| Lisbeth ukradkiem stłumiła ziewnięcie. "A więc mam medyka, łucznika i trzech wojaków z dziwnymi upodobaniami"-liczyła. Trochę niepokoił ją fakt tych tajemniczych historii, nocnych eskapad, ale wkońcu nie od dziś najróźniejsze typy dla uniknięcia kary chowają się w mundurze i walczą o kraj, który jest im szczerze obojętny. Alexander lekko drzemał więc pani kapitan dała mu ukradkim kuksańca. Podniósł głowę i pytająco spojrzał w jej stronę. Zegary wybiły właśnie piątą a w koszarach zaczęło panować coraz to większe poruszenie. Lisbeth zwróciłą się do rekrutów:
-A więc koniec zbiórki, zaraz przyślę do was kogoś kto was oprowadzi po najważniejszych budynkach. Śniadanie jest zawsze o godzinie ósmej w stołówce w kwaterze głównej. Ja tymczasem muszę przedyskutować kilka spraw z pukownikiem. Rozkaz powinniście dostać po śniadaniu. Żegnam!- podsumowała rzeczowo i ruszyła w stronę najokazalszego budynku. W ślad za nią udał się również Palladin.
-Co o nich sądzisz?- zapytała niepewnie.
-Myślę, że większość z nich to dobry materiał, wierzę w ciebie i sądzę, że porządnie ich wyszkolisz- mówiąc to uśmiechnął się na co Lisbeth odpowiedziała w podobny sposób.
-Dziękuje, nawet nie wiesz jak bardzo cenię twoje zdanie- mruknęła trochę ciszej.
-No, niezupełnie, co do picia jesteś tak uparta, że nie wiem jakim sposobem cię nawrócić. Ale ostrzegam, następnym ranem nie uśmiecha mi się wywlekanie cię z samego rana z tej zapadłej dziury. Nie możes sobie znaleść bardziej przyzwoitego miejsca?
-Nie, nie mogę i niech ci to wystarczy- odparła krótko. Pułkownik zmierzył ją zdumionym wzrokiem.
-Czy ty coś przede mną ukrywasz Lisbeth?- zapytał nieco poirytowany. Kobieta odwróciła głowę i popatrzyła w niebo.
-Wiele nie wiesz Alexandrze...- odpowiedziała wymijająco. Mężczyzna już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale właśnie znaleźli się przed budynkiem kwatery głównej.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Zostaliscie sami i byliście nieco zdziwieni postawą waszego dowódcy. Nie wiedzieliście co robić i w którą stronę się udać. Po chwili jednak podeszła do was młoda dziewczyna ubrana w pełny rynsztunek wojsk Miguaya. Była to drobna i niewysoka krótkowłosa blondyka o delikatnych rysach i figlarnym spojrzeniu spod niebieskich oczu. Na pierwszy rzut oka dziwnym wydało się wam, że nie ugina się ona pod ciężarem stali pancerza i pozostałych części zbroi.
-Witam was serdecznie, jestem kapral Amanda Bergrent i mam was nieco tu oprowadzić- powiedziała uśmiechając się szeroko. Wyglądała na niezwykle sympatyczną i prostą dziewczynę z prowincji. Nieco nieufnie podeszliście do jej słów.
-No, nie lenić się nowicjusze, punkt pierwszy- zbrojownia- rzekła. -Wojsko dba o swoich żołnierzy i dotrzymuje słowa, dlatego teraz każdy z was jako ochotnik otrzyma od państwa zbroję i oręż- mówiła szybko i prawie bez tchu, była wyraźnie ztremowana. Skinęła na was ręką i kazała iść za sobą. Krajobraz koszar można było określić w kilku słowach: jednolity, pospolity i surowy. Budynki najczęściej miały kształt prostokątów lub kwadratów, zbudowane były z szarego kamienia i miały jedynie niewielkie otwory okienne. Wyróżniał się jedynie budynek kwatery głównej. Stworzyony z piskowca, z dużymi, zdobnymi oknami i egzotyczną roślinnością. Wy jednak ruszyliście w całkiem przeciwnym kierunku. Minęliście skromny budynek stajni, który znacznie wcześniej wyczuliście niż zobaczyliście. Niedaleko, bo około 30 metrów dalej ujrzeliście wysoki, pokażny budynek obstawiony podwójnymi strażami. Kapral prowadziła was właśnie w jego kierunku. Podeszła do jednego ze strażników i z uśmiechem podała mu swoją przepustkę. Poważny, nieco grubszy strażnik oddał jej papier i podszedł, żeby otworzyć wam wielkie drzwi. Weszliście do środka. Waszym oczom ukazało się niewielkie kwadratowe pomieszczenie. Zdziwiła was jego prostota. Nie było tam nic prócz gołych ścian i ciągnącej się przez całą szerokość drewnianej lady, za którą siedział strażnik i biurka obok zajmowanego obecnie przez jednego z wojskowych księgowych. Amanda podeszła do niego i pokazała następną kartkę z czerwną pieczęcią w prawym, dolny rogu. Ten skinął na strażnika i powrócił do pisania. Amanda zwróciła się do was, charaktetystycznym dla niej cieniutkim, wysokim głosikiem:
-Wejdźcie proszę, pokażę wam wasze zbroje...
