Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2016, 19:34   #159
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Idąc w stronę nieznajomego, Connor mrużył oczy i zasłaniał usta rękawem bluzy. Na niewiele się to zdawało - paskudny smród był tak intensywny, że przebijał się nawet przez detergent, którym pachniał materiał. Chciało mu się rzygać i dwa razy nawet musiał siłą woli zawrócić wracający, przemielony sokami żołądkowymi batonik proteinowy, by został na swoim miejscu. Zaskakujący był fakt, że przeszli tylko kawałek, a pomruk burzy zdawał się być bardzo odległy, jakby zostawili ją co najmniej kilka kilometrów za sobą. Nic się tutaj kupy nie trzymało, a miejsce, w którym utknęli zdawało się mieć własną czasoprzestrzeń. Zresztą, nie od teraz Mayfield miał takie przemyślenia.

Gdy w końcu zbliżyli się z Nickiem do osobnika we mgle, przyszło kolejne zaskoczenie. Umazany krwią, nagi, nieobecny... stał przed nimi Bruce. Ten sam Bruce, który zamienił się w krwawą mgiełkę po wejściu do namiotu-pułapki. Wyraz twarzy Conna, gdy zobaczył Paqueta, mówił sam za siebie. Był nieskalany inteligencją.


Pierwsze, co Mayfield pomyślał: niemożliwe. Przecież on zginął... Ale co było tutaj niemożliwe? To, że jakieś jelenio-humanoidy na nich polowały? Że zwłoki ożywały? Że zamieniony w grzankę Indianiec się regenerował? Oczywiście, wszystko było niemożliwe. Jak sam skurwysyn. Przez dłuższą chwilę strażak wpatrywał się w kumpla, który zginął na jego oczach, wypatrując jakichś sztuczek, które jednak rozwiałyby wątpliwości co do tego, że Bruce naprawdę żyje. Że znowu los rzucił ich w jakiś porąbany wir wydarzeń, żeby zagrać im na umysłach. Nic takiego jednak nie znalazł. Bruce wrócił do życia. Jakoś. A może wcale nie zginął, tylko tak miało to wyglądać? Mayfield już miał się odezwać, gdy ciszę nocy przerwał rozdzierający krzyk Paqueta. Odruchowo zasłonił uszy i się skrzywił, a gdy brat Ange przestał się drzeć, jego spojrzenie wydało się Connowi inne. Bardziej obecne. Jakby właśnie jakiś duch pozwolił mu odzyskać kontrolę nad własnym ciałem i świadomością.
- Bruce? To naprawdę ty? - Zapytał z niedowierzaniem, marszcząc brwi. Nie podchodził jednak bliżej. - Słuchaj, nie wiem, co tu jest grane, ale... widziałem, jak umierasz, a teraz... stoisz przed nami... Jeśli nie zginąłeś w tym namiocie, to gdzie do cholery byłeś? Opowiadaj.

Po tych słowach Mayfield zrzucił plecak i wygrzebał swoje zapasowe ubrania, podając je Paquetowi.
- Trzymaj, ubierz się. Pewnie trochę za duże, ale lepsze to, niż świecenie przyrodzeniem na lewo i prawo. Jeszcze tego by brakowało, żeby twoja siostra zobaczyła cię paradującego na golasa po powrocie do żywych. To by dopiero była w szoku. - Pokręcił głową i spojrzał na Nicka. - No ale dość gadania... opowiadaj, gdzie byłeś i co tu do cholery się wyrabia.
Mayfield słuchał Bruce'a, jednocześnie mając go na oku. Nie mógł być przecież pewien, że Paquet nie zamieni się w bezrozumne zombie, jak Mount. Na wszelki wypadek pozostał czujny i z nożem w gotowości.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline