Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2007, 18:42   #51
 
Sylvain's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylvain nie jest za bardzo znany
Gerd

Widok mocno sponiewieranej, zmarnionej Pani Kapitan Rudej Jędzy mocno go rozbawił, jeszcze bardziej wyskok i słowne kopniaki jakie otrzymał Kogucik.
Nie dał tego po sobie poznać, stał wyprostowany, z kamienną twarzą bez rzadnego wyrazu. Od dziecka uczył się tłumić wszelkie uczucia i instynkty więc nawet przez moment nie musiał toczyć psychicznej wojny z ustami i gardłem by nie wydobył się z niego gulgot a one nie przybrały formy banana.
Nie patrzył na nikogo, wzrok skierował na ubytek w budynku z polecami oficerów.
Stał i czekał co powie Cygan.
 
Sylvain jest offline  
Stary 04-05-2007, 19:13   #52
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Janosz Favrasz, Miguaya

Dopiero co wróciła i nie wygląda najlepiej, skonstatował Janosz widząc panią kapitan na miejscu zbiórki. Słysząc rekomendację, Janosz zawahał się. Tego się nie spodziewał. Zainteresowanie pracą zwiadowcy nie było częste wśród oficerów liniowych a co dopiero garnizonowych. Ta dwójka definitywnie nie należała do ograniczonych, co sobie zaraz zakarbował w pamięci. Chwilę jego zaskoczenia wykorzystał Veibat, co sprowadziło nań burę pani kapitan, której nie spodobała się lekko kąśliwa uwaga pułkownika kwitującego samowolkę.

Owszem, padło pytanie byśmy wszyscy wymienili co robimy, ale pułkownik wyraził konkretne zainteresowanie, więc się chłop wyrwał nie w porę.

Nie zwlekając dłużej Cygan wystąpił krok do przodu, stanął, wsparty na łuku. Zwiadowcy zawsze mieli nieco luźniejszą dyscyplinę, dlatego jego postura także teraz była zrelaksowana, lecz nie nonszalancka czy lekceważąca. Skinął głową pułkownikowi, potem pani kapitan, mówiąc spokojnie:

- Pułkowniku Palladin, kapitan Cross, zwiadowca Janosz Favrasz poprzednio z Leśnych Ludzi, jeszcze wcześniej z Wesołej Kompanii kapitan Trevaller zwanej Złotowłosą. W Wesołej Kompanii robiłem za wystawiacza dla ciężkiej piechoty porucznika Herdinga.

Obraz barczystego draba o byczym karku, basowym, grzmiącym głosie i jednym oku sam wynurzył się spomiędzy wspomnień. Ciężka piechota Wesołków to byli szaleńcy i mściciele, a Herding dla Trevaller zabiłby własną matkę, gdyby jeszcze żyła. Kochał dziewczynę jak córkę, którą zresztą mogłaby być. Ba! W oddziale niektórzy uważali, że była. Zadania ciężkiej piechoty były prawie zawsze najgorsze, choć cała Kompania nigdy lekko nie miała.

- W połowie czerwca zapadliśmy przy Czarnej Wodzie, po serii potyczek granicznych. Kapitan zadecydowała o rozpuszczeniu Korpusu Zwiadowców.

Praktyka ta zawsze się sprawdzała. Każda jednostka ratowała się sama, jak tylko zwiadowcy wrócili z informacją, że jest droga. W ten sposób zawsze gdzieś kogoś złotali, lecz Wesoła Kompania istniała nadal. Może w połowie składu, czasem w ósmej jego części, ale jednak. Piechota Hardinga i kawaleria Trevaller mieli najlepszych zwiadowców, oni więc zawsze pierwsi wracali z rozproszenia z raportami. Wesołki zawdzięczały swym zwiadowcom sławę ludzi - cieni. Do Czarnej Wody nikomu nie udało się przycisnąć Wesołków tak, by mu nie przeciekli przez palce...

- Jednak z całego Korpusu, wrócił co dziesiąty zwiadowca. Jedyna wolna droga pozostawała na zachód, za Sachynię. Jednak Kapitan stwierdziła, że sito jest zbyt dobre, by jeszcze iść im na rękę, bo nad Sachynią na pewno już czekają by nas rozbić przy przechodzeniu przez rzekę. Ufortyfikowaliśmy więc pozycje, a dwa dni później ze wschodu nadciągnęły siły wroga, konkretnie 16. Legia. Jeśli wierzyć sztandarom, pod dowództwem barona du Barry. Ich lekka kawaleria przez następne trzy dni zasypywały nas strzałami, korzystając ze swojej mobilności. Dostali też posiłki w postaci pospolitego ruszenia oraz milicji chłopskich, jakie baron zebrał z okolicy. Te siły pod wieczór posyłali do szturmu, na ich plecach śląc własnych łuczników, którzy razili nawet wtedy, gdy chłopi związywali nas walką.

