchodził. Przekazał kapitanowi krótkie ostrzeżenie w myślach. Bardziej prośbę o ostrożność, bo nie miał takich kompetencji, żeby mu ten pomysł odradzić.
~Chciałbym nie musieć, ale jeśli zagnieździło się tam cokolwiek, to może wypełznąć w czasie naszego popasu, niezależnie czy będzie to stado żmij, czy coś podlejszego, postaram się nie dać zabić, chociaż, z naszą gwiazdą to nie jest taki głupi pomysł. - Odparł w myślach czarownik, jego ostatnie myśli były podszyte ponurą wesołością.

Zejście do podziemi na które Agnis natrafił z Nilamem, było duże i szerokie. Co nie dziwiło specjalnie zaklinacza. Wszak pewnie prowadziło do jaskiń są Skrzydlaci i ich jeźdźcy wylatywali na misje. Po kilkunastu metrach od wyjścia zaklinacz musiał skombinować źródło światła zanim mógł ruszyć dalej w głąb olbrzymiej jamy, w której to echo kroków jego i Nilama rezonowały ponuro. Agnis więc szybko przywiązał do prawego przedramienia wieczną pochodnię, wiedząc że iluzyjny płomień sparzyć go nie może. Gdzieś u góry można było dostrzec fragmenty starego fresku przedstawiającego… wojowników ćwiczących jakieś układy. Czyżby Rubinowa Jaskinia była ten klasztorem mnichów ćwiczących starożytne style walk?
W końcu dostrzegli też ruchy… wśród gniazd przygotowanych kiedyś na wygodne legowiska dla mniejszych smoków. Teraz zajęte one były przez inne kreatury. półtorametrowe jaszczury, które przyglądały się intruzom sycząc nerwowo. A te najbliższe ospale oddalały się od ich obu. Najwyraźniej ich gadzie móżdżki były na tyle bystre, by wiedzieć że nie warto wszczynać walki ze smokiem.
Agnis przyjrzał się bliżej freskom, próbując cokolwiek więcej z nich wykoncypować, po czym powoli ruszył wraz ze swym towarzyszem wgłąb tuneli. Na tyle powoli, by jaszczury zdążyły odejść wystarczająco daleko. Syczenie Nilama dodawało im nieco motywacji. Co prawda miejscowych było więcej, ale na szczęście miały dość rozsądku, by nie atakować. Czarownik nie musiał od wejścia rozsiewać po okolicy zapachu przypalonego mięsa. Odnotował jednak w pamięci, że będzie trzeba się rozbić wystarczająco daleko od wejścia do jaskini, żeby uniknąć potencjalnych problemów.
Wiedza jaka z nich wynikała świadczyła, że nad tutejszymi jeźdźcami panował nie jeden smok, a trzy. Na fresku bowiem trzy duże czerwone smoki przyglądały się z ćwiczącym mężczyznom. Nieco dalej jaskinia się rozgałęziała, a jedną z odnóg przegradzała duża żelazna brama. Taka co ją Nilam otworzyć nie mógł… taka którą jedynie kilka smoków mogło rozewrzeć, brama prowadząca do komnat władców tego miejsca. W tej bramie było przejście dla ludzi. Widać tutejsi władcy nie ufali Skrzydlatym, aż tak bardzo. Z drugiej strony Matrona Kryształowej Jaskini też była tajemnicza. Kolejne odnogi prowadziły pewnie do pomieszczeń gospodarczych i roboczych, część kończyła się schodami prowadzącymi w górę, zapewne do budynków na powierzchni wyspy.
Trzy smoki to już była spora ilość. Zwłaszcza rządzące razem, musiały być rodziną lub panowała tutaj jakaś inna bliska zależność. Agnis przywołał moc płynącą w żyłach i wypowiedział kilka słów w smoczym. Nie zamierzał się dalej zapuszczać nie sprawdzając terenu w dwojaki sposób. Do komnat prawdopodobnie mogli zejść wszyscy razem. O ile czwórka smokowatych da radę tego dokonać i rozewrze wrota. To jednak mogło chwilę poczekać. Postanowili we dwójkę sprawdzić część wiodącą do części roboczych, zanim cofną się i może całą czwórką spróbują sprawdzić komnaty smoków.
Magia rezonowała w tym miejscu echem, co nie dziwiło Agnisa. Wszak pewnie używano tu czarów do oświetlania, ogrzewania, używano glifów strażniczych i ochronnych. Aury te jednak tworzyły w oczach Agnisa kolorowy harmider, który był nie do rozróżnienia.
Niemniej zaklinacz wiedział gdzieś iść. Gorzej, że Nilam nie mógł tam iść z nim. Pomieszczenia gospodarcze nie były dopasowane rozmiarami do smoków, toteż tam musiał udać sam.
Jaskinia nie miała większej kuchni od tej w Kryształowej. Agnis przemierzył ją szybko znajdując jedynie pordzewiałe garnki i zimne paleniska. I parę małych jaszczurek.
Gdy zszedł do piwniczki na wino… znalazł kolejną jaszczurkę. Dużą i przyczepioną łapami do sufitu. Ta jednak całkowicie go zignorowała zajęta jedzeniem zielonej pleśni. To co zaś przykuło uwagę zaklinacza to nieduża zapomniana przez wszystkich beczułka.
Beczułka była ciekawym znaleziskiem. Pomieszenie wyglądało jakby ktoś je w pośpiechu opuścił. Pleśń musiała wyrosnąć na pozostawionych resztkach lub rozbitych beczułkach. Mógł się całkowicie mylić, lub mieć błędne przypuszczenia, ale była to jakaś myśl. Podszedł do beczułki i przyjrzał się jej krytycznie. Zastanawiał się co było w środku, skoro już sporo tutaj leżakowała. Następnie, potraktował ją jako uśmiech losu i postanowił wytoczyć do korytarza, gdzie czekał Nilam.
Nie było to trudne, beczułka była mała, nawet dość ciężka, ale łatwo ją było wytoczyć. Coś w nie chlupotało, co akurat zaskoczeniem nie było. I Agnis bez problemu dotoczył ją do Nilama.
~ Zaiste piękna zdobycz jak na pozostałości po jaskini smoczych jeźdźców. - Parsknął w myślach Nilam. ~ Godiva prawdopodobnie ma ochotę zamienić cię w przekąskę. - Dodał po chwili.
~ Domyślam się, ale nic na to chwilowo nie poradzę, co się powiedziało, to się powiedziało, a nie dość że samica, to jeszcze pamiętliwa jak wszystkie smoki. - Westchnął mentalnie Agnis. ~ Co do zdobyczy, to już jakaś jest. na dobry początek, może załagodzi nastroje. Zobaczmy czy warsztaty też zostały ogołocone, czy też uciekali stąd jak najprędzej, coś bliższego ewakuacji. Kowalskie, płatnerskie. - Dodał po chwili czarownik.
~ No to chodźmy, a potem spróbujmy zebrać tą pstrokaciznę i otworzyć wrota, albo wejdziecie tam razem. Sami ludzie, Godiva będzie mogła sobie poutyskiwać na temat małych ludzików i ich nieprzydatności. - Sarknął w myślach smok. Po chwili kierowali się już korytarzami tam, gdzie powinny być warsztaty metalurgiczne.
Żar ognia wkrótce potwierdził jego podejrzenia. Doszli do kuźni, pewnie połączonej studniami z lawą drzemiącą pod ziemią. Podobne zastosowanie Agnis znał z rodzinnej jaskini. Kuźnie także i tutaj były puste i opuszczone. Gdzieniegdzie można było trafić na pozostałości w postaci narzędzi i sztabek metali. Ale nic cennego Agnis nie zdołał wypatrzyć.
~ Planowane. - Stwierdził Agnis rozglądając się po opuszczonym wnętrzu warsztatów. Nieco go smucił ten widok. Prawie słyszał odległe w czasie stukanie młotków o kowadła, przepływ gorącego powietrza, jęki obrabianego metalu. Rozmowy przy robocie i wzajemne docinki. Echa minionego czasu, których brak jeszcze dobitniej mówił o opuszczeniu jaskiń. Czy taki sam los czekał Kryształową jeśli zawiodą i nie będą się w stanie zgrać jako sprawnie działające skrzydło? Westchnął ciężko i ruszył z powrotem, na spotkanie z czekającą na górze resztą drużyny. Trzeba było tylko dowiedzieć się co jest w beczułce i przedstawić plan zajrzenia za wielkie wrota. Zdawało się, że była to największa tajemnica wyspy.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 16-03-2016 o 20:34. Powód: Zwiedzanie jaskini
Plomiennoluski jest offline  
Stary 18-03-2016, 17:32   #127
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny


Bardka w ucieczce przed kłótnią skłoniła się lekko, odwracając do Nverego i szukając czegoś w jukach, w między czasie mruknęła coś niezrozumiałego, co ponownie rozweseliło smoka, który tym razem postanowił zamaskować śmiech… kaszlem przez co wyglądał jakby miał zaraz zwrócić posiłek.
Athos, który chwilowo miał problemy z mówieniem i spór z Godivą w nosie, nachylił się powoli nad bardkę, żeby nie wionąć jej żółcią z pyska, delikatnie dotknął ją czubkiem swojego długiego, monstrualnego ogona w ramię.
- Chaayu, Athos chciałby ci podziękować - powiedział Gniewomir, głaszcząc smoka po nodze szerokiej jak kolumna.
- Och… - odrywając się od pakunków, dziewczyna popatrzyła ciepło na bestię - Ależ nie ma za co… - odparła skromnie, ściągając torbę i zarzucając ją na ramię. Była gotowa do wymarszu. Gniewek zresztą też już narzucał właśnie torbę na grzbiet. Odwrócił się jednak jeszcze do Athosa. Smok wydał z siebie po raz kolejny trąbienie aprobaty.
~ Będzie dobrze ~ powiedział mu jeździec.
~ Wiem ~ odparł smok i bardzo głośno czknął. Nosem uleciały mu stróżki białawej mgły śmierdzącej mrozem. Smok chciał coś jeszcze powiedzieć, ale pokonany słabością zrezygnował. Jego długa szyja zwaliła się na plaże jak upadająca palma. Wywiesił z paszczy czarny język i tęsknie patrzył na fale przyboju. Był zbyt słaby, żeby pływać. Dolecenie tutaj zabrało jego wszystkie siły, a jeść także mu się nie chciało.
- Dobrze by było… jakby… zwymiotował… - odparła półszeptem do mężczyzny, ruszając przed siebie.
- Obawiam się, że znam tylko jeden sposób na wywołanie wymiotów - odparł Gniewomir. - Więc jeśli do naszego powrotu sam tego nie zrobi, to mu pomogę - zakończył. Gdy patrzył jak smok nadrabia miechami z głośnym szumem rwanego oddechu, odechciało mu się szukania ksiąg. - Proszę cię, pośpieszmy się. Jarvisie, proszę wykombinujcie jak dać mu słodkiej wody do picia.
- To nie ode mnie zależy… nie wiem co tu znajdę. - odparła spokojnie i ze współczuciem - Jeśli chcesz możesz zostać przy nim… myślę, że kwiatki mnie nie zjedzą. Agnis nawet nie zauważy… ma lepszą ‘rozrywkę’ - obejrzała się przez ramię, spoglądając na kłócącą się ‘parę’.
- Nie, ufam im. A Athos nie jest małym dzieckiem… Ale lepiej niech się od niego odsuną... bo nie wiem, czy będzie go darło tylko jednym końcem… - mruknął Gniewomir i przyśpieszył kroku.
Przed nimi rozciągały się gaiki niewielkich drzew, z których niektóre były oliwne. Oraz dość uboga i przystosowana do suchych warunków roślinność, o bujnych kwiatach. Cóż… na całej wyspie nie było rzeki ni źródła. Jedyna słodka woda pochodziła z opadów.


Gdzieniegdzie wśród tych roślin było widać fragmenty zarośniętych już budowli. I ani śladu walk czy pobojowisk, żadnych szkieletów, żadnych zardzewiałych broni. Chyba rzeczywiście wyspa została porzucona.
Chaaya nie traciła czasu na zwiedzanie i kontemplowanie wyspy. Pochylona nad kwieciem, przeczesywała okolicę w poszukiwaniu znajomych ziół, które mogłaby wykorzystać do sporządzenia naparu dla złagodzenia stanu przytrutego smoka.
- Godiva potrafi popalić… czasem mam wrażenie, że Jarvis nie ma nad nią żadnej kontroli… choć w sumie, może nie powinnam się wypowiadać, skoro Nvery chciał mnie utłuc? - odważyła się na spojrzenie na mężczyznę, ale było to puste spojrzenie… podobne do jej retorycznych słów, które wypowiadała w bezwiednym przypływie, wedle wyuczenia.
- To są wolne istoty. Nigdy nie będziemy mogli nad nimi zapanować. Nasi przodkowie tego próbowali, doprowadziło to do wielkiej wojny. Jeśli będziesz chciała, opowiem Ci kiedyś o Vanleyu i jego smoczycy Nadziei. Mogłaś jej nie słyszeć w swoich stronach, chociaż to uniwersalna opowieść o zakończeniu waśni między smokami i ludźmi - rzekł Gniewomir, z jedną ręką na rękojeści Józefiny, a z drugą zaciśniętą na kolbie jednego ze swoich rewolwerów. Przeczesywał połacie krajobrazu przed nim, poszukując jakiegoś zagrożenia, które mogłoby Chaai przeszkodzić w jej ważnej pracy.
- Brednie o wolności… - odparła z półuśmieszkiem, pochylając się nad żółtymi kwiatami. - Rozumiem, że jeśli ktoś działa na krzywdę społeczeństwa… nie wiem… rozsiewa plotki, pomówienia… albo kradnie i zabija, to nie zareagujesz? W końcu jest wolny. Może prawda? - kucając przy krzewie, poczęła zrywać łodyżki i układać je w bukiet. - Nie wiem ile potrzeba tego zebrać by zadziałało na smoka… - wolną ręką zaprosiła go do współudziału w czynności.
Gniewomir rozejrzał się jeszcze raz i kucnął obok niej, zabezpieczony rewolwer kładąc między swoimi nogami na ziemi, by w razie czego móc sięgnąć po niego szybciej niż do kabury.
- To nie tak, moja Złota - odparł. - Wolność jednej jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej. Tak długo jak nie krzywdzisz innych, możesz ze sobą robić co chcesz. To samo dotyczy wolności słowa na przykład. I innych, uniwersalnych. Ale jeśli wyciągasz rękę, po coś, co już nie jest Twoje, to należy te rękę skarcić. Godiva zaś jest co najwyżej źle wychowana i ma swój światopogląd - wrócił do meritum. - Można z nim dyskutować, ale wdawanie się w pyskówki… Co to da? Co daje tak uzyskana satysfakcja? - Gniewomir z delikatnością nietypową dla postawnego mężczyzny w jego wieku zaczął zbierać kwiatki w asyście pięknej kobiety, w pięknie ukwieconym, dzikim krajobrazie.
Jego spojrzenie zatrzymało się na dużym porośniętym futrem drapieżniku, który wspinał się po skałach zaniepokojony obecnością ludzi. zjeżył futro gniewnie, ale… jakoś nie ruszył do ataku. Najwyraźniej zbliżyli się do jego terytorium.
- Jej wolność słowa działa na niekorzyść drużyny… - odparła lakonicznie, nie chcąc zagłębiać się zawilej w rozmowę. Z cieniem uśmiechu, zrywała roślinność, nieświadoma otoczenia. W brew pozorom, rzadko kiedy miała okazję, by zrywać czy nawet pielęgnować kwiaty i choć była kobietą, czynność ta była jej równie obca co mężczyźnie obok.
- Naprawdę uważasz, że takie pyskowanie zagraża naszej grupie? - zapytał spokojnie, pokazując jej jednocześnie jednym z kwiatków czujnego rosomaka na skarpie. - Jeśli naszej drużynie może zaszkodzić takie - wybacz - paplanie, to nie powinniśmy się zabierać za tak poważne zadania.
- Kropla… - dziewczyna obejrzała się we wskazanym kierunku - ...drąży skałę. - przypatrywała się chwilę zwierzęciu po czym wróciła do czynności. - Naruszyliśmy czyjąś prywatność, pośpieszmy się.
- Nie mógłbym się z Tobą zgodzić bardziej, moja Droga, nawet gdyby od tego zależało moje życie - mruknął Gniewomir, mając na myśli czyjąś prywatność. - Nie wiem, co tu się stało, ale chyba nie jestem aż tak ciekaw, żeby sie tego dowiedzieć… - mruknął, zrywając kwiaty w skupieniu nad otoczeniem.
Gdy z roślinki, nie pozostało prawie nic, bardka wstała przyglądając się naręczu ziół, jakie oboje zebrali.
- Myślę, że tyle wystarczy… jak nie to wrócimy po kolejne. - odparła wesoło, gotowa do powrotu.
- Osłaniam Cię - zapewnił Gniwomir, marząc o powrocie do smoka i jednocześnie obawiając się tego, co tam zastanie.
- Nie ma potrzeby. - odparła rozbawiona, ruszając w drogę powrotną. Od czasu, do czasu wąchała bukiet, nucąc jakąś przyjemną melodię. Gniewomir ruszył za nią mimo wszystko czujny.


Powrót do reszty drużyny przeszedł im bezproblemowo. I jak się okazało na miejscu, wszyscy żyli i mieli się świetnie. No... może jedynie Athos był lekko wczorajszy. Chaaya zabierając od Gniewka bukiet, poczęła krzątać się w sobie znanym porządku, rozkładając jedną część kwiatów na kamieniu by obeschły w słońcu, a drugą przebierając i obrywając z brzydszych listków. Przy obu czynnościach nieprzerwanie nuciła, wyglądając jakby była lekko oderwana od rzeczywistości, powalając w ten sposób działać Gniewomirowi.
Ten zaś podszedł do swojego smoczego towarzysza i położył mu słonie na nosie. Smok natychmiast otworzył oczy. Były przekrwione i załzawione.
~ Słyszałem, jak wracasz…
Poza więzią telepatyczną, nad którą Athos się skupiał, w myśli smoka panował nieporządek wywołany niedyspozycją żołądkowa.
~ Nie wymiotowałeś?
~ Nie.
~ Powinieneś, zanim podamy ci lekarstwo.
Gniewomir poszedł zatem po część słodkiej wody, dziękując przy okazji Jarvisowi za jej skombinowanie. Athos wypił z trudem dwa jej wiadra, ale inaczej niż w przypadku ludzi i takich sytuacji, napojenie nie spowodowało automatycznie torsji.
- Tego się właśnie bałem - powiedział Gniewomir, ściągając z ramion swoją kurtkę. - Athos musisz się doczołgać do płycizny.
Smok zatrąbił w proteście, ale Gniewomir szybko wytłumaczył mu w myślach, co zamierza zrobić.
- Mirra mnie tego nauczyła kiedyś. Nigdy nie sądziłem, że kiedyś taka wiedza mi się przyda. Rusz się.
Granatowemu olbrzymowi zajęło pięć minut faktyczne dociąganie się do linii brzegowej, na której zatrzymywały się morskie fale. W tym czasie Gniewomir zdołał rozebrać się do samych slipów i uszył za smokiem.
- To będzie dziwnie wyglądało, ale raczej nie podchodźcie - poradził szczerze towarzyszom.
Athos stał w wodzie po kostki, lekko się chwiejąc. A kiedy obok niego stanął Gniewomir, smok obniżył szyję, ale nie w łuk, a w prostą, opadającą ku wodzie linię, na której końcu znajdowała się paszcza, którą smok rozwarł szeroko przed Gniewomirem.
Tambernero westchnął.
- No dobra, miejmy to już za sobą - mruknął i ostrożnie nachylił się nad linią smoczych dziąseł, wyciągając rękę w kierunku smoczego języczka podniebiennego. Athos mruknął w proteście, kiedy Gniewek dla równowagi podparł się jedną ręką o jego język. Wszystko to jednak nic nie dało. Mały dzyndzel był głębiej w smoczej paszczy, dlatego Gniewomir, przeklinając pod nosem, kazał Athosowi jeszcze bardziej obniżyć swój pysk i wywalić z niego jęzor. Prawie położył się na smoczej żuchwie. Zalewała go woda morska i fale smrodu napływające z czeluści athosowego gardła. Brzuch w miejscu, gdzie Gniewomir nie leżał na smoczym języku, był nieprzyjemnie kłuty długimi, smoczymi zębami. I wszystko lepiło się od śliny. Ale Tambernero nie rezygnował. Wsadził prawą rękę głęboko w smocze gardło, powodując w Athosie już jakieś odruchy wymiotne, ale wciąż zbyt słabe, żeby to, co było w żołądku, odbyło podróż powrotną.Smok warczał w proteście, co powodowało, że cały jego pysk z wystającym z niego tyłkiem Gniewomira wibrował, ale starał się nie ruszać zbyt gwałtowanie, by nie uszkodzić niechcący swojego ludzkiego towarzysza.
W końcu, po kilku minutach bezskutecznego napinania się i naciągania, wyciągnięty w niewygodnej pozycji Gniewomir namacał kulę ciała, dyndającą sprężyście u wylotu gardzieli. Był wielkości jego głowy, ale w dotyku miękka jak krowie wymię. Jeździec, wsunął się jeszcze trochę głębiej, zapierając się jedną stopą na linii smoczych kłów i położył obie dłonie na swoim znalezisku. Athos zamarł.
~ Oddychaj ~ nakazał smokowi, bo ten istotnie wstrzymał oddech.
Smok wziął dwa wdechy i zrobił dwa wydechy. Po trzecim wdechu, w tym momencie, kiedy w paszczy smoka w ogóle nie było przeciągu, Gniewomir ścisnął mocno szyjkę uwuli i szarpnął do siebie.
Athos targnął się mocno i gwałtownie, silnym ruchem szyi, wyrzucając Gniewomira ze swojego pyska na kilka metrów. Człowiek wylądował na płyciźnie i natychmiast się od turlał, ścigany lodowatym strumieniem szarych wymiocin, który uderzył w morskie fale. Był ranny w bok, który obsunął się po smoczym kle, kiedy Athos wyrzucał go z pyska.
Bardka gdy skończyła swoje przygotowania, stała w bezpiecznej odległości obserwując całe zdarzenie. Gdy smok począł zwracać, to co przysporzyło całej drużynie kłopotu, dziewczyna odwróciła wzrok.
~ A ty co… też będziesz rzygać? ~ spytał radośnie Nvery obserwując wszystko z fascynacją i niejaką radością goszczącą na jego gadzim pysku.
~ Oby nie.. ~ burknęła tancerka, truchtając do suszących się ziół.
- No już, malutki - wołał Gniewomir, klepiąc smoka po wielkiej łapie jedną ręką, a drugą przyciskając do boku. Rana była płytka, ale z powodu bliskości żeber krwawiła obficie. - Zaraz ci naparzymy ziółek…
Athos kaszlał i prychał i co jakiś czas niczym łabędź manewrował swoją długą szyją, żeby wypełnić ją wodą i wypłukać kwas. Po czym powarkiwał z bólu, bo wiadomo… woda była z solą…
Morze zmętniało dookoła nich, gdzieniegdzie gęstniejąc na kształt zimnego, szarawego kisielu. Dzięki temu Gniewomir w ogóle dostrzegł w coś ciemniejszego, co pływało w przetrawionych resztkach…
Kucnął obok smoka, stękając z bólu i wyłowił z wody i piasku najpierw jeden, a potem drugi but. Para trzewików nie wyglądała na zniszczone pomimo kąpieli w smoczych kwasach żołądkowych, z czego Gniewomir wniósł, że ani chybi są magiczne.
- Athosie, nie przestajesz mnie zaskakiwać…
Smok beknął donośnie w odpowiedzi. Ruszał się znacznie żwawiej niż przed “zabiegiem” i po chwili Gniewomir musiał go ostrym gwizdem zawracać, bo gotów był wypłynąć wgłąb laguny.
- Nie ma tak, najpierw lekarstwo!
Wrócili obaj na plażę.
Chaaya była już przygotowana do odgrywania roli pielęgniarki, a przynajmniej tak jej się wydawało. Podeszła do smoka z miską zielonej papki, w którą zamieniły się utarte na kamieniu kwiaty. Starała się zachować ciepły i pokrzepiający wyraz twarzy, ale gdy tylko poczuła zapach obu osobników poczęła nerwowo kaszleć i wyglądała jakby zaraz miała się wycofać raczkiem wgłąb wyspy.
- To nie będzie smaczne i mam nadzieję, że już nie masz czego zwracać… na przykład na mnie… - odparła stłumionym głosem, chowając twarz w zagłębieniu łokcia i stawiając miseczkę u stóp Gniewka i Athosa. - Smacznego.
Granatowy olbrzym opuścił swój łeb i poniuchał z rezerwą zawartość miski.
~ To je zazwyczaj mój posiłek.
~ Więc logicznie rzecz biorąc także i ty ~ zauważył jego jeździec. ~ Nie grymaś. To ci ma pomóc. Jesteś smokiem czy mimozą? Gorzej niż to, co wyrzuciłeś do morza smakować nie będzie.
~ To prawda ~ przyznał smok i ruchami giętkiego języka wygarnął papkę wprost do swojej paszczy.
Gniewomir solidarnie podłączył się do tego odczucia. Zielenina smakowała jak skrzyżowanie mięty z rumiankiem, ale dla smoka była wstrętna tak samo jak piwo albo inne smakołyki wszystkożernych ludzi.
Sam Gniewomir podniósł prawą rękę i oglądnął broczącą juchą szramę na swoim boku. Rana spuchła od słonej wody i krwawiła już znacznie słabiej niż na początku. Zastanawiał się, czy powinien ją pozszywać, ale zdecydował się na razie tylko zalać ją gorącym piwem.
Wstał od smoka, rozejrzał się po okolicy i uśmiechnął. Dzień był ciepły i słoneczny a okolica cicha i spokojna. Przynajmniej chwilowo.
- Odpoczniemy tu - zawyrokował. - Należy się nam wszystkim.
Athos mruknął ukontentowany i wrócił się do wody. Ale nie odpłynął za daleko. Leżał do połowy obmywany falami i oglądał sobie wyspę. Czuł się lepiej, tylko że zawstydzająco słaby. No i paliło go w gardle.
~ Myślisz, że Agnis dowie się, co tu się stało?
~ Tego nie wiem, ale jakąś ciekawostkę przyniesie na pewno. Takie miejsca są ich pełne. Czuć to nawet w powietrzu.
~ Prawda ~ przyznał smok. ~ Choć teraz czuć głównie coś innego.
Gniewomir uśmiechnął się pod wąsem.
~ Jak tam byłem ostatni raz, było jakoś tak więcej miejsca.
~ Utyłeś ~ zripostował natychmiast smok i, po raz kolejny zaskakując w ostatnim czasie Gniewomira, machnął ogonem z wody tak mocno, że ochlapał swojego jeźdźca.
 
Drahini jest offline  
Stary 18-04-2016, 19:03   #128
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
W czasie gdy Gniewko z Chaayą zajęli się leczeniem Athosa, Jarvis udał się na mały powietrzny rekonesans dookoła wyspy. Powrócił niemal równocześnie z przybywającym z podziemi Agnisem i Nilamem. Zameldował o starych wieżach strażniczych naokoło wyspy, obecnie zamieszkanych, choć nie przez ludzi. A przez ptaki, oraz jedna z nich była jednym wielkim gniazdem olbrzymich os. Agnis przybył z wieściami i… pojawiła się kwestia, czy wchodzić… A jeśli tak to jak. Bramę mogły otworzyć smoki. Co najmniej dwa, albo i trzy. Bez nich ludzie mogli przejść przez przeznaczoną dla nich furtkę w bramie. Pozostawało więc… ustalić kto idzie, a kto zostaje.

Athos udać się nie mógł. Choć kuracja Chaai i Gniewka mu pomogły i trucizna słabła, to sam smok najbardziej potrzebował właśnie odpoczynku.
Chaaya grzecznie zrelacjonowała przebieg kuracji przytrutego smoka, zaznaczając, że czas gra tu największą rolę i trzeba będzie się liczyć z tym, że być może zamarudzą na wyspie dłużej niżby chcieli. Przy okazji, wtrąciła swoje trzy grosze, “prosząc” by nie nadwyrężać gościnności tutejszych mieszkańców i zbytnio nie rozpasać się po wyspie. Następnie usiadła na piasku, wygrzewając się w słońcu i udając, że wcale nie ma ochoty zanurkować wgłąb tutejszych jaskiń.

Gniewomirowi w ogóle nie podobał się pomysł zwiedzania jaskiń. Nie dlatego, że tego nie pragnął, bo pragnął bardzo. Ale bał się, że to, co tam znajdą, może ich spowolnić jeszcze bardziej. Inna sprawa, że tak długo, jak Athos nie okrzepnie, nie mogę stąd wyfrunąć w dalszą drogę. Tambernero był zły na siebie. Powinien być mądrzejszy. Powinien był kazać Athosowi rozszarpać i porzucić ciało na plaży z całym tym tałatajstwem, które było pochowane w różnych kieszonkach szpiega.

- Myślę, że powinniście iść wszyscy, jeśli już musicie.- zabrał głos. - Ja zostanę z Athosem. On odpocznie i obaj będziemy pilnowali wejścia. Możliwe, że jak olbrzym się wyśpi, to będziemy mogli zrobić krótki lot do najbliższej z tych wież strażniczych i zobaczyć, czy nie ma tam czegoś ciekawego.
- Nie sąrdzę byśmy znarleźli zbyrt wielre wartrościowych rzerczy. Nie wirdziałem ślardów walki. Perwnie wyrnieśli więc wszyrstko co było warrte cokolwiek, do norwej krryjówki. Morgli coś zorstawić, ale nie ma co lirczyć na durże skarrby.- wtrącił czarownik na końcu oceniając sytuację.
Gniewko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Perspektywa leżenia w słońcu i odpoczywania z konieczności była miła i nęcąca sama w sobie. Jego smoczy towarzysz już jakąś chwile wcześniej wyczłapał z wody i rozłożył skrzydła na plaży, chłonąc słońce każdą łuską. Migotał przez to miejscami od kropel, które szybko schły, nieco rozjaśniając kolor jego ciała płaszczem z białej soli. Widok ten przypomniał jeźdźcowi o lekarstwie otrzymanym od Agnisa. Wdrapał się więc na cudownie ciepły smoczy grzbiet i podważył strupa wykwitłego między łopatkami.
Ahtos mruknął w proteście, ale nie zareagował, kiedy Gniewomir wprawnym i szybkim ruchem odciął fragment zakrzepłej krwi i w ranę wzbierającą na nowo juchą wlał lekarstwo. Przeciwnie, smok rozluźnił się, kiedy specyfik zaczął działać - krew bardzo szybko przestała płynąć. Ów zaś kawałek skrzepu Gniewomir podarował roślinie, którą wciąż taszczył wraz ze swoim dobytkiem. Po czym umył ręce w słodkiej wodzie i wrócił w krąg rozmawiających towarzyszy.
- Kusi mnie rozwarcie wrót, ale nie wiem czy nie zostały tam zastawione jakieś pułapki. Miejsce zostało opuszczone w miarę spokojnie, to fakt, ale może rzuci to jakieś światło, na to, co dzieje się z gniazdami. - Powiedział zamyślony Agnis. - Ludzie wchodzą, smoki zostają. W środku zalęgły się jakieś sporawe jaszczurki w miejscu gdzie były legowiska. Można by je oczyścić i tam się przenieść na czas rekonwalescencji, ale odpoczywanie w miejscu małej rzezi też nie każdy lubi. Jest też beczułka czegoś prawdopodobnie mocniejszego do picia. - Czarownik wskazał na zdobycz ze spiżarni.
- No to… komu w drogę? - Chaaya popatrzyła porozumiewawczo na Nveryiotha, który od pewnego czasu przyglądał się z zaciekawieniem okolicy z której nadszedł Agnis. Ani on, ani bardka nie liczyli na zdobyczne w materialnej postaci, zdobyte informacje i zaspokojona ciekawość będą dla nich wystarczającym wynagrodzeniem za podjęte trudy.
~ Szkoda, że nie wejdziemy tam razem…~ smok, choć przyzwyczajony do takiego obrotu spraw, zawsze czuł ten sam smak rozczarowania w pysku.
~ Będę twoimi oczami, a moje dłonie będą twoimi… ~ dziewczyna z całych sił starała się nie odczuwać współczucia wobec bestii, znali się nie od dziś, powinna wyzbyć się tego nawyku.
~ Nie żal Ci, że nie idziesz? ~ zapytał Athos, ze swojego miejsca na plaży. Wiedział, jaką żyłkę badacza ma jego ludzki towarzysz.
~ Ani trochę, Będą jeszcze okazje, kiedy znajdziemy Panią Jaśmin. Zaznaczyłem to miejsce na naszej mapie.
Athos nic na to nie odpowiedział. Zagarnął sobie łapami nieco więcej piasku pod łeb, czyniąc z niego poduszkę i wrócił do leniwej obserwacji fal.

