Idąc w stronę nieznajomego, Connor mrużył oczy i zasłaniał usta rękawem bluzy. Na niewiele się to zdawało - paskudny smród był tak intensywny, że przebijał się nawet przez detergent, którym pachniał materiał. Chciało mu się rzygać i dwa razy nawet musiał siłą woli zawrócić wracający, przemielony sokami żołądkowymi batonik proteinowy, by został na swoim miejscu. Zaskakujący był fakt, że przeszli tylko kawałek, a pomruk burzy zdawał się być bardzo odległy, jakby zostawili ją co najmniej kilka kilometrów za sobą. Nic się tutaj kupy nie trzymało, a miejsce, w którym utknęli zdawało się mieć własną czasoprzestrzeń. Zresztą, nie od teraz Mayfield miał takie przemyślenia.
Gdy w końcu zbliżyli się z Nickiem do osobnika we mgle, przyszło kolejne zaskoczenie. Umazany krwią, nagi, nieobecny... stał przed nimi Bruce. Ten sam Bruce, który zamienił się w krwawą mgiełkę po wejściu do namiotu-pułapki. Wyraz twarzy Conna, gdy zobaczył Paqueta, mówił sam za siebie. Był nieskalany inteligencją.
Pierwsze, co Mayfield pomyślał: niemożliwe. Przecież on zginął... Ale co było tutaj niemożliwe? To, że jakieś jelenio-humanoidy na nich polowały? Że zwłoki ożywały? Że zamieniony w grzankę Indianiec się regenerował? Oczywiście, wszystko było niemożliwe. Jak sam skurwysyn. Przez dłuższą chwilę strażak wpatrywał się w kumpla, który zginął na jego oczach, wypatrując jakichś sztuczek, które jednak rozwiałyby wątpliwości co do tego, że Bruce naprawdę żyje. Że znowu los rzucił ich w jakiś porąbany wir wydarzeń, żeby zagrać im na umysłach. Nic takiego jednak nie znalazł. Bruce wrócił do życia. Jakoś. A może wcale nie zginął, tylko tak miało to wyglądać? Mayfield już miał się odezwać, gdy ciszę nocy przerwał rozdzierający krzyk Paqueta. Odruchowo zasłonił uszy i się skrzywił, a gdy brat Ange przestał się drzeć, jego spojrzenie wydało się Connowi inne. Bardziej obecne. Jakby właśnie jakiś duch pozwolił mu odzyskać kontrolę nad własnym ciałem i świadomością.
- Bruce? To naprawdę ty? - Zapytał z niedowierzaniem, marszcząc brwi. Nie podchodził jednak bliżej. -
Słuchaj, nie wiem, co tu jest grane, ale... widziałem, jak umierasz, a teraz... stoisz przed nami... Jeśli nie zginąłeś w tym namiocie, to gdzie do cholery byłeś? Opowiadaj.
Po tych słowach Mayfield zrzucił plecak i wygrzebał swoje zapasowe ubrania, podając je Paquetowi.
- Trzymaj, ubierz się. Pewnie trochę za duże, ale lepsze to, niż świecenie przyrodzeniem na lewo i prawo. Jeszcze tego by brakowało, żeby twoja siostra zobaczyła cię paradującego na golasa po powrocie do żywych. To by dopiero była w szoku. - Pokręcił głową i spojrzał na Nicka. -
No ale dość gadania... opowiadaj, gdzie byłeś i co tu do cholery się wyrabia.
Mayfield słuchał Bruce'a, jednocześnie mając go na oku. Nie mógł być przecież pewien, że Paquet nie zamieni się w bezrozumne zombie, jak Mount. Na wszelki wypadek pozostał czujny i z nożem w gotowości.