Suchy, rzeczowy raport wygłaszany był bez większych emocji. Janosz pamiętał, że Wesołki były w takim szachu, że niemal nie dało się spoza fortyfikacji nosa wyściubić, by go nie odstrzelono. Przy takiej taktyce barona straty własne Perthu były żadne, pospolite ruszenie nawet nie liczyło się do siły wojsk! Co zresztą było powodem dla którego baron nakazał nie przerywać ognia łucznikom nawet, gdy pospolite ruszenie szturmowało okopy Kompanii... Legioniści stali i przyglądali się, wypoczęci, nieruszeni, poza nielicznymi stratami w setniach łuczników i oddziałach lekkiej kawalerii - Wesołki też miały swoich łuczników, którzy dwoili się i troili, by choć co "odrobić straty". Zmiękczanie słabszego przeciwnika dowodziło strachu, jaki wzbudzała Wesoła Kompania, ale po trzech takich dniach morale po stronie Miguaya absolutnie leżało. Dopiero poranek czwartego przyniósł odnowę, dzięki Herdingowi...

- Czwartego dnia rano kawalerzyści zaczęli nas przyciskać mocniej. Podjeżdżali bliżej, by móc lepiej strzelać. Porucznik Herding zorganizował kontratak z zaskoczenia, wybijając w ten sposób właściwie całą kawalerię pomocniczą 16. Legii.

Pomysł był godny wariata. Prawie cała piechota przekrdała się przez dwie noce, na raty, do skrytek poza fortyfikacjami gdzie zapadła, czekając na tą okazję. Rozproszeni, zaatakowali bez formacji, bez osłony łuczniczej i samą zaciekłością ataku wzbudzili w Perthyńczykach tak bezrozumną panikę, że miast krwawej walki, nastąpiła po prostu masakra. Ni jeden kawalerzysta nie uciekł, a herdińczycy wrócili w niezłym stanie.

- Dowiedziawszy się, że nadciąga hrabia Remoine z 4. Legią Kapitan podjęła decyzję o przebiciu się. - ciągnął relację Janosz.

Absolutnie szaloną i niemożliwą w wykonaniu, lecz przy tym wszystkim, zrozumiałą. Wesoła Kompania liczyła wtedy niewiele ponad tysiąc ludzi. Z tego setka to byli zwiadowcy, których przetrzebiono nim właściwa bitwa się zaczęła. Medycy oraz łapacze składali się na drugą setkę i ich przydatność w walce była mniej niż żadna. Choć medycy znacząco podnosili wiarę i dobre samopoczucie tych idących do szturmu. Pod Czarną Wodą jeszcze dwustu chłopa to byli nowi rekruci, dla których to była pierwsza bitwa, nie zaś potyczka.

- Mieliśmy wtedy siedmiuset czterdziestu siedmiu ludzi, a 16. Legia miała pięć razy tyle, nie licząc wojsk pomocniczych, które miały uczestniczyć w zamykaniu sita i nadciągały z dnia na dzień. Wraz z przybyciem 4. Legii mielibyśmy przeciw sobie koło dziesięciu tysięcy chłopa, stąd decyzja Kapitan.

Złotowłosa jak zwykle urządziła z tego małe przedstawienie. Po jej mówce, każdy był gotów przerżnąć najbliższego Perthyńczyka łyżką, wyczyn Herdinga zaś pokazywał, że da się to zrobić w naprawdę ładnym stylu.

- Wymarsz rozpoczęliśmy w środku nocy, pozostawiając liczne ogniska - oraz rannych i kapłanów Cyona, którzy zdecydowali się błagać Perthyńczyków o ich życie. Tego jednak nie umieszczało się w raportach - dla zmylenia przeciwnika. Noc była księżycowa, ale z racji ciężkiej pokrywy chmur równie dobrze mógłby być nów. Przekradanie się z początku szło nieźle. Później trafiliśmy natomiast na ciężką piehotę, chyba z Merrle, bo mieli rohatyny.