Przez długi czas nic się nie działo… i Gniewomir zaczął przysypiać już, gdy nagle… cień przysłonił mu słońce, budząc go.
Otworzył oczy… skrzydło Godivy. Smoczyca nonszalancko przysiadając się obok spytała wprost. - Co wiesz o poprzednich Matkach naszej jaskini?-
Gniewomir uniósł się na łokciach i spojrzał na zainteresowaną smoczycę.
- Witaj Godivo, a konkretnie, to co chciałabyś wiedzieć? - zapytał, sadowiąc się. Najwyraźniej drzemkę szlag trafił, ale Godiva podeszła go z jego najczulszej strony: historie.
- Jak to z nimi bywało? O obecnej Matce prawie nic nie wiemy. Ot… wydawała polecenia przez swego Mówcę, ale nikt jej nie widział na oczy. Tutaj… Jarvis twierdzi że byli trzej władcy, a może sensei smoczy, którzy bezpośrednio kontaktowali się ze swymi podwładnymi.- wyjaśniła Godiva.
- Kryształowa Jaskinia miał przed Matroną tylko jedną opiekunkę. Założycielkę gniazda - kryształową smoczycę, nazywaną z powodu jej przeźroczystych łusek Diamant. Miała białą skórę i szafirowoniebieskie ślepia i była już niesamowicie stara, kiedy Vanley i jego skrzydlata przyjaciółka Nadzieja położyli kres swarze między ludźmi a smokami - Gniewomir rozsiadł się wygodniej. W myślach czuł, jak drzemiacy Athos przysłuchuje się mu, a słowa człowieka wplatały się w jego smocze sny.
- Diamant była smokiem mądrości, dar ten zyskała, kiedy w bliżej nieznanych okolicznościach nauczyła się śmiać. Ponoć nauczyło ją tego ludzkie dziecko wieki przed narodzinami Vanleya. Jako smoczyca umiejąca się śmiać, rozumiała też uczucie miłości i nienawiści - dwa stany obce większości smoków. Co czyniło z niej niezwykle silną i słabą zarazem. Jako taka była więc smoczym wyrzutkiem, ale jednocześnie byłą zbyt potężna, żeby inne smoki mogły coś na niej wymóc siłą. Ukrywała się więc, latami pielgrzymując w ludzkiej postaci. Tak spotkała Vanleya i zakochała się w nim. Kiedy Nadzieja odmówiła zabicia go, to właśnie Diamant wstawiła się za nimi. Nie była pierwszą Matroną jaskini, ale jedną z pierwszych. Zbyt wiele czasu pochłaniało jej ustabilizowanie pokoju między ludźmi i smokami. Drogi jej i Vanleya - w tamtych warunkach nie mogli być razem. Ona była długowieczna, on był zwykłym człowiekiem. Nie mogli też być partnerami, ponieważ Nadzieja związała się z Vanleyem jak każdy jeden skrzydlaty po niej wiąże się po dziś - na całe życie ze swoim ludzkim partnerem. Nie mogli być też razem z tego względu, że Vanley hm… wolał mężczyzn niż kobiety - tak mówią pisma.
Gniewomir zamilkł na chwilę, ale wcale nie skończył.
- Diamant opuściła Jaskinie mniej więcej w podobnych okolicznościach, co teraz Matrona. Miało to jakis związek z pomocą, jakiej potrzebował pewien feniks. Jest ich tylko cztery na świecie, więc to była ważna sprawa. Jest to ponoć zapisane w “Kronikach Diamant”. Kilka dokumentów o nich wspomina, same “Kroniki” nie przetrwały zdaje się do naszych czasów, więc jakkolwiek skończyła się ta odyseja, Diamant, jeśli ją nawet przetrwała, skoro spisała swoją opowieść, nie wróciła do Jaskini. Być może nie żyje, a być może żyje życiem wszystkich smoków mądrości. Śpi dziesięcioleciami, by obudzić się na krótką chwile i wieszczyć tym szczęśliwcom, którzy o niej wiedzą i w sekrecie pielgrzymują do jej leży. Ale czy tak jest naprawdę, a jeśli tak, czy jest tak w naszym świecie - tego nie wiem.
Przez chwile milczeli oboje.
- Jest jeszcze jedna ważna rzecz - dodał po chwili Gniewomir. Napawał się ciepłem popołudnia, bliskością morza i Athosa, z którym troszke się do siebie zbliżyli. Ale myśl, która go naszła, była zimna i gorzka. - Każda jaskinia skrzydlatych musi mieć swojego Patrona albo Matronę. I ludzie i skrzydlaci są ułomni w swej naturze i skłonni do działania dla zysku. Smoki… prawdzie smoki od zawsze osadzały nas na właściwym miejscu. Nie ważne czy Patron był skory pchać swoje skrzydła do wojny, czy do konwojowania transportów humanitarnych. Jako Patron spaja Jaskinie. Bez względu na to, jaka będzie Jaśmin i bez względu przed czym teraz ucieka, to i tak my potrzebujemy bardziej jej, niż ona nas. Inaczej rozpadniemy się w sporach, albo padniemy łupem własnych żądz, roztrwaniając potęgę Jaskini i spuściznę Vanleya. A kroniki opowiadają grobowym tonem o Jaskiniach ukaranych przez Prawdziwe Smoki... - zakończył Tambernero.
 
Drahini jest offline  
Stary 18-04-2016, 19:44   #129
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zeszli więc we trójkę do tej samej sali, którą Agnis zwiedzał z Nilamem. O dziwo… Godiva jakoś nie robiła scen i nie wtrąciła się do dyskusji, uznając zapewne, iż zapomniane czeluście starej siedziby Smoczego Gniazda, są dla niej zbyt nudne, by się tam pchać. Dla każdego pasjonata historii. Stare freski przedstawiające wojowników ćwiczących walkę przed trójką czerwonych smoków świadczyły o innym podejściu Rubinowej Jaskini do Skrzydlatych.
Schodzili w trójkę, więc gady które unikały wielkiego smoka… zainteresowały się grupką przybyszów i najodważniejsze z nich ruszyły w kierunku jeźdźców rozdziawiając szeroko zębate pyski.



Dwa z nich z ponurym sykiem zbliżały się wyraźnie chętne do spróbowania “ludziny”. Kolejne trzy poruszały się tuż za nimi. Reszta przyglądała się zaciekawiona… przebiegowi tej konfrontacji.
- Ara… nie mówiłeś, że tutejsi bywalcy nie lubią naszego towarzystwa... przez ciebie wyszłam na nagabującego intruza.- Chaaya ofukała Agnisa niezadowolona, że narusza spokój tutejszym zwierzętom. Obrażona wyciągnęła bojowy wachlarz, powleczony krwistoczerwonym materiałem z wyszytą, złotą nicią, linią imitującą płomienie. Przez chwilę wyglądało, jakby bardka biła się z myślami czy faktycznie chce użyć w pełni broni. Jednak po chwili nieprzyjemnego mruczenia pod nosem i zgrzytania zębami, przedmiot w jej dłoni rozświetlił się jasnopomarańczowym ogniem.
“Trudno… jak już mam być tą złą, to przynajmniej postaram się, by zasługiwać na to miano…” Smok w jej umyśle, zachrypiał zgrzytliwym śmiechem, obserwując bacznie całe zdarzenie z bezpiecznego miejsca na plaży.
Kobieta machnęła ostrzegawczo bronią rozciągając płomienie w falujący ogon, miała nadzieję, że ogień ostudzi zapały niedoszłych smoków.
Agnis wyciągnął wieczną pochodnię, przywiązując ją do przedramienia, tak, żeby dobrze oświetlała jaszczurki i drogę przed nimi. Następnie, przywołał nieco kapryśną w tym miejscu moc, by zastosować podobną sztuczkę, jak w dżungli, by nadać swojemu płaszczowi intensywnego zapachu smoka. Jego oczy przybrały odrobinę smoczy wygląd, zwężając się w wąską szparę, był gotów w każdym momencie sięgnąć po coś bardziej zabójczego, gdyby jaszczury zdecydowały się sprawdzić jak dobrą są przekąską.
Unikając ognia i smoczego zapachu jaszczury z sykiem podążały za trójką, by wreszcie jeden zdecydował się na atak… Rzucił się nagle i błyskawicznie na...Jarvisa, wgryzając mu się zębami w łydkę i szarpiąc. Czarownik wyszarpnął z olstra jeden z pistoletów i wymierzył w gryzącą go bestię strzelając z obu luf swego podwójnego pistoletu. Zraniony potwór z sykiem puścił nogę, oddalając się. Owa rana wydawała się mało poważna w porównaniu z dziabnięciem.
Huk… odstraszył jaszczury trzymające się z dala. Ale te w pobliżu zaatakowały całą trójkę wędrowców, wyraźnie zaintrygowanych sukcesem swego towarzysza.
- Trrucizna… te stworry… czerkają aż osłarbnę. - stwierdził Jarvis. Miał rację i nie miał zarazem.
Któryś kolejny rzucił się na Agnisa, a następny zaatakował Chaayę. W podobny sposób i zapewne w tym samym celu.
Jeden z potworów rzucił się na Agnisa wgryzając się w jego łydkę. Szczęki zacisnęły się na nodze mężczyzny. Podobnie uczynił kolejny osobnik tym razem atakując tancerkę. I ona nie uniknęła bolesnego ugryzienia w łydkę, jednak nawykłe do trudów pustyni ciało dziewczyny, cudem uniknęło zatrucia. Pozostałe na razie czekały, aż jad zacznie działać.
Agnis z kolei był… zwyczajnie wściekły. Próbował obejść się z jaszczurami bezinwazyjnie, te jednak koniecznie chciały zrobić sobie z nich posiłek. Powinien był to przewidzieć, ale z przewidywaniem różnie u niego bywało. Z ust czarownika popłynęły syczące sylaby, gdy posyłał pociski czystej mocy, które wystrzeliły pod postacią świetlistych bełtów prosto w jaszczura, który odważył się go zaatakować. Nie miał zamiaru się już patyczkować, najwyraźniej przyszła pora na posłanie w mieszkańców jaskini błyskawicy, lub kilku.
Chaaya nie wiedziała czy ma płakać, czy się śmiać. Trójka smoczych jeźdźców dostała wciry od przerośniętych jaszczurek i wyglądało na to, że jeśli zaraz się nie ogarną to będzie z nimi kruchutko.
Zginając ugryzioną nogę w kolanie, bardka przypatrzyła się ranie, oceniając jej stopień i rozległość. Jeśli się postara i dobrze opatrzy, śladu na jej drogocennej skórze nie pozostawi, za to spodnie szyte na miarę, niestety będą do wyrzucenia.
Nic to.
Odskakując w bok z cichym sykiem bólu na ustach, przygotowała się do ataku na gadzim oprawcy.
„Mały, przeklęty kurwiszonku…” z nienawistnym spojrzeniem nadepnęła na ogon napastnika, który poderwał się do góry w syczącym krzyku protestu, Chaaya niewiele myśląc zamachnęła się chcąc przeciąć parszywca na pół.
~ Sasasa… ~ Nveryioth rozbrzmiewał w jej umyśle, podłym śmiechem niegodziwca.
Czas było użyć bardziej drastycznych środków, najszybszy okazał się w tym Jarvis sięgając po drugi dubeltowy pistolet bardziej zdobny i bardziej pewnie cenny. W sali rozległ się huk i kule rozerwały czaszkę potwora wcześniej draśniętego kulami, a teraz jeszcze z ranami palącymi od kwasu. Podobną szkodę uczyniły magiczne pociski masakrując kolejnego jaszczura. Także Chaaya… zraniła poważnie stwora. Co prawda gruba łuska nie pozwoliła delikatnemu wachlarzowi przeciąć na pół bestii, ale i tak rana była głęboka. W dodatku ból poparzeń sprawił, że… spanikowany potwór zgubił ze strachu ogon odrzucając go. Dwa trupy i ciężko ranna trzecia jaszczurka sprawiły, że reszta gadów zrezygnowała z ataków i wycofała się na bezpieczną odległość, by… czekać, aż wrogie stwory oddalą się od trucheł padłych gadów. Bądź co bądź jaszczury nie gardziły mięsem padłych towarzyszy broni.
Bardka “zgasiła” swój wachlarz czule do niego przemawiając i głaszcząc po materiale. Wprawdzie nie rozdwoiła gada na dwie części ale… schylając się po ogon, uśmiechnęła się czupurnie jak małe diablątko.
- Chcecie, chcecie? Nie? Jaka szkoda… - najwyraźniej nie miała zamiaru dzielić się swoim małym trofeum, gdyż przytuliła go do siebie, niczym ulubioną przytulankę. - Chodźmy na drugą stronę to opatrzę wam te chude nóżki. - nie czekając na reakcje, popląsała, na ile mogła, w kierunku drzwi.
Jarvis przeładowawszy obie bronie ruszył za dziewczyną. Tym razem jednak jeden pistolet dubeltowy trzymał cały czas w dłoni i rozglądał się podejrzliwie wyczekując niespodzianek. A zwierzaki ruszyły, ku ubitym bestiom, by je… zjeść. Tu nic się nie marnowało.
Agnis zastanawiał się chwilę, czy nie poczęstować stada błyskawicą, ale stwierdził, że zrobi to później, jak będą wracać. - Z ugryzieniami będę w stanie pomóc, z trucizną raczej nie, oby to nie było nic nazbyt paskudnego. - Stwierdził czarownik, ruszając dalej, rozglądając się po drodze, czy którykolwiek zwierzak nie podchodzi bliżej.
Im bliżej byli bramy tym bardziej Agnis z Jarvisem czuli mrowienie i drętwienie kończyn. Na razie nieprzyjemne jedynie uczucie, ale źle wróżące na przyszłość. Za bramą, przez którą przeszli była olbrzymia sala tronowa, z wielkim kamiennym “tronem” wykutym specjalnie pod olbrzymiego smoka, tu malunki zachowały się jeszcze gorzej. Ale też samo miejsce świadczyło o tym, że tutejszy smoczy przywódca podchodził do spraw Rubinowej Jaskini inaczej niż Matka. Bardziej osobiście. Z boku była sala historyczna, otwarte drzwi odsłaniały rzędy drewnianych półek, obecnie w większości pustych, sala trofeów z pustymi kamiennymi podestami, sala bohaterów pełna ludzkich i smoczych płaskorzeźb, oraz… trzy inne sale do których dostępu strzegł olbrzymi szkielet smoka stojący na postumencie, zadziwiająco biały po tylu latach.




