Waightstill czuł, że napięcie zostało rozładowane. W rubasznym nastroju wszedł za Maurice'm do chaty, słuchając, co ten ma do powiedzenia. Już miał obrócić w żart uwagę Maurice'a o zającu, gdy wycie z klatki odwróciło jego uwagę - Co się dzie... Marwaldzie! - krzyknął, gdy ujrzał druha leżącego bez czucia na ziemi. Rzucił się w kierunku zamieszania i wtedy ujrzał TO. Potwór wewnątrz miotał się jak oszalały. Rzut oka - Victoria zajęła się Marwaldem, zatem był bezpieczny - i Waightstill mógł skupić się na tym, co działo się w klatce. Reszta zabrała się już za ostrzał stwora. Jakże im w tej chwili Waightstill zazdrościł. W skrytości ducha sam chciał umieć tak dobrze strzelać. Niestety, mimo, że ciągnął za sobą na wyprawę kuszę, w obecnych warunkach nie był w stanie nawet się nią posługiwać - była dla niego jak zabawka. Póki bestia była uwięziona, bał się użyć halabardy, by nie rozwalić więzienia Seliny, które i tak już trzeszczało. Krążył wokół zdenerwowany, z halabardą w garści, gotów w każdej chwili zadać cios, gdyby potwór zdołał się uwolnić. Baczył, by nie zasłaniać pola do ostrzału. |