To był po prostu pech. Tamci usłyszeli ich pierwsi i sformowali naprędce szyk, zaczepiając tarcze o tarcze. Pierwsze szeregi Wesołków niemalże wyparowały pod ciosami rohatyn, dopiero samoczwór szarża Herdynga uczyniła niewielki wyłom w ich murze w który szybko wcisnęli się herdyńczycy. Roznieśli go tam, roznieśli go na strzępy, Jonasz słyszał jednak, że chłop trzymał się tak długo, nim nie wpadła tam Trevaller, siekając każdego, kto stał jej na drodze. To był podobno jedyny raz, kiedy zsiadła z konia podczas tej bitwy, tam, przy nim, jak potem relacjonował to jego adiutant. Potem już zresztą nie mogła...

- Kiedyśmy sforsowali Merleńczyków, Kapitan powiodła szarżę kawalerii ze wzgórza, na namioty wroga, chcąc wszcząć zamieszanie i odwrócić od nas uwagę.

Problem był taki, że baron doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy Trevallen wpadła pomiędzy namioty zagrały rogi, legioniści poczęli nagle unosić tarcze do góry, a zewsząd poczęły sypać się strzały. Na zdezorganizowaną kawalerię wpadła kawaleria główna Legii, w sile 200 ludzi. Trevaller miała 300 konnych na starcie, szarżując na Merleńczyków, potem po zboczu, przebijając się przez jeszcze jakieś oddziały, po ostrzale w obozie, szarpaninę tam, miała może połowę tego. Mimo to z prawie setką ludzi zdołała się wyrwać i wjechać w łuczników, mając ich kawalerię na karku.

- O przebiegu szarży dowiedzieliśmy się dopiero potem, wtedy bowiem herdyńczycy zostali związani walką przez właściwe siły 16. Legii, my zaś odpieraliśmy ataki 4. Legii hrabiego Remoine. Jak słyszałem, to on stacjonował nad Sachynią.

Hrabia zastawił sidła i miał zamiar jednym zgrabnym atakiem zakończyć żywot Wesołej Kompanii jak i samej Złotowłosej, do której miał osobiste anse. Dowiedziawszy się, że jego plan spalił na panewce, a Trevaller, miast podążać forsownym marszem ku jego siłom, potyka się z 16. Legią był tak wściekły, że spłazował posłańca mieczem. Forsownym marszem przybył na miejsce bitwy, gdzie z miejsca zorientował się w fortelu, nakazał bowiem natychmiastowy atak na obozowisko Trevaller.

- Czerwona Zaraza dopadła naszych łapaczy, oni to bowiem szli w ariergardzie. - pałkarze dla wyćwiczonych legionistów nie stanowili specjalnego przeciwnika, ale nie sprzedawali swojej skóry łatwo - Kiedy związali ich walką, porucznik Errol zgarnął nas i rozpoczęliśmy ostrzał. Osłaniając tyły pochodu oderwaliśmy się od wroga.

Kunszt ocalałych zwiadowców był na takim poziomie, że trafiali oni wrogów, nie zaś swoich. Do tego w końcu etapu przetrwali już tylko najlepsi. Było ich mało, ale kąsali jak osy, eliminując łańcuch dowodzenia wroga oraz sztandarowych. Po pewnym czasie brak sygnalizacji i dowódców spowodował, że kiedy resztki łapaczy cofnęły się, niewielu legionistów postanowiło ich ścigać, zwłaszcza że łucznicy wtedy obrali na cel ich. Błędem Czerwonych było wzięcie pochodni. Ponoć wzięło się to z rozkazu Remoine'a, który nie chciał by Trevaller wymknęła się korzystając z ciemności.

- Finał bitwy nastąpił, kiedy Remoine poprowadził szarżę pancernej konnicy. Zajęci przebijaniem się przez łuczników nasi nie mieli najmniejszych szans. Trevaller została zmieciona z konia, podobnie dowodzący kawalerią porucznik Feyru, ten jednak miał mniej szczęścia. - wspomnienie trupa porucznika nie poruszyło mężczyzny, mimo, że obraz nie zblakł z czasem. Feyru był zapalonym koniarzem, człowiekiem, który z każdego konia potrafił wykrzesać dwa razy więcej niż inni. Ponoć osłaniał Kapitan, kiedy dostał, bo ona była już strzałami przyszpilona do siodła. Feyru ciężko umierał, lanca przebiła mu brzuch, a nikt nawet nie pofatygował się, żeby go dobić.

- Objąwszy dowodzenie porucznik Errol rozdzielił nas na dziesiątki i nakazał odwrót. Wtedy po raz ostatni go widziałem. Moja dziesiątka trafiła na drużynę zwiadowców wroga i po krótkiej walce została wzięta do niewoli. - pierwszy raz podczas opowieści Janosz poruszył się, jakby poczuł dyskomfort. Blizny bolały. Wystawił swoich na wabia, sam polował na tamtych. Upolował trzech, za co go potem przypalali. - Setnik powiedział, że za przynależność do Wesołków można nas obwiesić, wtedy chwyciliśmy za broń i spróbowaliśmy przebić się do lasu. Mi się udało.