Sam postument wzbogacony był w napis:
“Wypowiedz me imię, albo zgiń od mego gniewu.”

Chaaya rozejrzała się pobieżnie po otoczeniu. Biblioteka, choć wybrakowana, nęciła rzędem poukładanym półek, że aż kobieta dostała gęsiej skórki z podniecenia, nie tylko swojego, ale i smoka. Sala trofeów i bohaterów, mogła rzucić trochę światła na historię mieszkańców jaskini, a nuż ostały się jakieś tablice z opisami, które uchyliłyby rąbka tajemnicy.
~ Wypowiedz me imię, albo zgiń od mego gniewu. ~ stojąc przed szkieletem, bardka zadarła głowę do góry oglądając ‘strażnika’ z mieszanką fascynacji i bojaźni.
~ Pewnie ożyje, jeśli nie poda się hasła. ~ Nverioth zagarnął większą część umysłu partnerki tylko dla siebie, bardzo, ale to bardzo chciał się z nią teraz zamienić miejscami. ~ Kości są wspaniale zachowane, ciekawe ilu już pożarł jego gniew…~
~ Jakoś, chyba… nie wiem czy chce się tego dowiadywać. ~ tancerka zacisnęła dłonie w piąstki powstrzymując ciekawość i odwracając się do mężczyzn.
- Hai, hai.. to kogo pierwszego mam ucałować i na rankę podmuchać by nie bolało? Hmmm Agnisie, ostatnim razem wzgardziłeś mą pomocą… może teraz się jednak skusisz? - odparła łobuzersko, uśmiechając się trzpiotnie do lidera.
- Mogę się oddać cały w twoje ręce. - Wymruczał Agnis. - Ale jeśli trzeba, moja magia jest do waszej dyspozycji. - Rozglądał się dookoła, zwłaszcza smoczemu szkieletowi, wyglądał na zbyt dobrze zachowany by nie mieć w sobie iskry magii, zresztą, większość smoczych kości miała ich w sobie chociaż odrobinę. Był podekscytowany miejscem, zwłaszcza płaskorzeźbami ludzi i smoków. Któraś z nich mogła być przecież nawet odpowiedzią na pytanie na postumencie smoka. - Zastanawiam się, czy to nie Thauunocoryxa Płomienny Język, ale to by nie miało większego sensu, chociaż, może… - Zawiesił głos mężczyzna wysilając mózgownicę.
- To harsło do prrywatnych kormnat smorczych włardców. Z perwnością nie jerst aż tak prroste.- odparł Jarvis i zwrócił się do Chaai.- Jersteśmy orbaj w twoirch zdolnyrch rrączkach… w dorwolnej kolejnrości.
- Niech no się temu przyjrzę. - Stwierdził Agnis, przywołując swe moce. Jego oczy rozświetliły się delikatnie, wyczulając się na sploty magii, gdy usta czarownika wypowiadały słowa mocy. I odkrywając, że tron ma słabą… umierającą wręcz aurę magiczną. Resztki zaklęć, które go otaczały, oraz że sam szkielet ma silną aurę, ale nie nekromantyczną… tylko inną transmutacji, co również było niepokojące.
- Tron jest magiczny, ale ma w sobie resztki mocy, z kolei szkielet, to już inna bajka, aura przemiany, Jarvis, znasz się może na tym bliżej? - Dowódca skrzydła zapytał towarzysza.
- Nie.- odparł krótko czarownik.
- Och, pierwszy będzie Agnis… zbyt długo moje paluszki czekały, by móc go w końcu trochę popieścić. - odparła łobuzersko, klękając przed magiem i przyglądając się ranie. Z całej trójki, to chyba ona najbardziej oberwała, choć… przynajmniej toksyny w ślinie napastników były dla niej tym, czym jedno ziarnko piasku dla pustyni.
- Jestem w stanie zasklepić wam wasze rany, ale z trucizną nie będzie tak łatwo… - odparła w skupieniu i pełnej powadze. - Ale może znajdę wam jakieś usypiające ziółka i jak padniecie odłogiem to was troszkę pomęczę? - udała, że się poważnie nad tym zastanawia, gdy tymczasem delikatnie nakryła dłońmi ugryzienie na łydce mężczyzny. Poczęła cicho nucić, by w końcu rozpocząć, łagodną pieśń, której choć słowa były dla nich nieznane, nasuwały na myśl kołysankę śpiewaną dziecku, które obudziło się z koszmaru. Sam głos jak i dotyk dłoni tancerki, niósł ze sobą ukojenie. Po kilku chwilach, gdy w komnatach ponownie zapadła cisza, Agnis pozostał jedynie ze wspomnieniem bezzębnego gada wpijającego się w jego łydkę, oraz zakrwawioną dziurą w nogawce spodni.

