Niewielka dolina otoczona była ścianami, tak stromymi, że wprawni wspinacze mieliby spore trudności, by je sforsować.
Część dolinki zajmowały resztki pól uprawny i sadu, był też niewielki zagajnik.
Znaczną część doliny zajmowało jezioro.
Nie to jednak zwróciło uwagę Elayne.
- Można już ściągnąć te opaski? - do jej uszu dobiegł niepewny głos Parosa.
- Tak, tak - potwierdziła elfka, która na moment zapomniała o swych towarzyszach.
- Na wszystkie demony! Mapa nie kłamała?! - powiedział Paros, gdy już ściągnął szmatę zasłaniającą mu oczy. Zeskoczył z wierzchowca i z jego łba ściągnął koc.
- O nie, nigdy więcej takiej podróży. - Głos Maela był bardzo słaby, a jego twarz - blada jak śnieg.
- Będziesz musiał, chyba że chcesz tu zostać do końca życia - odparł Paros znacznie weselszym tonem. Widać otrząsnął się szybciej, niż jego starszy towarzysz. - Idę zmyć z siebie ślady tej podróży.
Mael obrócił się odruchowo, lecz za plecami ujrzał jedynie skalną ścianę, ozdobioną dwoma pylonami.
- Szlag by to... - W głosie Maela brzmiał wyraźny żal, że dał się namówić na tę eskapadę.
- Udało się raz, uda i drugi - pocieszył go Paros.
Gdy zbliżyli się do wyrastającej z wody budowli bez trudu zauważyli, że zamek chwile największej świetności miał już za sobą.
Emanowała z niego aura opuszczenia i samotności.
W środku prowadzącego do budowli mostu ziała szeroka dziura - efekt działania (co Elayne natychmiast zauważyła) potężnej magii.
Przedostać się można było, na piechotę. Jeśli oczywiście chcieli zamek zwiedzić.
- Rozsiodłam konie - zaproponował Paros.
Mael tylko skinął głową. Oparty o kamienną balustradę wpatrywał się w zamkniętą bramę zamkową.