Niczym echo powróciły głosy prześladowców:
- Zwariowałeś? Taki klif... Nie mógł przeżyć. Wesołki też ludzie, a ten nie wyglądał na cyrkowca.

- Względem Czarnej Wody to tyle, sir, co wiem. - to nie do końca było prawdą. Funkcja Korpusu Zwiadowców polegała też na sprawdzeniu kto padł. Dlatego Janosz wrócił na pole bitwy, dlatego tak dobrze mógł powiedzieć jak to wyglądało, kiedy Trevaller wpadła do obozu, dlatego znalazł ciężko rannego Errola z pustym kołczanem, który wycofywał się powoli, kupując czas innym. Dlatego nie znalazł samej Trevaller i domyślił się, że wzięto ją do niewoli. Dlatego znalazł martwych Feyru i Herdinga. Dlatego wreszcie wyniósł stamtąd Errola, naonczas dowódcę resztek Kompanii i zdał mu raport. Pod dowództwem Errola zresztą potem szedł odbijać Kapitan, poszło ich może dwudziestu wtedy, tylu na szybko znaleźli. Zastanowił się czy dorzucić jeszcze opowieść o odbijaniu Trevaller, ale o to go nie pytali, tak samo nie pytali o pochód Perthu na Draconię i dzieje Leśnych Ludzi, więc skinąwszy raz jeszcze głową, milczał i czekał, skwitowawszy to wszystko ostatnim zdaniem:

- Co do losów kapitan Trevaller, została ona wzięta do niewoli a potem odbita przez naszych pod komendą porucznika Errola, obecnie zaś leczy rany odniesione w bitwie i podczas odbicia.

Jak na milczącego zwiadowcę, była to całkiem długa przemowa. Janosz poczuł, że zaschło mu cokolwiek w gardle.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 04-05-2007 o 20:22. Powód: Ostatnie zdanie
Tammo jest offline  
Stary 05-05-2007, 09:56   #53
 
Lkpo's Avatar
 
Reputacja: 1 Lkpo ma wyłączoną reputację
Veibat był zdziwiony kiedy okazało sie, że zrobił coś złego. Nie za bardzo wiedział co takiego. Na jego twarzy jednak nie dało sie rozpoznać się żadne uczucie. Siadł spowrotem na beczkę. Miał tu cień i jako taką wygodę. Rozbawił go widok stojących w szeregu ludzi. Czasami widział żołdaków stojących w ten sposób. On jednak nie miał zamiaru tak stać i się martwić. To nie dla niego.
Słuchał uważnie raportu zwiadowcy
Ładnie opowiadał. Może na starość zostanie bajarzem.
Szlachcic postawił sobie jeden cel. Nie dać sie zmilitaryzować. Nie będzie stał jak ta chołota w szeregu. Zamknął oczy i nagle przyszły do niego dawne wizje. Przeraził sie, było to jak groza przeszłości. To była jedna z trzech rzeczy, których się bał, stać się tym kim był wcześniej.
Ni stąd ni zowąd zszedł z beczki i stanął w szeregu.
Może i sam sobie przeczę, jednak chyba to musi tak być. Inaczej koszmary wrócą.
 
__________________
"Tylko uczciwi pozostaną dłużej żywi
Będą umierać powoli
Tak znacznie bardziej boli
Więc zastanów się co wolisz"
Lkpo jest offline  
Stary 05-05-2007, 11:45   #54
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kapitan Cross niepewnie stała i słuchała opowieści Janosza. To wszystko było dziwnie nieprawdopodobne, słyszała wprawdzie o tym, ale nie sądziła, żeby to była aż taka masakra. Palladin nie poruszył się prawie wcale, miał zamyśloną twarz i oczy jakby oddalone o tysiące mil. Słońce zaczęło porządnie przygrzewać, a wiatr znacznie się uspokoił. Kiedy zwiadowca skończył Lisbeth uznała, że czas coś powiedzieć, bo cisza trwała już chwilę czasu.
-Dziękuję za twoje sprawozdanie szeregowcu. Myślę, że za twoje zasługi pułkownik pomyśli o specjalnym odznaczeniu albo awansie. Teraz jednak chciałam poprosić pozostałych oprócz Veibata, który już nam trochę o sobie powiedział, Janosza i Anny. Poproszę o zabranie słowa Gerarda.
 