Dziewczyna wstała, skłaniając się liderowi drużyny, po czym popatrzyła na Jarvisa z groźnym uśmieszkiem świadczącym, że teraz to on jest na świeczniku, i że być może tego pożałuje. Żadne, dzikie tortury jednak się nie wydarzyły, jeno tym razem on mógł zaznać ukojenia, ciepłego dotyku i słodkiego głosu bardki.
Gdy obj mężczyźni byli „skończeni” Chaaya rozsiadła się na ziemi, przyglądając się własnej ranie, cicho przy tym wzdychając. Biedne spodnie… i biedna noga. Otwierając torbę, poczęła w niej grzebać, szukając znajomej buteleczki miksturki leczniczej.
- Więcr… gdzie terraz? Co prrawda perwnie nie ma tu zbyrt wieleu zagrrożeń, ale morgły pozorstać jakieś pułrapki. - zapytał Jarvis Agnisa czekając na jego decyzję. - Prroponuję zarcząć zwierdzanie od sal, którre nie porszczują nas smorczym szkielretem.
- BIBLIOTEEEKA! - zaordynowała radośnie dziewczyna, wyciągając ręce w górę, w jednej z dłoni trzymała flakonik z miksturą. - Może zachowały się jakieś fajne atlasy? Albo mapy? Albo kroniki? Pamiętniki? - trajkocząc jak najęta, skupiła się na opatrywaniu własnej rany.
- Obrstawiam rraczej inderksy pozyrcji, księgi rrachnkowe i spirs inwentarza. - stwierdził w odpowiedzi czarownik i dodał. - Ale też jerstem ciekraw co przeorczyli. Idziermy?
- Nie brzmisz zachęcająco… - mruknęła Chaaya, chowając pusty flakonik do torby. Z lekkim ociąganiem i cichym westchnieniem, w końcu powstała z ziemi, zarzucając torbę na ramię.
- Cernnych rzerczy się nie zostarwia, ale morże coś zgurbili. - ocenił czarownik próbując ją pocieszyć.
Bardka zmierzyła Jarvisa pełnym wyrzutu spojrzeniem. Wymijając mężczyznę, bez słowa ruszyła w kierunku biblioteki nie czekając, ani na zaproszenie, ani na pozwolenie.
- Czyrli bibliorteka. - stwierdził czarownik podążając za dziewczyną i rzucając współczujące spojrzenie Agnisowi, który właśnie został zredukowany z roli przywódcy do świadka faktów dokonanych.
- Brzmi dobrze, na pewno lepiej niż ten podejrzany szkielet. - Stwierdził Agnis, rozkładając lekko ręce. - Może się coś ciekawego znajdzie. - Dodał pogodnie, niezrażony chwilową degradacją.
Sama biblioteka była duża i pełna kamiennych i drewnianych półek po których w większości hulał wiatr. Tuż przy wejściu Chaaya dostrzegła jednak pojedyncze zwitki pergaminów. Jeden leżący w kącie, drugi na jednej z niższych półek. Coś się jednak uchowało… oprócz półek stały tam też stoliki do czytania i nieduże biurko z boku dla zarządcy biblioteki, a w głębi… nieco zatarty już fresk przedstawiający chyba drzewo genealogiczne władców Rubinowej Jaskini.
Fresk mógł być stary i zatarty, ale jeśli to faktycznie było drzewo genealogiczne, może skrywało więcej informacji niż dałoby wertowanie niejednej z ksiąg. Agnis podszedł do niego i zaczął go studiować na tyle, na ile się dało, pomimo wieku i upływu czasu. Wiatr hulający wśród pustych bibliotecznych półek był dość smutnym wrażeniem i wolał patrzeć chwilowo gdzie indziej. Później, gdyby fresk był niekompletny, lub brakowało mu ważnych części, miał zamiar sięgnąć po jedno ze znanych mu zaklęć, chociaż nie był pewien czy podziała. I nic z tego nie wyszło, fresk był nie do naprawienia prostymi sztuczkami. Agnis westchnął tylko lekko, gdy jego wysiłki spełzły na niczym, i skoncentrował się na rozczytywaniu tego, co się dało na wyblakłym malowidle.
Było tu kilkanaście imion smoków z przydomkami. Z rozpadającego się fresku dało się wyczytać, iż Rubinowa Jaskinia istniała około pięć tysięcy lat i była przez ten czas cały czas pod kontrolą smoczego rodu, wzmacnianego świeżą krwią głównie samic zapraszanych do dołączenia do rodu Jaskini.
- No pięknie, jaskinia istniała około pięciu tysięcy lat i się pewnego dnia zawinęła. - Agnis zagwizdał wulgarnie. - Coś jest na rzeczy i to nie wróży jaskiniom czy gniazdom za dobrze. - Czarownik próbował się rozejrzeć za najstarszymi smokami i imionami. Chociaż nie był pewien, czy właśnie kości założyciela jaskini bieleją obecnie strasząc w korytarzu.
- Niekorniecznie… morgła być pierrwotnie zwyrkłym lergowiskiem smorczej rrodziny… z porczątku. - ocenił Jarvis przeglądając biurko, które musiało należeć do szefa tej komnaty.
- Mogło, chodziło mi bardziej właśnie o tradycję smoczej rodziny, jeśli byli tu tyle czasu, to raczej nie opuścili jej z błahego powodu. - Gdy Jarvis zajął się przeglądaniem biurka, sam zajął się ostukiwaniem ścian głownią sztyletu. Metodycznie, nie śpiesząc się przesadnie. - Chaaya, na spodnie się coś poradzi później, jak już wyjdziemy na górę. Nie trzeba nad nimi co rozpaczać. - Rzucił całkiem zmieniając temat na chwilę.
Dziewczyna cicho przykucnęła nad pergaminem leżącym samotnie w kącie pomieszczenia i opierając łokcie na kolanach, podparła głowę, dumając nad sprawą tajemniczego przeniesienia owej smoczej jaskini. “Złe czasy nastały” każdy przedstawiciel swojego pokolenia, musiał choć raz w życiu wypowiedzieć tą smutną frazę. Chaaya nie raz słyszała je z ust swej babki, matki, ciotki, brata, czy klienta. Sama bardka, jeszcze nigdy nie miała potrzeby wypowiedzenia sądnych słów, ale podświadomie, przeczuwała, że gdy tylko rozwikła tą dziwną zagadkę, szybko dołączy do grona złorzeczących.
Wyrwana z zamyśleń, odwróciła głowę do maga, uśmiechając się wesoło.
- Och, opłacisz mi nowe? - zażartowała, podśmiewając się i wracając spojrzeniem do znaleziska na ziemi.
~ Przestań hipnotyzować jakąś wymięta kartkę i w końcu ją podnieś! ~ smok w jej umyśle, zaczynał się mocno niecierpliwić. Powaga sytuacji jaskini, w żaden sposób mu się nie udzieliła. ~ PODNOOOŚ! ~
Wzdychając, kobieta wyciągnęła rękę, biorąc znalezisko w dwa palce i ostrożnie podnosząc.
Pierwsze znalezisko okazało się dość krótkim instruktażem.
“O północy, tuż za starym drzewem, tylko uważaj żeby nikt cię nie zauważył mój miły. Będę czekała do pierwszego dzwonu.

XOXO

Planem schadzki.

Jarvis wydobył jakąś starą zakurzoną księgę z biurka i przeglądał bez większego zainteresowania. Nic dziwnego… wyglądała jak spis nazw i cyfr.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem czytając wiadomość, o dziwo nawet smok wydawał się rozbawiony treścią pergaminu. Czując jak smok się śmieje, ruszyła powoli do półki, gdzie dostrzegła kolejny pergamin. Nie wiadomo dlaczego, zapragnęła, by treść drugiegozwoju, również była o charakterze miłosnym.
~ Tylko nie módl się za długo nad tym zwitkiem. ~ towarzysz, ponaglił swojego małego posłańca.
~ Jak sobie życzysz. ~ nie patyczkując się zgarnęła kartkę, przygryzając w ciekawości dolna wargę.
Ten zagubiony tekst należał do jakiegoś poety, bo składał się z rymującego dwuwersu.

“Na palcu masz dyjament, w sercu twardy krzemień,

Pierścień mi, Hanno, dajesz, już i serce przemień!
oraz dopisku: za desperackie?”


Widać ktoś pytał się kogoś o radę.

~ Tandetne. ~ odparli zgodnie ze sobą Chaaya i Nvery, po czym wybuchli śmiechem.
- I jak tam? Macie coś ciekawego? - bardka popatrzyła na mężczyzn, podchodząc najpierw do Jarvisa i kładąc mu na biurku pergamin z terminem schadzki, tekstem do dołu. Następnie ruszyła do Agnisa, stanęła przy jego ramieniu, chwilę popatrzyła na fresk, po czym wręczyła mu drugi pergamin.
- Co o tym sądzisz?
Zanim Agnis zdołał odpowiedzieć, Jarvis wtrącił wstając wraz z księgą.- To pormieszczenie miałro ukrryty pokrój, na dokrumentację do wglądru tylkro dla wybrranych.
- Na bogów, gorzej rymy klecić potrafiłbym chyba tylko ja. - Rzucił z rozbawieniem mężczyzna, patrząc na krótki tekst. - Już lepiej by brzmiało. - Agnis odchrząknął. - Pierścień mi dałaś, luba, na palec, na rączkę, chodźmy do alkowy, oskubę cię jak gąskę. - Czarownik powiedział to siląc się na patos i powagę, ale wychodziło mu to tylko częściowo. Po chwili wrócił do opukiwania ścian. - Właśnie go szukam, chociaż nie wiem czy będzie wydawać głuchy odgłos, mieli czas i budulec żeby to dobrze zrobić. Podejrzewam płytkę do naciśnięcia, książkę, regał lub uchwyt na pochodnię do pociągnięcia. - Odparł Jarvisowi mężczyzna, kontynuując mozolne ostukiwanie, co póki co nic nie dało.
- Z perwnością mursimy pordążyć w głąb w terj kormnaty. - odparł Jarvis zamykając księgę. - Nierstety nie wiardomo co zawierrała, bo pozyrcje tam są oznarczone jedynie numerrami. Od jerdnego do stu czterrdziestu czterrech.
Bardka roześmiała się pogodnie, klepiąc Agnisa w ramię.
Obietnica tajnego pomieszczenia, działała na nią elektryzującą. Nie czekając, ruszyła bobrować między regałami i pod ścianami, pukając, dotykając, podważając i przesuwając wszystko co się dało… nawet kurz.
Póki co na półkach znajdował głównie kurz właśnie, szybka i zwinna… nie człapała tak wolno jak odczuwający drętwienie od trucizny towarzysze broni. Na niektórych były zwitki papieru i porzucone notki, a same drewniane półki nie kryły tajemnic. Za to ściany… jedna z nich odezwała się głuchym echem świadczącym o tym że kryła za sobą tajną komnatę.
- Znalaaazłaaam! - zawołała zwycięsko, odsuwając się od ściany i porządnie się jej przyglądając.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 18-04-2016, 20:02   #130
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Terraz jerszcze ortworzyć. W księdzre nie pisze jak. Tylko, że zarwsze pod nadzorrem arrchiwisty. - wymruczał wertując kartki Jarvis.
Agnis przyjrzał się dokładnie ścianie. - Może jakiś klucz? Brzmi jakby miewał ze sobą klucz. Ściane niby można zniszczyć. Ale lepiej spróbować spokojnie. - Rzucił z zamyśleniem czarownik.
- Może jest jakaś zapadka w podłodze? - spytała niepewnie, spoglądając pod nogi. Chaaya nie miała zbytnio wiele do czynienia z tajemnymi komnatami. Gdyż jak nazwa sama mówiła były tajemne… a ona się swojej własnej jeszcze nie dorobiła.
- Jerśli klurcz… to bęrdzie problem, bo do księrgi żaden klurcz nie zorstał dołąrczony. - stwierdził Jarvis przyglądając się kamiennej ścianie. - Masz odporwiedni czarr ku temu? Bo ja mamr co prrawda berczułkę prrochu, ale przy Gordivii.