Przeszliście przez ciężkie metalowe drzwi, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkaliście. W środku zaskoczyła was wielkość zbrojowni, na zewnątrz wydawała się małym budyneczkiem, ale ta sala sprawiała w was wrażenie niskości i przytłoczenia. Zbrojownia w pełni zasługiwała na swoją nazwę, był tu ogrom broni i pancerzy najróżniejszej jakości i formy. Od włóczni i pałek po długie dwuręczne miecze i piękne refleksyjne łuki. Na każdej tarczy wygrawerowany był herb królestwa, każdy pancerz był wyczyszczony i lśniący. Pomieszczenie było zupełnie pozbawione okien, oświetlało je jedynie słabe światło pochodni, które odbijało się od metalowych powierzchni podrażniając wasz wzrok. Szliście za kapral Bergrent aż do samego końca i tam ujrzeliście sześć jednakowych rodzajów płytowych pancerzy, nagolenników i tarcz.
-Co do broni, każdy z was dostanie sztylet lub krótki miecz do wyboru, a do tego miecz lub łuk do wyboru, a jest on szeroki jak widzicie- tłumaczyła wam Amanda.
-Dostaniecie również płaszcze, w kolorze szarym, który odpowiada waszemu stopniowi, ale to przy wyjściu- kontynuowała.
-Chciałam, abyście najpierw zobaczyli rynsztunek. Mam nadzieję, że będziecie o niego dbać i pielęgnować. Ach, byle bym zapomniała, słyszałam, że jest wśród was medyk i łucznik, im proponuję kolczugi, ale to wasz wybór. Króleswto Miguaya dba o swoich ochotników- zakończyła uśmiechem.
Każdy z was począł dobierać sobie odpowiedni zestaw. W tym czasie Amanda wróciła mało się nie przewracając pod ciężarem nowych, starannie wykonanych płaszczy.
-Proszę, wybór niewielki ale rzecz niezbędna- skwitowała. Każdy wziął to co zaplanował i opuściliście zbrojownię. Wasza przewodniczka wskazała wam wyróżniający się budynek
-To jest kwatera główna, tam niebawem udacie się na śniadanie- zaczęła. –Stajnię już mijaliśmy więc wiecie gdzie jest- mówiła szybko i trochę nieskłądnie, ale wszyscy doskonale ja rozumieliście. –Co by wam tu.... ach, no tak, pole treningowe jest za kwaterą główną, a noclegownia dla wyższych wojskowych tam na prawo- wskazała na kamienną budowlę z oknami położonymi w równych odległościach i dwóch parach drzwi, nad którymi wisiały drewniane tabliczki z napisem „Kwatery Oficerskie”. Wy jak na razie macie miejsca w barakach. To tam- skinęła na jedyne drewniane budowle w koszarach. W tym pierwszym budynku musicie się najpier zarejestrować, ale nie martwicie się, bo obsługa jest miła- dodała. –Całkiem co innego niż te gbury ze stołówki i poczty- parsknęła z pogardą. –Abyście nigdy nie spóźnili się na zbiórkę czy obiad niedawno zamontowano zegar na wieży między Kwaterą Główną, a noclegownią.
Dopiero wtedy zauważyliście wielką tarczę z długimi wskazówkami , które właśnie wskazywały siódmą.
Amanda podeszła do każdego z was podając wam ręce.
-Miło było mi was pozać, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Tymczasem mam jeszcze kilka spraw do załatwienia- powiedziała tajemniczo. –Jeżeli chcecie to zapraszam do mnie, jestem jedym z tutejszych kartografów, szukajcie mnie w biurze kartowników, w Kwaterze Głownej, dozobaczenia!- krzyknęła na odchodne i szybko pobiegła w kierunku drewnianych baraków. |