Aivillo jest offline  
Stary 05-05-2007, 11:59   #55
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gerard
Mężczyzna wystąpił z szeregu, zasalutował i stanął na baczność.
-Pani Kapitan, Panie Pułkowniku. Doświadczenie posiadam, byłem rycerzem. Dziesięć lat jako giermek, kolejne osiem jako rycerz. Ostatnie dwa lata spędziłem jako farmer. Specjalizuję się w walce w zwarciu.- odpowiedział.
Nadal stał na baczność czekając na pozwolenie powrotu do szeregu.
 
Panda jest offline  
Stary 05-05-2007, 12:09   #56
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lisbeth skinęła głową jako przyzwolenie do powrotu do szeregu. "Widać, że ma zadatki na dobrego wojaka"- pomyślała.
-Piękna zbroja- zwróciła się do Gerarda. -Jeżeli chcesz będziesz mógł jej używać, chyba że wolisz dostać coś z naszej zbrojowni.... ale o tym powiesz później. Teraz zaś proszę o wystąpienie Gerda lub pana de Valiron, aby jak najszybciej zabrać się do dalszych punktów dzisiejszego dnia.
 
Aivillo jest offline  
Stary 05-05-2007, 13:21   #57
 
Sylvain's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylvain nie jest za bardzo znany
Gerd

No i niby co mam powiedzieć, że specjalizuję się w cichym i nagłym "znikaniu" ludzi?!
- Urodziłem się w tym mieście, nigdy z niego nigdzie nie wyjechałem. Matki nie znam, ojciec był niezłym skurwysynem. Wychowałem się na ulicy, zajmowałem się tym co ona mi dała. Ostatnio pracowałem dla pewnego, hmm...przedsiębiorcy. Zajmowałem się "egzekucją długów" i "negocjacjami" z "klientami".
- Władam rapierem, krótkimi mieczami, sztyletami i nożami. Tymi ostatnimi również rzucam. Nauczyłem się tego od "kuglarza" u którego przez jakiś czas terminowałem.
- Potrafię bezszelestnie wejść demonowi do dupy, wyrwać mu serce i wyjść a on zauważy to dopiero gdy będę milę od niego.
Na tym wypowiedź zakończył i ponownie skupił się na ubytkach w murze budynku za plecami dowódcy.
 

Ostatnio edytowane przez Sylvain : 05-05-2007 o 13:34.
Sylvain jest offline  
Stary 05-05-2007, 18:30   #58
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Rhevir de Valiron

Wystąpił z szeregu.
Niestety bez przedstawienia, nie obejdzie się-myślał.
-Pochodzę z miasta oddalonego od tego o trzy tygodnie marszu. Przez jakiś czas szkoliłem się u jednego z najlepszych ludzi w swoim fachu i nie powiem, mistrz był bardzo zadowolony z moich osiągnięć i zdolności. Był to miejscowy... rzeźnik z powołania, akrobata z zamiłowania, a nie wielu dorównywało mu między innymi szybkością.
Moją mocną stroną są krótkie ostrza...
-zamilczał i bezwiednie dotknął swojego miecza, po czym kontynuował-...i sztylety.
Wykonując moją pracę najlepiej czuję się nocą ze względu na moje... upodobania kolorystyczne, a także przystosowanie fizyczne, lecz niezgorzej radzę sobie za dnia
-uważał, że już i tak powiedział za dużo, więc zamilkł i wrócił do szeregu.
 

