Wątek: Rozdarcie
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2016, 20:46   #118
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Set oraz Reeva

Ruch był szybki, nawet szybszy niż ruchy Seta, a mało kto mógł dotrzymać jaszczuroludziom pola jeśli chodzi o pływanie. Poczuł lekki strach, ale tylko przez chwilę, ułamek sekundy. Szybko zastąpiło go chłodne opanowanie i typowa dla rasy zimnokrwistość. Oczy starały wyłapać cokolwiek z ciemności delikatnie oświetlonej chemicznym, zielonkawym blaskiem. Sáurio uszykował pazury by w razie czego zaatakować, ale to co zobaczył nieco go zaskoczyło.

Był to humanoid, tylko skórę miał gładką i śliską, a między delikatnymi dłońmi i stopami przypominającymi wachlarze błony. W pasie przepasany był tuniką z wodorostów. Seta olśniło – to był wodnik czy też wodniak, nazw ta rasa miała wiele w zależności od miejsca zamieszkania. Na jego twarzy pojawił się przyjacielski uśmiech, poruszył też ustami aby sáurio mógł czytać z ruchu warg co chce powiedzieć, ale ten język Setowi nie był znany. Ponownie poruszył ustami, teraz również gestykulując. Pokazywał na światełko, na górę i na brodę, ale Set nie wiedział o co mogło mu chodzić. W końcu zrezygnowany wskazał palcem w górę i popłynął zaczerpnąć nieco powietrza i móc powiedzieć coś ludzkim głosem.

- Witaj. – powiedział przyjaźnie, ale bardzo nie wyraźnie jakby jego usta nie były przystosowane do wydawani z siebie takich dźwięków – Przysyła cię Ragnar?

W tej samej chwili nadeszła kobieta, a spostrzegając wodniaka zareagowała nieco nerwowo, albowiem pamiętała opowieści ludzi trudniących się żeglugą o atakach wodników na ich transporty. Również on zachował się nieco niepewnie gdy wyczuł jej nastawienie, zdawał sobie sprawę że przez pewne czyny innych jemu podobnych wśród powierzchniowców nie są mile widziani. Zapanował dość krótki impas.

Tiria i Gonael

Ściemniało się i nie było w tym krzty przesady, że w ciemnościach zdolność anioła jaką było latanie stawała się mniej skuteczna, jeśli idzie o poszukiwania ludzi w lasach. Ivyet jeśli żyła, mogła być gdziekolwiek w tym cholernym lesie, a jeśli zabłądziła to coraz bardziej oddalała się od domu. Wtedy poszukiwania z pewnością spalą na panewce. Było trzeba działać, ale Reeva zabroniła więc było trzeba czekać. Oczekiwania mogła umilić rozmowa, krótki posiłek lub złamanie polecenia. Czas na powrót kobiety z jej towarzyszem się wydłużał, a z pewnością to nie wróżyło dobrze.

W dodatku, jakby było mało kłopotów z kierunku morza w kierunku lądu zbliżała się burza. Na razie była daleko, ale wiatr się wzmagał z każdą chwilą, a co za tym idzie lot Gonaela również nie będzie najłatwiejszy. Pamiętał z domu tych którzy chcieli ścigać się ze zbyt potężnym wiatrem, połamane skrzydła to było najmniejsze zmartwienie bowiem kości się zrastały. O wiele gorzej było jeśli cyrulik zdecydował że należy je amputować.

Tiliar oraz Jepth

Biegli jakby goniło ich stado rozsierdzonych demonów, a rzecz ściślej ujmując fauny nie wiele się od nich różniły. Słyszeli za sobą hałas przedzierających się ścigających, słyszeliście również ich nawoływania w ich własnym języki. Krzyczeli nie tylko do siebie, ale również do leśnych zwierząt. Kiedy na drodze Tiliara pojawił się wilk, ten bez zastanowienia rzucił się na niego z zębami rozszarpując mu kark. Jepth bez słowa minął ich biegnąc dalej, wyciągając nogi tak bardzo jak tylko potrafił. Gdzieś nad jego głową zahuczała sowa, dając znać pościgowi dokąd biegniecie. Gdzieś w oddali coś zapiszczało z kolei myląc ścigających rozrywając ich na dwie grupy. Cokolwiek za zwierz to był, dziękowaliście mu w duszy iż nie współpracował z tymi cholernymi faunami.

Bieg trwał i trwał, w końcu zmęczeni wypadliście na jego skraj. Dyszeliście jakbyście przebiegli maraton, a szczególnie marl w swej nieporęcznej masce. Gdyby tylko był na swej rodzinnej wyspie, wśród trujących inne istoty drzew, a on mógł odetchnąć pełną piersią pokazałby wszystkim jak się biega. Dobrze że chociaż wychował się w lasach, to sprawiło że jego potknięcia o korzenia były naprawdę sporadyczne. Koczowisko było pogrążone w ciszy, większość istot spało już od dobrych kilku godzin, tylko ludzie generała Griffa patrolowali jego granice z pochodniami w dłoniach. Kiedy was spostrzeżono wszczęto alarm, żołnierze zaczęli się zbiegać ze wszystkich stron i wyskakiwać z namiotów w samej bieliźnie, ale z mieczami w dłoni. Dopiero kiedy zauważono iż to wy, alarm odwołano. Generał i tak nie spał bo został zaalarmowany jako pierwszy, stanął przed wami z toporem i w pełnej zbroi. Gnoll wyszczerzył kły.
- Co tu się odjebało? – warknął na dwójkę mężczyzn.

Azriel i Tehanu

- Muszą. – odpowiedziała driada kotołakowi – Musicie powiedzieć moim siostrom, że to nie Griff zabija driady, a ten przeklęty mag i fauny. Musicie się pośpieszyć bowiem planowały atak na koczowisko. Biegnijcie najlepiej prosto do nich, mieszkamy na północ od obozu.

A potem ruszyliście odzyskać co swoje.
Za jaszczuroludziem oraz marlem pobiegło nie tak wiele faunów jak się na początku wydawało, albowiem większa grupa została. Pewnie spała, bowiem w ich rozmowach słychać było niedowierzanie i szok, bowiem raczej nie przypuszczali że ktoś będzie w stanie im uciec. Czy tamta dwójka została złapana na razie nie było wiadomo. Dzieci były wystraszone, ale słuchały się was bardziej niż rodziców. Chyba przypuszczały że jeśli dojdzie do walki lepiej jest mieć po swojej stronie.

Magazyn był dziuplą w starym, ogromnym dąbie w którym z powodzeniem zmieściłyby się dwa wozy i zaprzęg. Jedno wejście, przed nim strażnik. Magazyn na zdobyczny sprzęt wręcz doskonały, niestety wam się nie spodobał. W dodatku dąb był centrum obozu, a wokół kręcili się obudzeni ucieczką więźniów faunowie przeklinając w sobie tylko znanym języku. Jeżeli nie byliście samobójcami, musieliście sobie odpuścić odzyskanie swoich rzeczy. Na otarcie łez waszą uwagę zwróciło inne drzewo, stało nieco na uboczu i nie było przez nikogo pilnowane – jego wnętrze także było wydrążone. W środku paliło się coś na kształt paleniska. W środku spały dwa kozły, a przy łóżkach mieli swoją broń. Potężny dwuręczny topór z jednym ostrzem oraz mniej mniejszy tasak bojowy. W prowizorycznym domostwie poza bronią znajdowały się też skóry zwierząt, pergaminy zapisane nieznanym językiem oraz zszyte całkiem przykładnie ubrania, niestety pasowały tylko na Azriela, bowiem na Tehanu były o wiele za duże.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline