Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2016, 21:23   #111
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Puszcza Cunha

Azriel rozejrzał się po towarzyszach. Miał nadzieję, że ktoś przejmie inicjatywę rozmowy, bo choć coś w driadzie kazało mu ją udusić, to wiedział, że nie jest to dobre wyjście. Jeśli jednak nikt nie byłby chętny, musiałby dać z siebie wszystko, by przekonać driady, że nie warto naszpikować ich strzałami. Jednak bardzo nie chciał dać dojść do Tehanu, a Tahal był dziwaczny. Spojrzał na Arin, licząc na jej pomóc i postanowił zacząć, a przynajmniej spróbować.
- Szukamy… - Azriel uniósł lekko ręce, nie wiedząc czy powinien podnieść je wyżej, w geście poddania się. Szybko je jednak opuścił. - Szukamy przeprawy do pustyni… głównie. Przy okazji jednak poszukujemy tutaj, w puszczy, w okolicach jeziora Cunha pewnej osoby - powiedział nie będąc pewnym jak bezpośredni powinien być przy driadach.

Tahal nie wiele wiedział o driadach i zwyczajach ich. Stanął obok Azriela i lekko się ukłonił, niczym jakiś dworzanin. Uśmiechnął się przy tym szeroko i rzekł:
-Wybacz najście...ale potrzebujemy przedostać się..tak jak mój towarzysz rzekł. Idziemy w kierunku pustyni. Nie mamy złych zamiarów. Choć gościny nie odmówimy - uśmiechnął się przy tym łobuzersko i szeroko, spoglądając a właściwie lustrując driadę od dołu do góry.

Tehanu jeszcze z czasów z przed rozdarcia słyszał zarówno o driadach jak i niektórych szczepach kotoludzi prowadzących mniej lub bardziej “zdrową rywalizację” z leśnymi pannami więc strzałą wbita w ścieżkę niespecjalnie go zdziwiła. Rozdarcie zmieniło wiele na szczęście nie na tyle żeby driady strzały wyciągały ze stygnących trupów zamiast z piasku. Mimo że strzała pod nogi zwykle nie była “uprzejmym” zaproszeniem do rozmowy za to zwykle stanowiła jednoznaczny argument w ustalaniu kto aktualnie był “gościem” a kto “panem na włościach”. Tehanu liczył że pierwsza odezwie się Arin w końcu to ona miała być od gadania a i baba z babą zawsze lepiej się dogada. Jak na razie, demonom też nie szło najgorzej. Kotołak przytakną tylko za towarzyszami.
- Jestem Tehanu Tahir syn Terrany. Droga przed nami i droga za nami.

Driada słuchała z uwagą, a gdy nikt więcej nie zabrał głosu pokiwała głową trawiąc wasze słowa. Po jej twarzy widać było że próbuje ocenić ile prawdy jest w tym co mówicie. Mierzyła wzrokiem szczególnie Tahala, być może jako stworzenie magiczne wyczuwała płynącą w nim iskrę magii.
- Przed wami, na końcu tego traktu jest obóz. Rozpostarty nad brzegiem jeziora, głównie elfy i ludzie z okolic, ale nie tylko. Podróżni i rolnicy z okolic, możecie spędzić wśród nich noc i zaczerpnąć wody, potem ruszyć dalej. Aczkolwiek musicie uważać, koczowisko już dawno zaczęło być bezpiecznym miejscem. Bieda popycha istoty spoza lasu do różnych przerażających czynności. Jeśli kogoś szukacie, może tam go znajdziecie. Jak nazywają osobę którą szukacie?

- Cholera dokładnie nie pamiętam - Azriel podrapał się po głowie. - Ibeabuchi? Jakoś tak, tak mi się wydaje. Podobno jest owiany złą sławą więc może go kojarzycie… - powiedział bez myślenia.

- Niestety nie znam nikogo o takim imieniu, ale skoro jest owiany złą sławą raczej się nie przedstawia swoim imieniem - zauważyła driada i po chwili szybko dodała - Wiecie jak wygląda?

Demon wzruszył ramionami.
- Wiemy, że jest magiem - odparł Azriel obojętnie. Osobiście stosunkowo obojętne było mu odnalezienie maga, bardziej mu zależało na przeprawie przez puszczę, która nie należałą do jego ulubionych otoczeń. Zbyt wiele razy organizował i odpierał zasadzki w takich miejscach, żeby czuć się tu bezpiecznie.

- Magowie nie są tu zbyt mile widziani, Przeklęta Dwunastka zapoczątkowała straszne wydarzenia, przez które prawie każdy mag musi kryć się ze swoimi zdolnościami. Zapytam sióstr o waszego maga, ale być może ukrywa się w koczowisku nad jeziorem. Ale zapewne wam się śpieszy, nie będę was dłużej zatrzymywać. Jedzcie cały tym szlakiem, a nie zbłądzicie. - odpowiedziała wskakując w haszcze z których nie tak dawno wyszła.

Azriel pokiwał głową, mrucząc coś w podzięce za wskazówki. Spoglądał z niesmakiem w haszcze. Nie chciało mu się iść dalej w puszczę, ani zatrzymywać w koczowisku, ale najwyraźniej musieli. Nawet jeśli maga tam nie było, to mogli znaleźć kogoś kto wiedział coś, cokolwiek o Ibeabuchim.

* * *

Do obozowiska trafiliście bez najmniejszego problemu, już z daleka wiódł do niego smród uryny i kału, potem waszym oczom ukazały się brudne od błota (prawdopodobnie nie tylko od niego) namioty. Kiedyś pewnie były kremowo białe, teraz przypominały ziemię na której akurat biło się dwóch mężczyzn. Ubrani byli skromnie, po wiejsku - szarpali się i szamotali. Jeden z nich widocznie przodował ponieważ budową ciała przypominał dorosłego byka, przez to że był troglodytą. Drugi był nieco niższy, ale równie krępy i silny - po długiej brodzie jasna była jego krasnoludzka przynależność. Te rasy zawsze miały ze sobą na pieńku, więc nikogo nie dziwił ten widok. Tylko trzech orków widocznie dobrze się bawiąc, dopingowali raz troga, a raz brodacza śmiejąc się do rozpuku. W obozie z resztą było o wiele więcej istot, a obóz otaczał cały północny brzeg przemieniając kiedyś srebrzyście czyste jęzioro którym opiekowały się triady w mulisty i mętne bajoro. Na początku wasze przybycie nikogo nie zaciekawiło, ale po czasie zaczęto zwracać na was uwagę. Pierwszy który do was się zbliżył i szedł ramię w ramię z koniem, był niski nawet jak na goblina chłopaczek:
- Mości Panowie! I Panie! Tanie namioty, tani nocleg. Odstąpię niedrogo!
Potem wszystko się potoczyło lawinowo. Zbliżył się do was jakiś marl kopiąc goblina w zadek i każąc mu spieprzać. Z drugiej strony zbliżył się ghul zagadując do Tehanu. Wasze nie tanie ubrania, konie, broń świadczyły o tym że nie jesteście zwykłymi podóżnikami i stać was na zostawienie trochę marek w koczowisku. Na środku obozu stał nawet pręgierz z przywiązanym do niego sáurio o jasnej karnacji łuski - być może niedawno przechodził wylinkę. Do pręgierza były również przybite różne ogłoszenia: zamtuz w namiocie nieopodal ogłaszał się najpiękniejszymi anielicami w okolicy, jakiś szaman oferował wróżenie z ręki i przepowiadanie przyszłości, z kolei na innej kartce była nagroda za jakiegoś gryzonia tj. plaga. Ale największe ogłoszenie i napisane najładniej, nawet z jakimiś pieczątkami sołtysa była nagroda za rowiązanie sprawy znikających mieszkańców koczowiska. Więcej informacji co do ogłoszenia było trzeba szukać w namiocie na którym powiewał proporzec Królestwa Vitvarov.


Królestwo to przed Rozdarciem było jednym z największych i jego armia stanowiła trzon na szybko zebranych wojsk, które ruszyły na portal chcąc jak najszybciej go zamknąć. Nie wielu wróciło, a Ci co wrócili opowiadali rzeczy straszne. Duże wojska oznaczały duży szwedzki stół dla potworów. Potem osłabione państwa zaczęły się staczać w wyniszczające wojny domowe oraz wojny ekonomiczne. Kto urzędował w namiocie nie było napisane, lecz prawdopodobnie to on tu stanowił coś na kształt władzy. A z pewnością by chciał.

Azriel uśmiechnął się pod nosem wchodząc do sporego obozowisko. Brud, smród i cała masa parszywych mord przypominała mu dawne czasy, kiedy jego kariera składała się z koczowania w takich właśnie miejscach, pomiędzy coraz to kolejnymi napadami, bitwami czy zleceniami dla jego bandy. Czasy dawno minione i takie, które czasami w sumie wspominał z lekkim wstydem i żalem, ale jak to wspomnienia, wywoływały pewną nostalgię. Poczuł się trochę swojsko, bardziej pewnie, chociaż akurat pewności mu nigdy nie brakowało.
- Zejść mi sprzed oczu brudne mendy! - warknął rozpychając się w zbierających się przed nimi tłumie. Poprowadził konia, starając się uważnie pilnować swojego skromnego dobytku. Był oddany sprawiedliwej zasadzie ucinania rąk złodziejom i miał lekką nadzieję, że będzie mógł ją tu zastosować, żeby nauczyć kilka cwaniaków ważnej lekcji.
- Spierdalaj mi spod nóg! - syknął odkopując na bok jakiegoś goblina, podbiegającego do niego z garścią błyskotek.
Zauważywszy wszelakie ogłoszenia, zatrzymał się na chwilę zastanawiając się.
- Znikają stąd ludzie? - mruknął pod nosem, ni to do siebie, ni to do kogoś innego. - Wypadałoby chyba pogadać z tutejszym szefem… - rzucił już do towarzyszy. Skinął głową na proporzec Vitvarov. - Takie porwania zawsze mi śmierdzą magią, albo gwałtem. Może ktoś czy coś nas naprowadzi na Ibeabuchiego...

Tehanu jeszcze zanim wjechali między namioty miał dość tego miejsca. “I to na nas mają czelność mówić dzikusy” Spluną na ziemie z wysokości siodła. “Na odwieczne zmagania świętych Braci”. Gdy wjechali między namioty “I będzie trzeba jeszcze w chodzić w tym gównie” Nie schodząc z konia odczytał ogłoszenia.
- Obawiam się że możesz mieć rację, niestety. - Dodał rozglądając się po okolicy. - Wolał bym już chyba dać się zeżreć niż mieszkać w w tym sraczu.

Klyn zachichotał lekko.
- Nie widziałeś chyba zbyt wiele slumsów, sraczy i innych małych piekełek, co kocie? Albo nigdy nie spotkałeś kanibali… - dodał spluwając w bok.

- Za każdym razem odrzuca mnie to tak samo, ot co. Nie wiem jak można się do tego przyzwyczaić. To chyba trzeba trzymać się życia bardziej niż jest ono warte. U nas zwijają jurtę i jadą gdzieś dalej. A co co zostają idą na łono brata. Lepiej się przenieś i żyć jak… koty niż zostać w takim grajdole i żyć jak… no nie wiem, ludzie. - Kotołak pominął fakt że w namiotach gnieździło się całe mrowie nieludzi szukających schronienia. - Pogadamy z tutejszym zawiadowcą.

Azriel pokiwał jedną głową, gdy słowa kota wlatywały mu jednym uchem i wylatywały drugim. Ruszył w stronę namiota z proporcem.

Namiot był największy ze wszystkich, składał się z jednego wielkiego namiotu jakim często podróżowali Królowie i przyległych do niego kilku mniejszych. Przed wejściem stało dwóch halabardników, ale raczej byli tylko na pokaz. Oboje byli orkami. Nie robili problemów, kiedy powiedzieliście że przyszliście porozmawiać z zarządcą tutejszego obozowiska. Tylko na chwilę jeden z halabardników zniknął za płachtą namiotu, by po chwili wrócić i was wpuścić.
Na samym końcu, na drewnianym, zdobionym krześle siedział zasłużony w bojach gnol, co widać było po jego twarzy oraz jego zbroi, ciężkiej płytówce której mógł pozazdrościć nawet Azriel. O krzesło oparty był obusieczny, dwuręczny topór.


Gnol ostrzegawczo zawarczał na Tehanu, obnażając zadbane kły. Był to ewidentny przejaw niechęci do kotowatego, ale w żaden sposób nie dał mu do zrozumienia aby wyszedł. Musiał to być raczej sygnał informujący kto tu rządzi. W otworach do przylegających namiotów widać było skromne, ale zawsze jakieś siły wojskowe. Wielu z żołnierzy było trwale okaleczonych oraz pokrzywdzonych. Dwóch cieszących się najlepszym zdrowiem - człowiek oraz minotaur stali po prawicy i lewicy gnola. Kiedy się zbliżaliście to minotaur wyciągnął dłoń i powiedział łagodnie.
- Stójcie. Bliżej nie podchodźcie.
- Spokojnie Lubak. - rzucił gnol z tronu - Widać że to nie przyjezdni, nie żaden motłoch z koczowiska. Poznajcie też Liena. - tu wskazał dłonią na człowieka, który skinął tylko głową milcząc - Ja nazywam się generał Griff, dowódca IV. Korpusu Uderzeniowego na Rozdarcie. Po prawej i po lewej możecie zobaczyć pozostałości moich wojsk, nie są liczne acz nadal potrafią walczyć więc proszę was, nie próbujcie żadnych sztuczek. - w tym momencie Griff podrapał się za uchem na którym wisiały dwa złote kolczyki, zaskakująco mało jak na gnola - No? Z czym do mnie przychodzicie cni podróżnicy? - nie ukrywał swej niechęci do Tehanu, wszystkie swoje słowa kierował do Azriela, pozostałych nie zaszczycając nawet spojrzeniem.

Klyn skinął głową dowódcy, w podzięce za stosunkowo przyjazne podjęcie jego i towarzyszy.
- Dwie sprawy generale. Dwie sprawy nas tu przywiodły - uniósł w górę dwa palce, zdejmując rękawice. - Po pierwsze - w górze ostał się jeden blady palec - nie umknęła naszej uwadze wzmianka o zaginionych biedakach, za których odnalezienie jest jakaś nagroda. - Klyn opuścił rękę i postąpił krok na przód.
- Druga sprawa jest bardziej osobista. Poszukujemy pewnego maga, owianego raczej złą sławą i urodzonego z równie złym imieniem - Ibeabuchi.

Gnol odpowiedział od razu, a widząc iż rozmawia z nim również wojownik, wstał z tronu i zaczął się przed nim przechadzać.
- Obie sprawy są mi doskonale znane. - powiedział - Ludzie znikają niecałe kilka kilometrów od koczowiska, w lesie, nieważne czy pójdzie się w lewo czy prawo. Ważne żeby iść nad brzegiem jeziora. - westchnął - Jeśli chcecie się tym zająć musicie porozmawiać z Lubakiem. Wysłałem tam mały oddział rozpoznawczy. Lubak i jeszcze czterech żołnierzy, niestety wróciło tylko dwóch. Poza Lubakiem był jeszcze nietoperek Ryn, ale został dźgnięty nożem w koczowisku i niestety się nie wylizał. - tu rozłożył bezradnie ręce - A więc tkwimy na tym kawałku ziemi wydzielonym nam przez driady i boimy się rozrosnąć, sramy pod siebie i się w tym taplamy, a wszystkim odpierdala szał. Ale nie podejrzewałem ich, to znaczy driad. Bardzo nam pomagają, przynajmniej pomagały na początku. Potem nie wiadomo czemu przestały, ale obiecały nam nietykalność i ochronę. Chciałem wesprzeć ich siły moimi kusznikami, ale odmówiły, a więc moi ludzie pilnuję by ta cała gawiedź się nie zarżnęła… A driady pilnują by od lasu trzymały się z daleka potwory z Rozdarcia. - gnol zrobił przerwę na wzięcie kilku oddechów - Druga sprawa… Złapaliśmy tego całego Ibeabebuchjego, ukrywał się jako cyrulik wśród nas ale się zdradził. Sąd wojsko-cywilny w którego skład wchodziłem ja oraz Panna Nirealla wydał wyrok skazujący na śmierć przez powieszenie. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że nierozstropnie jest wieszać maga nie wyrywając mu uprzednio rąk z barków. Wywinął kilka gestów i przemienił się w jaskółkę, po czym odfrunął do lasu. Moi ludzie próbowali go gonić, ale nic z tego, zapadł się jak kamień w wodę. Możliwe że to on stoi za zniknięciami cywili i moich żółnierzy. - znowu złapał oddech i rzucił z zadziwiająco dużym dystansem do siebie, jak na generała - Się naszczekałem jak szczenię. Ale co ważne, driady nie wiedzą co może stać za zniknięciami. Jeżeli mam być szczery, to na mój nos te zielone kurwy dogadały się z tym zmiennokształtnym faunem i powoli uszczuplają nasze siły. Gdyby nie to że nie mam dowodów i jako generał, muszę dane innym słowo, zebrałbym moich żołnierzy, uzbroił cywili i ruszył na te zielone cizie. - teraz również przeniósł wzrok na pozostałych, obserwując ich uważnie - Chcecie się tym zająć?
Nim dane było wam odpowiedzieć, jeden z halabardników wsunął się do namiotu i zainformował.
- Generale, Pani Nirealla czeka przed namiotem. Zaginęło dwóch kolejnych, tym razem dzieci.
- Wybaczcie. Muszę zająć się sprawami… organizacyjnymi. - poinformował po czym zbliżył się do wchodzącej do namiotu kotoczłeczki. Cicho o czymś rozmawiali, nie niepokojąc was oraz żołnierzy z przyległych namiotów.


Azriel odwrócił się do reszty swej wesołej kompanii.
- Co myślicie? Warto się tym zająć? Jeśli może to nas doprowadzić do tego maga, w sensie zaginięcia - skinął głową w stronę generała - to może i warto się temu przyjrzeć. Poza tym chętnie przeciąłbym coś co nie jest z Rozdarcia, a coś mi mówi, że dzięki temu może by ku temu okazja - mruknął kładąc dłoń na rękojeści.

- I tak musimy poszukać jakiegoś żarcia bo na trawie to tylko chabeta wyżyje. Jak nie tu to w lesie. A bez jego pomocy w zorganizowaniu czegoś jadalnego to już wolał bym chyba trawę żreć niż to co da się w tym bagnie kupić. - Tehanu wskazał ruchem głowy obozowisko. - Może Ona dorzuci parę zdań do opowieści tego gnola.

- A temu co tak śpieszno? - zapytał generał Azriela.

Klyn wzruszył ramionami.
- Tak już ma...

Tahal się nie odzywał. Sam był tym zaskoczony. Kiwnął jedynie głową że się zgadza z resztą. Na uwagę Klyna o kotku uśmiechnął się tylko szeroko, wyszczerzając zęby.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 10-04-2016, 19:52   #112
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
***

Gdy generał rozmówił się z kobietą Tehanu ruszył za kobietą i dogonił ją kilka kroków od namiotu.

Kobieta gwałtownie się odwróciła, jedna z dłoni powędrowała po ukryty sztylet, lecz nie wyszarpnęła go.
- A, to Pan. Widziałam Cię u generała. O co chodzi?

Tehanu ukłonił się jej z szacunkiem należnym głowie rodu. Dyskretnie otaksował wzrokiem w poszukiwaniu emblematów przynależności klasowej lub rodowej.
- Wybacz że cię zaskoczyłem. Jestem Tehanu Tahir syn Terrany z Wschodni tabun NuAradi. Szukamy maga Ibeabuchia. Generał - Techanu użył jego stopnia z wyraźnym rozbawieniem - był trochę mało dokładny, jak chodzi o informacje. Poza tym że czarownik może być odpowiedzialny za zniknięcia ludzi… i nie ludzi z okolicy. Chciałbym zabrać ci chwilę.

Kobieta obserwowała Tehanu czujnie, żaden jego ruch nie uszedł jej uwadze, ale była też spokojna i opanowana.
- Mówią mi Nirealla. Ale generał i znajomi mówią mi Nir. - ona użyła słowa generał z całą powagą na jaką to słowo zasługuje - Jeżeli chcesz porozmawiać, to nie tutaj. Przyjdź do namiotu z jadłodajnią, przyjmę Cię na zapleczu. Niebezpiecznie stać na ulicy zbyt długo.

Techanu skiną tylko głową. Wrócił po Cynamon. Nie zamierzał brodzić w zapadającej się brei jaką były wydeptane między namiotami ścieżki. Ścisk i nachalni tubylcy sprawiły że przybył do namiotu jakiś czas po kobiecie. Zajechał na tył wielkiego namiotu. Jedna z płacht była odsłonięta dla wentylacji więc wszedł bez pytania. Rozejrzał się i podszedł do Nir.

Kobieta spojrzała na Tehanu.
- Już jesteś. Dobrze więc, co potrzebujesz wiedzieć? Głodny? - zestawiała akurat z paleniska spory gar dziwnego, ale ładnie pachnącego wywaru.

Tehanu pociągną nosem zaciekawiony
- A czemu by nie. - Nie do końca pozbył się obiekcji co do jakości jedzenia ale kot nie jada byle czego a skoro. Przyjął podaną miskę. Przez chwilę smakował gulasz. - Dobre. Przyda nam się każda informacja. Ale po kolei… - Zamyślił się chwile - Jak wyglądał ostatnio ten czarodziej? Czy zniknięcia zdarzały się jeszcze przed jego ucieczką. Jak daleko zapuszczają się w las ci co z niego wracają. Czy jest kierunek z którego znikają ludzie częściej. Ktoś może wie w jakim kierunku poszły te dzieci co zniknęły i jak dawno to było? Czy jak go sądziliście mówił coś o Rozdarciu, magi przedmiotach. Straszył was Driadami? - Tyle mu przyszło pytań jak na razie.

Nirealla westchnęła, nalewając do miski jedzenia i słuchając.
- To sporo pytań. Ale po kolei. Czarodziej, jak to czarodziej. I jak to faun. Rogi jelenia, oczy zwierzęce, delikatne kły, no nie wiem co Ci mogę o nim powiedzieć więcej. Wiem też że miał taką ciemno zieloną pelerynę… A potem jak się przemienił, wyglądał jak jaskółka… Zniknięcia niestety zdarzały się, ale nie na taką skalę jak ostatnio. Prawie każdy kto się zbytnio oddali, przepada bez wieści. Czasem ktoś wyrusza na poszukiwania i znajduje strzępki ubrań, ale zero krwi i śladów. Po tym jak uciekł z szubienicy jest o wiele gorzej. Nie mam niestety pewności jak daleko i w którym kierunku chadzają Ci co zaginęli, istoty żyją tu nie znając się nawzajem. Możliwe że zaginięciu kilku z mieszkańców obozu nawet nie zauważyliśmy, albo zauważyliśmy daleko po fakcie. A co do dzieci… - kobieta zamilkła na chwilę, wzdychając - Maluchy ostatnio były widziane na brzegu rzeki. Poszły pewnie w kierunku zachodu. Inaczej musiałyby przejść przez obóz, a wtedy ktoś by je pewnie zauważył. A zniknięcie zauważono niecałą godzinę. Kilka istot poszło ich szukać, ale nadal nie wracają... - kotołaczka zamilkła, sięgając w pamięci do wydarzeń z dnia sądu maga - Nie, nic nie mówił. Poza tym że to nie jego wina, wygłosił też przemówienie o tym że nie wiedział, że nie chciał, żebyśmy się zlitowali inaczej tego pożałujemy. Zagroził całej społeczności, a potem kiedy tłum domagał się krwi ja oraz generał uznaliśmy go winnym i kat przełożył mu pętlę przez szyję. Wtedy coś krzyknął, machnął dłońmi i w pętli zamiast rogatej głowy siedziała jaskółka. I nie, nie mówił nam nic o driadach… Ale możliwe że kilka z nich przekabacił na swoją stronę, podobno fauny i driady bardzo dobrze się dogadywały z faunami przed Rozdarciem, lepiej niż z kotoludźmi czy gnolami.

- Gnole i kotoludzie nadal za sobą nie przepadają, ale nie ma to jak wspólny wróg, nie?. Przyjemniaczek ten czarodziej. Taki niewinny a odgraża się i wychodzi na to że na paplaninie nie poprzestał. No nic, to pójdziemy na zachód. Może "to" lub "kto" dzieciaki porwał jeszcze się tam kręci.

- Stereotyp. - westchnęła - Teraz są o wiele gorsze problemy niż dawne zatargi. Po traktach szaleją zwierzęta z innego wymiaru, krwawy korzeń dusi zieleń i nie pozwala uprawiać pól, a my mamy sobie skakać do gardeł? Bzdura, generał to zrozumiał jako pierwszy kiedy jego armia poległa pod Palcem Boga. - kobieta zaczęła rozlewać posiłek do misek, po dwie chochle na każdą - Będę trzymała kciuki i dopilnuję żeby Generał was wynagrodził, jeśli rozwiążecie tą sprawę. Dolewkę? - w powietrzu zawisła chochla z potrawka.*

- Nie, dzięki. - Tehanu podziękował mimo że polewka była naprawdę niezła. - Pełny żołądek przytępia zmysły a czeka nas polowanko. Jednak jak wrócimy to czemu nie. Nagroda też się przyda i przepis na to cudo. Jak akurat nie poluję na magów to sobie kucharzę. - Mrugną do niej.
Przegnał się, Wskoczył na siodło uważając by nie opaćkań nóg błotem. Podjechał pod namiot generała gdzie spodziewał się zastać resztę.
- No to mamy ślad. Te dzieciaki niknęły na zachodzie Jak nam dopisze szczęście może nie naganiamy się z nimi po całym lesie. Ruszajmy. - Popędził wszystkich.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 11-04-2016, 19:35   #113
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Tiliar R’azd oraz Jepth Nottle

Sam Drzazga nie wiedział już ile siedzi w tej ciasnej klatce z drewna, ale czas mu się diabelnie dłużył. Przy użyciu gadzich kłów i pazurów próbował co jakiś naruszyć konstrukcję więzienia, ale drewno było mocne i trzymało, ale uginało się od czasu do czasu pod kłami. Nie żałował ich, cenniejsza mu była wolność od pełnego uzębienia. Ale Tiliar miał czas i kiedy tylko strażnicy oddalali się pilnować dalszych pudeł, piłował. Twój współwięzień przypatrywał się temu z typowym dla marlów wyrachowaniem. Jaszczuroczłek go kojarzył, on też był z koczowiska, trafił tu zaledwie dwa dni temu. Zapewne i on miał plany rozpracować to co się działo z zaginionymi, teraz niestety obaj siedzieli naprzeciwko siebie. Bystre gadzie oczy obserwowały otoczenie, odbijające światło okulary maski marla nie zdradzały niczego.

Strażnicy byli zwierzoludźmi, a wiele bardziej rozłożyste poroże niż u demonów zdradzało ich przynależność rasową, ale nie tylko. Również futro, ohydne mordy, racice… Fauny zwane też zwierzoludźmi nie byli często spotykaną rasą, zazwyczaj trzymali się lasów. Ci którzy żyli wśród innych ras zazwyczaj bywali wypędzeni ze swoich domów przez innych członków plemienia za karę. Potrafili też rozmawiać ze zwierzętami, a przynajmniej z nimi się komunikować. Co ważne, żyli też cholernie długo i byli naprawdę wytrzymali jeśli idzie o wysiłek fizyczny. Mieli prawdopodobnie takie same zasady jak driady, lecz byli o wiele mniej ustępliwi i mniej łagodni. Jeden z nich akurat otworzył sąsiednią klatkę i wyciągnął za nogę jakiegoś szamocącego się człowieka. Próbował się wyrwać, ale na nic mu się to zdawało. Przygnieciony kopytem został prawie unieruchomiony, tylko ręce się szamotały jak w mechanicznej kukle jakie widywał Jept na rodzinnej wyspie. Wtedy też spadł na jego szyję topór, a oddzielona od tułowia głowa została uniesiona wysoko, na wysokość twarzy fauna. Resztę zabrano. Fauny rozmawiały w swoim własnym języku, więc trudno było zrozumieć przeznaczenie ciała. Z pomocą przyszedł wam drugi faun z rzeźnickimi narzędziami w dłoniach, który podążył za tymi którzy ponieśli ciało. Strażnicy nadal was nie odstępowali.


W tym samym momencie zauważyliście że do jednej z klatek wrzucana jest dwójka dzieci, człowieka i elfa, jak mogliście spostrzec. Strażnicy zarechotali ohydnie, ten dźwięk akurat w każdym języku prawie brzmiał tak samo. Z drugiej strony zamknięta była driada, co było dość niezwykłe. O ile wam było wiadomo, driady miały swego rodzaju przymierze z faunami. Kiedy odeszli, a Tiliar wrócił do piłowania jedna z desek poluźniła się. W oczach marla i sáurio pojawił się błysk nadziei.

Azriel oraz Tehanu

Demon oraz kotołak kierowali się brzegiem jeziora, tak samo jak zaginione dzieci nie wiedząc na co liczyć. Śladów nie było lub też zostały dobrze zatarte, lecz nic na to nie wskazywało. Ślady dziecięcych stópek nagle się urwały, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Nie chcąc wracać od razu do obozu bez żadnych informacji, poszliście dalej. Arin oraz Tahal szli za wami mając szczerą nadzieję na rozwiązanie tej zagwozdki i złapania posiadającego fragment klucza maga, lecz ów ten mógł być wszędzie i mógł też np. teraz was obserwować spod postaci drozda lub konika polnego.

Gdyby nie Tehanu i jego kocie zmysły, bylibyście kompletnie zaskoczeni. Kotołak rzucił w stronę jednego z demonów by ten uważał, ale było zbyt późno. Bełt kuszy wbił się między rogi demona, a ten jak ścięty z nóg upadł wam pod nogi. Azriel przybrał pozycję bojową dobywając miecza, ale już wiedział iż walka jest przegrana. Z lasu wylał się niewielki oddział faunów, lecz nie zaatakowali.
- Poddajcie się. Rzućcie broń, jeżeli władacie magią tak samo jak ten tutaj – wskazał na ciało Tahal – Wtedy lepiej jej nie używajcie.

Ten faun wyróżniał się na tle innych, nie miał przy sobie broni, a jedynie kostur. W dodatku był odziany w długi, ciemno zielony płaszcz. Rogi rozchodziły się we wszystkie strony. To nie mógł być nie kto inny jak poszukiwany przez was mag. Niestety, Tehanu tak samo jak Azriel wiedzieli kiedy śmierć jest pewna. A walka oznaczała jedno – śmierć. Nie wiadomo było jakimi sztuczkami dysponuje mag, nie wiadomo też było ilu faunów czeka w lesie na wszelki wypadek jakbyście się nie poddali. Rzuciliście broń, choć nie bez oporów. Wasza trójka została skrępowana, a na głowy zarzucono wam worki na głowę. Widzieliście tylko jak podnoszone jest ciało Tahala.

* * *

Worki zostały wam ściągnięte dopiero przed drewnianymi klatkami. Wcześniej odebrano wam cały dobytek. Gdzieś brakowało Arin. Zostaliście wpakowani do jednej klatki. Mieliście sąsiedztwo – marla i sáurio. Klatka szybko została zamknięte na kłódkę, po czym strażnicy ruszyli do swych strażniczych czynności.
Analizowanie swojego położenia przerwał coraz głośniejszy krzyk niosący się po drzewach, a następnie głos.
- NIE! ZOSTAWCIE!
Spojrzeliście tylko na siebie. Głos z pewnością należał do Arin. Krzyk oraz głos szybko ucichły.

Reeva oraz Set

Tunel jakim podążaliście raz prowadził w dół, aby to z kolei znowu prowadzić w dół. Po kierunku marszu mogliście wspólnie stwierdzić że kierujecie się nie w stronę klifów, a w stronę wybrzeża. Nic nie zdradzało tego aby w coś zamieszkiwało korytarz, aż do pewnego momentu kiedy to korytarz przeistoczył się w okrągłą komorę z jeziorem na środku, zapewne słonym.


Na ścianach wisiały wygaszone pochodnie, a pod nimi stoły. Głównie były puste, lecz na jednym z nich wisiały alchemiczne światełka, rzecz dość przydatna bowiem po wstrząśnięciu dawało blade, aczkolwiek przydatne światło. Cztery sztuki, w tym jedno nie działało, zapewne zostało już wykorzystane.

Na pozostałych stołach leżały znajome skrzynki oraz puste worki na składniki alchemiczne. Słabe światło lampy rzucało swój blask na coś pod wodą, co wypatrzyły bystre oczy Seta. Z pewnością coś tam było. Alchemiczne światło mogło pomóc w nurkowaniu, co być może i robił sam Ragnar.

Zaczęło wam też świtać, iż Ragnar nie był z pewnością tylko rybakiem, a kimś w rodzaju handlarza lub może nawet przemytnika zabronionych lub rzadko spotykanych składników. Tylko komu mógł je sprzedawać?

Tiria oraz Gonael

Naprawa dachu szła błyskawicznie, na tyle że nie zwróciliście uwagi na pałętającą się to tu, to tam elfkę która nie mogła usiedzieć na miejscu. Ivyet najpierw kręciła się wokół domu, obserwując jak naprawiacie dach przygrywając wam na lutni to, na co mieliście życzenie o ile jakieś mieliście. W przeciwnym wypadku po prostu grała to co akurat chciała sama. Ale i rzępolenie na lutni nie mogło trwać wiecznie, więc zakomunikowała iż uda się do lasu i poszuka jakiś jagód lub grzybów – w końcu była leśnym elfem. Okolica wydawał się czysta co potwierdzała obecność hobbita.

Kiedy nie wróciła po godzinie, zaczęliście się niepokoić. Tak samo nie wracała Reeva oraz Set, którzy przepadli w jaskini. Wiedzieliście natomiast że tamta dwójka, cokolwiek siedziało w jaskini, nie jest im straszne i dadzą sobie radę. Elfka choć miała do obrony sztylet i zawsze mogła też kogoś zanudzić grą na lutni, nie popisała się w czasie ataku ślepaków przez co naprawdę się zaniepokoiliście. Choć okolica wydawała się spokojna, zawsze mógł zawitać tu jakiś pomiot z Rozdarcia, mogli ją zaatakować Ci którzy niepokoili hobbita lub nawet inni ludzie. Wstrzymywaliście się jeszcze z wszczęciem alarmu i rozpoczęciem poszukiwań, ale wiedzieliście że znajomość elfiego języka jest przydatna i może się wam jeszcze przydać nie raz.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 11-04-2016 o 20:10.
SWAT jest offline  
Stary 13-04-2016, 11:22   #114
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Korytarz skończył się i stanęli na skraju zbiornika z wodą. Reeva była nieco zawiedziona tym odkryciem. Po cichu liczyła, że coś zechce na nich się rzucić, ale niestety była to tylko dawno opuszczona kryjówka przemytnika. Nawet z wody nic nie chciało na nich wyskoczyć. Złotowłosa postawiła lampę na podłodze po czym upięła miecz do pasa by mieć wolne ręce. Od razu skrzyżowała ramiona przed sobą.
- Swoją drogą to naprawdę świetne miejsce na działalność przestępczą - powiedziała patrząc na sklepienie i zaraz po tym zlustrowała ściany okalające zbiornik. - Chcesz coś stąd wziąć? - zapytała jaszczura, który znacznie uważniej niż ona rozglądał się po jaskini.
Set podrapał się po brodzie.
- Na tą chwilę tylko to - sięgnął po alchemiczne światło. Nie miał wątpliwości, że Ragnar wszystko dobrze wyczyścił. Pozostało jedynie sprawdzić, cóż tam się czai w pod powierzchnią wody. - Popłynę tam - zakomunikował Reevie i zaczął zrzucać z siebie wierzchnie odzienie.
Kobieta westchnęła cicho wiedząc z czym to się wiąże.
- Dobra, to ja pójdę na górę i rozpalę ogień, żebyś miał gdzie się ogrzać po kąpieli - nie zamierzała się z nim o to spierać. Skoro uznał, że to dobry pomysł to czemu miałaby się sprzeciwiać? - Przy okazji powiem reszcie co tu znaleźliśmy.
- Może chwile poczekasz? - był już prawie gotowy. - Jeśli będzie trzeba coś ciężkiego wyciągnąć, to przyda mi się twoja pomoc.
Reeva spojrzała na niego z niezadowoleniem.
- W wodzie co by się nie wydarzyło to ci przecież nie pomogę. I tak potrzebna będzie mocna lina, a taką ma Alduin - jej niechęć do moczenia się w zimnej wodzie na szczęście była podszyta dobrymi argumentami. - Jak coś znajdziesz to wyciągniemy później. Dobrze?
- Ok - po tych słowach potrząsnął ogniem alchemicznym włączając go, zrobił dwa kroki i wskoczył do wody.
Widząc jak Set zanurza się pod wodą kobieta aż wzdrygnęła się wyobrażając sobie jak musi być zimna. Chwilę jeszcze patrzyła na bąbelki powietrza, które zawirowały w wodzie. Zdecydowała zostawić jaszczurowatych lampę, bo droga nie była skomplikowana, więc i po ciemku trafi. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną. Musiała teraz poinformować towarzyszy o znalezisku, rozpalić ogień i wziąć linę z konia.
- I koc dla Seta - mruknęła do siebie, gdy szła przez ciemny korytarz dłonią dotykając ściany dla rozeznania w terenie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-04-2016, 15:01   #115
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Stuk-puk w okieneczko...
Tym razem jednak nie chodziło o to, by panienka otworzyła okienko, a raczej wprost przeciwnie - o 'przekonanie' okiennic, by raczyły się nie otwierać, bez względu na to, jak silnie będzie dmuchał wiatr. Świeże powietrze miało swoje zalety, ale noc lepiej było spędzać w cieple, a Gonael jakoś nie wierzył, by morska bryza (czy co to tutaj wiało) miała w nocy przynieść ciepłe powietrze.
Tria z kolei wiele do naprawiania chaty nie włożyła. Zamiast tego przygotowała posłania w pobliżu pieca i zadbała o to, żeby pozostałości po Ragnarze nie pałętały się pod nogami. Skóry z łóżek zostały zdjęte i poświęcone na to, żeby noc, którą w chacie mieli spędzić, była możliwie wygodna. Butwiejące meble, które i tak do niczego się nie nadawały, zsunęła pod jedną ze ścian. Względnie zadowolona ze swojego dzieła wyszła na zewnątrz by przyglądać się poczynaniom Gonaela. Co prawda mogła skorzystać z magii by to i owo naprawić, ale nie była szczególnie przekonana czy marnowanie mocy na coś, co można było równie dobrze zrobić przy użyciu dłoni i odrobiny pomysłowości, było właściwe. Szczególnie, że wcale nie czuła się jakoś wyjątkowo bezpiecznie w tym miejscu. Z tego też powodu nie zaproponowała Ivyet, że pójdzie z nią i pomoże. Zdecydowanie bardziej wolała spędzić czas tylko w towarzystwie anioła niż wałęsać się po lesie z elfką.
Gonael zniknął na chwilę, po czym wrócił dźwigając dwie okiennice, które miał zamiar dopasować do pustych futryn. W domu z pewnością nie zrobi się jaśniej, ale za to będzie i cieplej, i bezpieczniej.
Po chwili ciszę osady ponownie zakłóciło stukanie.
- Gdy wreszcie wrócą z tych korytarzy, to i to zejście w dół trzeba będzie zabezpieczyć - stwierdził anioł.
- Można do tego wykorzystać resztki łańcucha - zaproponowała, chroniąc nieco uszy dłońmi, przed czynionym przez anioła hałasem. - Gdyby go naprawić mógłby nadal sprawować swoją funkcję.
- Przyniosę jeszcze jedną okiennicę. Nawet jeśli tam mieszkają potwory, to będą miały trochę utrudnione zadanie, jeśli będą się chciały do nas dołączyć w środku nocy.

* * *


Reeva dotarła do drabiny prowadzącej w górę i ostrożnie zaczęła się po niej wspinać.
- Trzeba rozpalić ogień - odezwała się nim jeszcze zdołała wejść na górę. - Jaskinia jest pusta, ale Set sprawdza czy w jeziorku czegoś nie ma.

- A już się zastanawiałem, gdzie go zgubiłaś - powiedział żartobliwie anioł. - Drewna mamy pod dostatkiem - dodał - i na podpałkę, i na późniejsze rozgrzanie pieca do czerwoności. Zaraz się tym zajmę.

- Dzięki wielkie - odparła mu Reeva, gdy stanęła już na deskach podłogi chatki. - Idę po linę i koc - zakomunikowała kierując swoje kroki do drzwi.

Gonael skinął głową. Wrzucił do pieca parę garści czegoś, co niegdyś było stołkiem, a potem dołożył trzy większe kawałki drewna, niedawno przyniesione ze znajdującego się za chatą stosu.
Zapalniczka Tirii poszła w ruch i po chwili zapłonął wesoły ogień. Ciepła za dużo na razie nie dawał, ale za kilka minut w okolicach pieca powinno zrobić się w miarę ciepło.
Demonica w międzyczasie skorzystała z okazji i dopadła Reevę, zanim ta zniknęła na zewnątrz.
- Ivyet zniknęła - poinformowała bez ozdobników, od razu przechodząc do sedna sprawy.
Kobieta otworzyła szeroko oczy na tą wiadomość i zaraz szybko rozejrzała się po izbie. Dopiero teraz do niej dotarło że było tu za cicho.
- Jak? Gdzie? Kiedy zniknęła?! - Ręce jej opadły.
- Wybrała się do lasu po grzyby i jagody - wyjaśniła Tiria, nieco zaniepokojona reakcją Reevy, jednak nie na tyle by całkiem zamilknąć i przekazać pałeczkę Gonaelowi. - Ponad godzinę temu, może trochę dłużej - dodała nieco niepewnym głosem, łapiąc za końcówkę rogu, którą to od razu zaczęła nerwowo pocierać.
- Aż tyle to nie - poprawił ją Gonael. - Poszliście, ona przez chwilę umilała nam życie, potem poszła.
- Trzeba wyciągnąć Seta, wysuszyć, a potem pójdziemy ją szukać - powiedział. - To znaczy, ja mogę już teraz polecieć. A nuż ją wypatrzę.

Kobieta zakryła dłonią twarz.
- Jeszcze tylko tego brakowało, żeby ją coś zeżarło - mruknęła kręcąc głową z niezadowoleniem.

- Podobno w okolicy jest spokojnie - stwierdził Gonael.

Reeva spojrzała na niego niczym na naiwne dziecko.
- Idę po ten koc… Wyciągnę Seta wcześniej z wody. Nie idźcie nigdzie sami. Razem jej poszukamy - westchnęła i wyszła za drzwi. A gdy się te zamknęły się za nią mogli usłyszeć wiązankę przekleństw.

- O, wczuła się w rolę dowódcy. - Gonael skomentował zachowanie Reevy. - Mogłem jej nie pytać - dodał.
- Wtedy mogłaby wczuć się nawet bardziej - odparła Tiria, podchodząc do pieca. - Lepiej żeby elfka szybko się znalazła.
- Ciepło domowego ogniska - uśmiechnął się lekko Gonael.
Demonica pokręciła głową, jednak uśmiechnęła się na jego słowa.
- Przynajmniej nie będzie to nocleg pod gołym niebem. - Nie żeby miała coś przeciwko takowym, jednak ostatnio jakby wolała, by jakieś ściany odgradzały ją od świata zewnętrznego. Szczególnie w miejscach, w których nie czuła się szczególnie bezpiecznie.
- Przynajmniej zmieścimy się tu wszyscy i nie będzie tłoku - odparł anioł. - Chcesz cieplutkie posłanie przy piecu?
Demonica skinęła głową, nim jednak odpowiedziała w pełni, otworzyły się drzwi.

Reeva wróciła z kocem pod pachą i owiniętą liną w dłoni. Nie wdając się w rozmowę przeszła przez izbę do wejścia do piwnicy. Wrzuciła do dziury to co miała w rękach.
- Gdyby zdążyło się, że usłyszycie krzyki stąd dobiegające - wskazała na piwnicę - to nie przejmujcie się. Zaraz wrócimy.
Po tych słowach zeszła po drabinie na dół.


- Krzyki... - Gonael wzniósł oczy ku niebu. - Co oni zamierzają tam robić? - Pytanie należało do grupy retorycznych. - Mam nadzieję, że się pospieszą.
Tiria nie zamierzała rozpatrywać głębiej tego, co też mogło się dziać w podziemiach. Dopóki do krzyków nie dołączyłyby nawoływania o pomoc, nie zamierzała ingerować. Czas, jaki pozostał do powrotu Reevy i Set’a zamierzała spędzić na sprawdzaniu czy ma przy sobie wszystko co potrzebne by w razie potrzeby przyjść z pomocą elfce. Oczywiście miała swoją magię, ale ta niekiedy zawodziła, a nie chciała ryzykować.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-04-2016, 23:06   #116
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Klyn westchnął ciężko opuszczając miecz. Spojrzał tylko na truchło demona, zebrał ślinę i splunął na trupa z bełtem we łbie.
- Debil - warknął z uśmiechem szybko zasłoniętym workiem. Osobiście miał nadzieję, że sam odwdzięczy się pobratymcu za jego przyjazne nastawienie, gdy Azriel walczył o życie, ale taka upokarzająca śmierć, z bełtem w tył głowy, też go całkiem satysfakcjonowała.
Dalej jednak sytuacja prezentowała się znacznie gorzej. Nie żeby nigdy nie znalazł się w niewoli, ale jednak bardzo cenił sobie swoją wolność.
- Kocie? - mruknął do Tehanu.

- Teraz to kocie, co? - odparł ze zwykłą dla siebie nonszalancją. - Jestem. - Tehanu obmacał nadgarstki. Skubańcy nie bawili się w przeszukiwania. Ot zabrali wszystko poza ciuchami. Nie lubił klatek. Zwłaszcza gdy jakaś przeznaczona była dla niego i nie miał zamiaru silić się na uprzejmości. Rozejrzał się uważnie otoczeniu czy nie pilnuje ich gdzieś jakaś czuja para oczu. Potem przyszła kolej zbadanie klatki i czy dało by się znaleźć coś w zasięgu jak nie ręki to ogona. Ręka była za krótka, ale w pobliżu był kruchy patyk oraz kamień, niestety tępy. Nie liczył na wiele ale nawet najlepsi popełniają błędy. Gdy zostawiono ich samych, zaczął “pracować” nad klatką. Miał jeszcze pazury oraz zęby.
W niewielkiej odległości w klatkach zamknięte były kolejne osoby. Jaszczur oraz zakuty w “zbroję” merl. Dalej trzymali jeszcze driadę i dwójkę porwanych dzieci. Sądząc po wydeptanej wokół trawie i nieczystościach których nie chciało im się specjalnie daleko wynosić tamta trójka musiała w niewoli siedzieć już kilka ładnych dni. “Ciekawe że Arin zabrali od razu a driadę zostawili… Może trzymają ją na później? Albo na w razie czego nie chcą dziwożoną podpaść za bardzo.”
- Hej. - spróbował zwrócić na siebie uwagę jeńców - Długo tu siedzicie?

Marl od kiedy wrzucono go do klatki to nie odzywał się za dużo. Po prostu usiadł pod drewnianą ścianą opierając się o nią plecami, podkurczył nogi i splótł razem palce dłoni, zaś same ręce oparł o kolana. Nie reagował na nic, zachowywał się jakby osiągnął wewnętrzny spokój, czy inny sen na jawie. Od czasu do czasu wstawał i spacerował w kółko trzymając ręce za plecami, ot tak dla rozprostowania kości. Niewiele się zmieniło kiedy na ich małe przyjęcie biesiadne wpadła dwójka nowych gości. Dopiero zapytany przez sąsiada odpowiedział po chwili głosem nieco nieprzyjemnie zmodulowanym przez maskę - Wystarczająco długo by mieć ochotę sobie stąd pójść. Gdyby nasi mili gospodarze nie odebrali mi mojego czasomierza mógłbym w przybliżeniu panu odpowiedzieć, lecz musi pan przyjąć me najszczersze przeprosiny - poklepał się odruchowo dłonią po kieszeni na piersi eleganckiej czarnej atłasowej kamizelki. W ciągu dwóch dni odsiadki odzwyczaił się już do machinalnego wyjmowania zegarka kieszonkowego i sprawdzania godziny - Czyżbyś panie już miał dosyć? - zapytał zmartwionym tonem, który był oczywiście pełen ironii. Dzięki zaciemnionym wizjerom maski mógł bez podejrzeń obserwować wszystko co się działo w klatce i poza nią. Wystarczyło tylko poruszać gałkami ocznymi, czasem jedynie sytuacja wymagała nieco skręcenia głowy w bok. Nie przeszkadzał jaszczurowemu koledze w demolowaniu drewna, nie udzielał mu też złotych porad bo nie było to potrzebne.

- Panie? - Azriel mruknął cicho do siebie. Marlowie byli jednymi z najdziwniejszych osobników jakich spotkał i wciąż nie przestawali go zadziwiać. Jak można było do takiego puchatego zwitka kłaków jak Tehanu zwracać się per “pan”?

- No ba. - odparł zwięźle kotołak. - Co tu dużo mówić nie heblowane te deski i drzazgi żgają mnie gdy tylko siądę. - Ściągnął bluzę żałują że zabrali mu pas. Zwiną ją w ciasną linę przełożył między pręty klatki “związał” trzy najbliższe i zaczął skręcać. Najpierw tylko żeby przetestować czy pręty będą trzeszczeć.
- Orientujesz się ile do zmroku? Przyjdą jeszcze dzisiaj z michą? - próbował wypytać “eleganta”

- Było już świniobicie - nacisnął specjalnie na ostatnie słowo - Więc pewnie będzie pora posiłku. Najpierw jedzą oni, potem przychodzą do nas. Jeśli lubi pan obgryzać mięso z kości to nie powinien pan narzekać. Ale ja osobiście podziękuję za dzisiejszą porcję. Nie gustuję w ludzinie. Mam nadzieję, że kucharz jednak będzie mieć dobry dzień i przygotuje coś specjalnego dla nas - rzekł i zamilkł na chwilę po czym mruknął, co maska specyficznie zmodulowała - Barbarzyńcy… Wyrwali mi nawet spinki do mankietów… - rzeczywiście marl miał podwinięte rękawy swojej białej już nie nieskazitelnie czystej koszuli, inaczej byłyby bardzo nieestetyczne - Na razie niech pan nie próbuje nic kombinować. Jest tu kilku nadgorliwców, którzy sprawdzają posłuszeństwo nowych więźniów. To tak ode mnie na dobre rozpoczęcie owocnej więziennej znajomości - doradził spokojnym tonem słysząc po dłużej chwili ciche trzaskanie desek, na które nieznajomy zaczął napierać swoją garderobą.

Tehanu mimo wszystko wolał nie dopytywać kogo miał na myśli merl mówiąc świniobicie. Arin czy może innego jeńca ale “ludzina” i świeża plama pod jedną z klatek były dostatecznie wymowne.
- Na razie przymiarka. Nic na chybcika. - Powiedział Tehanu rozluźniając węzeł i na powrót się ubierając. - Na szczęście nadgorliwcy zwykle szybko kończą żywot. Zwłaszcza gdy pękają więzienne pręty.

- Prawidłowo, drogi panie. Pośpiech jest zgubny w skutkach. Wszystko trzeba przemyśleć, zaplanować, przygotować i dopiero potem się brać do roboty - odpowiedział Jepth z aprobatą w głosie - Przypomniał mi się pewien utwór literacki z moich rodzimych stron. “Kiedy okowy niewoli zrzucimy i na świat ruszymy...”. Co prawda autor chciał w nim przekazać, że nie warto zamykać się na innych ludzi, tworzyć iluzji swojego własnego małego światka, a odważnie stawiać czoła przeciwnościom. Poniekąd nawet to pasuje. Wie pan ile bym dał za jakąś porządną literaturę tutaj? Wszystko bym oddał - kiedy jaszczuroczłek mocował się z drewnem to mimo zachowywania najwyższych priorytetów ostrożności i ciszy to uważni wartownicy mogliby się nieco obruszyć. A prowadzona przez dwójkę rozmowa w niekoniecznie znanym oprawcom języku skutecznie owe odgłosy zagłuszała - Czytujesz panie może coś? Jakieś dzieło utkwiło w pamięci na tyle by polecić mi do spoglądnięcia? - bardzo bolało go to, że sam niewiele może zrobić bez chociażby kamienia przez co wylewał swój żal poprzez słowa.

Biedy skurkowaniec. Siedzi tu chyba znacznie dłużej niż się wydaje albo w głowie mu się pomieszało.Kotołak w pewnym momencie przestał go uważnie słuchać i zaczął pazurami naruszać podstawę dwóch sąsiadujących prętów. “Może śliski ma nieco więcej oleju w głowie” Tyle że zajęty własnymi sprawami jaszczur nie zamierzał się włączyć do rozmowy.
- A ten tam “śliski” to siedzi krócej nie? - Zapytał zmieniając temat.

- Niekoniecznie, drogi panie. To mój towarzysz powitał mnie ciepło tutaj, nie odwrotnie. Biedaczyna męczy się z wyrastającymi szponami i zębiskami, musi je gdzieś zetrzeć - westchnął z udawanym bólem jakby rzeczywiście przejął się nieistniejącym problemem jaszczuroczłeka, maska zrobiła swoje by nadać głosowi dziwnego wydźwięku - Niech sobie ulży - wolał założyć, że któryś z Faunów może znać nieco języka wspólnego więc posługiwał się szyfrem. Liczył na inteligencję, umiejętność łączenia faktów i spostrzegawczość rozmówcy. Etykietka szaleńca jaka mogła do niego przylgnąć po kilku takich dziwnych dyskusjach nie za bardzo mu przeszkadzała. Wolał być żywym szaleńcem niż martwym zdrowym na umyśle jakkolwiek komicznie to brzmi - A Ty, panie jak zamierzasz spędzić najbliższy czas w naszym skromnym towarzystwie w tak wygodnickich komnatach? Musisz przyznać, że gospodarze o nas zadbali.

Morderstwo z faunobójstwem” Chciał zaproponować ale po krótkiej obserwacji “śliskiego” stwierdził że merl może wcale nie jest taki szurnięty. Jaszczurowaty chyba próbował tego samego co on tyle że miał na to zdecydowanie więcej czasu.
- Może zapoznam się z tutejszą kuchnią. Wiesz... ja na boku z zamiłowania kucharzę. - Ton rozmowy i nastawienie kota zmieniło się diametralnie jak za dotknięciem czaru. Powrócił wesoły kucharz jakiego Azriel znał z Moronzgul.- I tu nie chwaląc się osiągam spore sukcesy. - Gdy jego głos zaczął zagłuszać odgłos piłowania nasilił próby poluzowania prętów.

- No proszę, nie spodziewałem się tutaj takich osobistości! - rzekł radośnie zamaskowany osobnik - Z chęcią spróbuję czegoś nowego, sam nie jestem mistrzem w tych rzeczach. Jadam jak prosty rzemieślnik, zwłaszcza będąc w trasie. Czas jest dla mnie bardzo cenny, wolę go spożytkować na inne sprawy. A takim mistrzom patelni i chochli jak drogi pan pozostawiam sprawy smacznych posiłków. Oczywiście za odpowiednie wynagrodzenie. Wybacz jednak, ale nie mam przy sobie ni miedziaka - już miał mówić coś jeszcze kiedy jeden z wartowników niebezpiecznie się poruszył chcąc spojrzeć na klatki. Wtedy Jepth zanucił coś cicho - I oto spogląda na nas maluczkich oko opatrzności i chroni nas od złego… - co miało być swoistym komunikatem wcześniej omówionym z gadzim towarzyszem niedoli by zaprzestać destrukcji klatki dopóki strażnik znów nie zajmie się swoimi sprawami. I tak naprawdę dwa dni spędził w taki sposób i zapowiada się, że niewiele się zmieni dopóki jaszczuroczłek nie przebije się przez drewno.

...W godzinie wojjny… - Wysyczał jaszczurowaty. Odsunął się niechętnie od swojej roboty i łypnął okiem na towarzysza. Przy okazji spojrzał na kotowatego z którym rozmawiał. - Śśświerzy narybek widzę. Witajcie w tym nienajczyssstrzym dole. - Przywitał się niechętnie widząc zbliżającego się strażnika. Zlustrował fauna spojrzeniem myśląc o tym jak by go w jak najszybszy sposób zabić. Jednak do tego potrzebowałby broni a tą mu zabrali. Wystawił nieco język z ust i najzwyczajniej w świecie wystawił go zbliżającemu się. Po czym położył się na podłodze klatki i słuchał o czym rozmawiali towarzysze niedoli.

Azriel westchnął, stukając tyłem głowy o niewdzięcznie za miękkie kraty. Zastanawiał się co mógłby zrobić, żeby dostać się do izolatki.

Tehanu zaczął powoli przyzwyczajać się do mechanicznej paplaniny… no właśnie kogo. Także gdy ten nagle zaczął śpiewać przestał hałasować i zastrzygł uszami. Nie tylko jego skrobanie ucichło. “Czyżby hasło?” Przeciągną się. Odwracając w stronę zbliżających się kroków. Zbliżała się rogacizna. Gadanie o jedzeniu nasuwało dziwne skojarzenia. Zjadło by się pieczonego koziołka… Dobrze że przekąsił chociaż michę i obozowej jadłodajni. Inaczej faun za parę godzin mógłby naprawdę wyglądać smakowicie. Uśmiechną się do myśli fauna z zaostrzonym kołkiem w dupie i jabłkiem w pysku. No nic spróbował wyglądać jak jeniec. Spokojny pogodzony z losem jeniec. Faun podszedł, obuchem topora postukał w pręty klatek. Mrukną coś co mogło by znaczyć “spokój” potem wrócił do swojego kumpla i z zapałem godnym lepszej sprawy powrócili do nic nierobienia.
Wolniej” Skarcił się w duchu.
- Co powiedział byś na pieczonego koziołka. Z majerankiem, tymiankiem i hmm… polewanego marynatą z miodu, czosnku i wina.

- Nie najczystszym, ale za to własnym! To się powinno liczyć najbardziej - marl uzupełnił jaszczurzego towarzysza dopiero kiedy faun odszedł od nich. Słysząc fantazje kulinarne kuchmistrza zamilkł przez chwilę uderzając o siebie opuszkami palców obu dłoni dosyć energicznie - Rzekłbym, żebyś pichcił oby jak najwięcej. Ale może nie rozmawiajmy o tym w tych okolicznościach bo to się może bardzo źle skończyć. Ciekawe tylko dla kogo. Głodna zwierzyna to niebezpieczna zwierzyna, ale ja tu niczego złego nie sugeruję oczywiście… Ale popić to przepysznym winem ziołowym… Może jednak ludzie nie smakują tak źle? - tu pozwolił sobie na krótki, elegancki śmiech który został obdarty ze swojej naturalności przez maskę - Jak tam te niesforne pazury, mój drogi? - zwrócił się do jaszczura.

Słysząc o planach kulinarnych wyszczerzył zęby. Kotowaty wcale nie kombinował tak źle. Pieczone koźlę na pewno musi smakować wyśmienicie. Miał już coś powiedzieć gdy stwierdził że po tych kilku dniach spędzonych w klatce jednak takie rozmyślania działają odświeżająco. Stwierdził że jeśli kocur naprawdę był takim dobrym kucharzem to on mu nawet naznosi tych kozłów do upichcenia. Bo zjadłby ich całe stadko. - [/i] Moje pazury? Corazzz lepiej, corazzzz lepiej powiadam. Chociaż przydało by ssię by praca szła nieco szzzybciej. [/i] - Zasyczał cicho unosząc się z podłogi i ponownie przysuwając do miejsca w którym starał się osłabić klatkę.

- Powitać - Tehanu wyszczerzył zęby i wystawił cały zestaw pazurów - Taka to spokojna okolica. - Potem wrócił do pracy nad prętami. - Niech tylko przypałęta się jakaś dziczyzna na pieczyste. A te lasy ponoć obfitują w zwierzynę. Gdzie to tylko ja zapodziałem moje utensylia… kucharskie bo tak to się chyba nazywa prawda? Wiecie może gdzie mogły się nam zapodziać? Kolega dajmy na to miał taki ładny nóż do mięsa.

- Wyśmienicie. Ostatnie czego bym chciał to cierpiący katusze przyjaciel, któremu szpony przeszkadzają w życiu, a i zęby nie pozwalają dobrze żuchwy przymknąć - kiwnął lekko okutą w maskę głową Jepth - Ja posiadałem przepiękną sieczkarkę do mięsa. Szatkowało je tak wprawnie, że nawet byś panie nie powiedział, że zabrał się za to jakiś byle młokos. Lecz niestety poszła służyć ichniejszym kuchtom - wskazał ukradkiem palcem w stronę wartowników - Wasze noże i tłuczki pewno też dzielą jej los. Albo czekają na lepsze czasy w jakimś zakurzonym składzie co byłoby wielkim marnotrawstwem zasobów.

- Ssspokojna, tak bardzo sspokojna. Do momentu w którym Cię zzłapią i nie wssadzą do klatki przy okazji obdzierając z całego dobytku. To przecieżzz definicja ssspokoju - Sarknął, starając się spojrzeć na jak największą część obozu poprzez kraty. Przyjrzał się najbliższemu faunowi i syknął z niezadowoleniem. Nie tylko oni potracili swój dobytek na rzecz zwierzoludzi. Obserwował okolicę pobieżnie wracając do systematycznej pracy ku wyrwaniu się z uwięzi. - Mało tu kozzzłów do ubicia? Chociażz może i racja że nie chceszz ich jeśść. Nóżz do mięśsiwa znajdzieszz zapewne tam gdzie i całą reszztę zabranego ekwipunku. Rozzdane między koźzlętami albo w którymśś budynku. Gdzieśś ssskładować to wszzzysstko muszzą. - Posykiwał podczas pracy. Chciał się stąd jak najszybciej wyrwać tak by móc w końcu ubić tych rogatych pchlarzy, którzy wpakowali go do tej klatki. Prawdę mówiąc zaczynała mu się również kończyć cierpliwość. Miał ochotę zacząć walić w ściany klatki ale wiedział że to nie ma najmniejszego sensu. Takie działanie przyniosłoby tylko odwrotny skutek od zamierzonego. - Trzeba ssię sstąd wynieśść jak najsszybciej - Syknął cicho. - Kto wie co te dranie planują albo kiedy będzie naszza kolej by posssłużyć za ssstrawę. - On nie miał ochoty na to drugie w szczególności. Za to by kozły mu posłużyły za obiad nie miał nic przeciwko jednak nie był pewien czy by się nie pochorował. Posykując sam do siebie zaczął napierać ciężarem ciała na kraty w miejscu gdzie starał się naruszyć strukturę klatki zachowując ostrożność by nie zwrócić na siebie uwagi hałasem w razie gdyby miały puścić. *

Deska chrupnęła głośnie, nie z winy Tiliara, a za sprawą tego iż dechy były stare i suche. Chrupnięcie zwróciło uwagę strażników, ale droga ucieczki stała otworem. Wyłom w kratach prowadził w kierunku lasu. Przez noc Jepth mógł oglądać gwiazdy i dobrze wiedział w którym kierunku znajduje się koczowisko, a w którym dalsza część obozu. Na wasze szczęście fauny nie biegały szybko, a wy mieliście kilka metrów przewagi. Tylko musieliście startować do maratonu już teraz, nie było powiedziane czy faunom na ich gorącą prośbę nie pomoże wataha wilków lub innych dzikich zwierząt. W granicach koczowiska obstawionych przez siły generała Griffa z pewnością bylibyście bezpieczni.

Fauny, driady, leśne istoty, chatki zbudowane z gówna i kamieni, klatki ze starych desek. Azriel warknął wściekle myśląc o utraconej zbroi, ukochanym mieczu. Te myśli zaś nakierowały go w stronę kruchych, chudych i łamliwych szyj idiotów, którzy go uwięzili.
- [i]Mamy też zamiar uciekać w dzicz? Zarżniemy kilku, odzyskamy co nasze i zajmiemy się resztą, gdy po nas przyjdą, albo jeśli uda nam się to wyłamać - warknął chwytając Tehanu za ramię. Czerwone oczy zabłysnęły w nocy, nasycając Azriela żądzą jeszcze bardziej pierwotną niż seks. - Chyba, że wolisz uciekać i poskarżyć się dla tego generała… gnolla - dodał próbując zadziałać na dumie kotołaka. Jeśli w ogóle ją posiadał.

- Śświetnie, no to już po zasskoczeniu - Syknął niezadowolony, słysząc chrupnięcie deski. Skoro już narobił hałasu to nie miał co wię przejmować. Naparł na kontrukcję jeszcze mocniej by powiększyć wyłom i gdy dziura była odpowiednich rozmiarów przecisnął się na zewnątrz. - Ssspływajmy ssstąd. Nic innego teraz i tak zrobić nie możemy. - Powiedział do zamaskowanego towarzysza i spojrzał na kotołaka. - Ssssprowadzimy tu pomoc bo to trzeba ssskończyć. Kiedy już będzie possprzątane, z chęcią pomogę przy tej koźlej uczcie, o której mówiłeśś. - Rzucił jeszcze na odchodne i nie patrząc na reakcję kogokolwiek rzucił się biegiem w kierunku lasu czując na sobie wzrok wszystkich, zwłaszcza faunów, którzy ruszyli w jego stronę by go ponownie schwytać.

Kiedy drewno trzasnęło marl pozwolił sobie obrócić lekko głowę w stronę źródła odgłosu. Potem szybko wrócił spojrzeniem do faunów, którzy jako istoty poniekąd dzikie na pewno miały godny pozazdroszczenia słuch, poza tym każdy ćwierć inteligent według Jeptha potrafiłby odróżnić charakterystyczne łamanie dużego kawałka łyka i resztek kory. Postanowił dźwignąć się gwałtownie na równe nogi i odwrócić do dwójki świeżych więźniów. Oni mogli teraz zobaczyć dokładnie maskę marla. Było ona czymś w rodzaju skórzanego worka uzupełnionego tu i ówdzie metalowymi wstawkami dla usztywnienia bądź wzmocnienia szwów jednocześnie dobrze komponując się z resztą i nadając tworowi pewnej minimalistycznej i ascetycznej estetyki. Zamiast oczu na świat spoglądał ciemnymi szkiełkami, które idealnie odbijały każde źródło światła. Tam gdzie powinny być usta marla znajdował się metalowy kaganiec jak to czasem nazywały osoby niewtajemniczone. Owy kaganiec ukrywał pod sobą skomplikowany zestaw filtrów i wentylację oraz otwory umożliwiające w miarę wygodną rozmowę jednocześnie nie dopuszczające do środka niezdrowego świeżego powietrza. Dwie rury z tworzywa podobnego do skóry najprawdopodobniej umożliwiały rozbudowanie maski o dodatkowe elementy, lecz teraz przypięte były do tylnej jej części - Jaśnie panie, bardzo bym chciał oddać tym barbarzyńcom pięknym za nadobne… - rzekł nieco zestresowanym głosem - Lecz obawiam się, że bez mojej flinty nie zdziałam za wiele… Także.. Bądźcie zdrów i żyw, a ja z mym towarzyszem prędko przybędziemy z odsieczą - nie lubił zostawiać niedomówień więc tak oto przedstawił dwóm więźniom plan. Nawet gdyby jaszczur postanowił ratować własny łuskowaty tyłek to Jepth dotrzyma słowa. Reszta będzie w rękach owego gnollskiego generała. Marl kiedy przyjął do wiadomości, że jaszczur już jest na wolności szybko rzucił się do powstałego otworu i próbując się sprawnie przecisnąć zawołał - Na wszystkich bogów jacy istnieją… Poczekajże! - po krótkiej szamotaninie pod koniec komicznie skacząc na jednej nodze by móc wyrwać z klatki drugą kończynę wreszcie mógł rzucić się w ciemny las tam gdzie zniknął towarzysz, jednak po chwili nieco zboczył z kursu odtwarzając w pamięci gwiazdozbiór i nałożył go na punkt wyjścia w postaci obozowiska faunów. Lepiej, żeby dorwali jednego niżeli dwóch w tym samym czasie.

Wybiegając z obozowiska biegł na wprost przed siebie, ku linii drzew, nie czekając aż ktoś za nim pobiegnie. Czy to sprzymierzeniec czy wróg. Nim wbiegł między drzewa obrócił łeb, by spojrzeć na sytuację za sobą. Widząc że zamaskowany dopiero się wykaraskał z klatki prychnął. - Pośśpiesz sssię bo Cię jesszzcze złapią i wsssadzą do kolejnej klatki albo jessszcze gorszzy loss Ci zgotują. - Rzucił w jego stronę i czmychnął między drzewa. Początkowo biegł prosto by po jakimś czasie skręcić i zacząć kluczyć między drzewami starając się iść w kierunku gdzie jak mu się wydawało był obóz, w którym dowodził gnoll. Jeśli uda mu się tam trafić będzie zadowolony a gdyby trafił w lesie na swojego towarzysza z klatki to jeszcze lepiej.

Tehanu zgrzytną zębami gdy śliski zawiną się z klatki zostawiając ich koźlogłowym.
- Taaa… - Odparł sceptycznie. - Jak macie mieć szansę to spieprzajcie co sił. - Przez chwilę rozważał czy dał by radę kupić im nieco czas “na szczęście” filantropia nie leżała w jego naturze.
- Łapy przy sobie, tarczogłowy. - Strząsną jego rękę niczym paskudnego robaka - Nie pomagasz i niepotrzebnie się ciskasz. Śliski nas zostawił to jest nas mniej a ich nadal tyle samo. Użyj czasem głowy inaczej niż zwykle. kotołak przyglądał się ciekawie reakcji strażników którzy nie wezwali pomocy - Może jednak śliski nie kombinuje tak źle. Odciągnie koziołki od nas. Co da nam to nieco swobody. - przeciągną zadowolony ostatnie słowo.
Gdy tylko fauny minęły jego klatkę zdjął ponownie koszulę skręcił z niej coś na kształt sznura. Gdy rogacze zniknęli w krzakach obwiną sąsiadujące ze sobą pręty nad którymi wcześniej “pracował” i zaczął je ściskać urywając prostego zacisku. Gdy usłyszał trzaski zaparł się nogami o pręty i naparł jeszcze mocniej.
- Byś się przyłożył zamiast świecić ślepkami. - Warkną do demona. - Potem ją uwalniamy - Ruchem głowy wskazał driadę. - Zna las, okolice, na pewno kocha koziołki tak samo jak my i będzie mieć u nas dług wdzięczności. Wiesz wróg naszego wroga… - dodał dla pewności.
Drewno w końcu ustąpiło i byli wolni, dzięki sile współpracy.
- W sumie to też miałbym ochotę na pamiątkowe poroże - Rzucił przez ramie do demona wychodząc na wolność.
Kot użył wyłamanej deski do wzmocnienia dźwigni przy kolejnej klatce.
- Ty pomóc? - Zapytał driady gdy pomagał jej wyjść z klatki. - Wiesz gdzie broń? Inne pomóc
Przezornie zachomikował deskę w miejsce utraconych buzdyganów i kamień.

- Zostawcie mnie! - zakomunikowała driada biegłym wspólnym - Ratujcie dzieci, mnie zostawcie! Nie mogę stąd uciec, inaczej stanie się krzywda moim siostrom. Rzeczy znajdziecie w magazynie, w tamtej chatce po drugiej stronie obozu, ale musicie uważać bo te przebiegłe fauny tak i my, rozmawiają ze zwierzętami. Każde stworzenie może być waszym wrogiem. Pośpieszcie się, z pewnością ktoś został w obozie!

Tehanu zazgrzytał zębami. Nie chciał zabierać smarkaczy. Wolał ich zostawić na “potem”. Teraz niejako musiałby poszukać wykrętu dla dziwożony a nie miał na to ani czasu ani pomysłu.
-Jak chcesz. - zostawił jej klatkę w spokoju - Obozowisko jest na wschód, nie? Jak wrócimy zarżnąć fauna to driady pomogą? Bo my po niego jeszcze wrócimy. - zapytał driady majstrując przy klatce dzieci.
- Bierzemy po smarkaczu, nasz sprzęt i w nogi. Do tego nas najęli. Po kozę wrócimy z generałem. W tłumie trudniej o strzałę w potylice. Jak co po drodze rogatego się trafi jest twoje. - Syknął do demona.
- Wy ani piskać. Bo zostawię. - warknął do dzieciaków.
Potem pogonił młodocianych przed sobą by mieć na nie oko. Poprowadził grupkę uwolnionych ostrożnie skrajem obozowiska kryjąc się za każdą dostępną osłoną. Z magazynu zabrał swoje tobołki. Rzucił okiem czy czegoś nie zachomikować i ruszył do obozowiska dopinając szlufki i rozkładając ekwipunek tam gdzie być powinien.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 16-04-2016, 13:03   #117
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Ów potencjalny alchemik zwiący się według hobbita Ragnarem stawał się coraz bardziej interesującą dla Seta personą. Zdecydowanie bawił się w szmuglowanie nielegalnych towarów. Kwestia dla kogo to robił i co dokładnie przemycał mogła mieć duże znaczenie. Jeśli zdobędą te informacje to mogą się one okazać przydatne w przyszłości.
Bądź będą zupełnie zbędne. To jest nawet bardziej prawdopodobne. Jednak porywając się na taką wyprawę jak ta teraz, lepiej było posiadać więcej zasobów niż mniej. Skoro i tak zamierzali tutaj zostać całą noc to równie dobrze mógł sobie trochę popływać.
Wynurzył się po skoku i położył na wodzie. Choć jaszczuroludź był zdecydowanie ciepłolubny, to w wodzie jego tolerancja na temperatury zdecydowanie wzrastała. Teraz czuł się bardzo komfortowo. Mógłby spędzić tutaj resztę zimy. No, może następną zimę, teraz trochę do roboty jednak mają.
Potrząsnął światłem alchemicznym i zanurzył się ponownie. Sprawnie pokonywał kolejne metry, w końcu był w swoim prawie naturalnym środowisku. Żaden miękkoskóry nie mógł dorównać w pływaniu posiadającym ogony Saurio.
Pierwsza rzuciła mu się w oczy zatopiona łódka przy pomoście. To znaczyło, że poziom wody się w ostatnim czasie dosyć wysoko podniósł. Podpłynął bliżej i wtedy naprawdę się zdziwił. Od pomostu zaczynały się jakieś ruiny i zdawały się ciągnąć dalej w głąb podwodnego tunelu. Wiele myśli przemknęło mu przez głowę.
Wtedy też spostrzegł ruch w wodzie. Odwrócił się w miejscu by potencjalnemu zagrożeniu stawić czoła. Nie miał zamiaru oddać pola pod wodą.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 19-04-2016, 20:46   #118
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Set oraz Reeva

Ruch był szybki, nawet szybszy niż ruchy Seta, a mało kto mógł dotrzymać jaszczuroludziom pola jeśli chodzi o pływanie. Poczuł lekki strach, ale tylko przez chwilę, ułamek sekundy. Szybko zastąpiło go chłodne opanowanie i typowa dla rasy zimnokrwistość. Oczy starały wyłapać cokolwiek z ciemności delikatnie oświetlonej chemicznym, zielonkawym blaskiem. Sáurio uszykował pazury by w razie czego zaatakować, ale to co zobaczył nieco go zaskoczyło.

Był to humanoid, tylko skórę miał gładką i śliską, a między delikatnymi dłońmi i stopami przypominającymi wachlarze błony. W pasie przepasany był tuniką z wodorostów. Seta olśniło – to był wodnik czy też wodniak, nazw ta rasa miała wiele w zależności od miejsca zamieszkania. Na jego twarzy pojawił się przyjacielski uśmiech, poruszył też ustami aby sáurio mógł czytać z ruchu warg co chce powiedzieć, ale ten język Setowi nie był znany. Ponownie poruszył ustami, teraz również gestykulując. Pokazywał na światełko, na górę i na brodę, ale Set nie wiedział o co mogło mu chodzić. W końcu zrezygnowany wskazał palcem w górę i popłynął zaczerpnąć nieco powietrza i móc powiedzieć coś ludzkim głosem.

- Witaj. – powiedział przyjaźnie, ale bardzo nie wyraźnie jakby jego usta nie były przystosowane do wydawani z siebie takich dźwięków – Przysyła cię Ragnar?

W tej samej chwili nadeszła kobieta, a spostrzegając wodniaka zareagowała nieco nerwowo, albowiem pamiętała opowieści ludzi trudniących się żeglugą o atakach wodników na ich transporty. Również on zachował się nieco niepewnie gdy wyczuł jej nastawienie, zdawał sobie sprawę że przez pewne czyny innych jemu podobnych wśród powierzchniowców nie są mile widziani. Zapanował dość krótki impas.

Tiria i Gonael

Ściemniało się i nie było w tym krzty przesady, że w ciemnościach zdolność anioła jaką było latanie stawała się mniej skuteczna, jeśli idzie o poszukiwania ludzi w lasach. Ivyet jeśli żyła, mogła być gdziekolwiek w tym cholernym lesie, a jeśli zabłądziła to coraz bardziej oddalała się od domu. Wtedy poszukiwania z pewnością spalą na panewce. Było trzeba działać, ale Reeva zabroniła więc było trzeba czekać. Oczekiwania mogła umilić rozmowa, krótki posiłek lub złamanie polecenia. Czas na powrót kobiety z jej towarzyszem się wydłużał, a z pewnością to nie wróżyło dobrze.

W dodatku, jakby było mało kłopotów z kierunku morza w kierunku lądu zbliżała się burza. Na razie była daleko, ale wiatr się wzmagał z każdą chwilą, a co za tym idzie lot Gonaela również nie będzie najłatwiejszy. Pamiętał z domu tych którzy chcieli ścigać się ze zbyt potężnym wiatrem, połamane skrzydła to było najmniejsze zmartwienie bowiem kości się zrastały. O wiele gorzej było jeśli cyrulik zdecydował że należy je amputować.

Tiliar oraz Jepth

Biegli jakby goniło ich stado rozsierdzonych demonów, a rzecz ściślej ujmując fauny nie wiele się od nich różniły. Słyszeli za sobą hałas przedzierających się ścigających, słyszeliście również ich nawoływania w ich własnym języki. Krzyczeli nie tylko do siebie, ale również do leśnych zwierząt. Kiedy na drodze Tiliara pojawił się wilk, ten bez zastanowienia rzucił się na niego z zębami rozszarpując mu kark. Jepth bez słowa minął ich biegnąc dalej, wyciągając nogi tak bardzo jak tylko potrafił. Gdzieś nad jego głową zahuczała sowa, dając znać pościgowi dokąd biegniecie. Gdzieś w oddali coś zapiszczało z kolei myląc ścigających rozrywając ich na dwie grupy. Cokolwiek za zwierz to był, dziękowaliście mu w duszy iż nie współpracował z tymi cholernymi faunami.

Bieg trwał i trwał, w końcu zmęczeni wypadliście na jego skraj. Dyszeliście jakbyście przebiegli maraton, a szczególnie marl w swej nieporęcznej masce. Gdyby tylko był na swej rodzinnej wyspie, wśród trujących inne istoty drzew, a on mógł odetchnąć pełną piersią pokazałby wszystkim jak się biega. Dobrze że chociaż wychował się w lasach, to sprawiło że jego potknięcia o korzenia były naprawdę sporadyczne. Koczowisko było pogrążone w ciszy, większość istot spało już od dobrych kilku godzin, tylko ludzie generała Griffa patrolowali jego granice z pochodniami w dłoniach. Kiedy was spostrzeżono wszczęto alarm, żołnierze zaczęli się zbiegać ze wszystkich stron i wyskakiwać z namiotów w samej bieliźnie, ale z mieczami w dłoni. Dopiero kiedy zauważono iż to wy, alarm odwołano. Generał i tak nie spał bo został zaalarmowany jako pierwszy, stanął przed wami z toporem i w pełnej zbroi. Gnoll wyszczerzył kły.
- Co tu się odjebało? – warknął na dwójkę mężczyzn.

Azriel i Tehanu

- Muszą. – odpowiedziała driada kotołakowi – Musicie powiedzieć moim siostrom, że to nie Griff zabija driady, a ten przeklęty mag i fauny. Musicie się pośpieszyć bowiem planowały atak na koczowisko. Biegnijcie najlepiej prosto do nich, mieszkamy na północ od obozu.

A potem ruszyliście odzyskać co swoje.
Za jaszczuroludziem oraz marlem pobiegło nie tak wiele faunów jak się na początku wydawało, albowiem większa grupa została. Pewnie spała, bowiem w ich rozmowach słychać było niedowierzanie i szok, bowiem raczej nie przypuszczali że ktoś będzie w stanie im uciec. Czy tamta dwójka została złapana na razie nie było wiadomo. Dzieci były wystraszone, ale słuchały się was bardziej niż rodziców. Chyba przypuszczały że jeśli dojdzie do walki lepiej jest mieć po swojej stronie.

Magazyn był dziuplą w starym, ogromnym dąbie w którym z powodzeniem zmieściłyby się dwa wozy i zaprzęg. Jedno wejście, przed nim strażnik. Magazyn na zdobyczny sprzęt wręcz doskonały, niestety wam się nie spodobał. W dodatku dąb był centrum obozu, a wokół kręcili się obudzeni ucieczką więźniów faunowie przeklinając w sobie tylko znanym języku. Jeżeli nie byliście samobójcami, musieliście sobie odpuścić odzyskanie swoich rzeczy. Na otarcie łez waszą uwagę zwróciło inne drzewo, stało nieco na uboczu i nie było przez nikogo pilnowane – jego wnętrze także było wydrążone. W środku paliło się coś na kształt paleniska. W środku spały dwa kozły, a przy łóżkach mieli swoją broń. Potężny dwuręczny topór z jednym ostrzem oraz mniej mniejszy tasak bojowy. W prowizorycznym domostwie poza bronią znajdowały się też skóry zwierząt, pergaminy zapisane nieznanym językiem oraz zszyte całkiem przykładnie ubrania, niestety pasowały tylko na Azriela, bowiem na Tehanu były o wiele za duże.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 24-04-2016, 11:46   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tiria z niepokojem przyglądała się zmianom jakie zachodziły na zewnątrz. Nadchodząca burza oraz noc, niezbyt korzystnie wpływały na ich szansę odnalezienia elfki. Z wyraźną niechęcią zamknęła drzwi z powrotem, by nie wpuszczać do środka chłodnych powiewów. Powrót do rozgrzanego pieca wydawał się wyjściem nie dość że przyjemniejszym, to i rozsądniejszym. Problem w tym, że demonica coraz bardziej niepokoiła się o zgubę i najchętniej byłaby teraz tam, w lesie, szukając Ivyet.
Gonael przeniósł wzrok z otworu, w którym zniknęła Reeva, na Tiri.
- Myślisz o tym samym, co ja? - spytał. - Chcesz tu siedzieć i czekać nie wiadomo na co?
Dziewczyna obdarzyła go jednym z tych nielicznych ostatnio uśmiechów i pokręciła głową.
- Powinniśmy poczekać - rzuciła, głównie jednak po to by uspokoić sumienie. - Tyle, że nie bardzo mam na to ochotę. Nie wiadomo co z Ivyet, a ta burza nie wygląda za dobrze. Jeżeli Reeva i Set zaraz nie wrócą może się okazać, że nie damy rady wyjść na poszukiwania.
- Szkoda, że psa nie mamy - mruknął Gonael. - A nuż by ją wytropił... Może jednak się ruszymy?
Nie dało się ukryć, że ten pomysł bardziej jej pasował niż spędzenie kolejnych minut czekając, aż wróci pozostała dwójka. Tym bardziej, że nie było wiadome ile dokładnie zajmie im to, czym obecnie się zajmowali. Rzuciła szybkie spojrzenie na otwór w podłodze, ot co by upewnić się, że nie wybrali sobie akurat tej chwili na powrót.
- Wypadałoby sprawdzić przynajmniej najbliższą okolicę - mruknęła, łapiąc za róg, bowiem myśl o sprzeciwieniu się rozkazowi Reevy była co prawda kusząca, ale i niosła ze sobą ryzyko wystawienia się na późniejsza złość kobiety.
- Tylko to nam pozostaje - stwierdził anioł. - Wiatr się wzmaga, a jak lunie, to trudno będzie znaleźć cokolwiek, o elfce nie mówiąc.
Zdecydowanie przyjemniej byłoby siedzieć w chacie i słuchać wyjącego za oknem wiatru, ale pozostawienie elfki na pastwę losu jakoś nie mieściło mu się w głowie.
- Zostawmy im wiadomość i chodźmy - dodał.
Skinęła głową na zgodę, sięgając do torby po przybory do pisania, które zawsze miała ze sobą. Stworzenie krótkiej notki nie zajęło dużo czasu. Podobnie jak znalezienie zardzewiałego gwoździa i przybicie jej do ściany przy drzwiach, tak żeby łatwo ją było dostrzec.
- To powinno wystarczyć - oświadczyła, przyglądając się krytycznie swojemu dziełu. Informacja była zwięzła, ledwie parę słów w których demonica powiadamiała pozostałą dwójkę, że wraz z aniołem wyszli zrobić krótki zwiad. Tiria wątpiła by zabawili długo. Ryzyko dla skrzydeł Gonaela było zbyt duże przy silnym wietrze. Co prawda mogli sprawdzić teren poruszając się pieszo, to jednak wątpiła by jej towarzysz był szczególnie z tego pomysłu zadowolony.
- Ty dołem, ja górą? - upewnił się anioł, zamykając starannie drzwi. - Nawet na moment nie spuszczę cię z oczu - dodał. - Tylko wybieraj mniej zadrzewioną trasę - poprosił.
Skinęła głową, ciaśniej otulając się płaszczem. Po ciepłym wnętrzu chaty, podmuchy wiatru wydawały się jakby chłodniejsze, niż faktycznie były.
- Uważaj na siebie - rzuciła zwyczajowo, zastanawiając się przy tym, czy nie byłoby rozsądnie rzucić na niego zaklęcie zbroi. Po namyśle zrezygnowała jednak. W końcu nie szykowali się do walki tylko do poszukiwań. Nie znaczyło to jednak, że nie zamierzała skorzystać z magii. Światło było w tych warunkach przydatnym dodatkiem, szczególnie takie, które nie gasło pod wpływem panujących warunków atmosferycznych. Co prawda stawała się dzięki temu bardziej widoczna, jednak i to miało zarówno dobrą jak i zła stronę medalu. Gonael mógł ją dzięki temu lepiej widzieć, a i ona miała szanse dostrzec więcej szczegółów wokół siebie. To, że przy okazji stawała się także łatwiejszym celem dla ewentualnego przeciwnika było złem koniecznym. Pozostawało liczyć na to, że jej anioł dostrzeże zagrożenie, zanim to stanie się realnym.

Teren wokół chaty był pagórkowaty i ozdobiony pojedynczymi drzewkami, które dość szybko przechodziły w pełnoprawny las. To właśnie w tamtym kierunku skierowała swe kroki Tiria, uważnie się przy tym rozglądając.


Gonael wzbił się w niebo. Dopóki wiatr nie był zbyt silny, mógł bez problemów towarzyszyć Tiri i równocześnie, z góry, obserwować nieco większy obszar. Problem jednak na tym polegał, że w lesie owa przewaga wysokości nie na wiele się zdawała. Tiri była dość dobrze widoczna, ale gdyby ją stracił z oczu... Dlatego też nie odlatywał zbyt daleko w bok. Tego by jeszcze brakowało, by i jego demonica gdzieś przepadła.

Drzewa nie rosły zbyt blisko siebie, dzięki czemu nie było trudno przedzierać się między nimi. Niestety nawet przy magicznym świetle nie udało się Tirii dostrzec żadnych śladów elfki. Nawoływanie zaś wydało się dziewczynie niezbyt mądrym pomysłem, chociaż skusiła się, by raz czy dwa razy zaryzykować. Niestety odzewu nie uzyskała, ani też żadnych śladów nie udało się jej znaleźć. W końcu zrezygnowana zaczęła zawracać. Nie było sensu by dłużej włóczyć się po lesie. Na tropieniu się nie znała, robiło się ciemno, w dodatku zdążyła nieco zmarznąć, a w chacie czekał cieplutki piec. Istniała także szansa na to, że Reeva z Setem nie zdążyli wrócić i ta mała eskapada zostanie jej i Gonaela tajemnicą.
Gdy Tiri zawróciła, Gonael natychmiast poszedł w jej ślady.

Na szczęście tym razem nie musieli krążyć, więc droga powrotna nie zajęła im tyle czasu, co wędrówka w poszukiwaniu zaginionej elfki. Po paru minutach oczom Tiri ukazały się opuszczone chaty wioski, a wśród nich i chata Ragnara, z komina której unosił się targany podmuchami wiatru dym.
Gonael, który w niezbyt przyjemny sposób odczuwał coraz mocniejsze podmuchy wiatru, wylądował ledwo łąka zastąpiła las.

- Jak dobrze być w domu - powiedział anioł, otwierając drzwi do chaty.
Demonica nie czekała by skorzystać z zaproszenia do tego, by znaleźć się w cieple. Wchodząc zadbała także o to, by pozostawiona przez nią wiadomość, zniknęła. Ostatnie czego by chciała to tłumaczenie Reevie dlaczego zignorowali jej polecenie. Niby nie byli oddziałem, ale…
- Domem bym tego nie nazwała, jednak zdecydowanie lepiej w środku niż na zewnątrz - stwierdziła, kierując się wprost do pieca, po drodze zdejmując płaszcz i rzucając gdzieś w okolicy posłania. Jej zwyczaje nie uległy zmianie.
- Zjesz coś, wypijesz? - spytał Gonael, podnosząc płaszcz Tiri i wieszając na jednym z wbitych w ścianę gwoździ..
Pokręciła głową. Zazwyczaj nie była głodna, a już w szczególności gdy coś zajmowało jej myśli tak jak w tej chwili.
- Zostały jeszcze jakieś jabłka? - zapytała tylko, bowiem na te owoce, jak zwykle zresztą, ochotę miała zawsze, bez względu na warunki. Jej spojrzenie ześlizgnęło się na dziurę w podłodze. Była trochę ciekawa co też ich towarzyszom zajmuje aż tyle czasu i czy na pewno nie powinni zejść i sprawdzić co z nimi. Powstrzymywała ją jednak wizja reakcji Reevy. Już i tak ostro narazili się tej kobiecie.
- Parę - odparł Gonael, po czym wyciągnął z plecaka największe jabłko, jakie znalazł. Dalekie od doskonałości, ale na bezrybiu i rak ryba. - Mam jeszcze trzy czy cztery - pocieszył Tiri. - No i parę kropli jabłecznika też zostało - dodał tytułem zachęty.
Nie czekając na odpowiedź dorzucił trochę drew do dogasającego ognia.
Tiria zaś zajęła się podanym jabłkiem i jedynie kiwała głową, wyrażając tym zarówno przyjęcie wiadomości o kończącym się zapasie jej smakołyków, jak i wyrażając ochotę na skorzystanie z posiadanego przez nich jabłecznika.
- Ciekawe co im zajmuje tyle czasu - wypowiedziała swoje myśli na głos, gdy tylko ostatni kawałek owocu zniknął z jej dłoni. - Może powinniśmy jednak zejść i sprawdzić?
Wyraźnie miała dzisiaj dzień pakowania się w kłopoty, bo bez wątpienia tym by się zakończyło kolejne złamanie nakazu Reevy. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że niepokoiła się o los towarzyszy. Jedna osoba z ich grupy zaginęła, dwie pozostałe nie spieszyły się z powrotem, nie było wiadome co z drugą grupą i Tahalem… Wszystko szło jakby nie tak, zupełnie jakby coś uparło się by uprzykrzyć demonicy tą podróż w jak największym stopniu. Przynajmniej jednak Gonael, jak zawsze zresztą, był przy niej, za co został obdarowany kolejnym uśmiechem. Bez wątpienia była dzisiaj niezwykle hojna w ich rozdawaniu.
- Może po prostu zamkniemy drzwi na cztery spusty i zejdziemy na dół? - zaproponował Gonael. Był świadom rozterek, jakich doświadczała Tiri. Poza tym również zastanawiał się, co - na Rozdarcie - mogło tamtych zatrzymać na tak długo. No chyba że potrzebowali kilku chwil samotności.
Ale lina? Tego by brakowało, gdyby ich naszli w takim właśnie momencie...
Dorzucił parę kolejnych kawałków drewna do ognia, po czym spojrzał na demonicę.
Nie dało się ukryć, że propozycja Gonaela bardzo Tirii spasowała, jednak pokręciła głową przecząco.
- Najwyraźniej mają powód do tego żeby tkwić tam tak długo. Nie byliby szczęśliwi gdybyśmy im przeszkodzili - odparła niechętnie.
- W takim razie... - Gonael zablokował drzwi, podpierając je solidnym kawałkiem deski. - Możemy sobie wygodnie usiąść i poczekać.
Pomysł nie był zły i demonicy nie zabrało dużo czasu by się do niego przekonać. Co prawda niedosyt tyczący się tego co do tej pory zrobili w kwestii odnalezienia elfki tkwił gdzieś w odmętach myśli, od czasu do czasu dając o sobie znać, to jednak nie było wiadomo kiedy znowu trafi im się kolejna chwila spokoju i samotności. Wtulenie się w anioła dodatkowo zagłuszyło niechciane igiełki wyrzutów sumienia, a jego skrzydła całkiem odcięły owym wyrzutom dostęp. Bez wątpienia przyjemnie było poudawać przez parę chwil że są tylko we dwoje, że są bezpieczni, a przyszłość która ich czeka wcale nie jest niepewna.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-04-2016, 21:24   #120
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Śledził obcego korzystając z dobrodziejstw drugiej, przezroczystej powieki pod wodą. W ostatniej chwili powstrzymał się przed machnięciem łapą. Pewnie i tak by nie zdążył. Nie z osobnikiem tej rasy. Szczęśliwie, ten akurat nie był agresywny. Skinął głową zgadzając się na rozmowę na powierzchni.
Po wynurzeniu się trochę zaskoczyła go obecność Reevy. Albo szybko wróciła, albo on sam strasznie długo zabawił pod wodą. W każdym razie musiał działać. Wodniaki nie miały dobrej opinii wśród ludzi.
Podniósł rękę w jej kierunku w geście zachowania spokoju.
Zła odpowiedź mogła teraz dużo zepsuć, a tego trzeba było za wszelką cenę uniknąć.
- Ona jest ze mną - tonem zapewnienia odpowiedział wodniakowi. Zasugerował tym samym, że oczywistą sprawą jest, że Saurio drugiego pływaka traktuje jak kogoś, kogo tu się spodziewał.
- Co do Ragnara, to jesteśmy właśnie od niego, ale pośrednio. Nie mieliśmy z nim od dawna kontaktu - zrobił kwaśną minę. Liczył, że Reeva nadąży za jego grą. Liczył na pozytywną reakcję wodnego humanoida, gdyż jak do tej pory w niczym nie skłamał. Z pewnego punktu widzenia.
Reeva nie zbliżył się do nich i tylko spojrzała na kompana nieco zmieszana. Zabrała dłoń od rękojeści miecza do której ta zawędrowała gdy tylko kobieta dostrzegła wodnika. Ograniczyła się więc jedynie do obserwowania obu mężczyzn z niewielkiego dystansu.

- To świetnie! - powiedział wodnik - Chyba świetnie. Macie składniki? Ciężko teraz z nimi u nas, od czasów Rozdarcie źle się dzieje w naszych miastach. Ale nie ważne. Macie składniki? - kiedy usłyszał że jesteście od Ragnara wodniak zaczął przypominać nie mogącego doczekać się gwiazdki chłopca.

Złotowłosa uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Seta z miną mówiącą "no proszę, kombinuj jak już zacząłeś". Wyraźnie była ciekawa tego co wymyśli jej towarzysz.
- Nie mamy składnika - pokręcił głową. - Nawet nie mamy pojęcia o czym mówisz. Ragnar nas w to nie wtajemniczał. Nasze zadanie… - spojrzał w kierunku Reevy jakby szukając pozwolenia. - Polega w dużym skrócie na zamknięciu Rozdarcia.

Wodniak zamyślił się, zapatrzył na was i tak wodził wzrokiem, to z Reevy, to na Seta.
- Ja wiem że Ragnar miał niewybredny humor, ale to już przesada. Ten stary brodacz musiał wam ufać skoro was tu przysłał, ale Rozdarcia nie da się zamknąć, to bajeczka dla małych dzieci by miały nadzieję że nie zeżrą ich potwory jak będą duże. Z resztą nawet jeśli… - zaczął mędrkować - Nawet jeśli, to w naszym świecie jest już tyle tych bestii że spokojnie za kilka pokoleń nas wytępią. A w dodatku się mnożą jak króliki.

- Uważasz więc, że mamy się poddać?
- zapytał. - Ani nam się śni. Czy zamknięcie Rozdarcia to bajka czy nie, zamierzamy się przekonać osobiście. Jeśli chodzi o późniejsze poradzenie sobie z potworami… To jestem przekonany, że da się je wybić do nogi. Ale najpierw z jednym zmartwieniem sobie poradźmy - uśmiechnął. - Natomiast wracając do Ragnara, to jak już mówiłem, nie znaliśmy go bezpośrednio. Do jego chaty skierował nas pewien niziołek, natomiast tutaj znaleźliśmy się w efekcie naszych poszukiwań. Skoro jednak problem potworów dotyka każdej z ras, to w ramach pomocy mógłbyś nam wyjaśnić, czym tak naprawdę się Ragnar zajmował?

Westchnął przeciągle.
- A więc nic o nim nie wiecie. Cóż, nie było go już tu pewnie kilka lat, więc pewnie nie żyje. Miał tupet budując dom na wejściu do jaskini, a jeszcze większy tupet że na jej końcu znajdował się mój dom - zachlapał rękami w wodzie - Z początku myślałem że to on, zazwyczaj wrzucał jedno z tych światełek do wody i to był znak że przyszła dostawa. Wiesz, mieszkam kawałek od miasta i tam składniki ze stworzeń z Rozdarcia są bardzo pożądane i bardzo rzadkie. No i nie każdego stać na wywar oddechowy, by wyjść na ląd i nazbierać kwiatków. A więc miałem z Ragnarem umowę. On mi dostarczał miksturek, składników i tak dalej, potem też nauczyłem go kilku receptur, a w zamian dostawał składniki niedostępne na lądzie, rosnące na dnie oceanów i mórz. Ręka rękę myła. To w skrócie tyle. Pewnie nie chcecie zarobić i przejść się po łące po kilka worków roślinek?

Saurio spojrzał na Reeve.
- Jak sądzisz, mamy czas na side-questa?
Reeva na jego słowa parsknęła śmiechem, który echem rozniósł się po jaskini.
On wrócił do niecodziennego rozmówcy.
- Pomożemy ci - wyciągnął do niego rękę - Tylko więcej szczegółów, bo to nie jest pora na sianokosy.
- No to możemy mu poszukać tych ziół jak pójdziemy szukać Ivyett - odparła kobieta jednocześnie informując o problemie jaki miała przecież przekazać Setowi. - Bo tak, elfka się zgubiła - dodała Reeva z gorszym humorem.
- Ech… - westchnął przymykając oczy. - Jak widzisz, mamy napięty harmonogram - rzekł do wodniaka - więc powiedz czego chcesz i jeśli będzie sposobność to ci to dostarczymy. Przy okazji, jestem Set, a ta kobieta w pełnej zbroi to Reeva.

- Świetnie! – ucieszył się wodniak – Jestem Rustam. A więc słuchajcie czego potrzebuję. Worek bellisa, worek owoców sorbusa, dwa worki trifolium i kosz fomesa. Mam nadzieję że macie większe pojęcie o ziołach od Ragnara, jego pierwsze dni jako mój pracownik były ciężkie. Musiałem opisywać dokładnie każde zielsko, a czasem nawet rysować. Próbujcie coś narysować mając błonę między palcami!

- To twój szczęśliwy dzień. Jaszczur zna się doskonale na zielsku
- stwierdziła kobieta.

- Cieszę się. Bałem się że jest najemnikiem który ma mnie zarżnąć, tak jak robią jemu podobni. A są wynajmowanie przez ludzi tobie podobnych. Jak dobrze że jesteście inni. Aha, żeby była jasność, nigdy nie napadłem na żaden statek. Moi swojacy są w tych sprawach jednomyślni. Lepszy handel od narażania życia.

- Zdrowe, kapitalistyczne podejście -
pochwalił Saurio. - W takim razie czas ruszyć cztery litery - podpłynął do brzegu i wgramolił się na niego. - Damy radę cię przywołać bez ponownego moczenia się? - zapytał jeszcze.

- Oczywiście. Wrzućcie światełko do wody, a ja sobie wypłynę ze schronienia i do was podpłynę.

Reeva na wspomnienie o moczeniu przypomniała sobie o kocu który trzymała pod pachą. Podeszła do Seta i rozkładając materiał podała mu by się okrył.
- Choć ogrzejesz się przy ogniu zanim wyruszymy - powiedziała kobieta a w jej głosie dało się wyczuć troskę o jaszczura.
- Dzięki - odpowiedział krótko wpatrując się w nurkującego wodniaka. Spotkanie o tyle niespodziewane o ile udane. Był zadowolony, że zdecydował się popływać. Wtulił się w koc. Teraz po wyjściu z wody zrobiło mu się na powrót zimno. Zapobiegawczość Reevy ratowała go pewnie teraz od przeziębienia.
- Rustam może nas zaopatrzyć w kilka specyfików, które choć wolałbym nie mieć do tego okazji, będą mogły nawet uratować nam życie - powiedział do kobiety, kiedy szli już z powrotem do chaty. - Mogę zdobyć wiele ziół wodnych, ale niektóre rosną na głębokości dla mnie niedostępnej, bądź bardzo trudnej do osiągnięcia. Poza tym… - chciał coś dodać, ale odpuścił. Jeszcze przyjdzie na to czas.
Musiał szybko się ogarnąć przy kominku. Zagubiona elfka mogła pokrzyżować im szyki.
 
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172