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 05-05-2007 o 18:33.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 05-05-2007, 21:51   #59
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lisbeth ukradkiem stłumiła ziewnięcie. "A więc mam medyka, łucznika i trzech wojaków z dziwnymi upodobaniami"-liczyła. Trochę niepokoił ją fakt tych tajemniczych historii, nocnych eskapad, ale wkońcu nie od dziś najróźniejsze typy dla uniknięcia kary chowają się w mundurze i walczą o kraj, który jest im szczerze obojętny. Alexander lekko drzemał więc pani kapitan dała mu ukradkim kuksańca. Podniósł głowę i pytająco spojrzał w jej stronę. Zegary wybiły właśnie piątą a w koszarach zaczęło panować coraz to większe poruszenie. Lisbeth zwróciłą się do rekrutów:
-A więc koniec zbiórki, zaraz przyślę do was kogoś kto was oprowadzi po najważniejszych budynkach. Śniadanie jest zawsze o godzinie ósmej w stołówce w kwaterze głównej. Ja tymczasem muszę przedyskutować kilka spraw z pukownikiem. Rozkaz powinniście dostać po śniadaniu. Żegnam!- podsumowała rzeczowo i ruszyła w stronę najokazalszego budynku. W ślad za nią udał się również Palladin.
-Co o nich sądzisz?- zapytała niepewnie.
-Myślę, że większość z nich to dobry materiał, wierzę w ciebie i sądzę, że porządnie ich wyszkolisz- mówiąc to uśmiechnął się na co Lisbeth odpowiedziała w podobny sposób.
-Dziękuje, nawet nie wiesz jak bardzo cenię twoje zdanie- mruknęła trochę ciszej.
-No, niezupełnie, co do picia jesteś tak uparta, że nie wiem jakim sposobem cię nawrócić. Ale ostrzegam, następnym ranem nie uśmiecha mi się wywlekanie cię z samego rana z tej zapadłej dziury. Nie możes sobie znaleść bardziej przyzwoitego miejsca?
-Nie, nie mogę i niech ci to wystarczy- odparła krótko. Pułkownik zmierzył ją zdumionym wzrokiem.
-Czy ty coś przede mną ukrywasz Lisbeth?- zapytał nieco poirytowany. Kobieta odwróciła głowę i popatrzyła w niebo.
-Wiele nie wiesz Alexandrze...- odpowiedziała wymijająco. Mężczyzna już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale właśnie znaleźli się przed budynkiem kwatery głównej.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Zostaliscie sami i byliście nieco zdziwieni postawą waszego dowódcy. Nie wiedzieliście co robić i w którą stronę się udać. Po chwili jednak podeszła do was młoda dziewczyna ubrana w pełny rynsztunek wojsk Miguaya. Była to drobna i niewysoka krótkowłosa blondyka o delikatnych rysach i figlarnym spojrzeniu spod niebieskich oczu. Na pierwszy rzut oka dziwnym wydało się wam, że nie ugina się ona pod ciężarem stali pancerza i pozostałych części zbroi.
-Witam was serdecznie, jestem kapral Amanda Bergrent i mam was nieco tu oprowadzić- powiedziała uśmiechając się szeroko. Wyglądała na niezwykle sympatyczną i prostą dziewczynę z prowincji. Nieco nieufnie podeszliście do jej słów.
-No, nie lenić się nowicjusze, punkt pierwszy- zbrojownia- rzekła. -Wojsko dba o swoich żołnierzy i dotrzymuje słowa, dlatego teraz każdy z was jako ochotnik otrzyma od państwa zbroję i oręż- mówiła szybko i prawie bez tchu, była wyraźnie ztremowana. Skinęła na was ręką i kazała iść za sobą. Krajobraz koszar można było określić w kilku słowach: jednolity, pospolity i surowy. Budynki najczęściej miały kształt prostokątów lub kwadratów, zbudowane były z szarego kamienia i miały jedynie niewielkie otwory okienne. Wyróżniał się jedynie budynek kwatery głównej. Stworzyony z piskowca, z dużymi, zdobnymi oknami i egzotyczną roślinnością. Wy jednak ruszyliście w całkiem przeciwnym kierunku. Minęliście skromny budynek stajni, który znacznie wcześniej wyczuliście niż zobaczyliście. Niedaleko, bo około 30 metrów dalej ujrzeliście wysoki, pokażny budynek obstawiony podwójnymi strażami. Kapral prowadziła was właśnie w jego kierunku. Podeszła do jednego ze strażników i z uśmiechem podała mu swoją przepustkę. Poważny, nieco grubszy strażnik oddał jej papier i podszedł, żeby otworzyć wam wielkie drzwi. Weszliście do środka. Waszym oczom ukazało się niewielkie kwadratowe pomieszczenie. Zdziwiła was jego prostota. Nie było tam nic prócz gołych ścian i ciągnącej się przez całą szerokość drewnianej lady, za którą siedział strażnik i biurka obok zajmowanego obecnie przez jednego z wojskowych księgowych. Amanda podeszła do niego i pokazała następną kartkę z czerwną pieczęcią w prawym, dolny rogu. Ten skinął na strażnika i powrócił do pisania. Amanda zwróciła się do was, charaktetystycznym dla niej cieniutkim, wysokim głosikiem:
-Wejdźcie proszę, pokażę wam wasze zbroje...
Przeszliście przez ciężkie metalowe drzwi, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkaliście. W środku zaskoczyła was wielkość zbrojowni, na zewnątrz wydawała się małym budyneczkiem, ale ta sala sprawiała w was wrażenie niskości i przytłoczenia. Zbrojownia w pełni zasługiwała na swoją nazwę, był tu ogrom broni i pancerzy najróżniejszej jakości i formy. Od włóczni i pałek po długie dwuręczne miecze i piękne refleksyjne łuki. Na każdej tarczy wygrawerowany był herb królestwa, każdy pancerz był wyczyszczony i lśniący. Pomieszczenie było zupełnie pozbawione okien, oświetlało je jedynie słabe światło pochodni, które odbijało się od metalowych powierzchni podrażniając wasz wzrok. Szliście za kapral Bergrent aż do samego końca i tam ujrzeliście sześć jednakowych rodzajów płytowych pancerzy, nagolenników i tarcz.
-Co do broni, każdy z was dostanie sztylet lub krótki miecz do wyboru, a do tego miecz lub łuk do wyboru, a jest on szeroki jak widzicie- tłumaczyła wam Amanda.
-Dostaniecie również płaszcze, w kolorze szarym, który odpowiada waszemu stopniowi, ale to przy wyjściu- kontynuowała.
-Chciałam, abyście najpierw zobaczyli rynsztunek. Mam nadzieję, że będziecie o niego dbać i pielęgnować. Ach, byle bym zapomniała, słyszałam, że jest wśród was medyk i łucznik, im proponuję kolczugi, ale to wasz wybór. Króleswto Miguaya dba o swoich ochotników- zakończyła uśmiechem.
Każdy z was począł dobierać sobie odpowiedni zestaw. W tym czasie Amanda wróciła mało się nie przewracając pod ciężarem nowych, starannie wykonanych płaszczy.
-Proszę, wybór niewielki ale rzecz niezbędna- skwitowała. Każdy wziął to co zaplanował i opuściliście zbrojownię. Wasza przewodniczka wskazała wam wyróżniający się budynek
-To jest kwatera główna, tam niebawem udacie się na śniadanie- zaczęła. –Stajnię już mijaliśmy więc wiecie gdzie jest- mówiła szybko i trochę nieskłądnie, ale wszyscy doskonale ja rozumieliście. –Co by wam tu.... ach, no tak, pole treningowe jest za kwaterą główną, a noclegownia dla wyższych wojskowych tam na prawo- wskazała na kamienną budowlę z oknami położonymi w równych odległościach i dwóch parach drzwi, nad którymi wisiały drewniane tabliczki z napisem „Kwatery Oficerskie”. Wy jak na razie macie miejsca w barakach. To tam- skinęła na jedyne drewniane budowle w koszarach. W tym pierwszym budynku musicie się najpier zarejestrować, ale nie martwicie się, bo obsługa jest miła- dodała. –Całkiem co innego niż te gbury ze stołówki i poczty- parsknęła z pogardą. –Abyście nigdy nie spóźnili się na zbiórkę czy obiad niedawno zamontowano zegar na wieży między Kwaterą Główną, a noclegownią.
Dopiero wtedy zauważyliście wielką tarczę z długimi wskazówkami , które właśnie wskazywały siódmą.
Amanda podeszła do każdego z was podając wam ręce.
-Miło było mi was pozać, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Tymczasem mam jeszcze kilka spraw do załatwienia- powiedziała tajemniczo. –Jeżeli chcecie to zapraszam do mnie, jestem jedym z tutejszych kartografów, szukajcie mnie w biurze kartowników, w Kwaterze Głownej, dozobaczenia!- krzyknęła na odchodne i szybko pobiegła w kierunku drewnianych baraków.
 
Aivillo jest offline  
Stary 06-05-2007, 00:02   #60
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Lightbulb Janosz Favrasz, Zbrojownia

"Awans... jakby to było coś nowego."

Rzadko chwalił się tym, co zrobił. Parę razy była mowa o awansie, ale nigdy dotąd nie doszło do niczego więcej niż 'mowy'. Skinął głową, co mogło oznaczać 'dziękuję', 'rozumiem', lub po prostu 'usłyszałem' lub być potwierdzeniem.

Kiedy padła komenda 'rozejść się', sięgnął po bukłak i przepłukał gardło. Rozejrzał się za kimś, kto mógłby mu wskazać zbrojownię, dokonując podsumowania oddziału. Kiedy podeszła filigranowa pani kapral, skinął jej głową poważnie, po czym podążył za nią. Idea otrzymania ekwipunku była dlań nie nowa, w końcu swoją wojskową karierę zaczynał od wojsk koszarowej piechoty w Adelbergu, mieście, które przestało już istnieć.

Wysłuchał dziewczyny, a kiedy odeszła rzucił półgłosem, jakby w przestrzeń, ale tak, by każdy mógł usłyszeć:

- Każdy z nas ma jakiś własny ekwipunek. Oto jak to działa, jeśli będziemy go używać i się zepsuje, nikt nam go nie naprawi. Jeśli będziemy używać wojskowego, i się zepsuje lub złamie to zawsze, no, prawie, możemy go wymienić. Własny ekwipunek można zdać kwatermistrzowi i otrzymać pokwitowanie, albo trzymać jako rzeczy prywatne, przy swoim posłaniu. Natomiast jak będziemy na misji, to jak nam starsi szeregowcy z baraków rozgrzebią bety i sobie coś przywłaszczą, to zostaje albo samemu znaleźć dowcipnisia albo liczyć, że oficer dyżurny jest rozgarnięty i my dostaniemy rzecz z powrotem, a złodziej dostaje tak w dupę, że więcej mu się nie chce. Natomiast nie liczyłbym się z tym, jak w koszarach kradną, to nie pojedynczo. Jednego złapiemy, reszta nam zrobi koło pióra. NAM, bo w ich oczach jesteśmy oddziałem rekrutów, więc mogą to zrobić właściwie bezkarnie. Ja mój ekwipunek zdaję, nie wiem jak wy. Aha - spojrzał na dwu skrytobójców - jak się ma własne sprawy do załatwiania i się je załatwia w ekwipunku wojskowym, to zawsze łatwiej takiego śledzić. Po prostu idzie się do koszar i się szuka. A jak na codzień człek taki w mundurze biega, to jak co innego przywdzieje, to mniejsza szansa że go szybko znajdą. Co do zbroi, poza Gerardem, nikt z nas nie zyska zakładając zbroję. Skoro się chlubicie cichym chodem i walką lekką bronią, jak krótkie miecze i noże, to - jak pewnie wiecie - ciężka zbroja będzie tylko przeszkadzać. Także kolczugę wam radzę, lekką w dodatku. Wam Anno, to może skórznię, jeśli kolczuga będzie za ciężka. Pomóc Wam, czyście obyci? - spojrzał na dziewczynę uważnie - I jeszcze jedno. - dodał patrząc na pozostałych - Jak wojsko wygląda, tak się je traktuje. Jeśli każdy z nas będzie inaczej wyglądał, to pomyślą, żeśmy sroce spod ogona wypadli. Stąd jak wszyscy weźmiemy kolczugi, płaszcze i je odpowiednio przyozdobimy to lepszy efekt. Jak nie, to niby nic się nie stanie, ale bać się nas mniej będą, więc będziemy więcej łbów rozwalać musieli. Mnie się to mniej uśmiecha, nie wiem jak wam. Was, Gerardzie, prosiłbym abyście ciężką zbroję wzięli. Nawykliście do niej pewnie, a jak będzie w oddziale choć jeden ciężkozbrojny, to czasem przeforsować się gdzie łatwiej będzie. Ryzykowna to sprawa, aleć lepszego ku takiej robocie wśród nas nie widzę. Jak co komuś pomóc, to nie ma sprawy, na ile się znam, tyle pomogę.

W trakcie przemowy przygotował sobie rzeczy do wzięcia: długi łuk refleksyjny z cisowego drewna, kołczan ze strzałami, które wysypał i sprawdził po jednej, pałkę i krótki miecz.

Spoglądając znowu na Annę, rzekł:

- Pałkę biorę, bo jak mnie kto zobaczy z mieczem, toć będzie się o życie bał, bo mieczem się rani albo zabija. Pałką się guzy nabija, dobra jest też do karczemnych burd. A wątpie, cobyśmy jako rekruci na bitwę szli dzisiaj. Raczej patrolowa służba nas czeka. A noże własne sobie zostawiam, na wszelki wypadek.

Ciekaw był, czy go zignorują, czy nie. Obstawiał, że zignorują. Może poza rycerzem, ci bywali często uprzejmi, i kobietą, bo mniemał, że niedoświadczona. Głównie też ze względu na nią to wszystko mówił. Pozostali... W wojsku nie miałeś kolegów poza kolegami z oddziału. Ale zanim niektórzy się tego uczyli, musieli pokazać, że są twardzi. A jak łatwiej pokazać, niż odtrącając tych, co te więzi próbowali zawiązać? Choć, ta trójka 'cichych', była na tyle oryginalna, by nie musieć się uczyć na własnej skórze.

Uważnie też spoglądał co kto brał. Zawsze to wiele mówiło o człowieku.

"Jeśli kto skończy przede mną, poproszę, by szedł nam wszystkim rezerwować posłania, jak nie, sam to zrobię."

* * *

Wychodząc, zdał własny ekwipunek poza nożami kwatermistrzowi, odebrał odeń pokwitowanie, płaszcz i wypytał go o warunki odebrania własnego sprzętu, jakby co. Wysłuchawszy, kiwnął głową, podziękował i ruszył.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172