Lanoreth był zszokowany sytuacją - a tylko wyjątkowe zdarzenia mogły doprowadzić go do takiego stanu. Gdy tylko udało mu się spokojniej odetchnąć, na scenę wydarzeń wbiegł Keoma, poszarpany, bez bransolety... Zanim Strażnik zaczął się martwić o człowieka, jego logiczny umysł począł przypominać o pytaniach pozostających bez odpowiedzi. "I gdzie on był ten cały czas? Gdzie jego rzeczy i bransoleta?" - myślał.
Wahał się, na co powinien zareagować - magiczne przemienienie dziewczynki, budzącą się Viv, stojących obok i nie bardzo zorientowanych, co się dzieje przybyszów, czy też jak zawsze wrzeszczącego Keomę? Po chwili zastanowienia wybrał ostatnią opcję. Dziewczynką z pewnością zajmie się Hael, Viv i tak nie do końca jest przytomna, dwaj "nowi" - jak przypuszczał Strażnik - wyglądali na takich, którzy przez najbliższą chwilę nie zejdą na ziemię. Za to Keomą musiał zająć się on, jeśli nie chciał, by wybuchła kolejna kłótnia w grupie.
Westchnął głęboko i odwrócił się do mężczyzny. Starał się opanować rzekę pytań, która najchętniej wypłynęłaby z jego ust w kierunku Keomy.
- Do tego pewnie zaraz razem postaramy się dojść. Zaraz po tym, jak ty powiesz nam, co ci się stało. Gdzie byłeś? Kto cię tak urządził? - Lanoreth wypowiedział to tonem przyjaznym, acz ciekawym. Patrzył pytającym wzrokiem na mężczyznę i czekał na odpowiedź. |