Choć pod stopą Chaai zaskrzypiały niektóre deski, to jednak żadna z nich jakoś nie otworzyła tajemnej komnaty. Natomiast Agnis dostrzegł jeden z kamieni w ścianie osadzony jakby luźniej.
- Tu chyba coś jest. - Mężczyzna najpierw spróbował wydłubać kamień, a potem, zwyczajnie go nacisnąć. Nie tracąc go z oczu. Wydłubanie się nie udało, naciśnięcie zaś spowodowało ciche klik i… jak na złość, drzwi nadal się nie otwierały.
- Popchnijmy je? - bardka kładąc dłonie na ścianie, spróbowała je przesunąć. Jarvis z Chaayą naparli na drzwi, gdy Agnis ponownie kliknął i… nic to nie dało.
- Mursi być jarkiś inny porwód, że nadzorrca bibliorteki mursiał być przy jej otwierraniu. - zastanowił się Jarvis.
- Może coś jest przy biurku? - zapytał Agnis i przyjrzał się dokładnie biurku i podłodze, czy coś się nie pojawiło. Jednak zanim ruszył, wskazał towarzyszce kamień, który nacisnął. - Przypilnuj go, żebyśmy go nie zgubili. A ja się przejdę. - Rzucił czarownik.
- Jak sobie życzysz. - bardka zamieniła się miejscami z magiem, dotykając palcem kamienia. - To ja trochę popodpieram ścianę… - zażartowała za odchodzącym mężczyzną.
- Mursi być porwód dla którrego było zarwsze dwóch. - mruknął Jarvis do siebie, gdy Agnis się oddalał. - Czergo jerden człorwiek nie mórgłby zrrobić przy ściarnie?
- Może wejście jest gdzie indziej? - dziewczyna nie miała pomysłu. - Moooże… nie, w sumie to nie wiem.
Agnis w tym czasie pędził na ile się dało z odrętwiałymi nogami do biurka archiwisty, próbując znaleźć cokolwiek, co mogłoby pomóc w otworzeniu przejścia.
Chaaya bijąc się z myślami, naciskała z uporem maniaka na wskazany kamyk. - Agnisie… usiądź na krześle? - zawołała głośno tchnięta dziwnym pomysłem.
- Jak sobie życzysz - powiedział‘delikatnie naśladując ton Chaai z kpiącym uśmieszkiem i usiadł na krześle przy stole. - Może chodzi o naciśnięcie w dwóch miejscach, albo sile dwóch ludzi do pchnięcia. - Krzyknął przez cale pomieszczenie, burząc ciszę dawnej biblioteki.
- O ty… - mruknęła pod nosem, odwracając się, chcąc pognać do Agnisa i kopnąć go w tyłek. Powstrzymała się jednak, przypominając sobie, że dzierży na niej odpowiedzialność pilnowania kamienia. - Nie uśmiechaj się tak! - fuknęła, rumieniąc się z złości.
Krzesło nic nie dało, ale Jarvis… spojrzał na dłoń bardki na kamieniu, przyłożył na nią własną i zaczął powoli odsuwać się w lewo mając dłoń na podobnej wysokości, aż… klik, jego dłoń przypadkiem wcisnęła znacznie lepiej ukryty przycisk i ściana się ruszyła, obracając o 90 stopni.
Gdy ściana zaczęła się ruszać, Agnis zerwał się z krzesła i popędził w kierunku towarzyszy. Nie chciał przegapić takiego znaleziska.
Chaaya podskakując i piszcząc z podekscytowania, puściła kamień i zajrzała ciekawsko w szparę między ścianami.
Komnata była mała i ciemna i zawierała skrzynie. Sześć skrzyni z zamkniętymi pokrywami. Jarvis zatrzymał się ostrożnie rozglądając.
Agnis pędził do tajemnej komnaty, nieco kuśtykając i zamarł w wejściu, gdy zobaczył zamknięte skrzynie. Zastanawiał się czy to pułapki, a jeśli tak, to czy magiczne, czy mechaniczne. Spróbował wyeliminować przynajmniej mistyczny element niebezpieczeństwa. Chwile trwało, nim syczące słowa, które znal od tak dawna, pozwoliły mu spojrzeć mistycznym wzrokiem na otoczenie.
Dziewczyna stała w miejscu, z głową wetkniętą między ściany. Ona jak i smok, wchłaniali całą atmosferę pomieszczenia, napawając… bliżej niekreślonym czymś. Właśnie tego szukali w tych jaskiniach.
Magii nie było w tej komnacie. Jarvis chyba niczego nie dostrzegł również niczego bo wszedł dalej do środka. Atmosfera tajemnej komnaty była… sucha i pachnęła nutką spalenizny.
- Coś tu się… - Agnis zaniuchał nosem. - Spaliło. - Powiedział po chwili. Ktoś tu jest odporny na ogień? - Zapytał czarownik, wykonując nie do końca zrozumiale ruchy, przypominające półokręgi. - Proponuje zacząć od lewej.
- Ja troszeczkę… ale nie uśmiecha mi się otwieranie skrzyń i obrywanie pułapkami. - odparła, ściągając usta w niezadowolony dzióbek. - Jak chcesz, dam ci kieckę i droga wolna…

Pierwsza skrzynia… nie wybuchła! Nie zawierała też nic.
Druga skrzynia… również brak wybuchu i brak zawartości. Podobnie jak trzecia i czwarta. W tajnej komnacie nie było skarbów. Dopiero w piątej Agnis znalazł coś… niedopalone do końca szczątki jakiejś księgi.
Mężczyzna delikatnie podniósł księgę, a raczej jej resztki i przekazał ja Jarvisowi. - Jesteś lepszy ode mnie z zapiskami coś mi się zdaje, a ja sprawdzę ostatnia. - Powiedział spokojnie.
~ Książka… ~ Nveryioth trącił Chaayę, wiercąc się z ciekawości i niecierpliwości.
~ Cicho… ~ odparła, nie kryjąc zawodu. ~ Bądź cicho…~
~ Ale… ksiąąążka… - zakwilił wręcz smok, jakby cierpiał fizyczne męki.
~ Może nie będzie znał języka… może. ~ próbowała podnieść na duchu oboje na raz.
- Zerrrikańskie imiona i nazwirska i miejrsca, trrochę innrych chybra też… - zaczął wyjaśniać czarownik. - Sulfya el Mirret, córra księżycrowych snórw tawaif Parłacu Wiorsennych Rradości.

Mylił się. Sulfya nie była zerrikanką, ani też Pałac Wiosennych Radości nie leżał w tym królestwie. Sulfya była przyjaciółką matki Chaai, często pisywały do siebie listy.
- Sulgan el Guzzrim z Kheshkhel… kurpiec… nieczyterlne… - czytał dalej czarownik. - Spirs alfabertyczny. I jakierś sumy, podarrki, każdremu przyrpisane.

Ostatnia skrzynia również okazała się pusta.
- Czyżby łapówki, czy raczej wymiana uprzejmości? - Agnis zerknął ponownie do piątej skrzyni, by sprawdzić, czy nie ma tam przypadkiem popiołów, ale to by i tak raczej nic nie zmieniało i nie pozwoliło naprawić księgi do oryginalnego stanu. Wydal wargi w zamyśleniu. - Chaaya, mówią ci cokolwiek te imiona? - Zapytał z westchnieniem.
Chaaya stała jak wmurowana, trzymając się bladymi dłońmi ściany. Gorączkowe myśli galopowały jej po głowie, a równie rozgorączkowany Nveryioth, powtarzał każdą jej myśl niczym echo. Co Sulfya miała wspólnego ze smoczą jaskinią? Czy była klientem, czy może dla niej pracowała? Czy jej matka o tym wiedziała i… czy ona również miała styczność z pozamiejskimi organizacjami? Jeśli tak to czemu nic nie mówiła? Z niejakim opóźnieniem, dotarło do dziewczyny, że w pokoju zapanowała dziwna cisza i jakby oczekiwanie. Na co? Nie wiedziała.
- Emmm… - zająknęła się - Zamyśliłam się… przegapiłam coś? - wysiliła się na spokojny i neutralny ton głosu, choć tak na prawdę każda jej komórka wrzała.
-Imiorna… w księrdze… są chyba zerrrikańskie w większorści. - rzekł Jarvis podając nadpaloną księgę Chaai.- Agnis pytarł, czy którreś obirło ci się o uszy.-
Dziewczyna przyjęła w lekko drżące dłonie księgę, gładząc ją delikatnie.
- Sulfya nie pochodzi z Zerrikanu… co do reszty… nie wiem, musiałabym poczytać. - odparła z namysłem, wpatrując się z zwęglone karty. Dość szybko natrafiła na kolejne znajome imię: Ravid ibn Abkani… kupiec, miły uprzejmy, nie za brzydki, nie za ładny. Niezbyt gadatliwy i czasem roztrzepany. Jej własny stały klient. Oprócz nich były nazwiska i miejsca niemal z każdego pustynnego narodu, dwa… czasem trzy na plemię. A ocalała wszak tylko ledwie jedna trzecia księgi. Co skrywały karty, które zostały spalone?
- To mi wygląda trochę na spis… informatorów. - Chaaya zmierzyła obu towarzyszy błędnym spojrzeniem. - Są tu nazwiska z prawie każdego zakątka pustyni. Jedni ważni i wpływowi… drudzy trochę mniej.
- Przynajmniej są to jakieś punkty zaczepienia, kiedy się wybierzemy w tamte strony, będzie wiadomo ze są hmm sprzedajni? Coś więcej o nich wiesz? - Drążył odrobinę Agnis.
Chaaya zapatrzyła się na chwilę w Agnisa, wahając się. - Moooże? - nie wiedząc czemu, obawiała się wyjawić całą prawdę, jakby podświadomie chcąc bronić ‘swoich’ przed obcymi.
- Sumry z księrgi są dość sporre… nie wiem czy nars rstać. A przerkupstwa to… delikartna sprrawa. - przypomniał czarownik. - Morgą jednak wierdzieć coś o losach Rrubinowej Jarskini. Przyrnamniej niektórzy z nich. Inna sprrawa, czy zerchcą dzierlić się tą wierdzą z nami.
- Bardziej chodziło mi o to drugie, i raczej o to, że nie warto im pod żadnym pozorem ufać. Chaaya, czy jest to coś, co może nas zabić jeśli nie będziemy tego wiedzieć? - Spojrzał na dziewczynę nieco spod byka.
- Nie wydaje mi się… po prostu… niektórych znam aż… nadto… osobiście? - w obronnym geście przytuliła księgę do piersi, garbiąc lekko ramiona.
- Postaraj się jej nie rozsypać do reszty. Tak, niektórzy blisko bywają sprzedajni aż nadto. Na razie wygląda ciekawie… zwiedzamy dalej? - Powiedział po chwili.
Dziewczyna ochoczo pokiwała głową.
- To gdzie terraz? - zapytał Jarvis.
- Sala bohaterów się zdaje. - Powiedział krótko dowódca.
Po tej decyzji cała trójka ruszyła do kolejnej sali bohaterów. Tu… ściany były pokryte mniej lub bardziej udanymi płaskorzeźbami ludzi i skrzydlatych. Ale zawsze były to wizerunki pompatyczne w swej naturze. Pod każdym był podpis w postaci imienia i bohaterskiego czynu, w większości przypadków dotyczyły one ubicia kogoś lub czegoś… czasami bohaterskiej śmierci na posterunku.
Agnis podrapał się po głowie, zastanawiając jednocześnie, który z byłych czempionów może być smokiem w korytarzach. Ciężko było powiedzieć, ale obstawiał któregoś, ze zmarłych na posterunku, lub jednego z założycieli. Mógł się oczywiście całkowicie mylić. Zaczął się przyglądać, czy którykolwiek z nich nie jest przypadkiem czerwonym smokiem.
Niestety nie było to łatwe zważywszy, że wszystkie rzeźby były marmurowe. Pyski trzech skrzydlatych mogły być… jednak czerwono-smocze.
- Co myślicie o tych trzech? Zgadzałyby się ze szkieletem w korytarzu?
Bardka maszerowała jakby bez przekonania i chęci, przyglądając się płaskorzeźbom i ich podpisom. W jej umyśle panował prawdziwy zamęt, który podtrzymywany przez ustawicznie mieszającego Nveryiotha, skutecznie rozkojarzał dziewczynę.
- Podobieństwo między dziełem, a oryginałem, nie zawsze musi chodzić w parze… - odparła oględnie, nie będąc przekonaną.
~ Sprawdź czy któreś imię się powtarza… skoro szkielet jest ochroniarzem, może to najwaleczniejszy w boju, który postanowił nawet po śmierci strzec leża. ~ smoczy ogon, który od pewnego czasu mieszał w “kotle”, postanowił na chwilę zaprzestać czynności. Dziewczyna posłusznie, zaczęła się przyglądać różnym napisom, szukając podobieństw.
Tych jednak nie było… bowiem po dłuższym przyglądaniu się można było odnieść, że sala bohaterów jest swego rodzaju… cmentarzem. Tu umieszczano pomniki kolejnych bohaterów po ich śmierci, więc listy zasług były raz długie.. raz krótkie, ale często kończyły się zaszczytnymi śmierciami na polu bitwy. W innym przypadku zapewne bohater ów umierał po prostu w łożu, ze starości lub w chorobie i jego zgon nie był odnotowany w liście przedśmiertnych zasług.
Orientując się, że nie tędy droga, postanowiła przyjrzeć się długościom zasług opisanych umrzyków. Któryś z nich musiał być w jakiś sposób wyjątkowy dla jaskini.
Znalazła w końcu taki: Skrzydlaty - Vermishar “Pogromca Wrogów”... lista trupów jakie zostawił za sobą była imponująca. Nawet dwa smoki miał wśród swych “zdobyczy”.
Agnis wsłuchiwał się w ciszę, jaka nastała po jego pytaniu, najwyraźniej była pełna głębokiego myślenia, czy wszyscy bali się powiedzieć imię na głos, czy też może po prostu byli zbyt zajęci myśleniem, ciężko mu było określić. ~ Co o tym myślisz? - Zapytał swego smoczego towarzysza czarownik. ~ Jak dla mnie, to na razie sobie popatrzcie i poczytajcie te małe literki, jak będzie trzeba, to się przejdziemy na dół, ale dobrze by było, gdybyście znaleźli odpowiedź, imię i hasło. - Uzyskał nieco rozbawioną odpowiedź. ~ Dzięki, zawsze wiedziałem że można na ciebie liczyć. - Parsknął w myślach Agnis i wrócił do przeglądania Sali Bohaterów. Po chwili naszła go dziwna myśl. - Jak myślicie, zabrali szczątki smoków ze sobą, czy zostawili je tutaj? - Zapytał głośno.
- A bo ja wiem… - wzruszyła ramionami Chaaya, pokazując palcem Vermishara. - Na ich miejscu nie fatygowałabym się… a na miejscu umarłego… nie chciałabym by targano moje kości za każdą przeprowadzką.
- Vermishar Pogromca Wrogów, hę? Brzmi nienajgorzej. Co do szczątków, chodziło mi o tą grupę, polującą na smocze kości i pozostałości. Nie wiem czy zaczęli działać przed, czy po zniknięciu jeźdźców z Rubinowej. - Zamyślił się mocno, był skłonny nawet pochylić się ku odpowiedzi Chaai, wyglądało to odpowiednio, chociaż na szkieletach się nie znał za dobrze i ciężko mu było powiedzieć, czy strażnik w przejściu był raczej prawdziwym smokiem, czy skrzydlatym. - Byłbym skłonny pójść w Vermishara, Jarvis, masz jakieś pomysły? - Zwrócił się do drugiego mężczyzny.
- Nie jerstem perwien, ale ten szkielret brroniący wejścia do kormnat… coś jerst w nim dzirwnego. A na anartomii smorków się nie znam.- wyjaśnił czarownik nic nie wyjaśniając. Przesunął dłońmi po płaskorzeźbach dodając. - Jurż wiem co mi nie parsowało! Kolorr korści… jerst taki sam jak tych płarskorzeźb. Szkielret nie jest szkielretem… to rzeźba!
- No to nigdy nie dowiemy się jak ma na imię… - skwitowała rozbawiona bardka.
- Niekoniecznie, szukajcie imienia bez rzeźby ani żadnego wizerunku. Możliwe że będzie nawet nieduże. Nieco ukryte, ale może jednak tutaj jest. - Rzucił w odpowiedzi na defetystyczne stwierdzenie kobiety, samemu biorąc się za szukanie.
- Jak sobie życzysz… - odparła i po chwili odwróciła się pełna czujności, sprawdzając, czy Agnis się nie śmieje.
- Możre zorstała nazwanra irmieniem którregoś z bohaterrów? - mruknął Jarvis i posłusznie rozejrzał się za taką akurat płaskorzeźbą jaką opisał Agnis. Na razie bez powodzenia.
Agnis przechodził od napisu do napisu, próbując wszelkich miejsc i zakamarków, nawet nad wejściem, sufitem, czy na podłodze. Co jakiś czas szarpiąc brodę. Jego teoria mogła być całkowicie błędna, ale wolał się upewnić.
I niestety taka była chyba, bo nie znalazł żadnych imion bez towarzyszącej im płaskorzeźby, podobnie jak Jarvis czy Chaaya. Agnis z ciężkim westchnięciem zaczął porównywać płaskorzeźby, do tej, która stała w korytarzu. - No, takiej bez imienia chyba nie ma, spróbujemy jakąś identyczną, może łudząco podobną znaleźć? Jak nie, próbujemy Vermishara, ale to raczej ze wsparciem smoków. Płaskorzeźba mi coś pachnie golemem. Tylko nie wiem jakim, a te są… niebezpieczne. - Stwierdził zamyślony dowódca skrzydła, wracając do pieczołowitego porównywania.
- Czy ja wiemr… tu są żyrwi skrzyrdlaci, tam jest szkielret. Nie potrrafię rrozpoznać którra głorwa morgła być portem tarmtą czaszkrą. Nie znam aż ta dorbrze smorków. - stwierdził Jarvis.
Agnis pokiwał głową ze zrozumieniem, nie przestając porównywać. - Ano, chyba nic z tego nie będzie, ale, może, moooże. - Powiedział z lekkim powątpiewaniem w głosie.
Chaaya zmusiła się by skupić się na wykonywanym zadaniu. Przedrepała najpierw pod jedną ścianą pomieszczenia, później drugą. Oglądała nawet sufit i podłogę. Zajrzała do każdego kąta. Zastanawiała się czy rzeźba faktycznie musi być nazwana imieniem, któregoś z poległych, oczywiście dla nich, takie rozwiązanie byłoby zbawienne, ale jeśli nie…
~ Może… chodzi o imię artysty? ~ smok próbował jakoś pomóc swojej małej marionetce, która powoli zaczynała się motać.
~ Nonsens… ~ fuknęła zmęczona bardka, choć podświadomie zaczęła szukać podpisów autora.
~ Sama jesteś nonsens. - obrażony Nveryioth postanowił, że nie będzie litować się nad niewdzięczną kobietą. Oczywiście… do następnego.
Jeśli jednak miał rację, to Chaaya wiedziała że byli w kropce, bowiem żadna z płaskorzeźb nie została podpisana przez ich twórcę. Albo twórców, bo wszak te sala powstawała przez pokolenia, zdobiona płaskorzeźbami, przez kolejnych rzeźbiarzy.
- Zorstała jerszcze sala trrofeów do zwierdzenia, a potrem.. mursimy zdercydować, czy prróbujemy skonfrrontować się z konstrruktem i zgardnąć jego imię. - stwierdził Jarvis po dłuższym przyglądaniu się rzędom płaskorzeźb.
- Chodźmy… nic tu po nas. - mruknęła pod nosem, przytulając delikatnie zwęgloną księgę i przechodząc do następnego pomieszczenia.
- Taaaa, zobaczmy co takiego nałupili i zdobyli Rubinowi. No a potem, chyba trzeba będzie ściągnąć naszych jeśli nic sensownego nie wymyślimy, jakoś mnie tam rzeźba otuchą nie napawa. Może to tylko fanaberie, ale lepiej się zabezpieczyć. - Stwierdził Agnis ruszając za kobietą, by rozejrzeć się po kolejnej sali, widząc, że jego wysiłki spełzły na niczym i żadnej sensownej odpowiedzi jeszcze nie znaleźli.
Magiczne, miecze… topory, naszyjniki, starożytne artefakty dawnych cywilizacji… Te wszystkie skarby zalegały na postumentach, kiedyś. Obecnie pozostały jedynie postumenty i plakietki do nich przytwierdzone, dowodzące tego, że Rubinowa Jaskinia miała większe ambicje polityczne niż ich rodzime gniazdo. Bowiem nie tylko wynajmowała swych Skrzydlatych do misji, ale sądząc z opisów sama prowadziła wyprawy wojenne dając się we znaki i Hyrkalianom i Zerrikanowi. Nic dziwnego, że smoczy jeźdźcy nie byli lubiani przez te imperia. Ale mogli być lubiani przez mniejsze królestwa żyjące w ich cieniu, bowiem ambicją czerwonych smoków była koalicja owych małych państewek pod ich przywódzctwem. Tak można by sądzić po opisach. Nie które trofea były darami przyjaźni.
Niestety żadne się nie ostało tutaj. Zabrano skrupulatnie każdy skarb, co wszak dziwić nie mogło.
- Nic tu po nas… - zawyrokowała bardka, zatrzymując się przy wejściu i obserwując pomieszczenie smutnym, może lekko zawiedzionym spojrzeniem.
~ Wygląda dość pokaźnie… jak na pusta sale. ~ smok, również był zawiedziony, choć… pustość sali była dość oczywista.
~ Smutny widok. ~ Chaaya nie była w nastroju do dyskusji, ani z towarzyszami, ani z Nveryiothem. Kręcąc w zrezygnowaniu głową, oparła się plecami o ścianę i jakby czekała, aż mężczyźni podejmą jakieś kroki, do których z chęcią się dostosuje.
- Raczej nic. - Agnis zaczął niemrawo ostukiwać ściany. - Może tu też będzie coś ukrytego. - Powiedział bez przekonania. - Ta sala jest spora, musiała robić wrażenie swego czasu. Że nie wspomnę o tym że sporo mieszali w okolicy. Może ktoś wreszcie stwierdził że są zbyt niewygodni, ale jakoś w to wątpię. Byli wrzodem na dupie dla obu imperiów, ale nie aż takim. Podobno Zerrikanie częściej się nimi wyręczali. - Czarownik dalej ostukiwał ściany, zastanawiając się co dalej. - Jak niczego tu nie znajdziemy, chyba będzie trzeba zebrać całą rodzinkę i zaryzykować spotkanie z rzeźbą jeśli nie trafimy z imieniem. Chyba że ktoś tutaj nie cierpi na niezdrową ciekawość, to poproszę ręka do góry. - Zaśmiał się, próbując rozładować swoje własne napięcie dowódca skrzydła.
- Tutraj chyrba nic ukrrytego nie ma... - zamyślił czarownik przyglądając postumentom. - Wszyrstkie trrofea wszark byłry na wirdoku.
Rzeczywiście ostukiwanie ścian, nie przynosiło efektów. - Czyrli irdziemy po rresztę?
- Na to wychodzi. - Powiedział z westchnieniem Agnis. - Właściwie to trafią, mogą sami przyjść. Po co biegać w tą i z powrotem. - Rzucił z lekkim uśmiechem. ~ Kawaleria i najodważniejsi z najodważniejszych gotowi by ewentualnie wesprzeć swoich kruchych dwunożnych? - Czarownik zapytał Nilama w myślach. ~ Skoro dwunożni przejawiają taką niekompetencję, to pewnie musza być. - Sarknął nieco szmaragdowa łuska, kontaktując się z pozostałymi smokami.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172